Dzień 10 - Czarna koszula [Włochy]
Dzień dobry, aby nie robić długich wstępów, notka ogólna jest pod tekstem.
Temat w oryginalne wymagał ode mnie mniej pracy, niż postanowiłam wykonać. Bo zainteresowawszy się nim, wolałam ukazać inny kontekst tytułowej czarnej koszuli - symbolu Włoskiego faszyzmu, o wiele bardziej rozbudowany niż zakładało zamówienie. Wolałam ukazać to w szerszym kontekście.
I dodatkowo zależało mi na pokazaniu, że Włoch nie tworzy jedynie Feliciano.
Opowiadanie jest na zamówienie tremtis! Więc jeśli jakimś cudem nadal tu jesteś, to pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie!
.
Feliciano pierwszy raz ubrał czarną koszulę
Szczupły brunet przejechał dłonią po materiale czarnej koszuli, wygładził go i zerknął w lustro. Jego oczy były puste i bezuczuciowe, dłonie znacznie smuklejsze niż kiedykolwiek, włosy zdały się zmatowieć.
Czuł się przygnieciony przez winę, jaką był udział w wojnie. Był powodem śmierci, jako kraj sześciuset tysięcy swoich poległych obywateli i był ofiarą niewiarygodnego cierpienia ich rodzin, które jako kraj współodczuwał.
Związki weteranów w pewien dziwny sposób koiły jego ból. Udawał tam rzecz jasna po prostu młodego chłopaka, któremu wręczono karabin w Wielkiej Wojnie, słuchał i mówił, pozbywając się wszechobecnego poczucia beznadziei.
Był tam jedynym z wielu żałobników, dawnych współuczestników nieludzkiej tragedii, jaką była wojna. W tłumie mógł po prostu być ludzki w najprostszy tego sposób.
Ich symbolem w imię poległych na placu broni bliskich stała się czerń, w której Feliciano czuł się jeszcze pewniej. Był kolejną twarzą w tłumie odzianych tak samo mężczyzn.
A jednak w morzu czerni ktoś wyłowił go i poznał, tak jakby kiedyś mieli okazję się sobie przedstawić bez żadnych pozorów.
- Miło mi cię wreszcie spotkać, Włochy - powiedział z uśmiechem na ustach Benito Mussolini.
A Feliciano po prostu nie zaprzeczając, podał mu dłoń, jakby nagle anonimowość przestała mieć znaczenie.
Romano pierwszy raz widział brata w czarnej koszuli
Marsz na Rzym nastąpił wiele lat później. Tłum ludzi w czerni wtedy po prostu ruszył do pałacu królewskiego, a Lovino wówczas nie zrozumiał, jak wielką będzie to miało rolę.
Bo przecież wystarczyłoby wystawić armię. Wśród tysięcy śmierci w Wielkiej Wojnie te wymierzone w imię pokoju nie zdawały się wielce istotne. Uważał, że właśnie to się stanie, gdy z góry patrzył na pochód tych ludzi. Wystarczyło wystawić armię przeciw niespełna dwudziestu tysiącom osób.
Kto by wtedy mógł odgadnąć, że po raptem czterech dniach faszyści ot tak dostaną władze?
Król Emanuel III po prostu zachował pokój, ustępując. A parada czarnych mundurów, które zajęły całe ulice, zaczęła prowadzić pochód nowej epoki.
- I tak stracą władzę* - powiedział Lovino.
Był wtedy pewien, że to po prostu kolejny rząd, kolejna partia jednego posiedzenia, na którą nikt nie zagłosuje później. W końcu był państwem, a państwo powinno czuć wagę dziejących się wydarzeń lub mieć w nich udział.
Stał niewzruszony na balkonie, patrząc z pogardą na szeregi ludzi. Otworzył jednak z szokiem usta, wybałuszył oczy i zdrętwiał, gdy wśród szeregu zauważył Feliciano, który szedł jak gdyby nigdy nic w czerni, wśród faszystów.
Ludwig pierwszy raz widział Feliciano w czarnej koszuli
Było to w roku dwudziestym szóstym albo siódmym Ludwig był wtedy tak zajęty kryzysem, że nie potrafił określić daty. Czuł się wtedy z resztą strasznie słabo przez wszelkie ograniczenia armii, obowiązujące go długi i wiele innych skutków Wersalu.
To był okres niedługo po wstąpieniu na pozycję premiera Mussoliniego. A jednak zapamiętał to spotkanie lepiej niż jakiekolwiek z tego okresu.
Rzecz jasna docierały do niego odgórne fakty o sytuacji w różnych państwach, ale zobaczenie na żywo pewnych zmian było o wiele bardziej sugestywne.
Na początku widok włoskich urzędników ubranych na czarno go zdumiał, a później stwierdził, że to musi być kolejna nieistotna kwestia. Romano, jak zawsze ostentacyjny, miał na sobie białą koszulę i patrzył na niego z taką samą wzgardą jak zwykle. Jakby nic w ciągu tych lat, od kiedy Włochy zmieniły stronę, nic nie uległo przemianie.
A później miał okazję zobaczyć Feliciano. Chłopak, i tak niezwykle atrakcyjny, wyglądał w pewien sposób jeszcze bardziej urokliwie. Miał bardziej hardą minę, jakby w ciągu dziesięciu lat nauczył się więcej o życiu i przestał być takim tchórzem, jakim był. No i czarny mu pasował.
- Miło mi cię spotkać Ludwig - powiedział może niższym niż dawniej głosem, a może było to jedynie złudzenie.
Podali sobie dłonie w niemalże znanym geście i wymienili uśmiechy. Wtedy właśnie wesoły Feliciano opowiadał mu o tym, ile się działo u niego w ciągu lat. A Niemcy nie mógł nie ucieszyć się z tego tak pięknego widoku.
Romano pierwszy i ostatni raz został obrażony przez kogoś w czarnej koszuli
Siedział na stosie walizek i czekał, mimo że cierpliwość definitywnie nie była jego mocną stroną. Drżał ze wściekłości na samą myśl, o osobie, dla której postanowił pozostać w stolicy dzień dłużej.
Gdy w końcu irytujący dzwonek do drzwi zagrał swoją durną melodyjkę, Lovino niemalże wypluł słowo „wejdź".
Feliciano w rzecz jasna nienagannym faszystowskim mundurze wkroczył do środka. Wydawał się przestraszony, jak widać tej strój, nie dodawał mu odwagi - pomyślał z przekorem jego brat.
- Roma... - spróbował zacząć młodszy Vargas swoim łagodnym głosem.
- Nie - przerwał mu ostro, zaciskając dłonie w pięści. - To ty słuchaj kretynie. Mam w dupie twoje tłumaczenie! Nie zamierzam płaszczyć się przed tym sukinsynem. Więc nie. Mam w dupie politykę, tego kutasiarza i wasze pierdolne nowe imperium rzymskie! Chciałem wiedzieć tylko, czy będziesz mieć jaja, by przyjść i powiedzieć, że jesteś małym głupim bachorem i będziesz przepraszać i płaszczyć się. I przyszedłeś!
Wstał i nadal obficie gestykulując, kontynuował swoją mowę, wskazując dłonią na miejsce na podłodze:
- Więc kurwa proszę, zrób mi tę łaskę i szybko odpierdol swoje przeprosiny, mówiąc jak cholernie ci przykro, jak bardzo tego nie chciałeś. No dalej rozrycz się.
Feliciano spojrzał mu prosto w oczy. O dziwo nie wydawał się zasmucony.
- Nie zamierzałem. Cieszę się, że zdecydowałeś się wyjechać - powiedział tonem tak niepasującym do jego osoby.
Lovino zaś uniósł brwi, niezbyt wierząc w to, co sugerowały mu jego uszy. W odpowiedzi zmarszczył brwi i prychnął, spuszczając wzrok.
- Jesteś idiotą, jeśli wierzysz w to wszystko.
Jego brat stał w drzwiach oparty o futrynę i gdy Romano przechodził przez nie, trzymając w dłoni walizki padła odpowiedź:
- Po prostu jesteś zbyt głupi, by zrozumieć faszyzm.
I naprawdę z perspektywy czasu Lovino nie miał pojęcia, czemu wtedy chyba pierwszy raz w życiu po prostu przemilczała czyjąś docinkę.
Feliciano pierwszy raz uwierzył w coś w czarnej koszuli
Ze wszystkich przywódców Zjednoczonych Włoch Mussolini jako pierwszy postanowił zająć się kwestia Watykanu. A Feliciano musiał pełnić swoją funkcję reprezentatywną. W końcu Lovino przepadł bez śladu, wiadome było tylko to, że na pewno znalazł się na Sycylii. A później na ukochanej wyspie wydawał się niemalże rozpłynąć w powietrzu.
I to na Północ spadły wszelkie obowiązki i funkcje. Jak udział w spotkaniach z innymi państwami. Choć słowo państwo nadal nie mogło bez się zawahania opuścić gardła Vargasa.
Włochy początkowo stał niechętnie obok Mussoliniego i ze swoistym zakłopotaniem zajmował miejsce obok tej tak bardzo nieznanej sobie personifikacji. Cóż mieszkali tuż obok od wielu lat, od samego zjednoczenia Włoch, a jednak nie zamienili ani słowa.
A jego przywódca po prostu, jak gdyby nigdy nic, podpisał traktat, papież również to zrobił. Tak jakby te lata sporu o kawałek ziemi nie istniały.
Może rzeczywiście to było durne? Stwierdził w myślach, przywołując w głowie wspomnienia sprzed sześćdziesięciu lat.
- Miło mi cię wreszcie poznać, Watykanie - powiedział, wyciągając rękę odzianą w czerń.
Uśmiechnął się delikatnie, a później z pewną melancholią przypomniał sobie tak odległe czasy, gdy był duchem Państwa Kościelnego.
Feliciano zyskał przyjaciół ubrany w czarną koszulę
Zawarcie sojuszu militarnego z innym państwem w chwili, gdy ich plany były tak nakreślone, że zdały mu się nieomal dziwne. Wolał definitywnie ucieczki od wojen. Nie lubił przemocy i być może nie chciał jej. Ale to nie znaczyło, że był w pełni dobra osobą.
Zgodził się na wojnę nie jako Włochy. Podpisał się pod nią swoim własnym imieniem i nazwiskiem. I może po prostu był naiwny. A może nie chciał zrozumieć wielu rzeczy. I najzwyczajniej w świecie utwierdzał się w swoim postępowaniu, gdy obok był ktoś robiący coś podobnego.
Może dla Niemiec i Japonii to była inna kwestia. Gdy oni mieli swoje powody, on jedynie powtarzał przemowy dotyczące nowego imperium rzymskiego, bo nie potrafił, by znaleźć nic, co mogłoby być jego powodem, do wywołania wojny.
Ale czy to miało znaczenie? Zyskał dzięki temu świetnych przyjaciół i to go cieszyło. Bo czego jak czego, ale Feliciano śmiertelnie bał się samotności.
I mimo wszystko nigdy, gdy był ubrany w czerń, jej nie doświadczył. Zawsze obok był jakiś człowiek, z historią życia, którą może opowiedzieć. Zawsze był ktoś gotowy położyć mu dłoń na ramieniu i pochwalić go za to, że był dobry w byciu personifikacją.
No i miał przyjaciół. Może robili złe rzeczy, ale nie jemu. I niezależnie od tego, czy to było egoistyczne, naprawdę wierzył w ich dobro na podstawie tego, z jaką delikatnością traktowali go.
Wtedy ani Holocaust, ani Nankin, ani obozy, ani jednostki nie miały znaczenia. Byli jego przyjaciółmi. I nawet wiedza o tym nic później nie zmieniła.
Feliciano pierwszy raz zwątpił w coś w czarnej koszuli
Czym innym było zajęcie cudzych ziem, a czymś innym było oglądanie rzezi i nienawiści dwóch nacji. Włochy początkowo nie chciał mieszać się w nieswoje sprawy. Jednak z czasem po prostu w chwilach, gdy jego żołnierze czuli współczucie, jego również to dopadło.
Nie chciał być osobą odpowiedzialną za prześladowania na Bałkanach*2*. Więc po prostu przymykał oczy na to, jak ten w teorii zobowiązany do posłuszeństwa lud wyrywa się spod jarzma. Jak po prostu zaczynają wprowadzać własną władzę. No i aż do interwencji ludzi postawionych wyżej nikt nie miał z tym problemu.
A później po prostu trzeba było zachować wierność paktom i wyrazić zgodę na to wszystko. We Włoszech w odróżnieniu od innych państw osi nie było wyraźnych idei rasistowskich. Feliciano nie miał tego wbitego i wypalonego w głowie obrazu lepszej rasy. Więc moralnie nie rozumiał tego, co się działo w choćby Rzeszy.
Podczas powstania na Bałkanach zaś wahał się podążać za rozkazami, bo to wydawało mu się złe. Po prostu złe. Tak jak nagle śmierci cywili, jak okrutne traktowanie spowodowane jedynie narodowością, jak wszystkie rzeczy, których nie mógł zasłonić moralnie.
A jednak nic nie mógł na to zrobić.
I wtedy powtarzał sobie słowa o tym, że przecież to faszyzm przerwał kryzys, to faszyzm naprawił jego kraj. To faszyzm dał mu przyjaciół. Faszyzm uratował go.
... Prawda?
Romano pierwszy i ostatni raz obraził kogoś w czarnej koszuli
Gdy Alianci wylądowali na Sycylii, największy opór przejawiały jednostki niemieckie, które tam walczyły. Włoskie szybko skapitulowały. Jednym z początkowych żądań na tym terenie było wydanie personifikacji.
Arthur oczekiwał dokładnie tego, co przyszło mu ujrzeć. Romano, wszedł sam do pokoju, w którym urzędował Kirkland. Wulgarny jak zwykle po prostu spojrzał mu w oczy, rzucił kilka niepospolitych wyzwisk i zajął miejsce naprzeciw.
Poprawił kołnierz czarnej koszuli i zarzucił nogę na nogę, nadal patrząc się krzywo.
- Dlaczego nie dziwi mnie, że to ty? - spytał Anglia, paląc papierosa.
Lovino wzruszył ramionami.
- Twój brat też popiera tę ideę? - zapytał Arthur obojętnym tonem głosu.
Znał Feliciano i wiedział, że ten względem swojego brata był istnym aniołkiem.
- On jest za głupi, by zrozumieć faszyzm - rzucił Romano, wpatrując się teraz w podłogę.
A Arthur bez krzty wahania przyjął to jako zrozumiały i niewymagający potwierdzenia fakt.
Ludwig ostatni raz widział Feliciano w czarnej koszuli
Tego dnia przegrane zostały ostatnie ufortyfikowania. Nawet mimo niezwykłego oporu obrońców upadały, a nadzieja na zwycięstwo i tak zmiażdżona przez Armię czerwoną została starta w pył.
- Gdyby twoi ludzie byli zgodni - rzucił mimochodem, opatrując ranę na dłoni Feliciano.
- Aby byli zgodni, musiałyby być jedne Włochy - odparł, krzywiąc się pod paskudnym uczuciem, kolejnej akcji partyzantki włoskiej przeciw faszystom.
Rzesza niezbyt wiedział, co na to odpowiedzieć. Naiwnie jak wszyscy, uznał, że Lovino po prostu zniknął. Tak jak dawni temu odszedł Germania, jak odchodzili ci niepotrzebni.
- Gdyby umarł, sądzisz, że nie byłoby oporu?
Jednak Vargas pokręcił jedynie głową.
- Gdyby opór umarł, nie byłoby Romy. W druga stronę to nie działa. Sądzisz, że gdyby to było tak banalne, nikt by go nie szukał?
Ludwig niechętnie musiał przyznać rację. Jednak nadal nie miał pojęcia, co zrobić z tym rozłamem wśród ludzi, którzy powinni walczyć po stronie Osi.
- Naprawdę przepraszam - powiedział Beilschmidt, patrząc na niebo, gdzie co chwilę widać było przelatujące Angielskie samoloty.
- Przegraliśmy? - spytał Feliciano, nawet nie potrzebując odpowiedzi.
- Tym razem, chociaż jesteśmy razem - powiedział Rzesza, głaszcząc dłoń sojusznika.
Włochy zmarszczył brwi i wyrwał rękę, przykładając ją do nowokształtujacej się rany. Dzięki Bogu za czarny materiał, na którym nie było widać plam krwi.
- Moje państwo niedługo przejdzie w całości na stronę Aliantów.
Ludwig jedynie pokiwał głową.
- Wiesz, że będę musiał wrócić do siebie - powiedział cichym tonem, wlepiając wzrok w niebo.
- Nie zatrzymuje cię - rzucił Feliciano. - Moja wojna się skończyła.
Na horyzoncie zauważył szereg postaci, które na pewno nie były po ich stronie.
Rzesza wydawał się wahać, aż bez słowa po prostu wstał i odszedł. A Vargas jedynie na widok południowej partyzantki uniósł w górę ręce, kapitulując.
Romano ostatni raz widział brata w czarnej koszuli
Duce pozbawiony swojego krasu próbował po prostu uciec. Wojna się prawie skończyła i każdy to wiedział. Dla starego faszysty nie było wybaczenia. Nikt nie wybaczy człowiekowi, który miał sojusz z Hitlerem. Człowiekowi, który nie zechciał pójść na ugodę.
Romano, dowiedział się o jego schwytaniu w okolicy granicy Szwajcarii, bardzo szybko. Jako kraj miał naturalny dar do wyczuwania ważnych wydarzeń. Postanowił przejechać się więc do jednej z partyzanckich wiosek, by zobaczyć śmierć człowieka, który odpowiadał za ogrom paskudnych rzeczy.
Czemu zabrał ze sobą Feliciano? Czy chciał go nauczyć wartości? Nie. Czy chciał, by brat pojął boleśnie sprawiedliwość, jaką jest kula wystrzelona w głowę? Nie. Czy chciał go skrzywdzić? Być może. Może po prostu Lovino po latach bycia w tle i odcięcia od tytułu państwa chciał zranić północ? To było najbardziej prawdziwe na tle wszystkich bezsensownych odpowiedzi.
Dlatego bardziej przyglądał się twarzy brata niż samemu wymierzeniu sprawiedliwości.
Młodszy Vargas zaś stał jak słup. Wystarczająco osób w jego życiu odeszło, by oduczył się żałowania strat. Spojrzał na człowieka, który rządził nim ponad dwadzieścia lat. Nie okazał żadnego współczucia. Nie czuł smutku na widok śmierci Mussoliniego.
A jednak Feliciano rozpiął marynarkę, pod którą była czarna koszula.
Romano, udał, że nie zrozumiał tego gestu. I jedynie odwrócił głowę, tak jakby katowany mężczyzna w jakikolwiek sposób wydał mu się godny uwagi.
Feliciano ostatni raz ubrał czarną koszulę
Po raz kolejny chciano, by udawali. Pakował w kartony swoje rzeczy, by po niemalże trzydziestu latach znowu zamieszkać ze swoim bratem. Nie był tym zachęcony, ale to nie jego prawem była możliwość decydowania.
Układał wszystko niechlujnie w kartony, jakby nigdy nie doświadczył żadnej lekcji porządku od Ludwiga. Upychał spodnie, marynarki i podkoszulki byle jak, chcąc zmieścić je w jak najmniejszej liczbie pudeł.
I wtedy na dnie szafy zobaczył ją. Nadal tak samo czarną, tak samo wyraźna, tak samo oznaczona symbolem, który w tych czasach był przez wielu uznany za godny wzgardy.
Ubrał ją na ramiona z uśmiechem, z jakim wita się niewidzianego od lat przyjaciela z dzieciństwa. Powoli zapinał guziki idealnie dopasowanej koszuli i tym samym co kiedyś ruchem poprawił materiał w okolicy pasa. Spojrzał w lustro, zastanawiając się, czy wygląda w niej tak samo, jak kiedyś.
Jednak nie ujrzał ani swoich błyszczących oczu, ani szczupłego ciała, nie widział włosów ani nic co było obecnym nim. Widział krew i śmierć. Dostrzegł, jak szeregi ludzi w czerni giną, jak inne szeregi tych przeciw czerni są zabijani.
Z morza krwi wydostał się, gdy mocny ruch wyrwał wszelkie guziki.
Tego samego dnia spalił czarną koszulę. A następnego najzwyczajniej w świecie wyjechał do Rzymu, jakby nic nigdy nie miało miejsca.
.
*1*Po wojnie we Włoszech panowało takie zamieszanie ustrojowe, że w ciągu czterech lat było aż siedem różnych rządów.
*2* W 1941 roku okupowane częściowo przez Niemców, częściowo przez Włochów, a częściowo włączone do nowopowstałej Chorwacji ziemie zostały objęte powstanie Serbskim przeciw Chorwatom. Zasłynęło ono z tego, że Włosi, którzy teoretycznie byli zobowiązani, do pomocy Chorwatom, praktycznie wstawili się po stronie Serbów. A wówczas nieliczne niemieckie oddziały nie miały jak na to zareagować. Włosi więc wspierali Serbów, aż świadomość ich wsparcia dotarła do wysokich urzędników Rzeszy. Ci zaś zadbali o pokazanie tego odpowiednim służbom we Włoszech.
.
A teraz gwoli ścisłości ostatnie dwa tygodnie są okresem godnym wymazania z mojego życia. Nie byłam w stanie pisać z pewnym prywatnych powodów, wykraczających po za zwykłe nie miałam czasu (co notabene również występowało, bo w tym okresie spałam wyjątkowo mało).
Obecnie mam wolny tydzień, więc postaram się jakoś nadrobić te zaległości oraz wrócić do normy. W ciągu kilku dni powinnam dodać kolejny rozdział do „Byłem człowiekiem".
W każdym razie dziękuję za przeczytanie, uwagę i do zobaczenia mam nadzieję niebawem!
Pozdrawiam bardzo serdecznie~
.
A i jeszcze dziś, tuż przed tym jak wzięłam się za edycję tekstu zostałam nominowana przez Mokare-. Serdecznie dziękuję za nominację, a oto moje odpowiedzi.
1. Jaki jest twój znak zodiaku?
Bliźnięta, co zawsze mnie w durny sposób śmieszny przez pryzmat bycia jedynaczką.
2. Ulubione polskie miasto?
Nie jestem fanem infrastruktury miejskiej.
Powiem Wrocław. O ironio byłam w nim aż czterdzieści minut w życiu. Ale urzekł mnie dworzec, księgarnia i dobre hamburgery. Nie wiem czemu, po prostu polubiłam to miejsce od pierwszej i jedynej jak do tej pory wizyty.
3. Ulubiona postać z Hetali?
Pod kątem bardziej kraju kocham Chiny, przez półtora roku miałam go tu na awatarze i stworzyłam z nim sporo opowiadań.
Bardziej względem Hetali - Rosja. Uwielbiam to jak niejednoznaczna może być interpretacja jego psychiki.
4. Ulubiony fanfik z Hetali?
Czasy się zmieniają lata lecą. A ja wciąż chyba niezmiennie względem trzech lat powiem jedno. Maki pod Moskwą, których niestety nie znajdziecie dziś na Wattpadzie. Nie wiem właściwie, jak teraz by wyglądało moje przeczytanie tego, ale to był tekst, który przytrzymał mnie przy tym fandomie, zainspirował i pokazał zupełnie inne podejście. Myślę, że był momentem zapalnym chwili, gdy stwierdziłam, że chcę tworzyć tutaj, by móc zrobić coś na podobnym poziomie. Po prostu to zdobyło wtedy moje serce. Szkoda, że zostało usunięte, choć rozumiem powody.
5. Wattpad komputer czy telefon?
Tylko telefon. Mimo oczywistej wygodny komputera, to na telefonie mam w notatkach wszystkie opowiadania. No i to przez to czasem mam w opowiadaniach dzikie wybryki autokorekty.
6. Nominuj.
Nie lubię tego robić, więc pozwolę sobie to pominąć przez wzgląd, że po prostu czułabym się z tym niekomfortowo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro