Część 1
W ciągu ostatnich trzech dni, życie Thomasa przewróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Co prawda, jeszcze nie odnalazł odpowiedzi na dręczące go pytania, a jedyne co pamiętał to jego własne imię. Jednak teraz nie czuł się tak zagubiony i pusty. Został Biegaczem i - co najważniejsze - poznał bliżej osoby, które bez wątpienia podzielały jego los. Dzięki nim zdał sobie sprawę, że nie siedzi w tym klumpie całkiem sam.
Niedawno wrócił ze zwiadu, który wbrew jego oczekiwaniom po raz kolejny nie przyniósł żadnych rezultatów.
Kiedyś w końcu musimy znaleźć to wyjście.
Tylko ta myśl mu pozostawała. Przecież jaki sens miałoby uwięzienie kilkudziesięciu chłopców w ogromnym labiryncie bez wyjścia? Zresztą nawet jeśli zrobili coś złego, a to ma być ich kara, to po jaką cholerę ten labirynt? Dlaczego wymazali im wspomnienia?
- Nad czym tak rozmyślasz, Tommy?
Gdy tylko usłyszał ten głos, prawie spadł z hamaka, na którym odpoczywał. Prędko poderwał się do siadu i zerknął na Newta, który opierał się o drzewo i uśmiechał przyjaźnie. Nic dziwnego, że Thomas tak szybko mu zaufał.
- Nad niczym szczególnym - skłamał i rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz zauważył, że wszystkich gdzieś wywiało. Nie żeby to mu przeszkadzało - Gdzie są wszyscy?
Gdy tylko zadał to pytanie, wysoki chłopak zaśmiał się i pokręcił głową z rozbawieniem.
- Jesteś bardzo spostrzegawczy. Czekają na nas, więc ruszaj poślady i chodź ze mną.
Jego odpowiedź wcale nie rozjaśniła sytuacji. Wręcz przeciwnie, w jego głowie pojawiło się więcej pytań.
Czemu na nas czekają? Gdzie mam z nim iść? Po co?
Mimo wszystko posłusznie podniósł się z hamaka i wyprostował plecy. Tak naprawdę nie miał ochoty nigdzie iść, lecz Newt był osobą, której nie potrafiłby odmówić.
- Powiesz mi chociaż dokąd idziemy? - zapytał z nieukrywaną nadzieją. Może teraz uzyska choć jedną, prostą odpowiedź?
- Zobaczysz, jak już będziemy na miejscu.
Najwyraźniej mógł zapomnieć o zaspokojeniu swojej ciekawości. Wywrócił oczami i nie mając innego wyjścia, dorównał mu kroku. Dopiero teraz dostrzegł na jego twarzy wyraźne rozbawienie. Robił to specjalnie?
Najwyraźniej.
Odpuścił sobie więc dalsze zadawanie pytań. Pozostałą drogę pokonywali w milczeniu, a z każdym krokiem Thomas był coraz to bardziej zaniepokojony nieznikającym uśmieszkiem swojego towarzysza.
Zresztą nie musiał długo czekać. Już po dwóch minutach do jego uszu doszedł szmer podekscytowanych rozmów i pełnych entuzjazmu okrzyków, a spomiędzy drzew mógł ujrzeć ognisko i sporą grupkę siedzących na ziemi streferów. Gdy tylko do niej podeszli, blondyn zajął wolne miejsce w kręgu, tuż obok Alby'ego. Sam Thomas był skołowany zaistniałą sytuacją. Nic nie rozumiał, a ta nagła cisza wcale mu nie pomagała.
Czemu oni wszyscy siedzieli sobie w środku lasu? Czemu się na mnie patrzyli? Miałem coś zrobić?
Rozejrzał się wokół i usiadł obok Newta, mając nadzieję, że ten mu to wytłumaczy, a w razie czego - stanie po jego stronie.
- Widzisz, Tommy, to jest taka nasza tradycja. Co dwa tygodnie przychodzą ci, co chcą i gramy w taką grę - odezwał się z podejrzanym uśmieszkiem na twarzy i odwrócił do siedzącego nieopodal Patelniaka - Przyniosłeś?
Ciemnoskóry chłopak wykonał gest ręką, jakby sobie o czymś przypomniał i wyciągnął z torby, pustą, sporych rozmiarów butelkę.
- Skup się - wzrok Thomasa po raz kolejny zatrzymał się na twarzy siedzącego obok chłopaka - Zaczyna osoba, która wygrała ostatnim razem, czyli w tym przypadku ja - przerwało mu kilka komentarzy i śmiech, a on tylko wpiął dumnie pierś i kontynuował - Kręcę butelką i w ten sposób rzucam wyzwanie osobie, na którą wypadnie. Ten, na kogo wypadło, może je odrzucić, ale wtedy odpada. W skrócie, jeżeli czyjaś szpetna morda to byłoby dla ciebie za dużo, zawsze możesz się wycofać i wtedy odpadasz.
Thomas obserwował go badawczym wzrokiem, wciąż niewiele rozumiejąc.
Jakie wyzwanie? No i po co właściwie ta gra? Co oznaczał ten jego uśmieszek?
- Jednym słowem, jak nie chcesz się miziać, to wracasz spać - rozjaśnił Minho, a po jego słowach kolejny raz poniósł się śmiech, tym razem głośniejszy.
- No tak. Zapomniałem wspomnieć, że musisz pocałować tego, na kogo wypadnie, ale nie przejmuj się. Te smrodasy zawsze szybko wymiękają.
Jego mózg powoli przetwarzał te wszystkie informacje. "Pocałować" - powtórzył w myślach, czując coraz to większe zakłopotanie.
Skąd właściwie wziął się u nich ten pomysł? Czy to przez brak dziewczyn?
Thomas raczej nie miał nic przeciwko związkom homoseksualnym, jednak mimo to, taka gra wydawała mu się naprawdę... Dziwna.
- Ja... Umm... No dobra - zgodził się z nieprzekonaniem i wlepił wzrok w butelkę. Miał co do tej gry złe przeczucia, chociaż... Może nie będzie aż tak źle. W końcu w każdej chwili mógł zrezygnować.
- Czyli mam rozumieć, że grasz? - usłyszał rozpromienionego Newta i kiwnął głową na znak zgody.
Newt czuł, że Thomas nie da rady z ani jedną osobą. To go na pewno przerośnie. Wszystkich przerastało. W końcu nie było tu wielu takich, co mimo wszystko woleli facetów, a to stawiało Newta na wygranej pozycji. Szkoda tylko, że żaden ze streferów nie wzbudzał w nim żadnego zainteresowania.
- Daję ci maksymalnie jedną kolejkę, smrodasie - dodał Minho, uśmiechając się wrednie do świeżucha, a Newt nie zastanawiając się dłużej, zakręcił butelką.
Thomas nie miał pojęcia dlaczego, ale po usłyszeniu tego komentarza, chciał jakoś udowodnić, że Minho się mylił. Jednakże, gdy tylko zobaczył jak butelka się kręci, obleciał go strach. Z jednej strony bał się, że wypadnie na niego, a z drugiej wydawało mu się, że tak byłoby lepiej. Nie podobała mu się wizja Newta "miziającego się" z jakimś innym streferem.
Z jakiej racji miałby całować kogoś innego? Zaraz... "innego"? To znaczy... kogoś. Nie kogoś "innego".
Co?
Gdy butelka zaczęła stopniowo zwalniać, serce Thomasa zakołatało niespokojnie. Wstrzymał oddech, gdy wskazała na niego, jednak nie zatrzymała się. Gdy całkowicie stanęła, była to osoba siedząca po drugiej stronie Newta. Chłopak zaśmiał się radośnie, a Alby pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
- No i co się tak cieszysz? Przecież i tak wiadomo, że na razie wygrałeś.
Po tych słowach, Alby podniósł się z ziemi i wrócił w stronę Bazy, a zadowolony z siebie Newt podał butelkę dalej, w przeciwną stronę niż siedział Thomas, który w myślach odetchnął z ulgą. Miał ogromną nadzieję, że ta gra będzie tak wyglądać do końca. Chociaż Azjata wyglądał mu na takiego, co nigdy nie przegrywa, a Newt... Cóż. Newt wyglądał, jakby świetnie się bawił.
Poza tym wspominał, że ostatnim razem wygrał...
Serce niemal mu stanęło, gdy butelka zatrzymała się o centymetr od niego. Na szczęście siedział tam Chuck, który tylko jęknął zawiedziony i sobie poszedł. Thomas wcale mu się nie dziwił, sam by tak na jego miejscu zrobił. Możliwe nawet, że wykazałby przy tym więcej entuzjazmu.
Dalsza gra toczyła się w zasadzie krócej, niż sądził. Większość szybko odpadała, więc z każdą kolejką krąg był coraz to mniejszy. Jednak wcale nie było nudno. Ze dwa razy ktoś trafił na Gally'ego, ale dobrowolnie zrezygnował, a ten tylko siedział z zarozumiałą miną, choćby nie wiadomo co wygrał.
Wcale bym się nie cieszył, gdyby nawet taki Winston nie chciał mnie pocałować.
Przez tę myśl, na usta Thomasa wkradł się lekki uśmiech.
Ostatecznie tylko trzy osoby odważyły się podjąć wyzwanie. W tym Patelniak, który chyba się zawziął, żeby zgarnąć nagrodę. Jednak Newt nie miał najmniejszego zamiaru mu jej oddać. Po chwili Jeff znowu zakręcił i tym razem stało się to, na co chyba każdy od samego początku czekał. Trafiło na Thomasa, a Newt miał szczerą nadzieję, że jednak mimo wszystko nie wymięknie. Liczył na to, że na niego trafi.
Cholera, już po mnie.
Na początku siedział spokojnie, nie pokazując nic po sobie, jednak gdy tylko jeden z plastrów do niego podszedł, spanikował.
- Dobra, poddaję się - wyrzucił z siebie i uśmiechał się przepraszająco, choć nieczęsto mu się to zdarzało. Tym razem po prostu nie chciał, by było mu przykro. Gdy tylko się podniósł, zewsząd rozległo się buczenie, które po prostu zignorował.
Ostatecznie nawet dobrze się bawiłem.
Wtedy pomyślał o Newcie, który tam został i poczuł, że chciałby wrócić. Tylko po to, by się upewnić, że nikogo nie całuje.
Pozostało mi myśleć, że tym razem trafi na Gally'ego.
W końcu nie ma szans, by go pocałował.
...prawda?
***
Heja~!
Z początku chciałam zrobić z tego one-shot, ale coś nie pykło :')
Jeśli dostrzegliście jakikolwiek błąd ortograficzny, interpunkcyjny lub ogólnie coś, co nie brzmi za dobrze, proszę o zostawienie komentarza ;3
Chciałam też bardzo Was przeprosić, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam w trzeciej osobie... Nie zdziwiłabym się, gdyby było jakoś... nienaturalnie :<
Przyjmę każdą radę, a jeśli Wam się podobało, ZOSTAWCIE ŁAPKĘ W GÓRĘ, KOMENTARZ, A NAJLEPIEJ TO SUBSKRYBUJCIE MÓJ KANAŁ MISIACZKI WY MOJE KOCHANE!!!
Musiałam XD
A tak na serio, to ucieszyłabym się, gdyby ktoś napisał, że mu się podobało ;)
Hope you enjoyed and see ya~! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro