Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 - Ona

Whiskey przelewało się leniwie po języku, by następnie zapiec lekko w gardle, a na koniec rozgrzać żołądek. Mężczyzna wykrzywił się nieznacznie, zupełnie jakby trunek mu nie smakował. Kto wie? Poza tym - smakował czy nie - grymas był raczej efektem wspomnienia. Jak się domyślacie, nie należało ono do szczególnie przyjemnych. Najgorsze było to, że właśnie to rzeczone wspomnienie, choć zaczęło się dawno, trwało aż do dzisiaj i pewnie będzie się ciągnąć jeszcze dłużej.

Zamglony alkoholem umysł nadzwyczaj sprawnie przywołał skojarzenia. Mężczyzna przypominał sobie chwilę, w której poznał miłość swojego życia.

- Miłość... - parsknął pod nosem tak, że nikt go nie usłyszał. - Chyba przekleństwo...

Rzeczywiście tak właśnie można było ten stan rzeczy nazwać. Miłość będąca jednocześnie przekleństwem. To zdecydowanie toksyczna relacja i zakończenie jej wydawało się nawet bardziej niż niemożliwe. Kiedy ją poznał, nawet nie zapowiadało się na to, że ta znajomość przerodzi się w taki koszmar. Ponownie przytknął szklaneczkę do ust.

Była inna od wszystkiego, czego doświadczył w swoim życiu. Zaskakująca, gorąca... Z nią mógł być w końcu lepszą wersją siebie. Na początku spotykali się rzadko i tylko w jej towarzystwie z tchórza stawał się bohaterem. Mógł odrzucić lęk i wstyd... Dzięki niej, niegdyś chudy, cherlawy wręcz, zaczął odwiedzać siłownię, mając gdzieś pogardliwe spojrzenia niemalże mieszkających tam osiłków. Wykorzystał też w pełni potencjał, jaki miał w postaci wzrostu, prostując wreszcie plecy.

Uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej mógł się jeszcze cieszyć dobrą formą. Wyrobione przez lata nawyki okazały się dość trwałe, aby zachować krzepę większą niż niejeden młodzik, mimo że sam już przekroczył pięćdziesiątkę. Nie był już nawet pewien jak dawno temu...

Zachwyt nową relacją szybko uderzył mu do głowy. Poczuł się silny, niezależny, podziwiany. Równie szybko okazało się, że ona jedna to nieco za mało. Choć dodawała jego życiu smaczku, niewątpliwie za jej przyczyną pojawiał się pewien dreszczyk, chciał zasmakować czegoś więcej.

A jakże! Posmakował w życiu wiele i, co gorsza, nie żałował. Wciąż jednak wracał do tej pierwszej, a ona zawsze mu wybaczała, nigdy nie miała pretensji. Przyjmowała go bez żadnego protestu.

Oparł się wygodniej o bar i przeczesał palcami ciemne, naznaczone siwizną włosy, po czym znowu zwilżył gardło niewielką porcją whiskey. Podniósł szklaneczkę na wysokość twarzy i patrzył tak, jakby chciał się przez nią przewiercić spojrzeniem bystrych zielonych oczu. Za szkłem nie było jednak nikogo oprócz przygrubej barmanki, a ona w najmniejszym stopniu interesowała mężczyznę. Tak, dobrze myślicie. Wracał myślami do swojej nieszczęsnej miłości.

Ach, popychała go do szalonych czynów! Gdyby nie ona, prowadziłby zapewne o wiele mniej ekscytujące życie, najpewniej jako prawnik w kancelarii założonej przez jego ojca. Wiałoby nudą dzień w dzień aż do śmierci. Z drugiej strony nie znalazłby się też tu i teraz...

Ona, właśnie ona, namówiła go, żeby rzucił studia. Dał się przekonać, że do niczego nie są mu w życiu potrzebne. Wciąż nie widywali się wtedy szczególnie często, ale już miała na niego niesamowity wpływ. Można by rzec - owinęła go sobie jak wokół palca. Chciał spełniać jej zachcianki, bo sam czuł się potem szczęśliwy. Namawiała go naprawdę na wiele rzeczy.

Pewnego dnia zamarzył jej się potężny jednoślad z dużym, warczącym wściekle silnikiem. Co prawda był młody i bez ukończonych studiów, a pracę dostał marną, ale wciąż mieszkając z rodzicami, zdołał uzbierać dość na namiastkę prawdziwego motora. Pełna tolerancji nie narzekała, że jest nie taki, jak mówiła. Na początku, choć to ona namówiła go na zakup, bała się jeździć razem z nim, on również, niepewny własnych umiejętności, wolał ćwiczyć sam. Pierwszy motor okazał się bardziej przerażający niż w wyobraźni, ale zwalczał w sobie ten lęk. Mimo to jeszcze długo nie zabrał jej na przejażdżkę, a ona nawet specjalnie nie narzekała.

Srebrna bransoleta zaskrobała o blat, gdy zaczął w zamyśleniu wodzić długim, smukłym palcem po słojach nadrukowanych na okleinie odłażącej na kantach od sklejki. To stanowiło inną historię.

Ojciec nigdy nie był zadowolony, że rzucił studia. Miał być jego dumą, jednym z najlepszych studentów, perfekcyjnym trybikiem w rodzinnej firmie. Chyba nie wiedział wtedy, że jego syn już się z nią umawiał, co najwyżej mógł coś podejrzewać. Mimo że ojciec jej nie lubił, to nie ona była przyczyną tego, że został wyrzucony z domu. Rodzicielską dumę najbardziej ubódł fakt, że syn zaprzepaścił w jego oczach swoją szansę, że mógł być kimś, a został nikim. Ile to pieniędzy na niego poszło! Miał ustawioną pracę, ledwo po studiach mógł zacząć zarabiać jako ceniony adwokat, oszczędzić na własne mieszkanie. Kto normalny pozwoliłby temu wszystkiemu przejść koło nosa? Zmarszczył lekko bujne brwi. Tak, dobrze wam się wydaje.

Kiedyś uważał ten plan za idealny, ale potem nadeszła ona i pokazała mu inną drogę. Ekscytującą, pełną wrażeń i wolną od żmudnego powtarzania paragrafów z kodeksu pracy czy prawa podatkowego. Poczuł, że żyje, zachłystnął się tym i dopóki mieszkał z rodzicami, niczego mu nie brakowało. To było szczęście!

Natomiast w chwili, gdy ojciec postanowił, że nie będzie dalej utrzymywać darmozjada, ona obudziła w nim iskrę nienawiści. Nie miał skrupułów, gdy wykradał rodzinną biżuterię. Sprzedając cenne kolczyki i pierścienie, myślał o tym, że wynajmie za to mieszkanie. Koniec końców ledwie starczyło mu to na nędzną ruderę do połowy zakopaną w ziemi. Ktokolwiek wymyślił mieszkania w piwnicach... przynajmniej było to tanie. Zostawił sobie właśnie tylko jeden, jedyny łańcuszek, który nosił zawinięty na nadgarstku.

Rodzina już nigdy się do niego nie odezwała, za to ona zamieszkała razem z nim. Zajmowała coraz więcej jego czasu, sprawiając, że nie tęsknił. Czasami odchodziła na jakiś czas, kiedy miał za mało pieniędzy na utrzymanie ich oboje i chociaż wiedział, że wróci, zdarzało mu się przyprowadzać inne. One jednak nie rozumiały go wystarczająco dobrze, zawsze wpadały tylko na chwilę. To musiała być ta jedyna.

Ponownie upił ze szklaneczki trochę whiskey. Doprawdy dziwna więź - myślał.

Innym razem znaleźli we dwoje zaplątany w ubrania kolczyk mamy. Cudem uchronił się od sprzedania. Tak jakoś wyszło, że wspólnie postanowili, że w sumie wyglądałby fajnie ze srebrnym kółkiem w uchu. Nie minęło wiele czasu, a siedział z opuchlizną, podczas gdy ona go pocieszała. Że też nie wdała się wtedy żadna infekcja... Chociaż może wystarczająco dobrze zdezynfekowała igłę.

Po tym incydencie z kolczykiem z niewiadomych przyczyn przestał ją zdradzać. Sam do końca nie wiedział, co spowodowało taki stan rzeczy, ale liczyło się to, że było mu tak dobrze. W końcu znalazł nieco lepszą pracę i znowu mógł ją rozpieszczać.

Kilka miesięcy później zabrał ją w końcu na przejażdżkę motorem. Spodobał mu się tak wspólnie spędzony czas, więc postanowił częściej jeździć we dwoje. A co to była za jazda! Podpowiadała mu szalone pomysły, a on odrzucał z nią cały lęk i robił wszystko, byle ją zadowolić.

Pewnego razu nawet poszła z nim do pracy. Na krótko co prawda, cieszyła się bardzo, że nikt jej nie zauważył. Poszła sobie już po dwóch godzinach. Przez długi czas nie miała ochoty znowu się wybierać, lepiej czuła się, gdy przebywała z nim sam na sam. W końcu jednak zaczęli mocno do siebie tęsknić i nie umiała już nawet zostawać w domu przez kilka godzin. Szef był wielce oburzony, że ją przyprowadził, twierdził, że to niebezpieczne. Mężczyzna dostał zwolnienie dyscyplinarne.

Wtedy też postanowił z nią zerwać. Zachodziła pod drzwi wiele razy, pukała i dobijała się. Obiecywała, że tym razem będzie grzeczna, że zostawi mu wystarczająco dużo czasu, żeby mógł pracować. On nie chciał jej wierzyć. Nie minęło wiele czasu, a zatrudnił się na budowie jako pomocnik murarza. Życie zaczęło się kręcić, choć tęsknota trawiła go bardzo często. Nie inaczej niż myślicie, zdarzył im się z rzadka przelotny flirt, lecz gdy tylko przypominał sobie swój powód, zawsze brutalnie kończył spotkania.

Nadszedł dzień, w którym poznał swoją przyszłą żonę. Po kilku miesiącach znajomości wynajął lepsze, choć wciąż bardzo skromne, mieszkanie, oświadczył się jej, a z biegiem czasu wzięli nawet ślub. Doskonale wiedziała o jego poprzedniej relacji i akceptowała ją, stawiając jednak warunek, że jeżeli kiedykolwiek wróci do swojej przeszłości, zostanie sam. Perspektywy wyglądały czarująco. Trzymał się zatem mocno tych zasad i nawet wtedy, kiedy ona pukała, ignorował ją. W końcu, gdy żona zaszła w ciążę, sprzedał też swój motor, żeby zakupić rodzinne auto. Czas mijał, aż został ojcem dwóch zdrowych synów i ślicznej córki. Życie nabrało kolorów i zamiast pikantnego posmaku szaleństwa, było pełne słodyczy.

Do czasu. Żona zachorowała. Długo nikt nie wiedział, co jej dolegało, aż postawiono diagnozę - nowotwór. Niestety, mimo intensywnego i ciągnącego się w nieskończoność leczenia, odeszła. Wtedy powróciła ona, szarpała za klamkę ze zdwojoną werwą, jakby wiedziała, że nie czeka jej konkurencja. Och, jak słodko ukoiła ból...

Po pierwszym zrywie postanowił jednak spotykać się z nią dyskretniej - nie chciał, by jego synowie cokolwiek podejrzewali, wiedział, że to mogłoby być dla nich trudne. Nie mieli już tak pusto w głowach jak pięcioletnia córka i musiał się przy nich bardzo mocno pilnować. Najczęściej zapraszał ją wtedy, gdy oni już spali. Spędzali ze sobą upojne noce okraszone poczuciem winy - przecież dopiero pochował żonę...

Jej jednak nie dało się długo opierać. Sprytnie od nowa zdominowała jego życie. Znowu pozwolił jej chodzić ze sobą do pracy. Sprawiała, że dzień mijał szybciej i bardziej znośnie, a na dodatek nikt się jej nie czepiał, dopóki nie pojawiała się zbyt często. Jak to na budowie - nikt nie trzymał się sztywno zasad. W końcu jednak, gdy ona na chwilę odwróciła jego uwagę, zdarzył się wypadek.

Orzeczono, że w swoim stanie fizycznym i psychicznym nie będzie mógł już dłużej zajmować się potomstwem. Zresztą na codzień i tak już rzadko się nimi interesował. Miał ją, a ona nie miała ochoty na zajmowanie się dzieciakami. Gdy wyszedł ze szpitala, znów pokazała mu wolność.

Jeszcze nie raz się rozchodzili i wiązali ponownie, głównie w zależności od tego, jak powodziło mu się w życiu. Przypuszczał również, że wiele razy jeszcze to nastąpi. Nawet jeżeli wiedział jak toksyczna to więź, nie miał już w życiu ambicji i nigdy nie rozstawał się z nią na długo.

Ona. Jego miłość i przekleństwo jednocześnie...

Podniósł szklaneczkę do ust i złączył się z nią w pocałunku.

Miał być wysoki i dobrze zbudowany pijący przy barze whiskey szpakowaty brunet po pięćdziesiątce, o zielonym, przenikliwym spojrzeniu pod krzaczastymi brwiami, z kolczykiem w uchu i srebrną bransoletką. A do tego - romans.
1624 słów, mam nadzieję, dobrze zrealizowanego zadania :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro