Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

86🐍

- No, no... Widoczki ładne, towarzystwo nie do końca... - mruknęła Jenna sama do siebie, przemykając pomiędzy budynkami u stóp świątyni niczym cień. Otaczały ją niezwykłe, zielone góry, powietrze było świeże i ostre, lecz ona nie miała czasu na zachwycanie się tym wszystkim; na dachach ciasno postawionych roiło się od popleczników Grindelwalda.

Jenna za swoich czasów współpracy z Martinem nauczyła się nieco wtapiania w tłum, a tam tłumów, skandujących przy okazji nazwiska poszczególnych kandydatów na Najwyższą Szychę, nie brakowało. Nie był to zresztą też pierwszy raz, gdy musiała się ukrywać, jednocześnie będąc na widoku, a jednak... Tym razem denerwowała się bardziej.

Myląc drogę sługusom Grindelwalda niemalże co zakręt, starała się nie myśleć o tym, gdzie był Newt czy cała reszta, bo wiedziała, że oszaleje. Sama nie miała nawet pojęcia o tym, co było w jej walizce, kto wie, może to ona miała tę właściwą...? Z Dumbledorem nigdy nie było nic wiadomo.

Jenna miała wrażenie, że skręciła już po raz setny tamtego dnia - gdzieś po drodze minęła jej też Eulalie - gdy w jednej z szerszych ulic nagle poczuła, jak ktoś przykłada jej różdżkę do karku.

Przełknęła ślinę. No to wpadła, ale czy to był jej pierwszy raz? Włoska mafia nie na to ją przygotowała.

Powoli się odwróciła i zobaczyła trzech kolejnych mężczyzn w ciemnych płaszczach, wszystkich celujących różdżkami w jej stronę.

I to też nie był jej pierwszy raz.

- Okej, panowie, zluzujcie, zluzujcie, bo nerwicy przez tego waszego Grindelwalda dostaniecie. A wątpię, że chłop wam wypłaci odszkodowanie. - Uśmiechała się do nich, starając się uczynić tę sytuację o wiele mniej poważną niż była.

- Walizka - syknął jeden z nich, na co ona uniosła ręce w geście poddania się.

- Chcecie walizeczkę? Proszę bardzo, oddaję. - Położyła walizkę na ziemi. - I tak mi nie pasowała. Ciężkie to i niewygodne, jak całe moje życie.

Jeden z mężczyzn wyglądał, jakby wstrzymywał śmiech, przez co była z siebie dumna. Założyła ręce na piersi i oparła się o ścianę budynku, grzecznie czekając na to, co zrobią dalej. Mężczyzna, który stał za nią wyszedł na przód i burknął do pozostałych:

- Sprawdźcie ją najpierw.

To był moment, w którym Jenna denerwowała się najbardziej. Jeden z mężczyzn podszedł do walizki, zaczął ją otwierać, a jej zaparło dech w piersi; sama miała się właśnie dowiedzieć, co było w środku.

Wieko zostało odchylone i...

W środku, zamiast qilina, znalazły się węże.

Setki węży.

Wszystko wydarzyło się błyskawicznie: cała chmara węży o różnych kolorach i rozmiarach zaczęła wypełzać z walizki, sycząc przy tym złowrogo i rzucając się na każdego z popleczników Grindelwalda. Jenna patrzyła na to tak, jakby dziecko oglądało pudełko z niekończącymi się zabawkami.

- Moje małe kochane! - zawołała do węży. - No, wiecie, jak to mówią, wytresuj sobie węża, to cię pokocha, a tak to klapa - mówiła do spanikowanych, uciekających mężczyzn, którzy nie radzili sobie z wężami nawet różdżkami, bo nieustannie pojawiało się ich coraz więcej.

Jenna wykorzystała całe zamieszenie, by sama zamienić się w węża i niezauważona przepełznąć z dala od nich. Kiedy znalazła się już w bezpiecznym miejscu, prędko wróciła do swojej ludzkiej postaci, oddychając ciężko.

- Było blisko - szepnęła sama do siebie.

Uniosła głowę i spojrzała tam, gdzie wysoko na szczycie góry znajdowała się świątynia. Słyszała, jak ludzie przechodzący w pobliżu skandowali: Santos! Santos! Santos!... Powoli docierało do niej, że już za moment qilin, ten porwany, najprawdopodobniej wybierze Gellerta Grindelwalda na władcę czarodziejskiego świata...

- Dobra, to już chyba czas... - powiedziała cicho. - Newt, gdzie jesteś... Cholera, jak ja mam go tu znaleźć? Trzeba było być jakimś latającym animagiem. A co mam? Bycie wężem i wężowy naszyjnik, który... Zaraz...

Wyjęła naszyjnik spod swojej białej koszuli i popatrzyła na niego tak, jakby mógł jej odpowiedzieć. Dumbledore mówił, że będzie wiedziała, kiedy go użyć... Zatem może teraz właśnie był ten moment?

- Dobra, ale co ty robisz, mały? Świstoklikiem jesteś? - Chwyciła srebrnego węża mocno na kilka sekund, jednak nic się nie wydarzyło. - Cholera, no to co ty rob... - Urwała, bo dopiero wtedy zauważyła.

Głowa węża poruszała się. W pewnym momencie zastygła w bezruchu, wskazując w górę, a po tym wykonywała już tylko krótkie ruchy to w jedną, to w drugą stronę.

Jenna uniosła głowę. Wąż wskazywał prosto na świątynię, co magizoolożka zrozumiała od razu.

- Dumbledore, ty cwaniaku - powiedziała sama do siebie, po czym natychmiast deportowała się na górę.

Zrozumiawszy już, jak działał naszyjnik, Jenna podążała za jego instrukcjami, bez oporów przedzierając się przez zgromadzony tam tłum. I wreszcie, idąc za wężem, ujrzała go.

- Newt! - krzyknęła, a on tylko odwrócił się w jej stronę na ułamek sekundy.

- Ona ma moją walizkę! - wyjaśnił i bez dalszych słów zaczął biec po schodach, za nieznaną Jennie kobietą z walizką.

- Newt, zaczekaj! - krzyknęła Jenna, bez zastanowienia rzucając się w pogoń za nim.

Oboje biegli w górę, gdy ceremonia przejścia qilina już się zaczęła. Jenna widziała kątem oka na jednym z banerów, jak qilin wymija Liu i Santos, aż wreszcie podchodzi do Grindelwalda, na którego ramieniu siedział czarny kruk...

Nagle kobieta, za którą biegł Newt zatrzymała się i odwróciła do niego, po czym wręczyła mu walizkę jak gdyby nigdy nic dokładnie w momencie, gdy Jennie udało się do nich dobiec. I wtem, na oczach ich obojga, walizka spaliła się i rozpłynęła w nicość...

- Nie, nie, Newt, to nie... - zaczęła Jenna, ale odebrało jej mowę, bo spojrzała na baner.

Qilin kłaniał się przed Grindelwaldem.

- Qilin zobaczył - ogłosił Vogel. - Zobaczył dobro, siłę, wartości konieczne do rządzenia nami i prowadzenia nas. A wy kogo widzicie?

Tłum zawył, a tysiące zaklęć wystrzelono w niebo. Zielone litery G wypełniły cały widok niczym groźba najgorszego końca, a Jenna nie chciała uwierzyć, że była jego świadkiem. Z szoku zeszła schodek niżej, patrząc na tamten rozentuzjazmowany tłum jak na szaleńców.

Czy oni naprawdę wierzyli, że Grindelwald chciał dobra?

- Gellert Grindelwald jest nowym liderem magicznego świata - ogłosił Vogel. - Jednomyślnie.

Nim Jenna czy Newt zdążyli to przetrawić, poplecznicy Grindelwalda złapali ich i zmusili do wejścia na sam szczyt schodów... A tam z przerażeniem zobaczyli, jak inni wyprowadzają Jacoba tuż przed Grindelwalda.

- To mężczyzna, który próbował odebrać mi życie - przemówił czarnoksiężnik. - Który nie ma w sobie żadnej magii. Który ożeniłby się z czarownicą i zanieczyścił naszą krew.

- Nie słuchaj go, Kowalski, nie słuchaj go... - szeptała Jenna desperacko, nawet jeśli wiedziała, że nie mógł jej usłyszeć.

Sama nie chciała słuchać tego przemówienia, tych bzdur, tego, jak magiczny świat rozpadał się na jej oczach...

Wybrzmiało głośne westchnięcie całego tłumu - Grindelwald odrzucił Jacoba zaklęciem, a ten wylądował u stóp schodów. Newt bez zawahania chciał rzucić mu się do pomocy.

- Newt, nie! - Jenna złapała ukochanego za ramię najsilniej jak potrafiła, wycofując go z powrotem.

- Crucio! - syknął Grindelwald, a Jenna musiała przytrzymać Newta po raz kolejny, przerażona tak, jak jeszcze nigdy w życiu.

- Zatrzymajcie go! - wybrzmiał rozpaczliwy krzyk Queenie, Queenie, która, ku zaskoczeniu Jenny, klęczała przy Jacobie, próbując go ratować.

- Nasza wojna z mugolami rozpoczyna się dzisiaj! - wrzasnął Grindelwald, na co tłum ponownie odpowiedział mu z entuzjazmem.

Jenna obawiała się, że już zwyczajnie nie da rady. Miała już dość tego strachu, tamtej chwili, tego wszystkiego... Była pewna, że gdyby nie to, że wciąż trzymała Newta, dawno straciłaby grunt pod nogami.

Nie zauważyła nawet, kiedy ktoś uwolnił Jacoba od klątwy, a przez niebo przeleciał feniks.

I oto Credence stał przed Grindelwaldem, ten sam, którego ponad rok temu spotkała w Nowym Jorku. Ten sam Obskurodziciel, przez którego wpadła na Newta, ten, który zwabił ją do Paryża...

- On was okłamuje - powiedział Credence łamiącym się głosem. - To zwierzę nie myśli samo. - Wskazał na qilina wciąż przechadzającego się gdzieś pomiędzy kandydatami.

Wtem Credence upadł na ziemię, wyraźnie opadając z sił. Jenna popatrzyła jeszcze raz na kruka, który przez cały ten czas grzecznie siedział na ramieniu Grindelwalda i nagle połączyła kropki - a Newt zdawał się zrobić to samo.

- Ten kruk na jego ramieniu... To wiedźma - mówił Newt, wbiegając po schodach i zatrzymując się przy Credencie. - To ona kontroluje qilina, może kontrolować wszystkie zwierzęta. On nie chce wami rządzić, on chce tylko, byście za nim podążali.

Grindelwald wzruszył ramionami.

- Słowa. Słowa dobrane tak, by zmyliły. Co sprawia, że wątpisz w to, co widziałeś na własne oczy?

- Bo to animag! - wrzasnęła Jenna, dobiegając do Newta. - Ten kruk to animag!

Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nikt nie widział, kto rzucił to zaklęcie, ale Jenna miała silne przeczucie, że zrobił to Dumbledore. Strumień białego światła trafił prosto w czarnego ptaka o wtem, zamiast niego, przy Grindelwaldzie znalazła się kobieta.

Miała wyjątkowo długie, niemalże białe włosy i granatowy płaszcz, a jak dla Jenny była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziała. Nie współgrało to jednak z jej miną; wyglądała, jakby chciała wymordować wszystkich, którzy przed nią stali. Czyli to była ta cała wiedźma, o której się tyle nasłuchała...

- Zobaczcie! Jeśli ona tylko ruszy ręką, qilin zrobi to samo! - krzyknął ktoś z tłumu, a wtedy każdy na własne oczy widział, jak mały qilin bezwiednie podąża za nawet najmniejszym ruchem wiedźmy.

- To niczego nie dow... - zaczął Grindelwald, a wtedy z tłumu nagle wyłoniła się kobieta w tradycyjnym bhutańskim stroju... I Jennie zupełnie opadła szczęka, gdy zrozumiała, że to Bunty.

Z walizką.

- Nikt nie może wiedzieć wszystkiego. Nawet ty - powiedziała z uśmiechem, po czym wręczyła zupełnie skołowanemu Newtowi walizkę. walizkę.

Scamander padł na kolana, a następnie otworzył ją pospiesznie, by wyjąć z niej... Drugiego małego qilina.

- To jest qilin, który nie jest zaczarowany - powiedział Newt, trzymając go na rękach. - To jego bliźniak, ja... Ja byłem tam, gdy się urodziły, jego matka została zamordowana.

- I ja też tam byłam - krzyknęła Jenna do tłumu.

- To bzdu...

- To niedopuszczalne - powiedziała kobieta z tłumu, która najwyraźniej była kimś z osób nadzorujących wybory. - Ceremonia musi się odbyć jeszcze raz.

Wtem, na oczach wszystkich, qilin wyjęty z walizki podszedł do Dumbledore'a...

- Nie, nie, proszę... - powiedział profesor, qilin jednak pokłonił się przed nim.

Dumbledore pokręcił głową, po czym kucnął tuż przed nim.

- Jestem zaszczycony. Ale tak jak wy dwaj się urodziliście tej nocy... Jest tu ktoś jeszcze równie warty. Jestem tego pewien. Dziękuję.

I wtedy, ku rozjuszeniu Grindelwalda...

Qilin pokłonił się przed Santos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro