Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

85🐍

Następnego ranka Aberforth ugościł grupę śniadaniem, na którym nie pojawili się Newt i Jenna, co zdziwiło grupę. Wszyscy spodziewali się, że zejdą do stołu tak, jak reszta, dlatego dopiero na dole zaczęli się martwić ich nieobecnością.

- Pójdę sprawdzić, co z nimi - zaoferowała Żaneta, błyskawicznie wstając od stołu.

- Pójdę z tobą. - Tezeusz zerwał się ze swojego siedzenia naprzeciwko, na tyle szybko, że delikatnie uderzył kolanem o  blat. Zebrał przez to dziwne spojrzenia od reszty, jednak nikt nic ostatecznie nie powiedział.

Tak też Żaneta oraz Tezeusz poszli wspólnie na górę, po czym kobieta od razu podeszła do drzwi pokoju Jenny i zapukała w nie. Spróbowała kilka razy, a nie usłyszawszy odpowiedzi uznała, że dla bezpieczeństwa może je otworzyć.

- Hej, Jenna, wszystko w porz... - Zaczęła, otwierając drzwi z głośnym skrzypnięciem, po czym urwała na widok, jaki zastała w pokoju. - Och.

Choć łóżko było dość wąskie, Newt i Jenna spali na nim wspólnie - on na plecach, ona na brzuchu, wtulona w jego tors jak w poduszkę. Gdzieś na podłodze przy łóżku leżała dawno zapomniana książka, a oni byli pogrążeni w tak głębokim, spokojnym śnie, że nawet nie poruszyło ich otwarcie drzwi.

To był widok, który Żanetę ścisnął w sercu, a u Tezeusza wywołał głośne westchnięcie.

- Aż żal mi ich budzić - szepnęła rozczulona Żaneta.

- Ale musimy już się zbierać - odparł Tezeusz, po czym bez zawhania odchrząknął głośno, na tyle, że oboje magizoologów zerwało się.

Zarówno Jennie, jak i Newtowi zajęło chwilę zrozumieć, w jakiej pozycji się znajdowali. Scamander speszył się, a potem znacznie zawstydził, gdy w drzwiach zauważył swojego brata. Jenna, naturalnie, nie mogła być mniej wzruszona.

- O, to wy. Zaspaliśmy? - zapytała jak gdyby nigdy nic, ziewając i powoli unosząc się z torsu ukochanego.

- Troszeczkę - przyznała Żaneta z uśmiechem.

- Już idziemy, już idziemy... - przekonywała Jenna, schodząc z łóżka i rozciągając się. - Za trzy minuty jesteśmy na dole...

- To nie będziemy wam przeszkadzać - powiedziała Żaneta, po czym złapała Tezeusza za ramię i niemalże siłą wyciągnęła go z pokoju.

Drzwi się zamknęły, a Jenna roześmiała, jednak uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy popatrzyła na Newta. On podniósł się do pozycji siedzącej i wyglądał na szczerze zawstydzonego. Dziewczyna wiedziała, że musiała go uspokoić.

- Och, przepraszam. Przygniotłam cię za mocno trochę, prawda?

- Nie, nie, nie! - Newt natychmiast pokręcił głową. - Ja tylko... Głupio trochę, że zaspaliśmy, ale spało mi się... Wspaniale.

Te słowa sprawiły, że Jenna wyzbyła się zmartwień i nachyliła się, by jak najczulej pocałować go w czoło.

- Jeśli dziś przeżyjemy... To możemy częściej tak spać. Jeśli chcesz.

Choć tego nie pokazał, w środku Newt miał ochotę skakać ze szczęścia.

Niecałą godzinę później drużyna składająca się z Newta, Jenny, Tezeusza, Żanety, Eulalie, Jacoba i Bunty udała się do ukrytego pomieszczenia w Hogwarcie, które na wszystkich robiło wrażenie. To był potężny, przestronny pokój, w którym czekał na nich Dumbledore, stojący na tle czegoś w rodzaju szerokiej, wiszącej kolumny ozdobionej bhutańskimi wzorami.

Plan był prosty. Udać się na ceremonię wyborów w Bhutan, utrzymać qilina w bezpieczeństwie, może pokonać Grindelwalda po drodze... Co mogło się nie udać?

- Hej, Newt, co to za miejsce? - szepnął Jacob.

- Pokój Życzeń.

- Ej, Dumbledore, mogę tu zabrać mojego brata? - zapytała Jenna, rozglądając się po pomieszczeniu z założonymi rękami. - Nigdy mi nie wierzył, że Pokój Życzeń istnieje, bo nie mogłam go znaleźć... A on sobie tu był przez cały czas... 

- Och, Jenna, może kiedyś twoje dzieci go odnajdą - odpowiedział Dumbledore z uśmiechem, na co ona przewróciła oczami.

- Ty to jak coś powiesz, profesorku...

Przed całą grupą stało siedem walizek; wszystkie były identyczne, jednak najwyraźniej taki był zamiar.

- Jak, Newt? Jesteś w stanie poznać, która to twoja? - zapytał Dumbledore, a a Newt zawahał się.

- Nie...

- To dobrze. Martwiłbym się, gdybyś był.

- Rozumiem, że qilin jest w jednej z nich? - zapytała Eulalie, pamiętając, jak Newt i Jenna z największą ostrożnością wkładali zwierzaka do walizki jeszcze kilkanaście minut wcześniej.

- Tak.

- Ale w której?

- Właśnie, w której? - powtórzył Dumbledore.

Jenna pomyślała, że to było sprytne. Tyle walizek na pewno mogło wprowadzić chaos do wizji Grindelwalda - aż siedem możliwych kombinacji...

- Grindelwald zrobi wszystko, by złapać naszego rzadkiego przyjaciela, dlatego musimy się upewnić, że ktokolwiek, kogo do nas wyśle, będzie niepewny... A qilin bezpiecznie dotrze na ceremonię.

Dumbledore stanął w płaszczu i kapeluszu przed całą grupą, na moment tracąc swój rozbawiony ton.

- Przypomnę tylko. Z Grindelwaldem jest wiedźma. Ona potrafi kontrolować zwierzęta, miejcie to na uwadze.

- Nie no, spoko. Pokonać gościa, co widzi przyszłość i laskę, co potrafi obrócić zwierzaki przeciwko nam. Pff. Bułka z masłem. - Jenna wzruszyła ramionami, a choć jej żart miał rozluźnić atmosferę, to głównie uświadomił większości, że ich misja była naprawdę absurdalna.

- Cóż, jeśli do czasu popołudniowej herbatki qilin, nie wspominając już o nas wszystkich, będziemy wciąż żywi... To możemy uznać, że odnieśliśmy sukces - stwierdził Dumbledore w podobnym do Jenny tonie, wkładając na siebie szal. - Dobrze, niech każdy wybierze walizkę i ruszamy. Panie Kowalski, ja i pan pójdziemy jako pierwsi.

- Ja? - Zaskoczony Jacob wskazał na siebie, a Jenna gestem zachęciła go, by ruszył przed siebie. - No dobra...

Kowalski schylił się po walizkę najbliżej siebie, Dumbledore odchrząknął jednak, kręcąc głową. Jacob zdecydował się więc na kolejną, a wtedy profesor dotknął tamtej wyjątkowej kolumny, która zalśniła na złoto, po czym wyciągnął dłoń w stronę mugola. Jacob złapał ją i...

Obaj zniknęli.

- Powodzenia wszystkim - powiedziała Bunty.

Nastąpiła chwila ciszy, ale nie było już czasu na wahanie. Newt złapał za walizkę wcześniej odrzuconą przez Dumbledore'a, również życząc wszystkim powodzenia, a w tym samym czasie Jenna sięgnęła po tę stojącą przed Tezeuszem.

- Znalezione nie kradzione. -  Zwinnym ruchem zabrała mu walizkę sprzed nosa, po czym w ostatniej chwili złapała za rękę Newta, by zniknąć razem z nim.

I tak znaleźli się w Bhutan w przeciągu sekund, w wielkiej świątyni położonej wysoko w górach, na której szczyt prowadziły dziesiątki schodów. Newt spojrzał na Jennę zmartwiony, wciąż nie puszczając jej ręki.

- Jenna... Mieliśmy się nie rozdzielać, ale...

- Wszystko wiem, nie martw się. - Przerwała mu, patrząc mu w oczy. - Obiecajmy sobie po prostu, że... Że się znajdziemy.

- Znajdziemy - potwierdził bez zawahania, a wtedy dziewczyna obdarzyła go ostatnim pocałunkiem w policzek.

- Uważaj na siebie, bo jak nie Grindelwald, to ja cię dopadnę.

Newt zdążył się jeszcze do niej uśmiechnąć - lecz nie zdążył znowu nic powiedzieć - zanim rozeszli się w przeciwnych kierunkach ze swoimi identycznymi walizkami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro