Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

83🐍

Jenna już kolejny raz tamtego dnia poczuła przeszywający ból w plecach, gdy te uderzyły o twardą, zmarzniętą ziemię pokrytą liścmi. Puściła trzymaną
Żanetę, a następnie podniosła się najszybciej, jak potrafiła, rozglądając się w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu Scamanderów - niestety, ujrzała tylko pusty las.

- Janet, co myśmy zrobiły?! Jak mogłyśmy ich tam zostawić?! - Złapała się za głowę, niemalże się trzęsąc i wcale już nie zwracając uwagi na liście przylepione do jej płaszcza czy włosów.

- Jenna, spokojnie, oni zaraz tu będą, na pewno... - mówiła Żaneta, też wstając, nawet jeśli tak naprawdę siebie też próbowała przekonać, że to była dobra decyzja.

- Jeśli Newtowi się coś...

Jenna nie dokończyła. Wybrzmiał głośny świst, a niecałe dwa metry dalej pojawili się trzymający się za ręce Tezeusz oraz Newt, cali i zdrowi.

- Newt!

W tamtej chwili Jenny nie obchodziło zupełnie, co działo się z pozostałą dwójką. Rzuciła się na Newta w spragnionym uścisku, który natychmiast odwzajemnił z takim entuzjazmem, że nawet lekko ją uniósł.

- Jesteś cały, Merlinie, jesteś cały... - mówiła Jenna tak rozemocjonowanym głosem, jakiego Newt jeszcze u niej nie słyszał, wtulając się w niego mocniej.

- Myślałem, że cię już nie zobaczę - wyszeptał Newt prosto do jej ucha, a łzy nieuchronnie stanęły mu w oczach.

Byli bezpieczni, a ona była w jego ramionach, i tylko to się liczyło - nawet jeśli jeszcze przed chwilą znajdowali się o włos od śmierci.

Jenna odsunęła się nieco jako pierwsza, ocierając policzki, po czym sama ujęła twarz Newta w dłonie.

- Znowu mnie uratowałeś. Dziękuję...

Na te słowa usłyszała nagły pisk sprzeciwu - wtem z kieszni Newta wychylili się Pickett, Jasper i Teddy.

- Och, i wy, oczywiście! - zawołała radośnie. - Pickett, bohaterze! I kiedyś ty mi się wymsknął, Jasper? - Jenna odebrała swojego nieśmiałka z kieszeni Newta, by wsadzić go sobie na ramię.

W tym czasie sam Newt podniósł Teddy'ego i zauważył, że ten miał w swojej kieszonce trzy dodatkowe różdżki.

- Ale z ciebie mądrala - powiedział Newt, wyciągając je, co przykuło uwagę Jenny.

- Teddy... Moja różdżka...! - zawołała uradowana, kiedy Newt oddał jej jej własność. - No za to to ci oddam wszystkie moje kolczyki, mały. - Pogłaskała niuchacza czule, a ten wyglądał na szczerze dumnego z siebie.

- Jego na razie najbardziej interesuje twój naszyjnik. - Newt uśmiechnął się, wskazując głową na wisiorek.

Jenna spojrzała w dół, jakby dopiero sobie przypominając o naszyjniku, który w trakcie tego wszystkiego wypadł zza jej koszuli.

- A tak, srebrny wąż ci się podoba, co? - Zaśmiała się. - Ale jego nie mogę ci niestety dać. Dumbledore mówi, że będę musiała go jeszcze użyć, choć nie wiem jak... W ogóle dziwny ten naszyjnik. Nie mogli mi go tam zdjąć, chociaż próbowali...

- Dumbledore lubi takie... Wyjątkowe prezenty. Krawat Tezeusza też był świstoklikiem.

- A ten stary dziad go sobie ubrał. - Jenna wzdrygnęła się. - Ech, nie mówmy już o tym. To więzienie to był mój największy koszmar. Ciemności, brud, krwiożerczy potwór i przywiązanie do Tezeusza Scamandera jedną liną.

Newt zaśmiał się, po czym nieświadomie poprawił jej włosy, które wtedy były wyjątkowo zmierzwione.

- Już będzie wszystko dobrze.

- Właśnie, moje włosy! - Jenna złapała się za głowę. - Te mantykory mi je podgryzały...

Użyła swojej odzyskanej różdżki, by pospiesznie się oczyścić, odświeżyć i poprawić. Wtedy dopiero zwróciła uwagę na Tezeusza oraz Żanetę, którzy się do nich zbliżali.

- To co teraz robimy? - zapytał Tezeusz.

- O, nasze różdżki! - zawołała uradowana Żaneta, dostając swoją własność od Newta.

- Właśnie, Janet. - Jenna podeszła do niej i nagle też przytuliła. - Tobie też dziękuję. Ty też znowu uratowałaś mi tyłek. Przepraszam, że zwątpiłam.

- Janet uratowałaby was gołymi rękami. Nawet nie wiecie, jak o was walczyła w niemieckim Ministerstwie - powiedział Newt, co nieco ją speszyło.

- Och, no musieliśmy was jakoś wyciągnąć, to wszystko. - Żaneta nieświadomie założyła kosmyk włosów za ucho. - Wiem, że zrobilibyście to samo.

Jenna uśmiechnęła się nieco. Widziała, jak stojący za Żanetą Tezeusz nie może oderwać od niej wzroku, a patrzył na nią niemal odcięty od świadomości, jakby do niego dochodziło, co naprawdę do niej czuł.

- Dobra, to na razie zacznijmy od tego, gdzie w ogóle jesteśmy - powiedział Newt, a wtedy Jenna klasnęła w dłonie z radości, gdy spojrzała jeszcze dalej za Tezeusza.

- W domu, panowie.

Jenna nie bez powodu wymieniła tylko chłopców. Gdy wszyscy odwrócili się w kierunku, w którym patrzyła, ujrzeli jezioro, góry... A na ich tle majestatyczny, potężny zamek.

Hogwart.

- Chciałam być znowu w Hogwarcie, no i jestem - powiedziała rozanielona Jenna, gdy weszła do Wielkiej Sali. - Mój siedmioletni azyl, zawsze tak samo piękny...

Jej uśmiech prędko zniknął z jej twarzy, gdy cała czwórka trafiła na Eulalie na środku pomieszczenia.

- Co wam zajęło tak długo? - zapytała od razu.

- Było parę... Komplikacji - wyjaśnił Newt.

Jennę z jakiegoś powodu naprawdę nie interesowało, co spotkało Eulalie, zwłaszcza, że zauważyła Jacoba... Siedzącego przy jednym ze stołów i chwalącego się swoją nieprawdziwą różdżką. Po prostu musiała do niego dołączyć.

Wyminęła Eulalie i podbiegła do niego, a następnie zwinnie wślizgnęła się na miejsce obok niego.

- No hej, Kowalski. Jak ci się podoba w naszych skromnych progach?

- O, Jenna! Bardzo dobre to jedzenie, chwali się.

- A tak. Skrzaty domowe je przygotowują. Czasami je podkradałam z kuchni - wyjaśniła z dumnym uśmiechem, po czym zwróciła się do siedzących naprzeciwko uczennic. - Hej, a wy mi powiedzcie, dziewczyny. Kto teraz prowadzi w klasyfikacji Quidditcha?

- Slytherin - odparła Krukonka, na co Jenna uderzyła w stół w akcie triumfu.

- No i tak ma być!

- Była pani w Slytherinie? - dopytywała zaciekawiona.

- Jak najbardziej. I tęsknię za tym bardzo. Mówię wam, korzystajcie z tego czasu tutaj, bo ani się obejrzycie i bum! Będziecie uciekać przed krwiożerczą mantykorą.

Dziewczynki spojrzały na nią dziwnie, co Jenna uznała za sygnał do wejścia.

- No, ale nic. - Poklepała Jacoba po ramieniu. - Wybaczcie, że zabiorę wam kolegę, ale mamy parę spraw do załatwienia. Wracamy do ekipy, Kowalski.

- Jasne, jasne... - Jacob powycierał się i wstał prędko. - Powodzenia! Nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobił - dodał w stronę dziewczynek ku rozbawieniu Jenny.

- To miejsce jest niesamowite. Wszędzie latają mali czarodzieje - powiedział Jacob, kiedy on i Jenna wrócili już do Scamanderów, Żanety oraz Eulalie.

- No co ty nie powiesz? - mruknął Tezeusz.

- Och, Jacob, powinieneś zobaczyć Kurgród. Tam wszędzie latają mali polscy czarodzieje - wtrąciła Żaneta, na co Kowalski pokiwał głową.

- Tak, to pewnie wspaniałe... Ale tu też są dla mnie bardzo mili. Chłopcy ze Slytherinu dali mi te słodycze, kto chce jednego?

Wszyscy odwrócili się, by zobaczyć wspomniane słodycze, które bardzo rozbawiły czarodziejów.

- Ślizgoni ci je dali, mówisz? Oj, Jacob, czy ja cię niczego nie nauczyłam o Ślizgonach? - zapytała Jenna, wkładając ręce do kieszeni swojego płaszcza.

- Ja sam nigdy nie byłem fanem karaluchów w syropie, ale te z Miodowego Królestwa są podobno najlepsze... - dodał Newt, a wtedy Jacob rozdziawił usta, zdradzony, i z tą samą zdradą w oczach spojrzał na stół Ślizgonów.

Po raz kolejny głośny śmiech wydobył się z ust Jenny, która po tym spotkała się wzrokiem z Newtem - i na tę krótką, wręcz sielską chwilę zupełnie zapomniała o całym niebezpieczeństwie, które wciąż na nich czyhało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro