82🐍
- Hej, ważniak, ale jak już tak sobie wyznajemy sekrety... To wiesz, ja jestem animagiem - mówiła Jenna już w momencie, gdy naprawdę wszystko zaczynało jej być obojętne.
- Niezarejestrowanym, zgaduję?
- Będziesz mi teraz papierki sprawdzał?! - odgryzła się Jenna, po czym prędko się uspokoiła. - Myślę, jak nas uratować, ale cholera, nawet nie mogę się przemienić...
- Oczywiście, że nie możesz. Nie są idiotami, są tu zaklęcia zabezpieczające.
- Wow. Super. - Jęknęła. - No to teraz twoja kolej na śmiały pla... Nie, nie, nie!
- Co się stało?
- Małe mantykory też tu mają - wydusiła Jenna. - I jedna właśnie przyszła zjeść moje włosy. To jest koszmar.
Zanim Tezeusz zdążył dopytać, przyszła do niego jego własna mantykora - i robiła to samo. Oboje nie mieli już żadnego planu, więc i jemu, i jej pozostawało patrzeć, jak wielka mantykora pożera kolejnych więźniów... A oni byli następni w kolejce.
Na szczęście dwojga więźniów Newt i Żaneta byli po spotkaniu z Dumbledorem, który od razu pokierował ich do Erkstagu. Podczas gdy Eulalie oraz Jacob mieli wybrać się na herbatkę z samym Grindelwaldem, oni szli z pozwoleniem na spotkanie prosto do więzienia, gotowi uratować tamtych dwoje za wszelką cenę.
- Niby już widziałam Dumbledore'a, ale teraz, jak go poznałam jak trzeba... - mówiła Żaneta, idąc ramię w ramię z Newtem. - Cholera, facet ma naprawdę wpływy, że załatwił nam wejście do nich.
- Tak, Dumbledore... Wiele potrafi - przyznał Newt. - Teraz musimy ich tylko uratować, co to tam...
- Słuchaj, Newt, z mojego doświadczenia w takich miejscach patrzą troszeczkę przychylniej, jeśli jest się rodziną.
- To chyba dobrze, że Tezeusz to mój brat.
- Tak, ale ważne, żeby wpuścili nas oboje, do obojga. Dlatego trzymajmy się takiego planu... Jenna to twoja żona, a Tezeusz to twój brat, a mój mąż, dobra? Tak prędzej nas dopuszczą.
- Jasne. - Newt pokiwał głową, po czym znowu uśmiechnął się na myśl Jenny mogącej być jego żoną. To wydawało się wtedy jednocześnie nieprawdopodobne... A jednocześnie tak wspaniałe.
- Pewnie też nam wszystko skonfiskują. Ale na spokojnie, wymyślimy coś - ciągnęła Żaneta, rzeczywiście próbując wymyślić jakiś plan na poczekaniu. - Pamiętaj, nie jesteśmy podejrzani, tylko po prostu chcemy odzyskać naszą rodzinę i w ogóle. Jak będzie trzeba, to wezmę ich na litość z jakimiś dziećmi czekającymi w domu czy coś.
Newt zaśmiał się na te słowa, po czym stanął jak wryty przed kratą, za którą ukrywały się koszmarne schody prowadzące gdzieś głęboko w dół, pod ulicę.
- Zakaz wstępu. - Żaneta przetłumaczyła napis na kracie. - Ja im zrobię zakaz wstępu, jak zaraz nie zobaczymy Tezeusza i Jenny.
Ona i Newt wyciągnęli różdżki jednocześnie, by otworzyć przejście, po czym pewnie zaczęli schodzić w głąb obrzydliwego miejsca. Dotarli ostatecznie do ciemnego, obskurnego pomieszczenia, gdzie zamiast ujrzeć obstawę czy wielkie, magiczne zabezpieczenia... Zobaczyli tylko starszego mężczyznę z wąsem, siedzącego za wysokim biurku na tle setek półek, wypełnionych przedmiotami każdego rodzaju i rozmiaru.
Żaneta zauważyła to od razu - on miał na sobie krawat Tezeusza. Byli w dobrym miejscu.
- Przyszliśmy zobaczyć się z moją żoną i bratem - powiedział Newt, podając starcowi otrzymane od Dumbledore'a pozwolenie. Wtedy mężczyzna spojrzał podejrzliwie na Żanetę, więc ta dodała pospiesznie:
- I moim mężem. Czyli jego bratem. Jenna Wharflock i Tezeusz Scamander.
- Wasze różdżki - odparł mężczyzna stanowczo.
Żaneta oddała mu swoją bez zawahania, wiedząc, że inaczej nie przejdą. Newt wkrótce zrobił to samo, a wtedy mężczyzna wyszedł zza biurka i swoją różdżką sprawdził ich oboje. Żanecie nie zabrał już nic, bo nic nawet ze sobą nie miała - od Newta odebrał jednak Picketta, Teddy'ego i...
- Jasper? Ty też tu jesteś? - powiedział zdziwiony Newt, który nawet nie zauważył, że przerażony nieśmiałek Jenny ukrywał się w jego płaszczu po ucieczce od niej, tuż przed tym, jak ją wyprowadzić.
Starzec zamknął wszystkie trzy kreatury w małych celach, a następnie podarował tamtej dwójce jedną lampę z robaczkiem w środku. Po tej operacji Newt i Żaneta spojrzeli na siebie skołowani, niepewni, czy to oznaczało, ze mogli już iść.
- To... Jak my ich znajdziemy? - zapytał Newt.
- To naprawdę wasi małżonkowie?
Kolejny raz wymienili spojrzenia. Czy tamten facet domyślał się, że był oszukiwany?
- Tak - odpowiedzieli chórem, choć było to kłamstwo.
- No to będą wyglądać jak oni.
Żanecie nie spodobały się te słowa. Czuła, że nie powinni już dopytywać, tylko po prostu już iść.
- Aha. No jasne, haha. - Żaneta zaśmiała się nerwowo, łapiąc Newta pod ramię. - No, chodź, co, swojej żony nie poznasz, szwagrze? Hah.
Chciała wypchać już Newta w stronę celi, by jak najszybciej stamtąd pójść, ale on stał jak wryty. Patrzył w górę, tam, gdzie został zamknięty jego nieśmiałek, już za nim tęskniący.
- Wrócę do ciebie, Pickett. Obiecuję.
- Newt, chodźmy już - szepnęła Żaneta pospiesznie, a gdy udało jej się go wreszcie przeciągnąć, krata więzienia się za nimi zamknęła.
Oboje popatrzyli na nią w przerażeniu, aż kobieta pokręcili
- Nie, nie, nie można patrzeć w tył Idziemy.
Tak więc ruszyli przed siebie, Newt z lampą w ręku, i szybko zdali sobie sprawę, że znajdowali się w czymś, o wyglądało jak ciemna, głęboka, przerażająca jaskinia.
Żaneta rozejrzała się, po czym przełknęła ślinę.
- Urocze miejsce. Jakbym znowu była na Podlasiu.
Po tym oboje usłyszeli, jak coś małego przebiega po kamiennej podłodze.
- Co to było? - wyszeptała Żaneta, a Newt uniósł lampę wyżej, by widzieć lepiej...
I ujrzał kilka małych, nieco podobnych do mugolskich raków zwierzątek, które natychmiast rozpoznał, a które nie poprawiły mu humoru.
- To są... Małe mantykory.
- Aha. Okej. - Żaneta ponownie przełknęła ślinę. - A mam się nimi przejmować?
- No... O ile nie będziemy ich zbytnio prowokować...
Mantykor zbierało się jednak więcej i więcej, podczas gdy dwoje czarodziejów wycofywało się w stronę dziury wydającej się być bez dna... Wokół której znajdowały się cele. Oboje usłyszeli ryk, który sugerował, że to nie były jedyne stworzonka żyjące w Erkstagu.
Newt unióśł obie ręce w górę, a wtem wszystkie małe mantykory zrobiły to samo, ku kompletnemu zaskoczeniu Żanety.
- Zrób to samo - szepnął Newt do swojej towarzyszki, a ona nawet nie zamierzała tego kwestionować i natychmiast usłuchała.
- To jest nienormalne - stwierdziła Żaneta, idąc bokiem z uniesionimy rękami tuż za magizoologiem, a za nimi ciągnęła się armia małych mantykor.
- Wypatruj ich, muszą gdzieś tu być... - powiedział Newt, nawet jeśli widok więzienia znacznie obniżył jego nadzieje na dobre zakończenie tego wszystkiego...
I wtedy usłyszał ten ukochany, znajomy głos.
- Ja już chyba oszalałam. Słyszę teraz Newta - jęknęła zrozpaczona Jenna.
- Nie, czekaj, ja też go słyszę...! - odparł Tezeusz, a wtedy Newt i Żaneta stanęli jak wryci, słysząc, że te głosy dobiegały z bardzo bliska.
- Tezeusz? - zapytała Żaneta z nieukrywaną nadzieją w głosie, licząc, że to nie były omamy.
- Janet? - odparł jej równie rozgorączkowany głos, do którego zaczęli coraz szybciej iść.
I wtem, nareszcie, po czasie, który wydawał się nieskończony - zobaczyli ich, a to była piękna chwila dla całej czwórki.
- Na Merlina, dzięki wszystkim bogom tego świata. Jesteście - powiedziała Jenna, natychmiast rozpłakując się ze szczęścia. Nie była w stanie uwierzyć w to, że działo się naprawdę, ale to nie było istotne: najważniejsze było to, że nawet wisząc głową do dołu wciąż widziała Newta z uniesionymi rękami, poruszającego biodrami to w tę, to we w tę, by kontrolować całe stado małych mantykor.
Dla wielu mogło się to wydawać śmieszne bądź głupie, lecz dla niej on był niesamowity. Zupełnie jak wtedy w Nowym Jorku, gdy zajmował się Buchorożcem... Miała wrażenie, że znowu zakochiwała się w nim na nowo.
- Janet - wypalił Tezeusz bez namysłu, po czym prędko wróciło mu racjonalne myślenie. - A... A ta mała zgraja przyszła z wami? - zapytał przerażony, wskazując głową na mantykory.
- No tak się złożyło - odparł Newt, nie przestając się ruszać.
- Związali was razem? Naprawdę mieliście tortury - przyznała Żaneta, głównie po to, by trochę pośmiać się z Tezeusza.
- Nie no co ty, ja i Tezio to już najlepsi przyjaciele jesteśmy. Tak se pogadaliśmy fajnie, że ho ho - odparła Jenna.
- Chyba nie muszę ci mówić, jak było, Janet - wtrącił Tezeusz, na co kobieta się zaśmiała, wywołując uśmiech i u niego.
- Dobra, to ty je czaruj, Newt, a ja w międzyczasie... - zaczęła Żaneta, chcąc podejść do Tezeusza i Jenny, by ich odwiązać, ale magizoolog jej na to nie pozwolił.
- Nie, nie, nie, na ciebie też patrzą.
- To co mamy zro... O kurwa.
Żaneta wypowiedziała tę ostatnią część po polsku, więc pozostała trójka jej nie zrozumiała, jednak to, co widziała pozwoliło im bez problemu złapać przekaz. Potężna macka wielkiej mantykory znajdowała się tuż przy głowie Newta, jakby próbując go złapać...
Wtem, jak na zawołanie, zgasło światło przy innym więźniu. Macka schowała się w bezkresnym dole, a z niego wystrzelił kolec i na oczach całej czwórki pożarty został kolejny nieszczęśnik. Bestia wypluła jego szczątki już sekundy później, a na te rzuciły się młode - więc Newt i Żaneta nie marnowali już czasu.
Ona zaczęła odwiązywać Tezeusza, a on Jennę, aż oboje więźniów upadło na podłogę.
- Cholera, nie czuję moich rąk - powiedziała przerażona Jenna, gdy Newt złapał ją, by pomóc jej wstać.
- Zaraz będzie lepiej, musimy uciekać! - krzyknął Newt i, wciąż z lampą w ręku, chciał zacząć biec...
Gdy zatrzymało go kolejne stado małych mantykor.
- Kocham zwierzęta, ale nie dziś. Po prostu nie dziś - powiedziała Jenna, która marzyła już tylko o tym, by się stamtąd wydostać.
- Potrzymajcie. - Newt wychylił się i oddał lampę Żanecie, a następnie sam przyłożył dłonie do ust, by wydać z siebie dziwny, donośny dźwięk.
- Co robisz? - zapytała Jenna.
- Jasper, Pickett i Teddy tu są - wydusił pospiesznie. - I to oni nas uratują. A na razie... - Newt ponownie spojrzał w dół, prosto na mantykory. - Nie ma wyjścia. Wszyscy musimy... Trochę poruszać biodrami.
Jenna zaśmiała się w głos. Bez żadnego dopytywania, uniosła ręce tak, jak Newt, gotowa iść razem z mantykorami. Widząc to, magizoolog od razu się uśmiechnął, nawet pomimo marnych okoliczności.
- No, ważniak, teraz możesz pokazać, jakie masz ruchy.
- Żartujecie - powiedział Tezeusz, za co Żaneta skarciła go wzrokiem.
- Tezeusz, rób, to co oni, bo sama cię tu zaraz zostawię - nakazała, a Jenna z rozbawieniem patrzyła, jak posłuchał jej niczym potulny szczeniaczek.
- Za mną - powiedział Newt, po czym cała czwórka zaczęła iść wężykiem, bokiem, pośród dziesiątek, jak i nie setek mantykor, z uniesionymi rękami i poruszając biodrami.
- Musicie kołysać biodrami, ale delikatnie... - instruował Newt. - Nie kołysasz prawidłowo - dodał w stronę Tezeusza.
- Kołyszę, przecież kołyszę tak samo, jak ty - zapewniał mężczyzna ku rozbawieniu obu czarownic.
- Właśnie nie sądzę - odparł Newt, na co Jenna i Żaneta o mało nie parsknęły śmiechem.
- To jest chyba najlepszy dzień mojego życia jednak - mruknęła Jenna, sama w ogóle nie krępując się w ruchach swoimi biodrami, co nie umknęło uwadze Newta.
Żaneta również nie miała z tym problemu, choć sądziła, że będzie inaczej. Tezeusz patrzył na nią nieustannie, ale wtedy przepływało przez nią tyle adrenaliny, że nawet jej to nie peszyło.
- No, całkiem nieźle ci idzie - pochwaliła go.
- Dobrą mam nauczycielkę - odparł, a Jenna siłą powstrzymała się od uderzenia dłonią w twarz. To było takie tanie, i nawet Newt to zauważył. Może to jednak Leta miała gorzej w tamtym związku?
- Zaraz cię zrzucę w ten dół, ważniak - wymamrotała Jenna.
- To juz prawie, jeszcze tylko ten koryta...
Newt urwał, bo Tezeusz wdepnął stopą w jedną z mantykor, a lampka, którą trzymała Żaneta, zaczęła się wygaszać...
I potem wszystko stało się tak szybko, że nikt z nich nie znalazł nawet czasu na mruganie.
Wielka mantykora wyszła ze swojej kryjówki z tylko jednym celem: zabić ich wszystkich, czy to swoim kłem, czy strzelając w nich ogniem. Cała czwórka rozpierzchła się po kamiennych korytarzach, licząc, że nie zginą przy każdym kolejnym kroku. Każdy z nich wykrzykiwał imiona kogoś z pozostałych raz po raz, jakby chcąc się upewnić, że jeszcze żyli.
W pewnym momencie Jenna i Żaneta wpadły prosto na siebie.
- Moja spinka! - krzyknęła nagle Żaneta, łapiąc się za włosy. - Moja spinka od Dumbeldore'a to świstoklik, teraz czuję!
- No to łapmy ich i spadamy! - wrzasnęła Jenna. - Mamy świsto...
- Uciekajcie! - wrzasnął Tezeusz, który znikąd pojawił się w ich polu widzenia, a następnie został przez coś pociągnięty w bok. - Obie, uciekajcie!
- Newt! - krzyknęła Jenna.
- Mam różdżkę! - odpowiedział jej Newt, czego w tamtej chwili nie była w stanie ogarnąć. Skąd? Jak? Różdżkę?
Zanim jednak mogła pobiec w jego stronę, Żaneta silnym ruchem przyciągnęła ją do siebie, jakby chciała przytulić ją od tyłu.
- Jenna, łap mnie!
Nim Jenna zdążyła zaprotestować, Żaneta złapała się za spinkę - i obie zniknęły z Erkstagu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro