Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

80🐍

Gdy pociąg zaczął zwalniać, na zewnątrz zrobiło się już ciemno, a mimo to Jenna wciąż próbowała dojrzeć coś za oknem. Stojący obok niej Newt patrzył niby na widoki, a tak naprawdę na nią z nieschodzącym uśmiechem na twarzy.

- Kurczę... Gdyby nie ta cała otoczka, to trochę tak, jakbyśmy wracali do Hogwartu, co? - zapytała Jenna. - Zaraz zasiądziemy do uczty, przyjdą nowi uczniowie...

- Tylko wtedy nie siedzielibyśmy razem - przyznał Newt smutno, a wtedy Jenna odwróciła się w jego stronę.

- Słuchaj, no... Ja wtedy też nie wyobrażałam sobie, że skończę z takim jednym Puchonem. Ale teraz... To nie wyobrażam sobie nikogo innego na jego miejscu. - Złapała go za rękę, a on czuł, że mówiła prawdę.

- Berlin. Wspaniale - powiedziała Eulalie niewiele później, gdy pociąg wreszcie się zatrzymał.

Wszyscy w wagonie wyglądali przez okno na nieznajomą stację. Szli w kompletnie nieznane, a do niektórych z nich dopiero wtedy zaczęło to docierać.

- No, Janet, jesteś teraz naszą królową. - Jenna położyła rękę na ramieniu blondynki. - Tylko ty tu znasz język.

Żaneta pokręciła głową, nie odrywając wzroku od widoku za oknem..

- Może i trochę znam, ale przeceniasz mnie. Nie bez powodu po polsku nazywamy Niemców takimi, których mowy nie da się zrozumieć.

- Żartujesz? Widziałem cię już w akcji, Janet. Bez problemu sobie z nimi poradzisz - przekonywał Tezeusz, a wtedy Jenna powstrzymała parsknięcie.

- No wreszcie wielki pan Scamander wysilił się na komplement - powiedziała, a następnie prędko odeszła od dwojga Aurorów, by mogli porozmawiać sami.

Kama wyszedł z pociągu jako pierwszy, kiedy Jenna patrzyła, jak Newt upewnia się, że wszystko było w porządku z qilinem. Zamknął walizkę, a wtedy nagle pojawiła się przy nim Bunty, chcąc ją odebrać - wtedy Jenna już nie wytrzymała.

- A ty co robisz?

Bunty jakby jej nie usłyszała, bo patrzyła tylko na Newta, wyjątkowo zdezorientowanego.

- Ja też muszę iść, Newt. Nikt nie może wiedzieć wszystkiego. Nawet ty.

Jenna była niemalże gotowa z nią walczyć, Newt jednak ostatecznie uspokoił ją jednym dotykiem dłoni, po czym oddał walizkę Bunty. Ona wyszła, lecz w Ślizgonce wciąż się gotowało - Scamanderowi wszystko można było odebrać, ale walizkę?!

- Zabiję Dumbledore'a własnymi rękami zanim Grindelwald to zrobi, przysięgam - wycedziła Jenna bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.

- No, to teraz nasza kolej... - Newt zwrócił się do pozostałych. - Musimy dotrzeć do niemieckiego ministerstwa.

- Poprowadzę w takim razie - powiedziała Żaneta, ruszając do wyjścia jako pierwsza. - Och, tylko lepiej tu nigdzie nie wspominajcie, że jestem z Polski, dobrze? Może się to nie za dobrze skończyć.

- To ja idę z tobą - wypalił Tezeusz, a gdy wzrok wszystkich skierował się właśnie na niego, nieco się spieszył. - Znaczy, żeby Janet nie szła sama na przodach, to niebezpieczne... - wyjaśnił nieporadnie.

Jenna ugryzła się w wargę, kolejny już raz powstrzymując się od wybuchu śmiechem.

- On jest beznadziejny - szepnęła do Newta, po czym oboje i tak się zaśmiali.

Cała grupa dzięki Żanecie i Tezeuszowi bardzo szybko dotarła do magicznej ściany, po której przejściu znaleźli się już na terenie niemieckiego Ministerstwa Magii. Z zewnątrz było ogromne, ciemne i złowrogie, a z daleka dało się zauważyć fajerwerki rozjuszonych wyborców skandujących nazwiska kandydatów na Najwyższą Szychę Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów.

- Zgaduję, że mamy jakiś cel w przyjściu tutaj? - zapytał Tezeusz.

- Tak, mamy herbatkę... I lepiej, żebyśmy się na nią nie spóźnili.

Po tym to Tezeusz i Newt zaczęli prowadzić, a Żaneta i Jenna szły za nimi krok w krok, przedzierając się przez morze wrzeszczących wyborców. Na samym końcu tego korowodu szli Eulalie oraz Jacob.

- Nie podoba mi się to, Janet - mruknęła Jenna, rozglądając się wokół siebie.

- Mnie też nie... Ale obawiam się, że teraz tak już będzie - wyszeptała Żaneta w odpowiedzi.

Natrafili na ochronę, którą Tezeusz najwyraźniej znał.

- Helmut! - zawołał radośnie, jednak mężczyzna nie wyglądał na równie szczęśliwego. Przepuścił Tezeusza oraz Newta, lecz zatrzymał resztę.

- Oni są ze mną, Helmut - powiedział Tezeusz, a wtedy zostali bezproblemowo wpuszczeni.

Jenna pokręciła głową z frustracji.

- Ważniak to jednak ma moc. Mówiłam, że jego to wszędzie wpuszczają...

Na te słowa Żaneta tylko uśmiechnęła się pod nosem.

- Najwyraźniej coś w sobie ma...

W środku niemieckie ministerstwo nie było już tak przerażające, a przeciwnie - niezwykle eleganckie. Wszędzie był marmur, a na ścianach wisiały potężne obrazy. Dla Jenny to wszystko wyglądało co najmniej jak sala balowa, która spodobałaby się jej rodzicom, zresztą obecni tam ludzie w większości wyglądali tak, jakby na balu właśnie się znaleźli. Newt i Tezeusz nagle się zatrzymali, więc one zrobiły to samo, nie wiedząc nawet, że zostawiły Jacoba oraz Eulalie w tyle.

- Mam wiadomość do przekazania - wyszeptał Newt.

- Wiadomość? - Tezeusz spojrzał na niego pytająco. - Komu?

Newt nie odpowiedział, tylko skierował swój wzrok w stronę groźnie wyglądającego mężczyzny, który pojawił się nieopodal. To był Anton Vogel, obecna Najwyższa Szycha Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów.

- Żartujesz? - powiedział Tezeusz.

- No z ust mi to wyjąłeś - wtrąciła Jenna. - Nie możesz przecież tak po prostu do niego podejść.

- Podejdę z Tezeuszem - odparł Newt tak, jakby miało to cokolwiek zmienić.

Tezeusz najwyraźniej chwilę to rozważał, po czym westchnął.

- Dobra. Wy dwie tu zostańcie. Dla bezpieczeństwa obserwujcie z daleka, jakby coś się działo.

- Będziemy, ale wy uważajcie na siebie - powiedziała Żaneta natychmiast.

- Właśnie. Żadnego chojrakowania - dodała przerażona Jenna.

Bracia wymienili spojrzenia, a potem każdy popatrzył na tę z kobiet, która była najbliższa sercu każdego z nich.

- Będziemy uważać - powiedzieli jednocześnie, sami zdziwieni tą synchronizacją.

Bracia odeszli, zostawiając obie kobiety same, i to co najmniej przerażone.

- Mam okropne przeczucia, Janet - przyznała Jenna, nie mogąc nawet patrzeć na odchodzących Scamanderów. - Mam nadzieję, że to tylko moja wewnętrzna panikara.

- Głęboki wdech, Jenna. - Żaneta położyła rękę na jej ramieniu, mówiąc stanowczo niczym matka do dziecka. - Skup się nie na przewidywaniu, co się stanie, a na tym, by jak najszybciej reagować na to, co już się dzieje. Tak nas zawsze uczyli na szkoleniach.

Mimo tego, niewiele później przeczucia Jenny miały się sprawdzić.

Grupa rozproszyła się, gdy Newt i Tezeusz odeszli już od Vogla, który zaczął przemawiać. Jenna jakimś cudem wylądowała nieopodal tego drugiego zauważyła, jak ten przestaje słuchać przemówienia, wpatrując się w jakąś osobę po drugiej stronie sali. Na początku pomyślała, że patrzył na Żanetę, jednak gdy spojrzała w tym samym kierunku...

- O cholera jasna - szepnęła Jenna sama do siebie, gdy zobaczyła kobietę, którą od razu rozpoznała: ona była z Grindelwaldem na cmentarzu w Paryżu, miała pewność.

Wkrótce zauważyła też jeszcze co najmniej dwie osoby, które stamtąd pamiętała. Jako że Tezeusz stał najbliżej niej, nie miała wyboru: podeszła do niego i wyszeptała:

- Hej, Scamander. To ci ludzie z Paryża. Dam se rękę odciąć.

- Właśnie się zastanawiałem, czy mi się ni przywidziało... - odparł Tezeusz tak cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć.

- To oni na bank - potwierdziła.

- Muszę za nimi iść - odparł Tezeusz bez zawahania, po czym jak powiedział, tak zrobił, co Jennie wydało się zupełnie absurdalne.

- Czekaj, no nie idziesz sam, typie. Jeden na dziesięciu? Czy Merlin wie, ile ich tu jest? - wyszeptała i choć oczywiście nie była fanką Tezeusza, w tamtej chwili grali do jednej bramki. Ruszyła za nim, nie wiedząc nawet, że Newt też przedzierał się gdzieś przez tłum...

I nie słysząc, jak Anton Vogel uniewinnia Gellerta Grindelwalda przed całym magicznym światem.

- Jesteście aresztowani - powiedział Tezeusz, celując różdżką w ich stronę, a Jenna zdążyła wykrzyczeć tylko początek prośby, by tego nie robił.

Oboje zostali natychmiast powaleni, przez co stracili przytomność, a Helmut, ten sam, który ich wpuścił, kazał ich wyprowadzić. W sali zrobiło się wielkie poruszenie przez słowa Vogla, przez co Newt zdołał do nich dobiec... Jednak za późno.

- Tezeusz...! Jenna! - zawołał zrozpaczonym głosem, czując, jak uginają się pod nim nogi.

Dwie najważniejsze osoby w jego życiy były wtedy nieprzytomne i ciągnięte niczym martwe ciała do wyjścia. Newt chciał biec za nimi, nie wiedząc nawet, kogo ratować najpierw - jeszcze nigdy w życiu się tak nie martwił, tak nie bał...

Na Merlina, co, jeśli zobaczył ich po raz ostatni?

Ta myśl mogła sprawić, że Newt poddałby się zupełnie.

- Newt, nie tutaj! Nie mamy szans - Eulalie zatrzymała go w ostatniej chwili, mocno łapiąc go za ramię. - Chodźmy. Newt, oni przejęli niemieckie ministerstwo, musimy iść...

- Ona ma rację, musimy stąd uciec - wyszeptała Żaneta pospiesznie, choć wyglądała na nie mniej załamaną niż Scamander. - Szybko, tędy! - dodała, prowadząc grupę przez rozjuszony tłum niczym taran.

- Ale Jenna... Tezeusz...

- Wyciągniemy ich, Newt, wyciągniemy. Obiecuję - przekonywała go Żaneta, również mocno go łapiąc, nawet jeśli sama nie była pewna, czy mogła w to wierzyć. - Ale jak mamy ich uratować, to sami musimy najpierw przeżyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro