80🐍
Gdy pociąg zaczął zwalniać, na zewnątrz zrobiło się już ciemno, a mimo to Jenna wciąż próbowała dojrzeć coś za oknem. Stojący obok niej Newt patrzył niby na widoki, a tak naprawdę na nią z nieschodzącym uśmiechem na twarzy.
- Kurczę... Gdyby nie ta cała otoczka, to trochę tak, jakbyśmy wracali do Hogwartu, co? - zapytała Jenna. - Zaraz zasiądziemy do uczty, przyjdą nowi uczniowie...
- Tylko wtedy nie siedzielibyśmy razem - przyznał Newt smutno, a wtedy Jenna odwróciła się w jego stronę.
- Słuchaj, no... Ja wtedy też nie wyobrażałam sobie, że skończę z takim jednym Puchonem. Ale teraz... To nie wyobrażam sobie nikogo innego na jego miejscu. - Złapała go za rękę, a on czuł, że mówiła prawdę.
- Berlin. Wspaniale - powiedziała Eulalie niewiele później, gdy pociąg wreszcie się zatrzymał.
Wszyscy w wagonie wyglądali przez okno na nieznajomą stację. Szli w kompletnie nieznane, a do niektórych z nich dopiero wtedy zaczęło to docierać.
- No, Janet, jesteś teraz naszą królową. - Jenna położyła rękę na ramieniu blondynki. - Tylko ty tu znasz język.
Żaneta pokręciła głową, nie odrywając wzroku od widoku za oknem..
- Może i trochę znam, ale przeceniasz mnie. Nie bez powodu po polsku nazywamy Niemców takimi, których mowy nie da się zrozumieć.
- Żartujesz? Widziałem cię już w akcji, Janet. Bez problemu sobie z nimi poradzisz - przekonywał Tezeusz, a wtedy Jenna powstrzymała parsknięcie.
- No wreszcie wielki pan Scamander wysilił się na komplement - powiedziała, a następnie prędko odeszła od dwojga Aurorów, by mogli porozmawiać sami.
Kama wyszedł z pociągu jako pierwszy, kiedy Jenna patrzyła, jak Newt upewnia się, że wszystko było w porządku z qilinem. Zamknął walizkę, a wtedy nagle pojawiła się przy nim Bunty, chcąc ją odebrać - wtedy Jenna już nie wytrzymała.
- A ty co robisz?
Bunty jakby jej nie usłyszała, bo patrzyła tylko na Newta, wyjątkowo zdezorientowanego.
- Ja też muszę iść, Newt. Nikt nie może wiedzieć wszystkiego. Nawet ty.
Jenna była niemalże gotowa z nią walczyć, Newt jednak ostatecznie uspokoił ją jednym dotykiem dłoni, po czym oddał walizkę Bunty. Ona wyszła, lecz w Ślizgonce wciąż się gotowało - Scamanderowi wszystko można było odebrać, ale walizkę?!
- Zabiję Dumbledore'a własnymi rękami zanim Grindelwald to zrobi, przysięgam - wycedziła Jenna bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
- No, to teraz nasza kolej... - Newt zwrócił się do pozostałych. - Musimy dotrzeć do niemieckiego ministerstwa.
- Poprowadzę w takim razie - powiedziała Żaneta, ruszając do wyjścia jako pierwsza. - Och, tylko lepiej tu nigdzie nie wspominajcie, że jestem z Polski, dobrze? Może się to nie za dobrze skończyć.
- To ja idę z tobą - wypalił Tezeusz, a gdy wzrok wszystkich skierował się właśnie na niego, nieco się spieszył. - Znaczy, żeby Janet nie szła sama na przodach, to niebezpieczne... - wyjaśnił nieporadnie.
Jenna ugryzła się w wargę, kolejny już raz powstrzymując się od wybuchu śmiechem.
- On jest beznadziejny - szepnęła do Newta, po czym oboje i tak się zaśmiali.
Cała grupa dzięki Żanecie i Tezeuszowi bardzo szybko dotarła do magicznej ściany, po której przejściu znaleźli się już na terenie niemieckiego Ministerstwa Magii. Z zewnątrz było ogromne, ciemne i złowrogie, a z daleka dało się zauważyć fajerwerki rozjuszonych wyborców skandujących nazwiska kandydatów na Najwyższą Szychę Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów.
- Zgaduję, że mamy jakiś cel w przyjściu tutaj? - zapytał Tezeusz.
- Tak, mamy herbatkę... I lepiej, żebyśmy się na nią nie spóźnili.
Po tym to Tezeusz i Newt zaczęli prowadzić, a Żaneta i Jenna szły za nimi krok w krok, przedzierając się przez morze wrzeszczących wyborców. Na samym końcu tego korowodu szli Eulalie oraz Jacob.
- Nie podoba mi się to, Janet - mruknęła Jenna, rozglądając się wokół siebie.
- Mnie też nie... Ale obawiam się, że teraz tak już będzie - wyszeptała Żaneta w odpowiedzi.
Natrafili na ochronę, którą Tezeusz najwyraźniej znał.
- Helmut! - zawołał radośnie, jednak mężczyzna nie wyglądał na równie szczęśliwego. Przepuścił Tezeusza oraz Newta, lecz zatrzymał resztę.
- Oni są ze mną, Helmut - powiedział Tezeusz, a wtedy zostali bezproblemowo wpuszczeni.
Jenna pokręciła głową z frustracji.
- Ważniak to jednak ma moc. Mówiłam, że jego to wszędzie wpuszczają...
Na te słowa Żaneta tylko uśmiechnęła się pod nosem.
- Najwyraźniej coś w sobie ma...
W środku niemieckie ministerstwo nie było już tak przerażające, a przeciwnie - niezwykle eleganckie. Wszędzie był marmur, a na ścianach wisiały potężne obrazy. Dla Jenny to wszystko wyglądało co najmniej jak sala balowa, która spodobałaby się jej rodzicom, zresztą obecni tam ludzie w większości wyglądali tak, jakby na balu właśnie się znaleźli. Newt i Tezeusz nagle się zatrzymali, więc one zrobiły to samo, nie wiedząc nawet, że zostawiły Jacoba oraz Eulalie w tyle.
- Mam wiadomość do przekazania - wyszeptał Newt.
- Wiadomość? - Tezeusz spojrzał na niego pytająco. - Komu?
Newt nie odpowiedział, tylko skierował swój wzrok w stronę groźnie wyglądającego mężczyzny, który pojawił się nieopodal. To był Anton Vogel, obecna Najwyższa Szycha Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów.
- Żartujesz? - powiedział Tezeusz.
- No z ust mi to wyjąłeś - wtrąciła Jenna. - Nie możesz przecież tak po prostu do niego podejść.
- Podejdę z Tezeuszem - odparł Newt tak, jakby miało to cokolwiek zmienić.
Tezeusz najwyraźniej chwilę to rozważał, po czym westchnął.
- Dobra. Wy dwie tu zostańcie. Dla bezpieczeństwa obserwujcie z daleka, jakby coś się działo.
- Będziemy, ale wy uważajcie na siebie - powiedziała Żaneta natychmiast.
- Właśnie. Żadnego chojrakowania - dodała przerażona Jenna.
Bracia wymienili spojrzenia, a potem każdy popatrzył na tę z kobiet, która była najbliższa sercu każdego z nich.
- Będziemy uważać - powiedzieli jednocześnie, sami zdziwieni tą synchronizacją.
Bracia odeszli, zostawiając obie kobiety same, i to co najmniej przerażone.
- Mam okropne przeczucia, Janet - przyznała Jenna, nie mogąc nawet patrzeć na odchodzących Scamanderów. - Mam nadzieję, że to tylko moja wewnętrzna panikara.
- Głęboki wdech, Jenna. - Żaneta położyła rękę na jej ramieniu, mówiąc stanowczo niczym matka do dziecka. - Skup się nie na przewidywaniu, co się stanie, a na tym, by jak najszybciej reagować na to, co już się dzieje. Tak nas zawsze uczyli na szkoleniach.
Mimo tego, niewiele później przeczucia Jenny miały się sprawdzić.
Grupa rozproszyła się, gdy Newt i Tezeusz odeszli już od Vogla, który zaczął przemawiać. Jenna jakimś cudem wylądowała nieopodal tego drugiego zauważyła, jak ten przestaje słuchać przemówienia, wpatrując się w jakąś osobę po drugiej stronie sali. Na początku pomyślała, że patrzył na Żanetę, jednak gdy spojrzała w tym samym kierunku...
- O cholera jasna - szepnęła Jenna sama do siebie, gdy zobaczyła kobietę, którą od razu rozpoznała: ona była z Grindelwaldem na cmentarzu w Paryżu, miała pewność.
Wkrótce zauważyła też jeszcze co najmniej dwie osoby, które stamtąd pamiętała. Jako że Tezeusz stał najbliżej niej, nie miała wyboru: podeszła do niego i wyszeptała:
- Hej, Scamander. To ci ludzie z Paryża. Dam se rękę odciąć.
- Właśnie się zastanawiałem, czy mi się ni przywidziało... - odparł Tezeusz tak cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć.
- To oni na bank - potwierdziła.
- Muszę za nimi iść - odparł Tezeusz bez zawahania, po czym jak powiedział, tak zrobił, co Jennie wydało się zupełnie absurdalne.
- Czekaj, no nie idziesz sam, typie. Jeden na dziesięciu? Czy Merlin wie, ile ich tu jest? - wyszeptała i choć oczywiście nie była fanką Tezeusza, w tamtej chwili grali do jednej bramki. Ruszyła za nim, nie wiedząc nawet, że Newt też przedzierał się gdzieś przez tłum...
I nie słysząc, jak Anton Vogel uniewinnia Gellerta Grindelwalda przed całym magicznym światem.
- Jesteście aresztowani - powiedział Tezeusz, celując różdżką w ich stronę, a Jenna zdążyła wykrzyczeć tylko początek prośby, by tego nie robił.
Oboje zostali natychmiast powaleni, przez co stracili przytomność, a Helmut, ten sam, który ich wpuścił, kazał ich wyprowadzić. W sali zrobiło się wielkie poruszenie przez słowa Vogla, przez co Newt zdołał do nich dobiec... Jednak za późno.
- Tezeusz...! Jenna! - zawołał zrozpaczonym głosem, czując, jak uginają się pod nim nogi.
Dwie najważniejsze osoby w jego życiy były wtedy nieprzytomne i ciągnięte niczym martwe ciała do wyjścia. Newt chciał biec za nimi, nie wiedząc nawet, kogo ratować najpierw - jeszcze nigdy w życiu się tak nie martwił, tak nie bał...
Na Merlina, co, jeśli zobaczył ich po raz ostatni?
Ta myśl mogła sprawić, że Newt poddałby się zupełnie.
- Newt, nie tutaj! Nie mamy szans - Eulalie zatrzymała go w ostatniej chwili, mocno łapiąc go za ramię. - Chodźmy. Newt, oni przejęli niemieckie ministerstwo, musimy iść...
- Ona ma rację, musimy stąd uciec - wyszeptała Żaneta pospiesznie, choć wyglądała na nie mniej załamaną niż Scamander. - Szybko, tędy! - dodała, prowadząc grupę przez rozjuszony tłum niczym taran.
- Ale Jenna... Tezeusz...
- Wyciągniemy ich, Newt, wyciągniemy. Obiecuję - przekonywała go Żaneta, również mocno go łapiąc, nawet jeśli sama nie była pewna, czy mogła w to wierzyć. - Ale jak mamy ich uratować, to sami musimy najpierw przeżyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro