Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

79🐍

Newt stanął potem przed wszystkimi, by wyjaśnić im, że pokonają Grindelwalda tylko za pomocą dezorientacji i wielu nakładających się planów, ponieważ mógł on przewidywać przyszłość. Jenna nawet już nie chciała patrzeć na to, jak Bunty wzdycha z zachwytu i ustawia się najbliżej niego. Stała tam ze spuszczoną głową, której nie uniosła aż do momentu, gdy Newt powiedział:

- Dumbledore prosił, żebym ci coś dał, Jacob.

Zdziwiony Kowalski wskazał na siebie palcem, podczas gdy Newt wyjął z kieszeni swojego płaszcza... Różdżkę.

Jenna nie mogła się napatrzeć na zszokowaną minę Kowalskiego, gdy Newt objaśniał i wręczał mu jego różdżkę, mówiąc, że nie ma rdzenia, więc nie działała, lecz mimo wszystko była prawdziwa.

- Żartujesz, co? - zapytał Jacob, na co Jenna spojrzała na niego z małym uśmiechem.

- Jesteś przecież w naszej drużynie, Jacob. Już na dobre. Oczywiście, że musisz mieć swoją różdżkę.

Po tym Newt zaczął wręczać różne przedmioty innym, w tym Bunty, i to kartką, która miała być "tylko dla jej oczu". Jenna znowu nieco się wyłączyła, dopóki Jacob nie zapytał o Porpentynę.

- Tina jest teraz bardzo zajęta - wyjaśnił Newt.

- Tina została szefem Aurorów w Stanach Zjednoczonych. Dobrze ją znam, to naprawdę niesamowita kobieta - wtrąciła Eulalie, na co Jenna miała ochotę uderzyć głową w okno.

Super. Jeszcze psiapsiółka Goldstein.

- Czyli to jest grupa, która ma pokonać najgroźniejszego czarodzieja od wieków? - zapytał Tezeusz. - Dwóch magizoologów i niezawodna asystentka, Auror, nauczycielka, czarodziej ze starej, francuskiej rodziny i cyk, mugol. Piekarz. Z nieprawdziwą różdżką.

- Hej, no, jak dobrze, że mamy jeszcze ciebie - odgryzł się Jacob. - I twoja różdżka działa.

- Dokładnie - wtrąciła Jenna. - Co my byśmy biedni zrobili bez szefa brytyjskich Aurorów?

- Kto by nie chciał mieć takich szans jak my? - zapytał Tezeusz, na co Żaneta pokręciła głową.

- Człowiek małej wiary z ciebie, Tezeusz. Damy radę - wtrąciła, na ułamek sekundy kładąc mu dłoń na ramieniu. Jenna posłała jej zachęcający uśmiech, po czym sama westchnęła.

- Dobra, to jak wszyscy jesteśmy już obdzieleni zadaniami i w ogóle - powiedziała Jenna głośno, podchodząc do Newta, obok którego stała jego walizka - to jakby ktoś mnie szukał, to ja będę na dole - dodała nagle, po czym bez zawhania położyła walizkę na podłodze, a następnie otworzyła ją szybko, tym razem nie zważając na swoje zdjęcie w środku.

Zgromadzenie znowu zaczęło rozchodzić się po wagonie, a zdumiony Newt położył rękę na ramieniu dziewczyny.

- Jenna, zaczekaj. Pójdę z tobą.

Sądził, że ją to ucieszy, lecz ona nie odpowiedziała i po prostu zaczęła schodzić w głąb walizki. Widzący to Jacob syknął jakby z bólu.

- Oj, Newt, lepiej z nią pogadaj.

- Ale co zrobiłem? - zapytał zupełnie zdezorientowany Scamander.

- Znowu wychwalałeś przy niej inne kobiety!

- A, to o to chodzi. Teraz rozumiem, czemu zabijała mnie wzrokiem - powiedziała Eulalie, a wtedy do Newta trochę dotarło, jak to wszystko mogło dla Jenny wyglądać. - Nie wspominał pan o swojej żonie, panie Scamander.

- Jenna nie jest... Moją żoną, znaczy...

- Jeszcze nie - wtrącił Jacob z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy.

- Tak. - Newt uśmiechnął się głupio na samą myśl, że właśnie tak mogłoby kiedyś być. - Jenna jest... Moją partnerką. W pracy i w życiu - powiedział wreszcie, decydując, że chyba najlepiej tak to mógł określić.

Eulalie uśmiechnęła się, podczas gdy Jacob westchnął głęboko.

- Nie gadaj już, tylko idź do niej!

Newt pokiwał głową, a następnie zrobił tak, jak mu kazano. W walizce odnalazł Jennę przy drzewku dla nieśmiałków, a to od razu dało mu pewność, że coś było nie tak - nauczył się, że patrzyła na nie zazwyczaj właśnie wtedy, gdy ją coś gryzło.

- Nie, Jasper, spokojnie - mówiła do nieśmiałka na swoim ramieniu, który przytulał się do jej policzka. - Nie, nie będę płakać, już się uspokajam...

- Jennie... Co się stało?

Gdy Jenna usłyszała jego głos gdzieś za sobą, serce natychmiast jej przyspieszyło. Jeszcze nazwał ją Jennie... A takiego określenia od niego sobie nie przypominała.

- Zrobiło mi się tylko trochę przykro - wymamrotała, kiedy on stanął tuż przy niej. - Zaraz mi przejdzie.

- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał, chociaż domyślał się odpowiedzi.

Jenna przełknęła ślinę. Nie znosiła tego, że znowu odzywała się w niej trauma wywołana przez matkę, to, że nieustannie była do kogoś porównywana i nigdy nie była "tą jedyną". Całe życie porównywano ją do jej bliźniaka, potem przy Martinie też musiała walczyć o jego względy z dziesiątkami dziewczyn, które do niego wzdychały, wreszcie całkiem niedawno martwiła się Letą, Porpentyną, teraz jeszcze Bunty i Eulalie...

Dlaczego nigdy nie mogła być po prostu tą jedyną?

- Newt, posłuchaj. - Jenna wzięła głęboki wdech, po czym spojrzała mu w oczy, a jego zabolał widok jej miny. - Ja nadal trochę jeszcze nie wierzę w to, że ty mnie chcesz. Dlatego na każdy sygnał, że jednak może nie, reaguję...

- Zaraz, jak to nie? Kiedy powiedziałem, że nie?

- Nigdy nie wspominałeś o tej Hicks - wyjaśniła. - No a widzę, że ona jest ładna, mądra, książkę ma swoją, tak jak ty...

Jest podobna do Lety...

- Czuję, że jest lepsza. - Jenna odchrząknęła po chwili. - I że lubisz z nią rozmawiać, a nie wspomniałeś też nic o nas, no i... No co tu dużo mówić, Newt, zazdrosna jestem o ciebie, tyle kobiet do ciebie wzdycha, nawet Bunty i...

- Z profesor Hicks pisałem czysto naukowo, naprawdę, nawet zanim my spotkaliśmy się w Nowym Jorku - Newt zaczął mówić nieporadnie, a przy tym aż za szybko, by jak najprędzej się jej wytłumaczyć. - Nie wspomniałem o niej na prośbę Dumbledore'a, wiesz, znowu chodzi o to przewidywanie, a teraz nie chciałem... Nie chciałem, żebyś była smutna albo... Wiesz, że ja nie jestem w to najlepszy i... Przepraszam. - Spuścił głowę, gdy zrozumiał, że zaplątał się we własnych słowach.

Widok takiego Newta łamał Jennie serce - przecież ona nie mogła się na niego wściekać.

- Nie, jak mnie teraz przepraszasz, to mam wrażenie, że to ja przesadzam.

- Nie, ja chcę, żebyś wiedziała, że możesz mi ufać. - Newt odważył się złapać ją za rękę, co wpłynęło na nich oboje. - I na pewno ona nie jest lepsza od ciebie... Nie dla mnie. I nie ma nikogo lepszego.

Po tych słowach Jenna rozpłynęła się zupełnie, żałując całego swojego wcześniejszego zdenerwowania.

- To i ja przepraszam, że zwątpiłam. To chyba przez to, że... Przez całe życie matka mnie porównywała do kogoś i...

Nie dokończyła, bo Newt przyciągnął ją do siebie w czułym, przepełnonym miłością uścisku, na który nawet ich nieśmiałki pisnęły z przesłodzenia. Trwali tak chwilę, a Scamander zastanawiał się, czy to nie będzie idealny moment na powiedzenie jej tego, co dwa razy już mu nie wyszło. Już otwierał usta, by jakoś zacząć, gdy pierwsza odezwała się Jenna:

- No, to ten. To pilnuj teraz tylko swojego brata. - Wycofała się z uścisku.

- Czemu?

- No a on z nią prawie tam flirtował! - odparła Jenna oskarżycielskim tonem, wskazując dłonią w górę, na wyjście z walizki.

- Tak myślisz?

Głębokie westchnięcie opuściło usta Jenny, która oparła głowę o ramię Scamandera.

- Och, ty naprawdę się na tym nie znasz, kochanie - powiedziała, po czym ruszyła do wyjścia z walizki, prędko orientując się, że Newt nie idzie za nią, a stoi tam wciąż jak zaczarowany.

- Co? - spytała, unosząc brew.

- Nigdy tak do mnie nie mówiłaś - wymamrotał w odpowiedzi, czując, że zaczyna się czerwienić. Jenna zakryła usta tak, jakby powiedziała coś strasznego.

- Och, przepraszam, nie chciałam cię...

- Nie, nie musisz, znaczy... To nic złego.

Wymienili uśmiechy, po czym Jenna przytuliła go krótko jeszcze ten jeden raz.

- Ech, jeszcze się oboje musimy nauczyć. Ale wiesz co?

- Co?

- Bardzo lubię, jak mówisz do mnie Jennie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro