Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

74🐍

Od tego rozdziału zaczynają się bezpośrednie spoilery Tajemnic Dumbledore'a.

~

Kiedy Jenna się obudziła, jej szyja nieco ją bolała, jednak natychmiast przestało jej to przeszkadzać, gdy zrozumiała, gdzie się znajdowała. Newt spał tuż przy niej, trochę na siedząco, a na jego udach leżała zapomniana, otwarta książka. Widziała, że był w dość niewygodnej pozycji, jakby skulił się, by zrobić dla niej więcej miejsca na łóżku.

Jenna czuła się o wiele lepiej. Miniony wieczór był tak miły i magiczny, że zaczynała zupełnie zapominać o swoich zmartwieniach, a przede wszystkim pragnąć, by częściej tak zasypiać i się budzić.

Patrzyła na niego, a serce natychmiast biło jej szybciej. Na Merlina, naprawdę się zakochała - choć kiedyś myślała, że to niemożliwe. Musiała jeszcze tylko przyzwyczaić się do tego, że było to odwzajemniane... I do tego, jak to okazywać.

Śpiący Newt był najwspanialszym widokiem, jaki Jenna miała okazję zobaczyć. Nie zamierzała go budzieć i najdelikatniej jak potrafiła ześlizgnęła się z łóżka, by niczym nie zmącić mu snu. Różdżką pozbyła się książki, a następnie przykryła go kołdrą, pod którą w nocy nie zdołali się wdrapać.

Scamander obudził się kilkadziesiąt minut później, skuszony niesamowitym zapachem, który dotarł do jego nozdrzy. Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie, jak wylądował w tak dziwnej pozycji. Uśmiech sam pojawił się na jego twarzy, gdy zrozumiał, że w nocy czytał z Jenną niczym z dzieckiem, i czuł się przy tym tak dobrze, jak nigdy wcześniej. To było nic takiego, a jednocześnie tak wiele dla ich dwojga, moment, w którym zaczynali tworzyć podstawy silnej więzi.

Przeciągnął się, a następnie został powitany przez Picketta, który siedział na jego szafce nocnej i najwyraźniej próbował mu coś przekazać.

- Jenna jest w kuchni? - zapytał tak, jakby rozumiał wszystkie jego piski, a Pickett pokiwał swoją liściastą głową w odpowiedzi.

Newt uśmiechnął się jeszcze szerzej. Postanowił jeszcze chwilę poleżeć, by się rozbudzić i gdy tarł oczy, nie zauważył, jak Pickett z wielką jak na nieśmiałka prędkością wybiega z jego sypialni, zmierzając prosto do kuchni.

- Obudził się? - zapytała Jenna, której Pickett o wszystkim doniósł. - Dobra, to idę... Dzięki, Pickett - dodała szeptem, a następnie złapała za różdżkę, by przenieść przygotowane przez nią śniadanie na tacę.

Minutę później stała już przed drzwiami sypialni Newta i brała głęboki wdech. To nie było w jej stylu... Ale dla niego mogła zrobić wszystko. Pchnęła drzwi swoim biodrem, a następnie weszła powoli, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Dzień dobry - wygruchała wręcz, pozytywnie go tym zaskakując.

- O... Dzień dobry... - odparł trochę zawstydzony, choć w środku był niewypowiedzianie szczęśliwy. Zastanawiał się nawet, czy jeszcze trochę nie śnił.

- Śniadanie - powiedziała Jenna, usadawiając się na skraju łóżka, by umieścić tacę na jego udach. - Przeze mnie trochę krzywo ci się spało, co?

- Daj spokój - odparł od razu.

- Chcę też... Podziękować ci za wczoraj. Było wspaniale, a ja... Czuję się już o wiele lepiej.

Newt odetchnął z ulgą.

- Cieszę się.

- Szczerze to... Chciałabym to powtórzyć - dodała Jenna gdzieś ze wzrokiem wlepionym w ścianę, nie wierząc, że kolejny raz udało jej się zebrać na takie wyznanie.

Newt był pewien, że jego policzki już zdążyły zalać się purpurą, ale czy w tamtej chwili to było jeszcze istotne?

- Wiesz, no... Nie jesteśmy nawet w połowie tej książki, więc... Jeśli chcesz...

- Bardzo. - Jenna uniosła głowę, a wtedy oboje wymienili uśmiechy.

- Dziękuję za śniadanie.

- Pani domu ze mnie nie jest... - Jenna przytuliła ręce do siebie. - Ale naleśniki umiem zrobić. I kakao.

Newtowi natychmiast przypomniało się, kiedy Tina przygotowała dla nich kakao, i w ogóle o tym nie pomyślał - nawet go w sumie nie wypił. Jednak w tamtej chwili kakao jawiło mu się jako napój bogów, który mógłby pić bez końca.

- Zaraz, trzeba nakarmić małe niuchacze, one...

- Już je nakarmiłam - przerwała mu Jenna, kładąc swoją dłoń na jego. - Nie martw się.

Newt miał ochotę uderzyć się w czoło. Musiał się naprawdę przyzwyczaić, że teraz miał w domu drugiego magizoologa na stałe, równie zakochanego w tych wszystkich kreaturach, co on.

Wieczorem tamtego dnia Jenna znowu zasnęła na jego ramieniu i oboje zaczęli po cichu się zastanawiać, czy to jej nowe łóżko nie okaże się wkrótce zbędne.

Tuż przed końcem roku oboje zgłosili się na zapowiedziane przez Tezeusza przesłuchania, dzięki którym obojgu cofnięto zakaz podróżowania. Styczeń przywitał ich zatem już bez żadnych zobowiązań... Aż któregoś wyjątkowo zimnego dnia ktoś szczególny nie zapukał do ich drzwi.

- Niech zgadnę: ważniak przylazł nam pierdzielić o ministerstwie po raz trzeci w tym miesiącu - powiedziała Jenna, która karmiła na rękach kocię kuguchara niedawno odnalezione przez nią i Newta na ulicy. Trzymała je tak, jakby to było jej własne dziecko, a wrażenie to potęgował fakt, że dawała mu mleko z butelki... I po raz kolejny wywoływał w Scamanderze dziwne uczucia.

- Jest na to spora szansa. - Zaśmiał się Newt, ruszając do drzwi.

- Niech już się zejdzie z tą Janet, bo mu wyraźnie zajęcia brakuje - ciągnęła, wywołując u Scamandera kolejny chichot. Widział, że Jenna była w bojowym nastroju i gdzieś w duchu nie potrafił się doczekać jej kolejnego starcia z Tezeuszem, dlatego też nieco się rozczarował, gdy to nie jego zobaczył przed drzwiami.

- Witaj, Newt.

To był Dumbledore. W szarym płaszczu, kapeluszu i na tle ciemnej ulicy, na którą sypał śnieg, uśmiechał się do Scamandera delikatnie.

- Dumbledore...

- Wybacz, że nachodzę cię tutaj... Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.

- Nie, ja tylko... Co tu robisz? - zapytał Newt od razu, bo już spodziewał się, jaką otrzyma odpowiedź. Dumbledore zapewne znowu miał dla niego coś wielkiego.

- Możemy porozmawiać?

Choć było to pytanie, Newt wiedział, że nie miał zbytniego wyboru. Zaprosił mężczyznę do środka, a ten zdjął kapelusz, wchodząc prosto do jadalni.

- O, Jenna.

- Dumbledore. No masz - powiedziała dziewczyna z niedowierzaniem, poprawiając ułożenie kociątka w swoich rękach.

- Tak liczyłem, że cię tu zobaczę. - Albus usadowił się przy stole naprzeciw niej, na co ona pokręciła głową.

- Nowość, panie profesorze. Zazwyczaj nauczyciele odsyłali mnie na szlaban, żeby mnie już nie widzieć.

- A tym razem potrzebuję was obojga - odparł Dumbledore, nie tracąc humoru.

- Oho.

- O co chodzi? - Newt oparł się o stół obok Jenny, upewniwszy się, że nie potrzebowała żadnej pomocy z kugucharem.

- Powiem tak... - Dumbledore zapatrzył się gdzieś w ziemię. - Dobrze wiecie, że Grindelwald nigdzie nie zniknął. A choć na razie milczy, to tylko oznacza, że do czegoś się przygotowuje. Zbliżają się wybory i... Mam wiele podstaw przypuszczać, że Gellert będzie chciał w nie ingerować.

- Przecież nie dadzą mu kandydować, szuka go cały świat - wtrącił Newt, na co Jenna pokiwała głową.

- Właśnie, przecież mnie za przywalenie jednemu typiarzowi Ministerstwo zaczęło kontrolować korespondencję, a co dopiero...

- Z nim... Spodziewałbym się niespodziewanego - przerwał jej Dumbledore. - Lecz wracając do tego, po co tu przyszedłem... W związku z wyborami właśnie, wkrótce gdzieś w Chinach ma narodzić się qilin.

- Qilin? - wydusiła Jenna. - Na Merlina, przecież one są takie rzadkie, nigdy żadnego nawet nie widziałam na żywo...

- Dlatego pomyślałem, że dobrze by było, gdyby wasza dwójka go znalazła... Zanim zrobi to ktoś inny.

Newt i Jenna wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Wszystko nagle stawało się jasne, a Dumbledore wreszcie prosił ich o coś, na czym się znali.

Nie musieli tego dyskutować. Oboje widzieli po tej drugiej osobie gotowość do działania, dlatego Newt po chwili odwrócił się z powrotem do mężczyzny.

- W takim razie jedziemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro