Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

70🐍

Żaneta początkowo nie chciała się zgodzić na propozycję Jenny, nawet jeśli ta obejmowała tylko pojawienie się we Włoszech, zabranie rzeczy i natychmiastowy powrót. Wiedziała, że jak na Aurora byłoby to niezgodne z zasadami, pojechać do dziupli kryminalisty i nic z tym nie zrobić, o co Jenna też prosiła, nie wspominając o tym, co by powiedział Tezeusz...

Ostatecznie jednak pękła. Pomyślała, że w życiu zawsze trzymała się zasad i nigdy nie zrobiła czegoś szalonego. Frania zawsze namawiała ją, żeby czasem trochę zluzowała... A tu los zsyłał jej na to okazję.

Tak też, ku uciesze Jenny, zgodziła się - pod warunkiem, że Tezeusz nie dowie się absolutnie o niczym. Dlatego też tuż przed planowaną wycieczką brunetka zabrała ją do swojego mieszkania, gdzie było dla nich najbezpieczniej.

- Dobra, walizkę mam, świstoklik będzie... Wszystko powinno się udać - mówiła Jenna, chodząc po swojej sypialni. - Pozostaje ostatnia kwestia. Ty.

- Ja? - Żaneta uniosła brwi, a Jenna westchnęła.

- Janet, z całym szacunkiem, ale... Bo ty wyglądasz po prostu... Za grzecznie. - Zmierzyła wzrokiem kobietę w brązowym płaszczu i A musisz wyglądać tak, żeby Martin uwierzył, że jesteś moją przyjaciółką... I nie Aurorem, przede wszystkim. - Jenna odwróciła się w stronę swojej szafy, w której prawie już nic nie było ze względu na to, że część przeniosła do Newta, a część została właśnie we Włoszech. - Dam ci jakieś moje ubrania... A nad resztą zaraz popracuję.

W tym samym czasie Newt wykorzystywał nieobecność Jenny na poprzestawianie swojego mieszkania, by, gdy wróci, naprawdę poczuła się jak w domu. Jacob pomagał mu przy tym wszystkim na tyle, ile mógł, do pomocy włączyła się też Nagini. Scamander był tamtego dnia na tyle pochłonięty urządzaniem jej pokoju, że musiał ponownie wezwać Bunty do pomocy ze zwierzętami.

Zaopatrzył się w nowe zasłony, pościel i kilkanaście innych drobiazgów, które miały być już tylko dla niej, a stresował się przy tym niezmiernie. To było trochę tak, jakby przygotowywał dom dla kolejnego ze zwierząt, zawsze starał się wtedy, by było mu jak najlepiej... Jacob musiał na każdym kroku zapewniać przyjaciela, że wszystko będzie dobrze, i że na pewno jej się spodoba.

Za oknami zapadł już zmierzch, gdy ktoś zapukał do drzwi. Newt rzucił się, by je otworzyć, sądząc, że to już Jenna, jednak ku jego zdziwieniu... To kolejny raz był Tezeusz.

- A co wy tu macie? Remont? - zapytał zdezorientowany Auror, rozejrzawszy się po jadalni, po której walało się mnóstwo szpargałów i rzeczy do wyrzucenia.

Newt wiedział, żeby lepiej nie wspominać bratu o tym, skąd to całe zamieszanie, dlatego odchrząknął tylko.

- No... Tak trochę - mruknął. - A ciebie co tu sprowadza?

- Przyszedłem zabrać Nagini - powiedział głośno, na co dziewczyna rozdziawiła usta.

- Co?

- Ministerstwo chciałoby dać ci ochronę - wyjaśnił Tezeusz, patrząc nad ramię Newta na dziewczynę. - Zapewniam, że będziesz w dobrych rękach.

Nagini spojrzała pytająco na magizoologa, jakby chcąc się dowiedzieć, czy powinna się zgodzić.

- Ale Nagini jest bezpieczna tu z nami, przecież sam mówiłeś - wyjaśnił Newt, na co Tezeusz westchnął i powiedział cicho:

- Newt, pozmieniało się, a ona będzie miała ochronę brytyjskiego Ministerstwa Magii. Zaufaj mi.

Nim ktokolwiek zdążył coś jeszcze dodać, główne drzwi otworzyły się same, a do środka wpadły Żaneta oraz Jenna z walizką w ręku. Na widok Tezeusza obie zamarły tak, jakby ktoś trafił je Zaklęciem Oszałamiającym.

- Janet? - wydusił od razu, bo on też był wyjątkowo zdziwiony: trochę samym jej pojawieniem się, a zwłaszcza jej wyglądem.

Żaneta miała na sobie dość mocny makijaż, a nie nosiła takiego nawet na balu, na którym Tezeusz ją widział. Włosy były rozpuszczone i pokręcone, a jej ubrania dziwnie obcisłe i zupełnie nie w jej stylu. Czarna koszulka i spodnie stanowiły strój, w którym Tezeusz zdecydowanie bardziej widział Jennę...

- Och, Tezeusz... - Żaneta oddychała ciężko, przerażona, że wszystkiego się domyśli. - Nie spodziewałam się... Ciebie tutaj.

- Co się stało? - dopytywał zdumiony Auror. - Dlaczego wyglądasz... Tak?

Jenna widziała, że Żanetę kompletnie sparaliżował strach, dlatego postanowiła zrobić to, co umiała tak dobrze, jak zajmować się zwierzętami.

- A co, źle wygląda, ważniaku? - zapytała kpiąco, klepiąc Tezeusza po ramieniu, gdy go wymijała, by dotrzeć do Newta.

- Nie! - wykrzyczał zbyt zaskoczony jej dotykiem. - Znaczy, to w ogóle nie jest twoja sprawa - dodał, poważniejąc prędko.

- Jasne. - Jenna uśmiechnęła się szelmowsko, bo dobrze widziała, jak Tezeusz patrzył na tę "nową" Żanetę. Sama po tym stanęła przy Newcie, a jego obdarzyła już szczerym uśmiechem, który nieśmiało jej oddał.

- Janet, ona ci coś zrobiła? - Tezeusz podszedł do blondynki, na co Jenna przewróciła oczami.

- Nie no, co ty, wszystko w porządku, to tylko...

- Babski wypad - przerwała jej Jenna, kolejny raz ratując sytuację. - Niektórzy z nas mają przyjaciół innych od papierków.

- Tak. Babski wypad - potwierdziła Żaneta z uśmiechem, choć Tezeusz wciąż wyglądał na nieprzekonanego. Wykorzystując to, że dalej z nią rozmawiał, Newt odciągnął Jennę nieco na bok.

- Jak było? - zapytał, bo czekał na to odkąd tylko wyszła.

- Wszystko się udało. Nie było nawet tak źle... - Odetchnęła z ulgą. - Naściemniałam mu, że mój brat mnie potrzebuje, takie tam... Powinniśmy mieć go z głowy. Nie wrócę już tam, naprawdę.

- Czyli... To naprawdę już koniec... Z nim? - zapytał Newt z niemałą nadzieją, a Jenna nie chciała go okłamywać.

- No... Nie wiem, na ile Martin da mi o sobie zapomnieć, ale będzie dobrze. Nie jest na mnie zły, jest w porządku, więc mam nadzieję, że na razie damy radę. Ja w każdym razie... - Podeszła do Newta jeszcze bliżej, ujmując jego twarz w dłonie. - Chcę tylko pana Scamandera.

Newta zawstydziło to tak bardzo, że musiał powiedzieć coś, co rozluźniłoby tamtą atmosferę.

- Tezeusza?

- Newt! - zawołała oburzona Jenna, po czym zdzieliła go w ramię, a jej reakcja wyjątkowo go rozbawiła. Po wszystkim odwróciła się z powrotem do Tezeusza i Żanety, sprawdzając, czy tamta znowu nie potrzebowała pomocy.

- To co, ważniak? Też się piszesz na metamorfozę? - zapytała Jenna, opierając jedną dłoń na ramieniu Newta. - Ze względu na twojego brata to nawet zrobię ci ją za darmo.

- Ja tu jestem akurat służbowo - odpaeł surowo Tezeusz.

- Ten co służbowo do brata przychodzi - wymamrotała Jenna tak cicho, by tylko Newt mógł ją usłyszeć, no i się cicho roześmiać.

- Nagini - Tezeusz zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny, która wciąż stała w pokoju nieco przestraszona - chodź z nami, proszę.

- Zaraz, ty chcesz zabrać Nagini? - Jenna ożywiła się natychmiast. - No prędzej skisnę niż...

- Jenna, spokojnie. Ministerstwo zapewni jej ochronę - wyjaśnił Newt, ale ona wciąż wyglądała na oburzoną.

- No, już ja znam te dobroci ministerialne... - zaczęła, jednak kolejne spojrzenie Newta sprawiło, że ugryzła się w język. Westchnęła i ostatecznie podeszła do dziewczyny, by ją przytulić.

- Nagini, bez względu na wszystko, ja dotrzymam obietnicy. Wyrwę cię stamtąd jak będzie trzeba. Nie będziesz się nigdzie błąkać.

- Dziękuję - szepnęła tylko, odwzajemniając uścisk. - I proszę... Proszę, jeśli będziecie coś wiedzieć o Credencie...

- Dam ci znać, na pewno - przekonywała Jenna.

Pożegnawszy się ze wszystkimi, kilka chwil później Nagini wyszła z Tezeuszem oraz Żanetą, którą najwyraźniej "przy okazji" Auror zrekrutował do pomocy, jaka wcale nie była mu potrzebna.

- No, a teraz to... Co tu taki bałagan? - zapytała Jenna, rozglądając się po pomieszczeniu po tym, jak za tamtą trójką zamknęły się drzwi. - Niuchacze się wydostały samopas?

- To właściwie... Dla ciebie - wyjaśnił Newt, unikając jej wzroku, co zdezorientowało ją jeszcze bardziej.

- Dla mnie? Ja jestem niuchaczem? - Zaśmiała się, ale Newt wciąż wyglądał na speszonego.

- Nie wiem, czy ci się spodoba, ale...

- Newt, ja chyba nic nie rozumiem...?

- Chodź.

Złapał ją za rękę, a następnie zaprowadził do pokoju, jej pokoju, zupełnie odmiennego od tego, którego widziała wcześniej. Miała większe łóżko, nowe firany, pościel, wykładzinę, nową szafę, ściany nieco ciemniejsze, nawet kąt dla Urwisa... Po Tezeuszowym wystroju nie został ani ślad.

- Żebyś... Czuła się tu jak w domu - przyznał, znowu za wszelką cenę unikając jej wzroku.

Pod Jenną ugięły się kolana. Patrzyła to na pokój, to na Newta i zwyczajnie nie dopuszczała do swojej świadomości, że ktoś dbał o nią na tyle, by coś takiego dla niej zrobić.

- No... No żartujesz. I to wszystko dla mnie zrobiłeś...?

Nim Scamander zdążył odpowiedzieć, Jenna rzuciła mu się na szyję i to tak, jakby już nigdy nie zamierzała go puścić. Jacob stał nieopodal, obserwując to z małym uśmiechem na twarzy; udało się.

Radość powoli jednak zaczęła wyparowywać, zamieniając się w zazdrość, a przede wszystkim potężny smutek. Im się udało - a jego ukochana wciąż była gdzieś, gdzie nie powinna być.

Jacob zrozumiał, że to był moment na wycofanie się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro