58🐍
Newt poczuł uderzenie gorąca, gdy to usłyszał, ale i zastrzyk odwagi. W tamtej chwili był zdeterminowany doprowadzić tamtą rozmowę do końca. Zdał sobie sprawę, że lepsza okazja może się już nie nadarzyć i wróci do ciągłego zastanawiania się, co jej powiedzieć...
Może trzeba było przestać się zastanawiać.
- Nie musisz udawać - powiedział odważnie, po czym ogarnęły go takie uczucia, że pomyślał, że poskramianie smoków w czasie wojny było o wiele prostsze.
Gdyby Jenna nie siedziała, ugięłyby się pod nią nogi. Jeszcze nigdy się tak nie czuła i nie potrafiła tego okiełznać.
- Newt, ale...
Urwis szczeknął nagle. Newt i Jenna wyrwali się z atmosfery tamtej nerwowej chwili. Unieśli głowy, a w drzwiach prowadzących do piwnicy ujrzeli Nagini.
- Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać... - powiedziała wyraźnie speszona, niepewna, czy powinna wejść głębiej. - Och... Coś się stało? - dodała, zauważając łzy w oczach Jenny.
- Nie, nie. - Ślizgonka prędko je otarła, posyłając Nagini uśmiech.
- Przepraszam. - Dziewczyna zwiesiła głowę. - Po prostu nie mogę spać, jeszcze to wszystko do mnie dociera.
- Nie przepraszaj. To normalne w nowym miejscu - przekonywała Jenna.
- Może chcesz herbaty? - zapytał Newt, który nie umiał się gniewać, nawet jeśli nie cieszyło go przerwanie akurat tamtej rozmowy.
- Jeśli to nie będzie problem - powiedziała Nagini, a wtedy Puchon prędko zszedł ze stołu, by zająć się herbatą. Jenna jeszcze raz otarła twarz, a następnie wzięła Urwisa na ręce i przytuliła do siebie niczym dziecko.
- To może ja pójdę do łazienki... - powiedziała pospiesznie. - Urwis też już jest w ogóle śpiący - dodała i ulotniła się z kuchni, czując tyle emocji naraz, że nawet nie potrafiła ich opisać.
Czy to było wyznanie uczuć, czy ta niekończąca się, cholerna dobroć Newta dla każdego? Czy było tak, jak mówiła Leta?
Och, Newt. Nawet największego potwora byś nie odrzucił.
Jenna ułożyła Urwisa na swoim łóżku, a sama poszła wziąć prysznic. Użyła zimnej wody, a jednak nawet to nie pomogło jej ochłonąć. Wciąż myślała o tym, co powiedział jej Newt... I czego ona sama by chciała.
Usiadła na łóżku w długiej, zwiewnej piżamie i sięgnęła po eliksir, który pomagał jej w chorobie. Wciąż miała jeszcze trochę kataru i odczuwała okropny ścisk w gardle, choć nie miała pewności, czy to ostatnie wywoływało jeszcze przeziębienie, czy już emocje.
Newt już dawno skończył przygotowywać herbatę dla Nagini, która wzięła ją do piwnicy. Po tym podciągnął rękawy swojej koszuli, posprzątał, a następnie ruszył do pokoju Jenny. Nie wyobrażał sobie zasnąć bez wyjaśnienia wszystkiego.
Ślizgonka zostawiła swoje drzwi otwarte, co uznał za znak, że także chciała jeszcze porozmawiać. Pozwolił sobie wejść i zastał ją na łóżku, głaskającą Urwisa, który smacznie spał na jej poduszce. Obok niego układał się także Jasper.
Gdy Jenna zauważyła Newta w pokoju, o mało nie podskoczyła. Patrzyła to na niego, to na ścianę, nie wiedząc, co się z nią działo.
- Nagini poszła już na dół - wyjaśnił. - Jenna... Ja chcę dokończyć tę rozmowę.
Ślizgonka przejechała dłonią przez włosy, a te rozwaliły się... Zupełnie jak macki marmita....
- Tak... Chyba powinniśmy - przyznała, choć drżała ze strachu.
Newt zamknął za sobą drzwi, licząc, że wtedy już im nikt nie przerwie.
- Mogę? - zapytał Newt, wskazując na jej łóżko, a ona odsunęła się nieco, by zrobić mu miejsce.
- Pewnie, zresztą to ja powinnam pytać, to twój dom...
Jenna nie wiedziała, co mówi. Gdyby to było u kogokolwiek innego, zapewne rozwaliłaby się jak u siebie.
- O nic nie musisz pytać - przekonywał Newt, siadając przy niej.
Ponownie spojrzeli sobie w oczy, a Jenna już wtedy wiedziała, że gdy zacznie mówić, znowu się rozpłacze; nie ze smutku, nie ze strachu, po prostu z emocji. Mimo wszystko po chwili ciszy odezwała się jako pierwsza:
- Newt... Czy to prawda, że pojechałeś do Paryża, by mnie znaleźć?
Zaskoczony Puchon już chciał zapytać, skąd o tym wiedziała, przypomniał sobie o Jacobie.
- Tak - odparł po chwili. - Queenie i Jacob powiedzieli mi o tym artykule i... Chciałem się wytłumaczyć...
- Przepraszam - wyszeptała Jenna. - Teraz widzę, jakie to było głupie, że tak zareagowałam, narobiłam sobie tylko problemów przez ten wyjazd do Włoch.
- To nie twoja wina, to ta gazeta...
- Ale nie chciałam cię słuchać - przerwała mu. - Zawzięłam się, wiem, ale ja właśnie taka jestem. Łatwo mnie zdenerwować, jeszcze łatwiej obrazić i dlatego... Dlatego się boję cię skrzywdzić.
- Praca ze zwierzętami ma to do siebie, że wiele razy jesteś krzywdzony - przyznał Newt, nieświadomie pokazując jej swoją rękę, na której widniała mała rana po ugryzieniu, a na drugiej spora blizna po pazurach.
Jenna miała wrażenie, że roztopi jej się serce. Spojrzała na własne ręce - wyglądały bardzo podobnie.
Napłaczę się tu więcej niż przez całe moje życie.
- Ty jesteś taki dobry...
- Ty też. Tylko nie chcesz tego przyznać. Mówiłem ci, że jesteś jak... No... Środkowa głowa.
Jenna pomyślała wtedy o Martinie i wzdrygnęła się. On jej tak nigdy nie mówił. Poza tym, przez lata podrywało ją już wielu mężczyzn, lecz oni też tak na nią nie działali jak Newt, któremu wystarczało kilka słów, by ją rozczulić. Zastanawiała się, co mu odpowiedzieć, gdy poczuła jakiś dotyk na swojej dłoni i opuściła wzrok.
- Oj, Jasper, co ty... - zaczęła, urwała jednak, patrząc wielkimi oczami na poczynania nieśmiałka. Kreatura złapała za palec Jenny, z wielkim wysiłkiem uniosła go, a następnie zmusiła ją do przesunięcia dłoni kilkanaście centymetrów dalej, prosto na palce Newta. Coś jak impuls elektryczny przeszło przez ich ciała, gdy się dotknęli, nawet tak lekko i niewinnie...
Jasper pisnął wymownie, patrząc na magizoologów wyjątkowo surowo jak na nieśmiałka.
- On chyba na nas krzyczy - stwierdził speszony Newt, ale nie ruszył swojej dłoni.
- Co za rozwydrzone dziecko wychowałam, no. - Jenna zaśmiała się, ocierając oczy. - Ale zwierzakom nie umiem odmawiać.
- Ja też nie - przyznał Puchon, po czym ponownie się zawstydził. - A ty... W zasadzie jesteś wężem.
Kolejny krótki śmiech opuścił usta Jenny. Wciąż była nieco zestresowana, jednak przede wszystkim ogromnie szczęśliwa. Słowa Newta wywoływały w niej dziecięcą radość, temu nie mogła zaprzeczyć.
- Nigdy nie czułam się... Tak dobrze, jak teraz przy tobie.
Usłyszawszy to, Puchon wziął głęboki wdech. Takie słowa mu się nawet nie marzyły; nie mógł tego popsuć. Myślał, co poradziłby mu wtedy Jacob... Ale Jenna była nieprzewidywalna i uniwersalne sposoby po prostu na nią nie działały.
- Cholera jasna, dosyć tego - powiedziała wreszcie, zmęczona już tą grą w kotka i myszkę. Zanim Newt zdążył się zorientować, przysunęła się i spróbowała utopić go w swoich ramionach.
Nie wyszło jej to. Mimo jej wysokiego wzrostu, Newt był większy, a jej uścisk na moment go sparaliżował.
Ona mnie przytula. Okej. Nie panikuj, to będzie dobrze.
Jasper wyraźnie zaczynał się niecierpliwić. Uderzył swoją liściastą rączką w dłoń magizoologa, a wtedy Newt oprzytomniał i, choć ostrożnie, wreszcie też objął dziewczynę, stwierdzając w myślach, że ściskała nawet mocniej niż Tezeusz.
Trwali chwilę w ciszy, oboje równie zaskoczeni tym, że to się działo. Rozpierały ich endorfiny; żadne z nich nie rozumiało, czemu nie zrobili tego wcześniej. Wreszcie Jenna zaśmiała się po raz kolejny, nie będąc w stanie tego powstrzymać.
- Mówiłeś, że ważniak lubi się przytulać, ale ty chyba też.
- To on mnie nauczył - odparł, nie zwalniając uścisku i rozbawiając ją po raz kolejny. Nie widziała tego, ale uśmiechnął się.
- Ja cię już chyba nie puszczę, Scamander - wyszeptała Jenna, wiedząc, że to przyjemne uczucie ciepła jego ciała jej się nie znudzi. To było zupełnie inne niż jakikolwiek uścisk, jakiego w życiu doświadczyła.
- Bywało gorzej - odparł Newt, wyciągając z niej kolejny chichot.
- Z ciebie to jednak jest taki urwis, jak mówiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro