Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52🐍

Pod nieobecność Newta Jenna wzięła prysznic, bo choć czuła się fatalnie, jeszcze gorzej było jej w przepoconej piżamie i pościeli. W nowych ubraniach ruszyła na poszukiwanie małych niuchaczy, które rozproszyły się po całym domu, a których ich własni rodzice nie potrafili dopilnować. Łapała już ostatniego, gdy Scamander wrócił.

- O, hej... Czemu nie leżysz? Co się stało? - zapytał, widząc Jennę kucającą przy szafce z różdżką w dłoni.

Ślizgonka odwróciła głowę w jego stronę, a Newt widział, że miała zaszklone oczy i rumieńce na twarzy.

- Właściwie... Ledwo na oczy widzę, ale musiałam pozbierać niuchacze, nie? Jeszcze jeden został.

Scamander miał ochotę uderzyć się w twarz. Dlaczego pomyślał, że zostawienie jej tych małych niuchaczy było dobrym pomysłem?

- Zaczekaj, zaraz ci pomogę... - powiedział, odkładając pospiesznie walizkę i z trudem zdejmując płaszcz, bo jedną ręką wciąż trzymał przy sobie szczeniaka, co nie umknęło uwadze jego rozmówczyni.

- A co ty tam masz? - zapytała Jenna, prostując się, by do niego podejść.

- Szczenię psidwaka - odparł Newt, zrzucając ostatecznie płaszcz. - Dumbledore mi go dał, podobno przybłąkał się do Hogwartu... Jest ranny, nie może chodzić.

Na twarzy Jenny natychmiast pojawiło się zmartwienie. Twarda zazwyczaj kobieta przy zwierzętach miękła nieustannie i na widok szczeniaka z brązową łatką na mordce serce zabiło jej szybciej.

- Mój biedny malutki... - wyszeptała, drapiąc go za uchem, co bardzo mu się spodobało.

- Trzeba zmienić mu opatrunek i w ogóle zobaczyć tę ranę - powiedział Newt, na co Jenna pokiwała głową.

- Jasne, chodźmy.

Scamander zwiesił głowę, by uniknąć jej wzroku.

- Powinnaś się położyć...

Jenna pociągnęła nosem, a następnie machnęła niedbale ręką.

- Spokojna głowa, Scamander, mnie nic nie będzie - powiedziała, choć wyraźnie nie była w najlepszym stanie. - Ten mały potrzebuje większej pomocy. Chodźmy.

Newt wiedział, że kłócenie się z nią raczej nie doprowadzi do jego zwycięstwa. Mimo wszystko obiecał sobie, że będzie miał na nią oko.

- Wszystko mam w walizce... Potrzymasz? - powiedział, przekazując Jennie psidwaka, co wywołało u niej euforię.

- Chodź, malutki, chodź... Ale z ciebie słodziak - wyszeptała, patrząc na zwierzaka z miłością w oczach. Newt spojrzał na nią nieznacznie i uśmiechnął się, po czym zajął się otwieraniem walizki.

Weszli do środka wraz z psidwakiem; Jenna usadowiła się z nim na drabince, podczas gdy Newt zaczął się rozglądać za odpowiednimi przedmiotami.

- Chodź, zobaczymy, co ty tu masz pod tym bandażem. - Jenna poprawiła jego ułożenie w swoich rękach, a następnie machnęła różdżką, by pozbyć się opatrunku i zaczęła przyglądać się ranie na nodze.

- Newt, zobacz - powiedziała, marszcząc brwi, a magizoolog prędko przestał szukać i podszedł do niej. - Przecież to jest rana po zaklęciu. Nie mógł sobie tego zrobić sam. Albo przypadkiem ktoś go trafił, albo...

- Albo ktoś celowo go zranił - dokończył Scamander, zgadzając się z jej słowami.

Jenna prychnęła, kręcąc głową z grymasem wymalowanym na twarzy.

- Wieszałabym takich za jaja - wymamrotała, a Newt aż uniósł głowę, zastanawiając się, czy dobrze ją usłyszał. Z jednej strony go to zaskoczyło, z drugiej rozbawiło, ale w zasadzie i w tym się z nią zgadzał. Odchrząknął nieznacznie, by mówić dalej:

- Dumbledore chciał, żebym go wyleczył, a później ma znaleźć mu jakiś dom...

- Co? - Jenna zrobiła wielkie oczy. - Niech nie szuka, ja go zabiorę, przecież to najsłodsze stworzenie na świecie - dodała, pociągając nosem.

- Tak? Ty? - Newt uniósł brwi.

- Już od dawna chciałam mieć jakiegoś zwierzaka na stałe, ale ten Nowy Jork i w ogóle... Planowałam kuguchara, no ale ty będziesz idealny. - Jenna uniosła zwierzaka tuż przed swoją twarz, uśmiechając się do niego. - Psidwaki są takie lojalne...

Po Newcie było widać, że czuł się niedobrze z tymi słowami. Przypomniało mu się, że to oznaczało, że Jenna kiedyś w końcu już nie będzie z nim mieszkać, i nie będą już się zajmować wspólnie zwierzętami każdego dnia... Psidwak będzie jej, nie ich.

- Wyleczymy cię, mały. - Jenna wciąż wpatrywała się w szczeniaka. - Nie martw się, jeszcze trochę i będziesz biegał, skakał i w ogóle. No tak, no tak...!

Zwierzak zdawał się ją rozumieć, bo zaszczekał radośnie i polizał ją w nos. Jenna roześmiała się jeszcze bardziej.

- W zasadzie na posiadanie psidwaka trzeba mieć licencję... - zaczął, ruszając ponownie po opatrunki.

- Newt, spójrz mi w oczy i powiedz, czy ja wyglądam na kogoś, kto będzie się przejmował jakąś licencją. Jeszcze przecież każą usuwać im ogony - po moim trupie. - Jenna prychnęła ponownie, po czym kolejny raz przytuliła zwierzaka do siebie. - Mój psidwak będzie szczęśliwy i z ogonkiem, prawda? Prawda, i żadne Ministerstwo nas nie będzie męczyć... O ile nie wygadasz się swojemu bratu, oczywiście - zwróciła się ponownie do Newta.

- Co, ja? Tezeuszowi coś? Nigdy - odparł, śmiejąc się krótko, a jego rozmówczynię bardzo ucieszyła taka reakcja.

- Uwielbiam cię takiego - przyznała pod wpływem chwili. - Uwielbiam to, że też zwierzęta są dla ciebie najważniejsze, nawet jeśli to przeciw twojemu bratu.

Gdy usłyszał te słowa, Newtowi zrobiło się cieplej. Słyszał własne bicie serca w swoich uszach, zastanawiając się, co jej na to odpowiedzieć. Znaczyło to dla niego więcej, niż mogła sobie wyobrazić i poruszyło go na tyle, że odważył jej się odpowiedzieć czymś równie istotnym.

- Mogę cię... O coś zapytać? - zaczął cicho, wciąż szukając czegoś na swoich stołach i półkach, więc na nią nie patrzył.

- Pewnie - odparła od razu, poprawiając ułożenie szczeniaka w swoich rękach. - Powiedziałam ci w zasadzie... O części najgorszych rzeczy, które robiłam. Już chyba nie mam nic do ukrycia.

- Co planujesz wkrótce zrobić...? Znaczy, chodzi mi, co planujesz tak ogólnie, znaczy w życiu? W sensie, chcesz mieszkać z powrotem we Włoszech czy... - zaczął się gubić, więc urwał i przełknął ślinę.

Po prostu chciał się jakoś dowiedzieć... Czy widziała go jeszcze w swoim życiu, blisko.

Jenna spuściła wzrok na psidwaka, którego zaczęła drapać, chcąc się czymś zająć. Tamto pytanie było dla niej trudne, ale ambicja nie pozwalała jej nie spróbować na nie odpowiedzieć.

- Sama chciałabym wiedzieć - przyznała cicho. - Cały czas po prostu latałam po świecie i zajmowałam się zwierzakami, ale teraz z tym Grindelwaldem to sama nie wiem... Moja matka by chciała, żebym wzięła ślub, urodziła dzieci i nie wystawiała nosa poza Anglię. Nie zgadzam się z nią, ale z drugiej strony sama zaczynam się zastanawiać... Po tym wszystkim z Martinem, czy gdzieś się nie schować na jakiś czas, uspokoić to życie... Choćby z tym małym. - Zaśmiała się przy ostatnich słowach, wskazując na szczeniaka. - Chociaż mamy jeszcze Queenie do odnalezienia, co nie?

- Tak, Queenie... - Newt kiwnął głową, lecz nie był do końca zadowolony z jej odpowiedzi, bo nie dowiedział się z niej tego, czego potrzebował... A nie był pewien, czy dobrym pomysłem byłoby zapytanie wprost. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Jenna zadrżała nagle.

- Ugh, zimno tu strasznie...

Scamander spojrzał na nią.

- Masz dreszcze - stwierdził od razu.

- Chyba trochę - przyznała niechętnie, pociągając nosem.

Newt bez zastanowienia popatrzył gdzieś za siebie, a następnie machnął różdżką w kierunku czerwonego, puchatego koca, który był złożony na dolnej półce i przeznaczony raczej dla zwierząt. Koc poleciał w jej stronę i sam ułożył się na ramionach Ślizgonki.

- Naprawdę powinnaś wrócić do łóżka - nalegał Newt.

Choć w istocie czuła się fatalnie, Jenna nie chciała odchodzić i westchnęła.

- Ale co z nim? - zapytała o szczeniaka.

- Zajmę się nim. Później go przyniosę, bo on też musi leżeć.

Jenna niechętnie oddała szczeniaka Scamanderowi, a następnie przejechała dłonią przez włosy.

- Powtórzę się, ale naprawdę jesteś za dobry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro