Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42🐍

Po śniadaniu Jenna i Newt postanowili udać się do Jacoba, by sprawdzić, jak sobie radził. Okazało się to dobrą decyzją, bo mężczyzna odetchnął z ulgą na ich widok niemal od razu po wejściu do mieszkania.

- Jenna, właśnie, nie wiedziałem, jak się z wami skontaktować - powiedział mugol po przywitaniu się z nimi. - W tej szafce w sypialni cały czas coś stuka i się rusza, pomyślałem, że to ten jakiś wasz zwierzak, ale bałem się otworzyć - dodał, wskazując na wejście do sypialni po swojej prawej.

- Och, to pewnie bogin... - stwierdziła, drapiąc się po ramieniu. - Dawno mnie tu nie było, to się zagnieździł. Dobrze, że nie otwierałeś. Zaraz się go pozbędę.

Czuła się trochę nieswojo, bo przypomniało się jej, dlaczego tyle jej tam nie było. To, że musiała spotkać się z Martinem wciąż siedziało jej w głowie.

Zależało jej na nim nadal, to nie tak, że przez Newta zupełnie o nim zapomniała. Obawiała się jednak jego reakcji na to, że pierwszy raz w życiu bardziej zainteresowała się innym mężczyzną niż nim.

- Ja mogę - zaproponował Newt bez namysłu, za co Jacob skarcił go wzrokiem.

- Spokojnie, Scmanader, to moje mieszkanie, dam radę - powiedziała Jenna, machając niedbale ręką. Zależało jej na pozbyciu się bogina osobiście, bo w zasadzie chciała zobaczyć, czego bardziej się bała...

- Newt, miałeś jej nie wyręczać! - szepnął Jacob wściekle, kiedy Jenna wyszła z przedpokoju. - Ona myśli, że ty myślisz, że jest beztalenciem!

- Nie pomyślałem... Chciałem pomóc... - tłumaczył się Newt, unikając wzroku przyjaciela, który westchnął ciężko.

- A co to w ogóle jest, ten cały bogun? - zapytał nagle, od razu ożywiając swojego rozmówcę.

- Idź, zobacz - odparł Newt, wskazując głową na pokój, do którego weszła Jenna. Zaintrygowany Jacob ruszył w tamtym kierunku.

Jenna stała przed komodą w swojej sypialni, czując, jak łomotało jej serce. Obawiała się tego, co zobaczy, bo wiedziała, że upadek z miotły już raczej nie był jej największym zmartwieniem. Czuła, że miała o wiele mniej odwagi niż jako nastolatka.

- Niech się dzieje co chce... - szepnęła sama do siebie, a następnie machnęła różdżką w kierunku szafki. Wszystko to przez szparę w drzwiach obserwował Jacob.

Bogin przez chwilę wahał się, aż zamienił się, ku ogromnemu zdumieniu Jenny, w samego Newta. Dziewczyna była tak zaskoczona takim wynikiem, że przez moment zmroziło ją w miejscu z różdżką przed sobą. Gdyby tego było mało, po chwili pojawiła się druga postać bogina, Martin, wyraźnie wściekłego.

- Jak mogłaś mi to zrobić?! - wrzasnął w kierunku Jenny tak głośno, że prawdziwy Newt zaczął zbliżać się do sypialni. - Bastarda! Puttana! - Martin uniósł różdżkę z zamiarem rzucenia jakiegoś złowrogiego zaklęcia na Newta. Wtedy Jenna oprzytomniała, a adrenalina zaczęła w niej buzować tak, jakby to wszystko działo się naprawdę.

- Riddikulus! - krzyknęła dokładnie w momencie, kiedy Newt zajrzał do środka. Nie chciała nawet patrzeć na to, w co zamienił się wtey bogin, dodała tylko:

- Evanesco!

W tenże sposób bogin przemienił się w proch. Przerażona Jenna, ciężko oddychając, wsadziła różdżkę za pasek swoich spodni. Widok wściekłego Martina tak blisko niej z perspektywą tego, że mogło się tak stać naprawdę sprawił, że odechciało się jej wszystkiego.

- Co to było? - zapytał jeszcze bardziej przerażony Jacob, ostrożnie wchodząc do pokoju.

- Boginy przyjmują kształt tego, czego się boisz - wyjaśniła Jenna, opadając na swoje łóżko. - Nic takiego - wydusiła, czując się tak, jakby przebiegła maraton.

Jacob popatrzył Newta, jakby telepatycznie próbując mu przekazać, że go tam widział, Scamander jednak nic nie zrozumiał.

- Jadłeś coś, Jacob? - Jenna odchrząknęła nagle, chcąc zmienić temat. - Bo nie wiem, czy coś zostało w tej mojej kuchni...

- Och, nie, nie patrzyłem nawet - przyznał Jacob, który dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że zgłodniał.

- To może... Zrobimy zakupy, czy coś... Albo... Pójdziemy z powrotem do Newta, zostało tam jeszcze naszego śniadania... - mówiła bez entzujazmu, wpatrując się w podłogę. Wtedy nie potrafiła przestać myśleć o tym, że Martin mógłby coś zrobić Newtowi... Wiedziała, że nawet jeśli do niego nie pójdzie, to on wreszcie dowie się na swój własny sposób. I że zawsze dostanie to, czego chciał. Pierwszy raz pożałowała, tak strasznie pożałowała tego całego zadawania się z mafią, życia niezgodnie z prawem, pierwszy raz przyznała rację swojej matce...

- A co z twoim bratem? - zapytał Newt, przypominając sobie, po co w ogóle tam przyszli.

- Jakoś... Nie mam nastroju na odwiedziny dzisiaj - odparła Jenna, wstając i łapiąc się za ramię. - To co... Wracamy?

Newt i Jacob zgodnie pokiwali głowami, a następnie cała trójka deportowała się ponownie do mieszkania Scamandera. Jenna jednak wciąż była nieobecna.

- Przepraszam was na chwilę - powiedziała, zostawiając obu mężczyzn w kuchni. Ruszyła do piwnicy, licząc, że zwierzęta ją pocieszą i uspokoją, a wtedy Jacob od razu zwrócił się do swojego przyjaciela:

- Ona jest przygnębiona. Idź ją pociesz!

Newt pokiwał głową, a następnie machnął różdżką w kierunku talerza, na którym zostały jeszcze dwa omlety. Magicznie je podgrzał, a następnie postawił przed Jacobem na stole razem ze wszystkimi potrzebnymi sztućcami. Kowalski podziękował, po czym znowu pospieszył Scamandera, który wziął głęboki wdech i poszedł do tej nieszczęsnej piwnicy bez żadnego pomysłu na to, co powinien powiedzieć.

Jennę odnalazł przy Zouwu, który bardzo ją polubił i przytulał ją swoją masywną łapą tak, jak wcześniej Newta. Dziewczyna drapała go za grzywą, w miejscu, którego sam nie mógł dosięgnąć, więc bardzo mu się to podobało.

- Lubi się przytulać, co? - powiedział Newt, nie wiedząc, jak inaczej zacząć rozmowę. Postanowił się dlatego czepić tego, co znał najlepiej, a tym czymś były właśnie zwierzęta.

Jenna pokiwała tylko głową, nie uśmiechając się. Wciąż drapała zwierzaka, wzdychając głęboko, a nawet Zouwu zdawał się zauważać jej parszywy humor. Ogromny kot polizał nagle jej rękę, rozbawiając ją na kilka sekund.

- Co się dzieje? - zapytał Newt, podchodząc do niej i Zouwu, którego również zaczął drapać. Zwierzak był w siódmym niebie.

- To... Zbyt wiele, żeby ubrać to w słowa, Newt - wymamrotała Jenna, spuszczając głowę. Scamandera bardzo to dziwiło, bo jeszcze nie widział jej tak słabej, tak załamanej...

- A... Może mogę ci jakoś pomóc? - dopytywał, pamiętając słowa Jacoba. Dziewczyna powoli wyszła spod łapy zwierzaka, zbliżając się do magizoologa.

- Nie chcę cię narażać, Newt - powiedziała cicho, choć zgodnie z prawdą, po czym złapała się za głowę. - Nie wierzę, że to mówię, ale twój brat ma rację, ja nie obracałam się w zbyt dobrym środowisku jak dotąd.

Po raz pierwszy Newt usłyszał, że jej głos się załamał. Wystraszył się nieco, ale jednocześnie zmartwił i chęć uspokojenia jej jakoś w nim wygrała.

- Ale...

- Newt, ja boję się, że... Mogą ci coś zrobić - wyznała wreszcie Jenna, zakładając kosmyk włosów za ucho. - Albo mojemu bratu.

- Tu chodzi o Grindelwalda? - dopytywał Newt spokojnie. - O kogoś związanego z nim?

- Nie, nie! - zawołała Jenna od razu. - Grindelwald to jest w ogóle inna bajka, ja nie mam nic z nim do czynienia.

- A tobie coś grozi?

Na te słowa dziewczyna wzruszyła ramionami. Swoim bezpieczeństwem aż tak się nie przejmowała.

- Nie jestem pewna...

Newt nie wiedział skąd, lecz dostał nagłej inspiracji. Wreszcie wiedział, ci powiedzieć.

- Jenna... Ja mimo wszystko jestem bratem Aurora... On może nam zapewnić ochronę - wypalił, choć wiedział, jak Tezeusz mógł na to zareagować.

- O nie - powiedziała dziewczyna, od razu kręcąc głową. - Nie wyobrażam sobie prosić twojego brata o pomoc.

- To ja poproszę - zaoferował się Newt pomimo wątpliwości. - Nie martw się - dodał, a wtedy Jenna spojrzała mu w oczy. Nie potrafiła uwierzyć, że za nic jej nie oceniał, nie dopytywał za wiele, tylko tak po prostu zaproponował jej pomoc. Nie przejął się nawet specjalnie tym, że sam mógł być zagrożony.

Wzruszenie opanowało dziewczynę, którą targały liczne emocje. Nie chciała się rozklejać, bo nie leżało to w jej naturze, ale czuła, że przed Newtem nie musiała niczego udawać.

- Dziękuję...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro