24🐍
Jenna bardzo szybko się zorientowała, że jej działania w Ameryce zostały uznane za wyjątkowo naganne, ponieważ nie chciano jej wypuścić z kraju. Dziewczyna nie miała zamiaru użerać się ze znienawidzonym Ministerstwem i czekać na pozwolenia czy upoważnienia, tylko od razu zabrała się za szukanie nie do końca legalnego przewoźnika. Bez kontaktów Martina było to nieco trudniejsze niż zazwyczaj, jednak Jenna obawiała się z nich korzystać. Nie wiedziała, czy dalej był na nią zły czy nie i wolała się nie narażać.
Od Newta nic nie słyszała, a też nie odważyła się pójść do niego ponownie. Próbowała okiełznać te wszystkie emocje, które się w niej rodziły, a które jak dotąd były jej nieznane. Jak zwierzaki kochała, nigdy nie żywiła do człowieka tak ciepłych uczuć - nie potrafiła się nawet na niego złościć, że się nie odzywał.
Jenna przez kilkanaście dni nie potrafiła znaleźć odpowiedniego przewoźnika, czyli takiego, który za granicę przewiózłby ją w miarę tanio i na pewno nie wydałby jej Ministerstwu. Któregoś zimnego wieczoru dziewczyna wracała do swojego mieszkania po kolejnych nieowocnych poszukiwaniach, czując się dziwnie nieswojo. Miała wrażenie, że była obserwowana. Zacisnęła dłoń na różdżce w kieszeni jej płaszcza, odwróciła się powoli do tyłu i o mało nie dostała zawału.
- Alessandro? - zapytała przerażona, widząc jednego z podwładnych Martina stojącego nonszalancko na chodniku przed jej domem. Jego czarna bluzka bez rękawów ujawniała umięśnione ramiona z tatuażami, a on sam nie wyglądał na wzruszonego niską temperaturą.
- Dobry wieczór, Jenna - powiedział z szelmowskim uśmieszkiem i oparł się o latarnię.
Jenna przełknęła ślinę. Wtedy po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, czy na pewno dobrze robiła, zadając się z mafią.
- Czego chcesz? - syknęła, nie chcąc ukazywać strachu.
- Ja? Nic. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Za to Szakal chce cię widzieć.
Tego Jenna się spodziewała, bo Alessandro w życiu nie przyszedłby do niej z własnej woli. Przygryzła wargę, nie wiedząc do końca, czego mogła się spodziewać. Wiedziała, że lepiej było być przygotowanym na wszystko.
- Wiesz, że on nie lubi sprzeciwów, więc chodź po dobroci - powiedział Alessandro po chwili, a z tym Jenna nie śmiała się nie zgodzić. Podeszła do niego i złapała go za ramię, by deportować się, gdziekolwiek ją prowadził, a drugą rękę wciąż bezpiecznie trzymała na różdżce.
Deportowali się gdzieś na skraj kraju, na klify. Przepaść w morze w nocy wyglądała jeszcze bardziej przerażająco niż zazwyczaj, a rozbijające się fale wręcz złowieszczo, jakby domagały się topielca. Alessandro zdawał się jednak być niezainteresowany zrzuceniem Jenny czy zrobieniem jej czegokolwiek. Wyjął z kieszeni mały zegarek i pokiwał głową.
- W porę. Zostało pół minuty.
Dopiero wtedy Jenna zauważyła świstoklik w postaci szerokiej wazy. Wtedy mogła być już pewna, że za moment zobaczy się twarzą w twarz z Martinem.
Świstoklik przeniósł ich tuż przed włoską willę, którą Jenna dobrze znała. Powoli weszła do środka, a Alessandro nie odstąpił jej na ani na krok, upewniając się, że nie odeszła.
W środku było dosyć ciemno, a ogromny korytarz oświetlony był tylko niewielkimi pochodniami na ścianach. Martin stał do nich tyłem przed oknem wychodzącym na winnicę i widać było, że na coś czekał.
- Przyprowadziłem ją, szefie - powiedział Alessandro, na co Martin skinął głową, nie odwracając się.
- Dobrze. Idź już, Alessandro.
Mężczyzna odszedł, zostawiając Jennę sam na sam z Szakalem. Dziewczyna znała go dobrze i wiedziała, że to nie był moment na robienie z siebie ofiary, a wzięcie się w garść. Martin nie był Newtem, przy nim nie mogła pokazywać jakichś słabszych stron...
- Jenna - powiedział Martin, odwracając się do niej przodem. - Cieszę się, że cię widzę. - Uśmiechał się, wyglądało to na szczere, ale dziewczyna wolała nie dać się zwieść.
- Myślałam raczej, że jesteś na mnie zły - powiedziała pewnie, zakładając ręce. Zauważyła, że Martin był nieco bardziej zarośnięty na twarzy niż zazwyczaj i zastanawiała się, czy miało to jakieś znaczenie.
Mężczyzna westchnął i podszedł do niej, a następnie ujął twarz w jej dłonie.
- Wiesz doskonale, że mam do ciebie słabość. Jak do nikogo, Jenna.
Choć normalnie byłoby to dla niej przyjemne, wtedy Jenna już tego nie czuła. Ze wszystkich możliwych rzeczy, o których mogła wtedy pomyśleć, w jej głowie jakoś pojawił się Newt. Mimo wszystko odczuwała jakoś mniej strachu niż wtedy, gdy stała przed drzwiami Scamandera.
- Znam cię. Byłeś wściekły - mówiła Jenna pewnie, a jednocześnie ostrożnie. - Nawet się nie odzywałeś.
Kolejne westchnięcie opuściło usta Martina, a on sam założył ręce.
- Miałem... Trochę zły okres - powiedział, unikając jej wzroku, po czym znowu na nią spojrzał. - Ale nie zapomniałem o tobie. Mówiłaś o Grindelwaldzie, więc w razie, gdyby przyszli po ciebie ci jego fanatycy... No i jeszcze ludzie od Gnarlaka... Zatem wysłałem Alessandro, żeby cię pilnował.
Takich słów Jenna się nie spodziewała - zrobiło jej się nawet miło... Odetchnęła trochę z ulgą i zapytała:
- Naprawdę...?
Martin uśmiechnął się delikatnie i położył dłonie na biodrach dziewczyny.
- Pilnuje się swoich skarbów, hm? - mruknął, a Jenna wtedy już wiedziała, że była w domu.
Może zadawanie się z mafią nie było takie złe, jeśli ich szef miał do ciebie słabość... Według Jenny było przynajmniej łatwiejsze niż rozmawianie z Newtem.
- A ja mogę ci jakoś pomóc teraz? - zapytała, pozwalając sobie na położenie dłoni na jego ramiona. Spodobało mu się to, więc zupełnie się uspokoiła.
- Na razie... Możesz tu zostać na noc - wyszeptał Martin. - To jak?
Choć było to pytanie, Jenna wiedziała, że wtedy tak naprawdę nie miała już wyboru.
W tym samym czasie Newt przeżywał niemal równie ciekawy wieczór, ponieważ jego starszy brat kolejny raz postanowił go odwiedzić - a to zawsze kończyło się interesująco.
- Co ty z nią robisz? - zapytał Tezeusz, widząc, jak Newt powoli i cierpliwie karmi na stole w jadalni dosyć grubego niuchacza.
- Mała jest w ciąży - wyjaśnił Newt z takim uśmiechem, jakby mówił o swoich własnych dzieciach. - Muszę się nią trochę lepiej zająć - dodał, gładząc zwierzaka po głowie.
Tezeusz, siedzący po przeciwnej stronie stołu, westchnął.
- Brzmi jak Leta...
Newt uniósł głowę gwałtownie znad niuchacza.
- Leta jest w ciąży?
- Merlinie, nie, nie - odparł Tezeusz pospiesznie. - Ale twierdzi, że ją zaniedbuję. I jest strasznie zazdrosna o moją asystentkę. Ale teraz niestety musi tak być, że spędzam więcej czasu w pracy niż w domu, przecież Grindelwald...
- Mnie tego nie musisz tłumaczyć, widziałem go - przerwał mu Newt, zanim tamten mógłby rozpocząć kwiecisty monolog.
- Leta by chciała, żebym zwolnił Janet - kontynuował Tezeusz. - A to jest najlepszy pracownik, jakiego miałem. I co ja mam z tym zrobić?
Newt zastanowił się chwilę, wciąż karmiąc niuchacza.
- Nie wiem, nie wiem... - wymamrotał po chwili, a Tezeusz przyjrzał mu się badawczo.
- Dalej tęsknisz za tą dziewczyną? - zapytał po kilkunastu sekundach milczenia, co rozbudziło Newta automatycznie.
- Jaką dziewczyną?
Tezeusz przewrócił oczami i nachylił się w jego stronę.
- Newt, czego potrzebujesz? Jej adresu? Może nawet imienia? Wiesz, że jako Auror mogę...
- Nie potrzebuję niczego, dzięki - powiedział Newt pospiesznie, za nic w świecie nie patrząc Tezeuszowi w oczy.
- A powiesz mi chociaż kto to?
Newt był pewien, że gdyby Tezeusz się dowiedział, jakiej dziewczyny mu brakowało, to mogłoby się to skończyć wojną.
- Nikt.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro