Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24🐍

Jenna bardzo szybko się zorientowała, że jej działania w Ameryce zostały uznane za wyjątkowo naganne, ponieważ nie chciano jej wypuścić z kraju. Dziewczyna nie miała zamiaru użerać się ze znienawidzonym Ministerstwem i czekać na pozwolenia czy upoważnienia, tylko od razu zabrała się za szukanie nie do końca legalnego przewoźnika. Bez kontaktów Martina było to nieco trudniejsze niż zazwyczaj, jednak Jenna obawiała się z nich korzystać. Nie wiedziała, czy dalej był na nią zły czy nie i wolała się nie narażać.

Od Newta nic nie słyszała, a też nie odważyła się pójść do niego ponownie. Próbowała okiełznać te wszystkie emocje, które się w niej rodziły, a które jak dotąd były jej nieznane. Jak zwierzaki kochała, nigdy nie żywiła do człowieka tak ciepłych uczuć - nie potrafiła się nawet na niego złościć, że się nie odzywał.

Jenna przez kilkanaście dni nie potrafiła znaleźć odpowiedniego przewoźnika, czyli takiego, który za granicę przewiózłby ją w miarę tanio i na pewno nie wydałby jej Ministerstwu. Któregoś zimnego wieczoru dziewczyna wracała do swojego mieszkania po kolejnych nieowocnych poszukiwaniach, czując się dziwnie nieswojo. Miała wrażenie, że była obserwowana. Zacisnęła dłoń na różdżce w kieszeni jej płaszcza, odwróciła się powoli do tyłu i o mało nie dostała zawału.

- Alessandro? - zapytała przerażona, widząc jednego z podwładnych Martina stojącego nonszalancko na chodniku przed jej domem. Jego czarna bluzka bez rękawów ujawniała umięśnione ramiona z tatuażami, a on sam nie wyglądał na wzruszonego niską temperaturą.

- Dobry wieczór, Jenna - powiedział z szelmowskim uśmieszkiem i oparł się o latarnię.

Jenna przełknęła ślinę. Wtedy po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, czy na pewno dobrze robiła, zadając się z mafią.

- Czego chcesz? - syknęła, nie chcąc ukazywać strachu.

- Ja? Nic. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Za to Szakal chce cię widzieć.

Tego Jenna się spodziewała, bo Alessandro w życiu nie przyszedłby do niej z własnej woli. Przygryzła wargę, nie wiedząc do końca, czego mogła się spodziewać. Wiedziała, że lepiej było być przygotowanym na wszystko.

- Wiesz, że on nie lubi sprzeciwów, więc chodź po dobroci - powiedział Alessandro po chwili, a z tym Jenna nie śmiała się nie zgodzić. Podeszła do niego i złapała go za ramię, by deportować się, gdziekolwiek ją prowadził, a drugą rękę wciąż bezpiecznie trzymała na różdżce.

Deportowali się gdzieś na skraj kraju, na klify. Przepaść w morze w nocy wyglądała jeszcze bardziej przerażająco niż zazwyczaj, a rozbijające się fale wręcz złowieszczo, jakby domagały się topielca. Alessandro zdawał się jednak być niezainteresowany zrzuceniem Jenny czy zrobieniem jej czegokolwiek. Wyjął z kieszeni mały zegarek i pokiwał głową.

- W porę. Zostało pół minuty.

Dopiero wtedy Jenna zauważyła świstoklik w postaci szerokiej wazy. Wtedy mogła być już pewna, że za moment zobaczy się twarzą w twarz z Martinem.

Świstoklik przeniósł ich tuż przed włoską willę, którą Jenna dobrze znała. Powoli weszła do środka, a Alessandro nie odstąpił jej na ani na krok, upewniając się, że nie odeszła.

W środku było dosyć ciemno, a ogromny korytarz oświetlony był tylko niewielkimi pochodniami na ścianach. Martin stał do nich tyłem przed oknem wychodzącym na winnicę i widać było, że na coś czekał.

- Przyprowadziłem ją, szefie - powiedział Alessandro, na co Martin skinął głową, nie odwracając się.

- Dobrze. Idź już, Alessandro.

Mężczyzna odszedł, zostawiając Jennę sam na sam z Szakalem. Dziewczyna znała go dobrze i wiedziała, że to nie był moment na robienie z siebie ofiary, a wzięcie się w garść. Martin nie był Newtem, przy nim nie mogła pokazywać jakichś słabszych stron...

- Jenna - powiedział Martin, odwracając się do niej przodem. - Cieszę się, że cię widzę. - Uśmiechał się, wyglądało to na szczere, ale dziewczyna wolała nie dać się zwieść.

- Myślałam raczej, że jesteś na mnie zły - powiedziała pewnie, zakładając ręce. Zauważyła, że Martin był nieco bardziej zarośnięty na twarzy niż zazwyczaj i zastanawiała się, czy miało to jakieś znaczenie.

Mężczyzna westchnął i podszedł do niej, a następnie ujął twarz w jej dłonie.

- Wiesz doskonale, że mam do ciebie słabość. Jak do nikogo, Jenna.

Choć normalnie byłoby to dla niej przyjemne, wtedy Jenna już tego nie czuła. Ze wszystkich możliwych rzeczy, o których mogła wtedy pomyśleć, w jej głowie jakoś pojawił się Newt. Mimo wszystko odczuwała jakoś mniej strachu niż wtedy, gdy stała przed drzwiami Scamandera.

- Znam cię. Byłeś wściekły - mówiła Jenna pewnie, a jednocześnie ostrożnie. - Nawet się nie odzywałeś.

Kolejne westchnięcie opuściło usta Martina, a on sam założył ręce.

- Miałem... Trochę zły okres - powiedział, unikając jej wzroku, po czym znowu na nią spojrzał. - Ale nie zapomniałem o tobie. Mówiłaś o Grindelwaldzie, więc w razie, gdyby przyszli po ciebie ci jego fanatycy... No i jeszcze ludzie od Gnarlaka... Zatem wysłałem Alessandro, żeby cię pilnował.

Takich słów Jenna się nie spodziewała - zrobiło jej się nawet miło... Odetchnęła trochę z ulgą i zapytała:

- Naprawdę...?

Martin uśmiechnął się delikatnie i położył dłonie na biodrach dziewczyny.

- Pilnuje się swoich skarbów, hm? - mruknął, a Jenna wtedy już wiedziała, że była w domu.

Może zadawanie się z mafią nie było takie złe, jeśli ich szef miał do ciebie słabość... Według Jenny było przynajmniej łatwiejsze niż rozmawianie z Newtem.

- A ja mogę ci jakoś pomóc teraz? - zapytała, pozwalając sobie na położenie dłoni na jego ramiona. Spodobało mu się to, więc zupełnie się uspokoiła.

- Na razie... Możesz tu zostać na noc - wyszeptał Martin. - To jak?

Choć było to pytanie, Jenna wiedziała, że wtedy tak naprawdę nie miała już wyboru.

W tym samym czasie Newt przeżywał niemal równie ciekawy wieczór, ponieważ jego starszy brat kolejny raz postanowił go odwiedzić - a to zawsze kończyło się interesująco.

- Co ty z nią robisz? - zapytał Tezeusz, widząc, jak Newt powoli i cierpliwie karmi na stole w jadalni dosyć grubego niuchacza.

- Mała jest w ciąży - wyjaśnił Newt z takim uśmiechem, jakby mówił o swoich własnych dzieciach. - Muszę się nią trochę lepiej zająć - dodał, gładząc zwierzaka po głowie.

Tezeusz, siedzący po przeciwnej stronie stołu, westchnął.

- Brzmi jak Leta...

Newt uniósł głowę gwałtownie znad niuchacza.

- Leta jest w ciąży?

- Merlinie, nie, nie - odparł Tezeusz pospiesznie. - Ale twierdzi, że ją zaniedbuję. I jest strasznie zazdrosna o moją asystentkę. Ale teraz niestety musi tak być, że spędzam więcej czasu w pracy niż w domu, przecież Grindelwald...

- Mnie tego nie musisz tłumaczyć, widziałem go - przerwał mu Newt, zanim tamten mógłby rozpocząć kwiecisty monolog.

- Leta by chciała, żebym zwolnił Janet - kontynuował Tezeusz. - A to jest najlepszy pracownik, jakiego miałem. I co ja mam z tym zrobić?

Newt zastanowił się chwilę, wciąż karmiąc niuchacza.

- Nie wiem, nie wiem... - wymamrotał po chwili, a Tezeusz przyjrzał mu się badawczo.

- Dalej tęsknisz za tą dziewczyną? - zapytał po kilkunastu sekundach milczenia, co rozbudziło Newta automatycznie.

- Jaką dziewczyną?

Tezeusz przewrócił oczami i nachylił się w jego stronę.

- Newt, czego potrzebujesz? Jej adresu? Może nawet imienia? Wiesz, że jako Auror mogę...

- Nie potrzebuję niczego, dzięki - powiedział Newt pospiesznie, za nic w świecie nie patrząc Tezeuszowi w oczy.

- A powiesz mi chociaż kto to?

Newt był pewien, że gdyby Tezeusz się dowiedział, jakiej dziewczyny mu brakowało, to mogłoby się to skończyć wojną.

- Nikt.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro