Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21🐍

To jest trochę... NSFW i toksyczne, nie naśladujcie tego

~

Wkrótce Jenna znalazła się we Włoszech, gdzie znowu miała zobaczyć się z Martinem, a przynajmniej taki był plan, gdy wyjeżdżała. Zazwyczaj perspektywa spotkania z nim sprawiała, że czuła się podekscytowana, ale tym razem była po prostu... Przygnębiona. Brakowało jej czegoś, i to strasznie.

Mimo wszystko, tak jak zwykle, Jenna stanęła przed ukrytą przed mugolami ruderą w Bolonii. Zapukała w zabite deskami wejście, a kiedy ktoś zobaczył, kim była, otworzył jej.

- Jenna... - powiedział Sebastian, ten sam z współpracowników Martina, którego spotkała w Stanach, a który mocno ją zdenerwował.

- O proszę - syknęła Jenna, zakładając ręce i mierząc go wzrokiem. Sebastian przełknął ślinę.

- Szukasz Martina, prawda?

- Raczej nie ciebie. - Kobieta przewróciła oczami.

- Jest u siebie... Ale błagam, nie mów mu o tym, co było w Stanach, dobra?

Jenna nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Członek grupy siejącej postrach w całym kraju właśnie błagał ją o coś jak bezbronne dziecko. Ślizgonka była z tego zadowolona, bo to oznaczało, że Martin nadal liczył się z nią najbardziej.

- Zobaczymy - odparła tylko i deportowała się do willi Szakala. Brama rozpoznała ją, dzięki czemu Jenna szybko i bezproblemowo dostała się do środka.

Martina zastała na jego tarasie, popijającego wino. Mężczyzna usłyszał, że ktoś się do niego zbliżał, ale nawet się nie podniósł - wiedział, że tylko kilka osób w ogóle mogło się tam dostać.

- Kto znowu? - burknął z tarasu, podczas gdy Jenna ustawiła się kilka metrów za nim na marmurowej posadzce.

- No, miłe powitanie, nie powiem.

Na jej głos Martin od razu zerwał się ze swojego siedzenia, odkładając wino na stół.

- Jenna - powiedział z radością, podchodząc do niej.

- We własnej osobie - odparła mu z założonymi rękoma.

- Jenna, na Merlina. Jesteś błogosławieństwem dla moich oczu - powiedział Martin, próbując pocałować ją w kącik ust, jak to miał w zwyczaju, ale Jenna mu na to nie pozwoliła. Ku jego zdziwieniu, odwróciła głowę tak, by jego usta wylądowały na jej policzku.

Kobieta sama nie wiedziała, czemu to zrobiła. Z jakiegoś powodu nie czuła się z tym już tak komfortowo, jak zawsze. Żeby odwrócić uwagę Martina od tego zdarzenia, zapytała prędko:

- Czekałeś na mnie?

- Zawsze czekam - odparł mężczyzna oczywistym tonem. - Ci idioci zaczynają doprowadzać mnie do szału - dodał wściekle, kładąc dłonie na jej biodrach i przysuwając ją do siebie

Jenna odchrząknęła. Znowu czuła się bardzo dziwnie, i na pewno nie przyjemnie, a przecież tak powinna. Nieznacznie odrzuciła włosy, które tamtego dnia wyjątkowo pozostawiła rozpuszczone, nic nie mówiąc. Ta zmiana nastroju nie umknęła uwadze Martina.

- Co jest z tobą? - zapytał, marszcząc brwi. - Coś się stało w tych Stanach?

- Znaczy, spotkałam starego znajomego, trochę nowych ludzi...

Martin doskonale znał drugie dno, które mogło ukrywać się za "starym znajomym", dlatego zapytał od razu:

- Coś ci grozi?

- Nie, nie, nie, nie - odpowiedziała od razu Jenna, kręcąc głową. - Choć w pokoju egzekucji już byłam, jedną stopą na krześle...

- Jenna... - powiedział Martin tonem rozczarowanego rodzica. - Prosiłem cię, uważaj.

Kobieta machnęła ręką.

- Hah, wiesz, że zawsze się wyrwę... Gnarlaka też spotkałam. Ba, widziałam nawet Grindelwalda.

- Co? To co się działo w tej Ameryce? - Martin otworzył szeroko usta z zaskoczenia.

- No trochę się działo... - Jenna schyliła głowę, wzdychając. Tęskniła za tym, co tam się działo, nie ukrywała już tego nawet sama przed sobą.

Zapadła chwila ciszy, podczas której Martin przyglądał się Jennie badawczo. Mężczyzna ostatecznie westchnął.

- Widzę, że coś cię trapi - powiedział zniecierpliwiony. - Może cię pocieszę, hm? Tak jak zawsze? - szepnął, powoli przekładając ręce z jej bioder na policzki.

Kolejny raz Jenna była zaskoczona samą sobą, ale wzdrygnęła się na tę propozycję.

- Przepraszam cię, Martin, ale nie dzisiaj - wymamrotała szybko, wycofując się. - Zostanę tylko na noc i... Wracam jutro do Anglii.

Martin wyraźnie spochmurniał na te słowa. Jenna wiedziała, że nie był przyzwyczajony do odmowy i mógł się trochę zdenerwować - pod pozorem pocieszania kryła się przecież też nagroda dla niego.

- Cóż... - powiedział już bez uśmiechu i odkaszlnął. - Gdybyś zmieniła zdanie, moja sypialnia jest otwarta całą noc.

- Zapamiętam - zapewniła go Jenna, by go nieco udobruchać. Widząc jednak, że jego mina nadal pozostawała niezbyt zadowolona, musiała szybko przenieść jego złość na coś innego.

- A, zapomniałam - powiedziała znimąd. - Sebastian mnie trochę... Pozaczepiał w Nowym Jorku.

- O. Świetnie - burknął Martin z sarkazmem. - To sobie z nim porozmawiam. Poradzisz sobie tu sama, hm? - dodał i już miał ruszyć do wyjścia, gdy Jenna go dogoniła.

- Czekaj... Mam jeszcze prośbę do ciebie.

- Hm? - mruknął Martin, wyraźnie zirytowany.

- Potrzebuję niuchacza... Samicy, młodej, ale nie małej. Dałbyś radę coś załatwić?

Martin westchnął ciężko.

- Zobaczę, co da się zrobić - burknął, nie patrząc na nią. Jenna, choć nie chciała tego robić, w celach udobruchania go pospiesznie pocałowała go w szyję.

- Dziękuję - szepnęła, a Martin skinął tylko głową i ostatecznie wyszedł.

Jenna westchnęła. Wiedziała doskonale, żeby lepiej nie zachodzić Martinowi za skórę, a jednak to zrobiła. Obawiała się, że będze musiała mimo wszystko zgodzić się na pocieszanie, by utrzymać go w dobrym humorze. To był minus znajomości z osobą, którą tak łatwo było rozdrażnić, a która potrafiła być... Brutalna.

Ostatecznie nic się nie stało, bo Martin wrócił do willi dopiero w środku nocy. Jenna postanowiła usunąć się, zanim mogłaby go bardziej zdenerwować - rano pożegnała się z nim prędko i nie została nawet na śniadanie, lecz prędko ruszyła na spotkanie z nie do końca legalnym przewoźnikiem, który załatwił jej świstoklika prosto do Londynu.

Newt natomiast dotarł do Anglii jeszcze poprzedniego dnia, choć nie cieszyło go to zbytnio. Całą drogę musiał przy sobie trzymać nieśmiałka Jenny i go pocieszać z pomocą Picketta. Nie miał pojęcia, jak mógłby go rozweselić na dobre.

Po wejściu do domu od razu zszedł do ogromnego, magicznego pomieszczenia ze zwierzętami, w którym miał mnóstwo do zrobienia.

- Chyba naprawdę potrzeba mi będzie kogoś do pomocy... - stwierdził, widząc, że nie wszystkie zaklęcia, które rzucił przed wyjazdem zdały egzamin.

Od razu pomyślał o Jennie. Przecież doskonale znała się na zwierzętach, a on przeciwko jej obecności nie miał absolutnie nic. Z drugiej strony, ona też wiele podróżowała, a potrzebował kogoś na stałe. Prośba o to albo o wręcz wprowadzenie się do niego w ogóle nie wchodziła, według niego, w grę.

Newt obiecał sobie zająć się tym później, po publikacji jego książki, którą już praktycznie skończył. Wydawca był nią zadowolony i zapowiadał wielkie spotkanie autorskie.

To oznaczało, że mógłby tam zaprosić Jennę, prawda...?

Kiedy Newt podwijał rękawy, by zająć się wszystkimi zwierzakami, zauważył przylepioną do ściany przy schodach notkę ze znanym mu pismem. Zerwał ją i przeczytał ze zdziwieniem:

Daj znać, jak wrócisz. Musimy pogadać.
Tezeusz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro