17🐍
Podczas gdy Jenna zajęta była zabawą ze swoim nieśmiałkiem - uważała, że mogła go już tak określać, skoro go tak nazwała - Newt odszedł od niej i zajął się przygotowywaniem czegoś na wielkim stole, który znajdował się pomiędzy azylami poszczególnych zwierząt. Ślizgonka zapewne nie oderwałaby się od Jaspera, gdyby nie fakt, że nagle usłyszała słowa działające na nią jak płachta na byka - "Leta Lestrange".
Nie wiedziała, o czym Newt rozmawiał z Queenie, bo podeszła do nich w środku rozmowy.
- Łatwiej się was czyta, gdy cierpicie... - powiedziała blondynka, dezorientując tym Jennę. Dlaczego Newt miał cierpieć?
- Nie cierpię - odparł Scamander stanowczo. - To było dawno temu.
A jednak było coś między nimi, pomyślała Jenna.
- Prawdziwa szkolna przyjaźń - kontynuowała Queenie uparcie. Newt zauważył Jennę i zaczął ostrożnie dobierać słowo.
- Żadne z nas tam nie pasowało, więc się do siebie...
- Zbliżyliście - dokończyła Queenie. - Na lata.
Zapadła chwila ciszy. Newt wlepił wzrok w stół, a Jenna w niego. Żałowała wtedy, że też nie mogła go tak odczytać, wiedzieć, jak to było z tą przeklętą Letą, która cały czas gdzieś musiała się pojawić.
- Ona tylko brała - powiedziała Queenie do Scamandera, który unikał kontaktu wzrokowego z blondynką jak ognia. - Zasługujesz na więcej.
Jenna podeszła do nich jeszcze bliżej ze zdziwioną miną. Z tymi słowami dziewczyna się zgadzała - Newt zasługiwał na więcej, więcej niż jego brat Auror, niż Leta, niż Porpentyna... Był, uważała, kwiatem pośród chwastów, czarodziejów, których po prostu nie potrafiła polubić. Ale on? On był inny, wyjątkowy i odpowiadało jej w nim wszystko, co rzadko się jej zdarzało.
Queenie zauważyła Jennę i spojrzała na nią nagle, po czym powiedziała:
- Byłyście współlokatorkami. Nie przepadałaś za nią.
Jenna zaśmiała się krótko, po czym westchnęła.
- Mało powiedziane. Zresztą, nie tylko ja nie pałałam do niej miłością.
- I teraz jakby... Jeszcze bardziej jej nie lubisz - dodała zamyślona Queenie, a wtedy Jenna trochę się przestraszyła. Nie chciała, by kobieta zaczęła jeszcze bardziej wnikać w to, dlaczego akurat w tamtym momencie odczuwała jeszcze większą niechęć do Lety.
- Dobra, wystarczy - mruknęła cicho dziwnie speszona brunetka, również odwracając wzrok od Queenie. Zobaczyła kątem oka, że Newt przez chwilę na nią patrzył.
- O czym rozmawiacie? - zapytała Porpentyna, która znikąd pojawiła się obok trojga czarodziejów.
- Em, o niczym - odparł od razu Newt, najwyraźniej chcąc zakończyć temat.
- O szkole - wyjaśniła Queenie.
- O szkole - powtórzył Scamander, by brzmieć bardziej przekonująco. Jenna nie potrafiła się nie uśmiechnąć.
- Powiedziałeś szkoła? - zapytał Jacob, również podchodząc do całego zbiorowiska. - Istnieje szkoła dla czarodziejów? Tu w Ameryce?
- Ależ oczywiście. Ilvermorny. Najlepsza szkoła czarodziejstwa na całym świecie - odpowiedziała Queenie dumnie i z szerokim uśmiechem.
Jenna parsknęła, stając tuż obok Newta (trochę go to zdziwiło). Była gotowa kłócić się o szkołę w każdej chwili, bo przerobiła to już z Martinem, który pożałował, że kiedykolwiek pochwalił się zaletami Beauxbatons.
- Ja myślę, że najlepsza szkoła magii na świecie to Hogwart - powiedział Newt, jakby czytając jej w myślach. Spojrzeli na siebie: ona na niego z zadowoleniem, on z zaskoczeniem, które po chwili też zamieniło się w uśmiech.
- Hogwarsh? - powtórzyła Queenie sceptycznie, na co Jenna założyła ręce.
- Nawet kolega Kowalski zauważa, prawda? - powiedziała głośno, po czym zwróciła się do mugola. - Proszę. Mamy duet z Ilvermorny: były auror i... Ktoś? - zaczęła, patrząc niepewnie na Queenie, której zawodu nie znała, ani nawet nie wiedziała, czy tamta takowy miała. - Kontra my, z Hogwartu, dwoje wyszkolonych magizoologów, choć byliśmy z dwóch innych domów. Widać jak na dłoni, która szkoła jest lepsza, nie? - dodała, opierając jedną dłoń na ramieniu Newta. On wzdrygnął się trochę na ten gest, ale nikt tego nie skomentował.
- I wy w tych szkołach... Uczycie się magii? - zapytał zafascynowany Jacob, najwyraźniej nie dbając o to, która ze szkół była lepsza.
- Tak. Zaklęć, eliksirów, magicznych zwierząt i roślin - wyjaśnił Newt. - No i zwłaszcza opanowywania magii, żeby...
- Żeby nie skończyć jak Obskurus - dokończyła Jenna cicho, poważniejąc na moment. Wszyscy przypomnieli sobie wtedy, co nadal czyhało na nich poza tym pięknym światem, jaki prezentowała walizka.
- Chcę być czarodziejem - powiedział rozmarzony Jacob, po czym nagle trwająca chwilę sielanka gwałtownie się zakończyła.
W walizce rozbrzmiały grzmoty, a gromoptak zaczął niespokojnie latać to w górę, to w dół. Newt spojrzał na niego przestraszony.
- Zagrożenie... Wyczuwa zagrożenie.
Kilka chwil później wszyscy opuścili walizkę i znaleźli się na dachu wysokiego budynku, skąd ujrzeli makabryczny widok. Czarna, ogromna siła z zawrotną prędkością niszczyła wszystko na swojej drodze, demolowała cały Nowy Jork bez opamiętania.
- Czy to jest ten wasz Obskuro...? - zapytał przerażony Jacob.
- Jest silniejszy niż te, o których słyszałem - odparł Newt.
Jenna stała tuż obok niego i nie potrafiła uwierzyć w to, co widziała. Miała okazję być świadkiem różnych okropnych rzeczy, jednak to przebijało jej wszystkie dotychczasowe doświadczenia. W głowie zastanawiała się, co zrobić, by skutecznie powstrzymać Obskurusa, gdy nagle zwrócił się do niej Newt:
- Jeśli nie wrócę, to zaopiekuj się zwierzętami, proszę - powiedział pospiesznie, wręczając jej walizkę. - Wiesz co robić, a jak nie, to wszystko jest tutaj - dodał, oddając jej również swój notatnik.
- Co?
- Nie dam go zabić.
- Chyba zwariowałeś, Scamander. Idę z tobą, po to tu przypłynęłam! - zawołała od razu, ale on tylko pokręcił głową i deportował się. - Newt, cholera! - wrzasnęła po tym.
Jenna bez namysłu, wiedząc, że nie miała żadnego czasu na rozważania, odwróciła się i wpakowała walizkę w ręce Jacoba, a notatnik w Porpentyny.
- Zaopiekujcie się nimi! - krzyknęła i również się deportowała.
Wkrótce znalazła się kilkanaście metrów od Newta ukrywającego się za jednym z powalonych aut. Ona zrobiła podobnie, z przerażeniem patrząc na Obskurusa szalejącego tuż obok jak ogromne tornado. Ludzie wokół niej krzyczeli i uciekali w popłochu, lecz chwilę później zawuażyła, że do czarnej masy ktoś się jednak zbliżał.
- Graves?! - powiedziała sama do siebie. - No to ładnie.
- To cud, że przetrwałeś tak długo mając to w sobie - mówił Graves do Obskurusa. - Jesteś cudem. Chodź ze mną! Pomyśl, co możemy razem zdziałać!
Obskurus nie wyglądał jednak na skłonnego przyjąć warunki Gravesa, wręcz przeciwnie, zrobił się bardziej agresywny. Jeszcze więcej ludzi zaczęło uciekać, podczas gdy Jenna podbiegła do Newta i, ku swojemu rozczarowaniu, zobaczyła zmierzającą też do niego Porpentynę, która najwyraźniej musiała do nich dołączyć.
- Newt! - zawołała Jenna.
- Ten od Drugich Salemian jest Obskurodzicielem! - odkrzyknął jej.
- To nie dziecko! - krzyknęła Porpentyna i po raz pierwszy Jenna zgodziła się z jej argumentem, kiwając głową.
- Jego moc jest tak wielka, że jakoś udało mu się przetrwać! - wyjaśnił Newt.
Porpentyna patrzyła to na Scamandera, to na Jennę, aż wreszcie wrzasnęła:
- Ratujcie go!
- Brzmi jak plan! - odkrzyknęła Jenna, złapała Newta za ramię i deportowała się razem z nim, nie będąc pewna, czy wyjdzie z tego żywa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro