16🐍
W całym chaosie Jacob zdołał nagle uderzyć Gnarlaka pięścią w nos. Zrobił to z takim impetem, że goblin wylądował na podłodze. Jenna, widząc to, miała ochotę zacząć skakać ze szczęścia.
- Uwielbiam cię, Kowalski! - zawołała radośnie.
Newt ruszył wtedy po Picketta, który sam rzucił się do ucieczki. Jennie spadł kamień z serca, gdy zobaczyła, że Puchonowi udało złapać się kreaturę - wiedziała, że tak po prostu by go tam nie zostawił. Sekundy później czworo czarodziejów i mugol deportowało się przed dom towarowy Macy's, ostatecznie unikając spotkania z MACUSĄ.
- A nie mówiłam! - zawołała wściekle Jenna w twarz Porpentyny, wyjmując swoją różdżkę. - Układy z goblinami zawsze się tak kończą!
- Przynajmniej wiemy, gdzie szukać! - odkrzyknęła Goldstein, a Jenna tylko pokręciła głową.
- O ile w ogóle podał nam prawdziwe informacje - burknęła brunetka.
Dziewczyna powoli przejechała różdżką od czubka swojej głowy aż do stóp, zmieniając ubrania i fryzurę. Włosy związały się w kucyka, a strój zamienił się na czarną bluzkę, brązowe spodnie, wysokie buty i ostatecznie czarny płaszcz. Od razu poczuła się lepiej.
- Nigdy więcej żadnych sukienek - stwierdziła, otrzepując ramię. - Widać trochę skóry i faceci już dostają świra.
Queenie i Porpentyna również zmieniły swoje stroje, po czym wszyscy ruszyli do środka. Dom towarowy był ogromny, pięknie przystrojony z okazji nadchodzącego Bożego Narodzenia. Wszyscy szli raczej powoli, spokojnie, nie chcąc spłoszyć ewentualnych kreatur ukrywających się w budynku.
Już kilka chwil po wejściu Jenna zauważyła z daleka białe, włochatw stworzenie, podobne do mugolskiej małpy czy leniwca. Ucieszyła się, że nie będą musieli szukać go na ślepo, ponieważ Demimozy potrafiły być niewidzialne.
- To ten twój Demimoz? - zapytała Porpentyna Newta, a Jenna tylko westchnęła. Pomyślała, że powinna była się już przyzwyczaić do jej niewiedzy.
Ślizgonka schowała się za jedną z dekoracyjnych choinek, rozważając, jak najlepiej schwytać zwierzaka, podczas gdy Newt spokojnie wyjaśniał cechy zwierzaka:
- Ich wzrok reaguje na prawdopodobieństwo. Przewidują, co zdaży się w najbliższej przyszłości.
- Co robi? - zapytała przerażona Porpentyna.
- Pilnuje młodych - odparła Jenna, wyłaniając się zza choinki po tym, jak zobaczyła, że Newt ma zamiar tak po prostu podejść do Demimoza (zresztą jak typowy Puchon).
- Słucham? - powiedziała Porpentyna.
- To moja wina - powiedział Newt, delikatnie kładąc swoją walizkę na podłodze. - Myślałem, że mam wszystkie, a jednak źle policzyłem.
- Przyda ci się pomocna dłoń? - zapytała Jenna, stając przy nim. Newt uniósł wzrok i uśmiechnął się, ale gdy już chciał coś powiedzieć, przerwała mu Porpentyna:
- Pilnował tego?
Goldstein wskazywała gdzieś nad siebie, a dwoje magizoologów uniosło wtedy wzrok. Nad wszystkimi wił się ogromny, niebieski Żmijoptak.
- Żmijoptaki są zmiennokształtne. Rosną, gdy mają dość miejsca - wyjaśniła Jenna w zupełnym szoku przyglądając się kreaturze. W całej swojej pracy jako magizoolog nie natrafiła na coś takiego i poniekąd ją to przerażało, ale w większości fascynowało.
Newt, jak zwykle, nie zastanawiał się długo i zaczął powoli zbliżać się do Żmijoptaka.
- Mama przyszła - powiedział Scamander łagodnie.
Jenna została z tyłu, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Większość facetów, których znała, nigdy nie użyłaby takich słów, bo to "godziłoby w ich dumę". Doceniała to, że Newt do nich nie należał i był taką... Miłą odmianą.
Dwoje magizoologów zdawało się być zamkniętych w swoim własnym świecie i wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie jedna, malutka, czerwona bombka, przypadkiem kopnięta przez Queenie.
W tamtej chwili rozpętał się chaos. Żmijoptak rozwalał swoim wielkim cielskiem wszystko na swojej drodze, a czarodzieje i mugol rozproszyli się, chcąc uniknąć zostania zmiażdżonym.
- Potrzebujemy robaka! - krzyknął Newt, wręcz przygnieciony przez cielsko zwierzęcia do ściany.
- Jakiegokolwiek robaka i czegoś małego! - wrzasnęła Jenna, wpadając nagle na świetny pomysł. Newt zdawał się zrozumieć od razu.
- Znajdźcie imbryk! - krzyknął, wyrywając się spod ogona Żmijoptaka i przebiegając w bezpieczne miejsce.
Wszyscy bronili się na swój sposób, czołgając się, biegając i chowając. Jednocześnie każdy próbował złapać jednego z wielu karaluchów, czymachjących na każdym kroku. Tynk spadał z sufitu i ścian, rozbijały się bombki, wywracały choinki i pudła z towarem, ale nikt nie miał czasu, by zwrócić na to choćby najmniejszą uwagę.
- Imbryk! - wrzasnęła nagle Porpentyna, dzierżąc w dłoni porcelanowe naczynie. Jenna podbiegła do niej z prędkością światła.
- Daj to - powiedziała, wyrywając imbryk z jej ręki. - Newt! - zawołała do Scamandera, a ten skinął głową.
Jacob złapał karalucha, a Jenna stała daleko naprzeciw niego z imbrykiem. Zainteresowany robakiem Żmijoptak zatrzymał się na moment, znowu przygniatając Newta.
- Karaluch do imbryka - wyjaśnił Newt Kowalskiemu, a ten skinął głową, a następnie rzucił robaka w kierunku Jenny.
Ślizgonka zaczęła biec. Miała wrażenie, że wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Zapatrzony w karalucha ptak zaczął się zmniejszać. Jenna złapała robaka do imbryka, a wtedy Żmijoptak skulił się na tyle, że cały zmieścił się w środku. Newt nadbiegł znikąd i zakrył naczynie niepasującą, większą niż dziura pokrywką.
Wszystko ucichło. Newt i Jenna klęczeli naprzeciw siebie (on z pokrywką, ona z imbrykiem) i oddychali ciężko, zmęczeni całym pościgiem. Unieśli wzrok na siebie i zaśmiali się krótko, nerwowo. Porpentyna podeszła do nich ze zmierzwionymi włosami.
- Powiedz prawdę. To już wszystko, co uciekło z walizki? - zapytała Newta, a ten pokiwał głową.
- Wszystko. Mówię prawdę.
Chwilę później wszyscy weszli do walizki, by umieścić tam znalezione zwierzęta. Porpentyna i Queenie, które po raz pierwszy ujrzały magiczny świat, jaki Scamander tam stworzył, były nim oczarowane. Jacob odprowadził Demimoza, który wcześniej się do niego przyczepił, a Porpentyna włożyła Żmijoptaka do gniazda.
Jenna ruszyła prosto do drzewa z nieśmiałkami. Chciała, by ten jej, którego przez cały czas miała w kieszeni, zjadł coś i zobaczył się ze swoimi kolegami. Już po chwili dołączył do niej Newt, który najwyraźniej przeprowadzał poważną rozmowę z Pickettem.
- To było żałosne - powiedział do nieśmiałka, stając przed drzewem, gdzie widok Jenny go zaskoczył. - O... Co robisz?
- Oglądam nieśmiałki - odparła dziewczyna z małym uśmiechem, dając "swojemu" zwierzakowi zejść z jej dłoni.
- Fascynujące są, co? - zapytał Newt, nie odrywając wzroku od drzewka.
Jenna westchnęła, kiwając głową. Zrobiło jej się trochę smutno, gdy pomyślała o tym, że już raczej nie będzie widywała tego drzewka. Wykonała swoją część układu: pomogła Scamanderowi znaleźć wszystkie zwierzęta. On teraz musiał tylko wywiązać się ze swojej obietnicy, lecz, miejąc w pamięci zmasakrowanego Shawa, czuła, że znalezienie Obskurusa i rozprawienie się z nim nie potrwa długo. A potem? Potem czekał ją statek powrotny do Europy, być może do Włoch, by zobaczyć się z Martinem... I tyle z tej przygody, choćby dlatego, że wyobrażała sobie, że Tezeusz Scamander nie dałby jej spokoju, gdyby wiedział, że "zaprzyjaźniła się" z jego młodszym bratem...
- Coś cię trapi? - zapytał nagle Newt, widząc jej zamyśloną ekspresję. Jenna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Ty, Puchon, nie wiesz, że Ślizgoni nie lubią rozmawiać o uczuciach? Powinieneś to wiedzieć od Lety - odparła wredniej niż tego chciała, ale tak działało na nią wspomnienie o tamtej dziewczynie. - I nie zaprzeczaj, wiem, że masz jej zdjęcie - szepnęła łagodniej.
Wspomnienie o Lecie zaskoczyło Newta. Teraz to on spuścił wzrok.
- Przyjaźniliśmy się... Tylko. Poza tym, nie widziałem jej od szkoły - wyjaśnił. - A co do rozmów o uczuciach... Nie musisz się krępować - dodał cicho.
- Nic mnie nie trapi - skłamała szybko Jenna, wiedząc, że trudno będzie się jej otworzyć, i że Newt i tak nic na to nie poradzi.
- A... Kim był ten facet, z którym rozmawiałaś? - zapytał nagle Scamander, po części z ciekawości, a po części sądząc, że to on wywołał u Jenny zmartwienie.
- Sebastian? A, taki jeden. Nikt ważny, to tylko pionek Martina... - powiedziała lekceważącym tonem, machając ręką. - Um, Martin to mój... Przyjaciel - dodała w ramach wyjaśnienia, nie wiedząc czemu czuła się tak, jakby musiała się wytłumaczyć.
- A. Jasne. Tak tylko pytam - odparł Newt, dając swojemu nieśmiałkowi chodzić po jego dłoni.
Pomiędzy magizoologami zapadła chwila niezręcznej ciszy. Jenna nie potrafiła tego długo znieść, dlatego zapytała już pewnym głosem:
- Nazywasz nieśmiałki?
- Nie wszystkie - odparł Newt od razu, po czym z uśmiechem spojrzał na nieśmiałka dziewczyny. - Ten... Nie ma jeszcze imienia.
Nieśmiałek spojrzał na czarodziejów jakby z wyczekiwaniem. Popchnęło to Newta do powiedzenia:
- Możesz go nazwać, jeśli chcesz.
Brwi Jenny wystrzeliła w górę. Wiedziała, że nazwanie zwierzaka było bardzo osobistą rzeczą, a sama nikomu nie pozwalała decydować o swoich. Te słowa były dla niej ogromnym wyróżnieniem.
- Naprawdę? - zapytała, by się upewnić, bo trochę nie potrafiła w to uwierzyć. Newt skinął głową, a następnie odwrócił się, nieco zawstydzony.
- Jakby cię tu nazwać, mały? - zapytała nieśmiałka. - Może... Robert?
Nieśmiałek wystawił język, rozbawiając tym dziewczynę.
- Benjamin? Collin? Może Thomas?
Zwierzak wciąż wystawiał język, pokazując tym sposobem swoje niezadowolenie. Jenna wciąż się śmiała, aż wreszcie spoważniała.
- To może... Jasper?
Nieśmiałek zaczął skakać wysoko, w końcu na dłoń Jenny, która spojrzała najpierw na zwierzaka, a później na po cichu obserwującego ją Newta.
- Chyba mu się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro