Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16🐍

W całym chaosie Jacob zdołał nagle uderzyć Gnarlaka pięścią w nos. Zrobił to z takim impetem, że goblin wylądował na podłodze. Jenna, widząc to, miała ochotę zacząć skakać ze szczęścia.

- Uwielbiam cię, Kowalski! - zawołała radośnie.

Newt ruszył wtedy po Picketta, który sam rzucił się do ucieczki. Jennie spadł kamień z serca, gdy zobaczyła, że Puchonowi udało złapać się kreaturę - wiedziała, że tak po prostu by go tam nie zostawił. Sekundy później czworo czarodziejów i mugol deportowało się przed dom towarowy Macy's, ostatecznie unikając spotkania z MACUSĄ.

- A nie mówiłam! - zawołała wściekle Jenna w twarz Porpentyny, wyjmując swoją różdżkę. - Układy z goblinami zawsze się tak kończą!

- Przynajmniej wiemy, gdzie szukać! - odkrzyknęła Goldstein, a Jenna tylko pokręciła głową.

- O ile w ogóle podał nam prawdziwe informacje - burknęła brunetka.

Dziewczyna powoli przejechała różdżką od czubka swojej głowy aż do stóp, zmieniając ubrania i fryzurę. Włosy związały się w kucyka, a strój zamienił się na czarną bluzkę, brązowe spodnie, wysokie buty i ostatecznie czarny płaszcz. Od razu poczuła się lepiej.

- Nigdy więcej żadnych sukienek - stwierdziła, otrzepując ramię. - Widać trochę skóry i faceci już dostają świra.

Queenie i Porpentyna również zmieniły swoje stroje, po czym wszyscy ruszyli do środka. Dom towarowy był ogromny, pięknie przystrojony z okazji nadchodzącego Bożego Narodzenia. Wszyscy szli raczej powoli, spokojnie, nie chcąc spłoszyć ewentualnych kreatur ukrywających się w budynku.

Już kilka chwil po wejściu Jenna zauważyła z daleka białe, włochatw stworzenie, podobne do mugolskiej małpy czy leniwca. Ucieszyła się, że nie będą musieli szukać go na ślepo, ponieważ Demimozy potrafiły być niewidzialne.

- To ten twój Demimoz? - zapytała Porpentyna Newta, a Jenna tylko westchnęła. Pomyślała, że powinna była się już przyzwyczaić do jej niewiedzy.

Ślizgonka schowała się za jedną z dekoracyjnych choinek, rozważając, jak najlepiej schwytać zwierzaka, podczas gdy Newt spokojnie wyjaśniał cechy zwierzaka:

- Ich wzrok reaguje na prawdopodobieństwo. Przewidują, co zdaży się w najbliższej przyszłości.

- Co robi? - zapytała przerażona Porpentyna.

- Pilnuje młodych - odparła Jenna, wyłaniając się zza choinki po tym, jak zobaczyła, że Newt ma zamiar tak po prostu podejść do Demimoza (zresztą jak typowy Puchon).

- Słucham? - powiedziała Porpentyna.

- To moja wina - powiedział Newt, delikatnie kładąc swoją walizkę na podłodze. - Myślałem, że mam wszystkie, a jednak źle policzyłem.

- Przyda ci się pomocna dłoń? - zapytała Jenna, stając przy nim. Newt uniósł wzrok i uśmiechnął się, ale gdy już chciał coś powiedzieć, przerwała mu Porpentyna:

- Pilnował tego?

Goldstein wskazywała gdzieś nad siebie, a dwoje magizoologów uniosło wtedy wzrok. Nad wszystkimi wił się ogromny, niebieski Żmijoptak.

- Żmijoptaki są zmiennokształtne. Rosną, gdy mają dość miejsca - wyjaśniła Jenna w zupełnym szoku przyglądając się kreaturze. W całej swojej pracy jako magizoolog nie natrafiła na coś takiego i poniekąd ją to przerażało, ale w większości fascynowało.

Newt, jak zwykle, nie zastanawiał się długo i zaczął powoli zbliżać się do Żmijoptaka.

- Mama przyszła - powiedział Scamander łagodnie.

Jenna została z tyłu, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Większość facetów, których znała, nigdy nie użyłaby takich słów, bo to "godziłoby w ich dumę". Doceniała to, że Newt do nich nie należał i był taką... Miłą odmianą.

Dwoje magizoologów zdawało się być zamkniętych w swoim własnym świecie i wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie jedna, malutka, czerwona bombka, przypadkiem kopnięta przez Queenie.

W tamtej chwili rozpętał się chaos. Żmijoptak rozwalał swoim wielkim cielskiem wszystko na swojej drodze, a czarodzieje i mugol rozproszyli się, chcąc uniknąć zostania zmiażdżonym.

- Potrzebujemy robaka! - krzyknął Newt, wręcz przygnieciony przez cielsko zwierzęcia do ściany.

- Jakiegokolwiek robaka i czegoś małego! - wrzasnęła Jenna, wpadając nagle na świetny pomysł. Newt zdawał się zrozumieć od razu.

- Znajdźcie imbryk! - krzyknął, wyrywając się spod ogona Żmijoptaka i przebiegając w bezpieczne miejsce.

Wszyscy bronili się na swój sposób, czołgając się, biegając i chowając. Jednocześnie każdy próbował złapać jednego z wielu karaluchów, czymachjących na każdym kroku. Tynk spadał z sufitu i ścian, rozbijały się bombki, wywracały choinki i pudła z towarem, ale nikt nie miał czasu, by zwrócić na to choćby najmniejszą uwagę.

- Imbryk! - wrzasnęła nagle Porpentyna, dzierżąc w dłoni porcelanowe naczynie. Jenna podbiegła do niej z prędkością światła.

- Daj to - powiedziała, wyrywając imbryk z jej ręki. - Newt! - zawołała do Scamandera, a ten skinął głową.

Jacob złapał karalucha, a Jenna stała daleko naprzeciw niego z imbrykiem. Zainteresowany robakiem Żmijoptak zatrzymał się na moment, znowu przygniatając Newta.

- Karaluch do imbryka - wyjaśnił Newt Kowalskiemu, a ten skinął głową, a następnie rzucił robaka w kierunku Jenny.

Ślizgonka zaczęła biec. Miała wrażenie, że wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Zapatrzony w karalucha ptak zaczął się zmniejszać. Jenna złapała robaka do imbryka, a wtedy Żmijoptak skulił się na tyle, że cały zmieścił się w środku. Newt nadbiegł znikąd i zakrył naczynie niepasującą, większą niż dziura pokrywką.

Wszystko ucichło. Newt i Jenna klęczeli naprzeciw siebie (on z pokrywką, ona z imbrykiem) i oddychali ciężko, zmęczeni całym pościgiem. Unieśli wzrok na siebie i zaśmiali się krótko, nerwowo. Porpentyna podeszła do nich ze zmierzwionymi włosami.

- Powiedz prawdę. To już wszystko, co uciekło z walizki? - zapytała Newta, a ten pokiwał głową.

- Wszystko. Mówię prawdę.

Chwilę później wszyscy weszli do walizki, by umieścić tam znalezione zwierzęta. Porpentyna i Queenie, które po raz pierwszy ujrzały magiczny świat, jaki Scamander tam stworzył, były nim oczarowane. Jacob odprowadził Demimoza, który wcześniej się do niego przyczepił, a Porpentyna włożyła Żmijoptaka do gniazda.

Jenna ruszyła prosto do drzewa z nieśmiałkami. Chciała, by ten jej, którego przez cały czas miała w kieszeni, zjadł coś i zobaczył się ze swoimi kolegami. Już po chwili dołączył do niej Newt, który najwyraźniej przeprowadzał poważną rozmowę z Pickettem.

- To było żałosne - powiedział do nieśmiałka, stając przed drzewem, gdzie widok Jenny go zaskoczył. - O... Co robisz?

- Oglądam nieśmiałki - odparła dziewczyna z małym uśmiechem, dając "swojemu" zwierzakowi zejść z jej dłoni.

- Fascynujące są, co? - zapytał Newt, nie odrywając wzroku od drzewka.

Jenna westchnęła, kiwając głową. Zrobiło jej się trochę smutno, gdy pomyślała o tym, że już raczej nie będzie widywała tego drzewka. Wykonała swoją część układu: pomogła Scamanderowi znaleźć wszystkie zwierzęta. On teraz musiał tylko wywiązać się ze swojej obietnicy, lecz, miejąc w pamięci zmasakrowanego Shawa, czuła, że znalezienie Obskurusa i rozprawienie się z nim nie potrwa długo. A potem? Potem czekał ją statek powrotny do Europy, być może do Włoch, by zobaczyć się z Martinem... I tyle z tej przygody, choćby dlatego, że wyobrażała sobie, że Tezeusz Scamander nie dałby jej spokoju, gdyby wiedział, że "zaprzyjaźniła się" z jego młodszym bratem...

- Coś cię trapi? - zapytał nagle Newt, widząc jej zamyśloną ekspresję. Jenna spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Ty, Puchon, nie wiesz, że Ślizgoni nie lubią rozmawiać o uczuciach? Powinieneś to wiedzieć od Lety - odparła wredniej niż tego chciała, ale tak działało na nią wspomnienie o tamtej dziewczynie.  - I nie zaprzeczaj, wiem, że masz jej zdjęcie - szepnęła łagodniej.

Wspomnienie o Lecie zaskoczyło Newta. Teraz to on spuścił wzrok.

- Przyjaźniliśmy się... Tylko. Poza tym, nie widziałem jej od szkoły - wyjaśnił. - A co do rozmów o uczuciach... Nie musisz się krępować - dodał cicho.

- Nic mnie nie trapi - skłamała szybko Jenna, wiedząc, że trudno będzie się jej otworzyć, i że Newt i tak nic na to nie poradzi.

- A... Kim był ten facet, z którym rozmawiałaś? - zapytał nagle Scamander, po części z ciekawości, a po części sądząc, że to on wywołał u Jenny zmartwienie.

- Sebastian? A, taki jeden. Nikt ważny, to tylko pionek Martina... - powiedziała lekceważącym tonem, machając ręką. - Um, Martin to mój... Przyjaciel - dodała w ramach wyjaśnienia, nie wiedząc czemu czuła się tak, jakby musiała się wytłumaczyć.

- A. Jasne. Tak tylko pytam - odparł Newt, dając swojemu nieśmiałkowi chodzić po jego dłoni.

Pomiędzy magizoologami zapadła chwila niezręcznej ciszy. Jenna nie potrafiła tego długo znieść, dlatego zapytała już pewnym głosem:

- Nazywasz nieśmiałki?

- Nie wszystkie - odparł Newt od razu, po czym z uśmiechem spojrzał na nieśmiałka dziewczyny. - Ten... Nie ma jeszcze imienia.

Nieśmiałek spojrzał na czarodziejów jakby z wyczekiwaniem. Popchnęło to Newta do powiedzenia:

- Możesz go nazwać, jeśli chcesz.

Brwi Jenny wystrzeliła w górę. Wiedziała, że nazwanie zwierzaka było bardzo osobistą rzeczą, a sama nikomu nie pozwalała decydować o swoich. Te słowa były dla niej ogromnym wyróżnieniem.

- Naprawdę? - zapytała, by się upewnić, bo trochę nie potrafiła w to uwierzyć. Newt skinął głową, a następnie odwrócił się, nieco zawstydzony.

- Jakby cię tu nazwać, mały? - zapytała nieśmiałka. - Może... Robert?

Nieśmiałek wystawił język, rozbawiając tym dziewczynę.

- Benjamin? Collin? Może Thomas?

Zwierzak wciąż wystawiał język, pokazując tym sposobem swoje niezadowolenie. Jenna wciąż się śmiała, aż wreszcie spoważniała.

- To może... Jasper?

Nieśmiałek zaczął skakać wysoko, w końcu na dłoń Jenny, która spojrzała najpierw na zwierzaka, a później na po cichu obserwującego ją Newta.

- Chyba mu się podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro