Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13🐍

Wszystko stało się tak szybko, że Jenna ledwo znalazła czas na mruganie. Nieśmiałek uwolnił Newta, a zaraz po tym też ją i nim oboje się obejrzeli, strażnicy w pokoju byli nieprzytomni. Jenna odruchowo chciała wziąć Newta za rękę i uciec, jednak wiedziała, że ten nie zostawi tam Porpentyny. Postanowiła z nim nie walczyć i pomóc mu ją wydostać, a później najszybciej stamtąd uciec. Zobaczyła nagle, jak Newt znikąd wypuszcza ze swojej dłoni pikujące licho i otworzyła usta w szoku.

- Ile zwierzaków masz jeszcze ze sobą?! - zawołała, podczas gdy kreatura zaczęła latać wokół siedzącej na krześle do egzekucji Porpentyny. Śmiertelna woda zaczęła się unosić, dlatego nie mieli za wiele czasu. Newt nie odpowiedział na zadane mu pytanie, tylko posłał Jennie krótki uśmiech, po czym skupiony zaczął przyglądać się swojej kreaturze.

- Spokojnie, nie panikuj - powiedział Newt, nawet jeśli to zupełnie nie pomogło.

- Myślisz, że co innego powinnam robić?! - zapytała Porpentyna z przerażeniem w głosie. Jennie nie było jej szkoda, ale postanowiła tego nie komentować. Zamiast tego prędko przeanalizowała sytuację.

- Musi skoczyć - powiedziała Jenna, po czym spojrzała na Newta. Ten skinął głową, jakby potwierdzając, że to byl najlepszy możliwy pomysł.

Porpentyna rozejrzała się, by lepiej  i zapytała niemal szeptem:

- Czy wy oszaleliście?

- Tina, posłuchaj mnie - powiedział Newt po chwili obserwowania pikującego licha. - Ja cię złapię.

Jenna tym razem nie potrafiła się powstrzymać.

- Musisz skoczyć, do cholery - powiedziała przez zaciśnięte zęby, wlepiając w kobietę przed sobą morderczy wzrok.

- Złapię cię - przekonywał Newt, ale Porpentyna nadal zdawała się wahać. 

Jenna spojrzała na kreaturę - wiedziała, że zaraz nadejdzie ten jeden, jedyny moment, w którym Porpentyna będzie mogła bezpiecznie przeskoczyć na ich stronę. Ślizgonka myślała, że skoro zmarnowali już na nią tyle czasu, w trakcie gdy tak naprawdę mogli uciekać sami, to niech chociaż to wszystko się uda.

- Teraz! - krzyknął Newt nagle i, ku uldze zarówno jego, jak i Jenny, Porpentyna skoczyła. Puchon przywołał kreaturę z powrotem do kieszeni, a wtedy Ślizgonka złapała go jak najmocniej za nadgarstek i obróciła go przodem do siebie, tym samym wyrywając z jego objęć znienawidzoną już kobietę.

- Idziemy! - zawołała i pociągnęła go ze sobą, by wybiec stamtąd jak najszybciej. Porpentyna ruszyła za nimi, próbując ich dogonić: Newt nawet nie zauważył, kiedy ją puścił.

Scamander nie przestawał używać swojego zwierzaka do obrony całej trójki. Pikujące licho doskonale radziło sobie ze wszystkimi strażnikami, na których trafiali, biegnąc przez korytarze więzienia.

- Co to było? - zapytała zdyszana Porpentyna.

- Pikujące licho - odparli Jenna i Newt w tym samym momencie, przez co znowu wymienili krótkie spojrzenia, uśmiechając się do siebie.

- Już je lubię - przyznała kobieta.

- Bez wzajemności - mruknęła Jenna, prędko tracąc uśmiech.

Cała trójka biegła zaledwie kilkanaście sekund, aż wreszcie trafiła na swoich wybawicieli. Jenna zobaczyła Jacoba - najwyraźniej w pełni świadomego tego, co się działo - i stojącą obok, nieznaną jej kobietę o blond włosach. Jednak to nie ona najbardziej zainteresowała Ślizgonkę, a to, co trzymała: walizkę Newta.

- Wchodźcie - powiedziała blondynka, wskazując na trzymany przedmiot.

Newt, Jenna, Jacob i Porpentyna czym prędzej wgramolili się do walizki. Wszyscy w środku odetchnęli z ulgą, szczęśliwi, że nie musieli już uciekać. Podczas gdy Jacob i Porpentyna ogarniali się po ucieczce, Newt i Jenna w ogóle nie przejmowali się sobą: ruszyli na obchód zwierząt. Te zdawały się jednak być całe i zdrowe.

Ślizgonka niemal od razu podbiegła do drzewka z liściastymi kreaturami i postanowiła zabrać z niego "swojego" nieśmiałka, żeby mieć go ze sobą w razie wypadku; a także dlatego, że się o niego martwiła.

- Cześć, mały... - powiedziała z szerokim uśmiechem, patrząc na niego niczym matka. - Chodź, kochany, zabiorę cię ze sobą, co?

Kreatura wyjrzała niepewnie ze swojej dziupli, ale gdy zobaczył Jennę, pokazał się cały.

- Chodź, śliczny - zachęcała dziewczyna, a nieśmiałek wreszcie wdrapał się na jej dłoń. - Brawo! Jesteś bardzo dzielny - dodała i wsadziła go na swoje ramię.

Jenna zobaczyła kątem oka, że Porpentyna rozglądała się po walizce z zaskoczeniem. Ślizgonka nadal nie odczuwała żadnego współczucia wobec niej i czekała tylko, aż pozbędą się jej, by kontynuować poszukiwania jedynie z magizoologiem.

- Uciekło coś jeszcze, Newt? - zawołała Jenna, sama sobie dziwiąc się, że tak go nazwała. Scamander znajdował się wtedy przy żmijoptakach i przeliczał je, przez co dziewczyna nie widziała, jak lekko uniósł kąciki ust.

- Z tego co widzę, to nie - odparł głośno. - Ale jest jeszcze parę zwierzaków do złapania.

- Kto tak w ogóle nas niesie i gdzie? - krzyknęła Jenna, tym razem zwracając się w stronę Jacoba i Porpentyny.

- Moja siostra - odparła kobieta. - Wydostanie nas stąd.

Na te słowa Jenna prychnęła i założyła ręce.

- No, liczmy, że to ty jesteś czarną owcą w tej rodzinie - powiedziała zirytowana. - W porządku, Kowalski? - zapytała mugola, na którego widok w sumie się ucieszyła.

- Co? Ja? - zapytał zdezorientowany Jacob. - Znaczy tak, tak. W porządku i w ogóle.

- Dobrze, że cię nie wyczyścili - powiedziała Jenna i poklepała mężczyznę po plecach.

Queenie, bo, jak się okazało, tak miała na imię siostra Porpentyny, bezpiecznie wyprowadziła wszystkich z MACUSY, za co Jenna ją pochwaliła i podkreśliła, że jest najwyraźniej mądrzejsza od siostry.

Cała piątka trafiła w końcu na dach jakiegoś budynku, na którym Jacob pokazywał wszystkim swoje gołębie. Ptakami zainteresowana była najwyraźniej jedynie Queenie, bo pozostała trójka rozeszła się po dachu w różnych kierunkach, zamyślona.

- I co teraz robimy? - zapytała Jenna nagle, podchodząc bez ostrzeżenia do Newta. Stali prawie na skraju dachu i przez chwilę patrzyli w ciszy na Nowy Jork spowity mrokiem.

- Musimy znaleźć jeszcze demimoza i żmijoptaka - odparł wreszcie.

- Demimoza... - powiedziała Jenna, wzdychając, wiedząc doskonale, że odnalezienie idealnie kamuflującego się stworzenia graniczyło z cudem. - Słuchaj, mam kontakty w Nowym Jorku, ale trochę to zajmie, zanim się do nich dokopię.

- Dziękuję ci za pomoc - mruknął Newt niepewnie, na co Jenna się zaśmiała.

- Podziękujesz mi, jak wyjdziemy z tego cało, Scama...

- Gnarlak - przerwała Jennie Porpentyna, która znikąd pojawiła się przy dwóch magizoologach.

- Co? - wydusił Newt, a Ślizgonka od razu obdarzyła ją niemiłym spojrzeniem za przerwanie jej.

- Gnarlak - powtórzyła Porpentyna. - Mój informator z czasów bycia Auro...

- Czy to nie jest ten cholerny, podstępny goblin? - przerwała jej Jenna wściekle, wiedząc dobrze, o kim mówiła Porpentyna.

- To nasz najlepszy pomysł. On pomoże nam znaleźć te zwierzęta.

- Mhm, twój ostatni genialny pomysł sprawił, że o mało nie straciliśmy głów! - krzyknęła Jenna, stając naprzeciwko Porpentyny, od której była o wiele wyższa. - To są gobliny. Każde dziecko wie, że nie można z nimi robić układów.

- Nie mamy czasu, nie mamy żadnej innej opcji - argumentowała Porpentyna.

- Mamy! Owszem, mamy, tylko... - zawołała wściekle Jenna, ale przerwała, gdy spojrzała na Newta. Wiedziała, że jemu zależało na jak najszybszym odnalezieniu zwierząt i sama nie rozumiała, czemu, ale jego mina ją kompletnie rozczuliła. Niepodobnie do siebie, kolejny raz tamtego dnia Jenna postanowiła dać za wygraną (w duchu licząc też, że plan się nie powiedzie, a ona będzie mogła wypowiedzieć legendarne A nie mówiłam).

- Dobrze - powiedziała w końcu Jenna, wzdychając. - Ja obiecałam znaleźć te zwierzęta. Jeśli Newt się zgadza, to ja też.

Newt nic nie powiedział, tylko schylił głowę, bo wstydził się spojrzeć jej w oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro