Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

78🐍

- Dobra, skoro ważniak przekonał Janet, to kto jeszcze jedzie? - zapytała Jenna, jedząc z Newtem śniadanie tuż przed ich wyjazdem na kolejną przygodę, którą zagwarantował im Dumbledore. Oboje byli jednak już wtedy zdeterminowani - oni też chcieli przeciwstawić się Grindelwaldowi.

- Kama...

Jenna podrapała się po szyi.

- Facet od pasożyta co mnie zamknął w więzieniu z Goldstein, no, dobrze się zaczyna.

- Bunty...

Na to imię Jenna prawie podskoczyła, a Newt chciał w jakiś sposób załagodzić sprawę. Wciąż jeszcze trochę nie rozumiał, czemu Jenna była o nią zazdrosna, lecz starał się trzymać rad od Jacoba.

- Bunty? A ona nie powinna tu zostać i zajmować się zwierzętami?

- Będą w walizce - odparł od razu, dziubiąc widelcem w swoim śniadaniu. - No i Dumbledore wysłał kogoś do przekonania Jacoba - dodał pospiesznie, chcąc przenieść jej myśli na inny temat.

- To oby Kowalski z nami jechał... A Goldstein?

- Tezeusz wspominał, że amerykańscy Aurorzy mają teraz sporo pracy, więc do nas nie dołączy.

- Nie, nie, ja nie narzekam. - Jenna uniosła ręce w geście poddania się. - Dwoje Aurorów chyba nam wystarczy...

- O, właśnie - powiedział nagle Newt, jakby sobie o czymś przypomniał, po czym prędko wstał od stołu i wyszedł z jadalni, zostawiając Jennę zupełnie zdezorientowaną. Gdy wrócił, trzymał w dłoni coś... Srebrnego?

- Dumbledore prosił, żeby ci to dać - powiedział delikatnie, siadając przy niej i pokazując jej srebrny naszyjnik z przywieszką w kształcie węża.

Jenna patrzyła to na Newta, to na wisiorek wielkimi oczami.

- Naszyjnik? - powiedziała głośno, jakby chciała w to bardziej uwierzyć. - Znaczy, doceniam, że z wężem, ale... To wciąż trochę dziwne?

- Też mi się tak wydawało, ale powiedział, że będziesz wiedziała, kiedy go użyć - wyjaśnił Newt, na co Jenna parsknęła.

- Dumbledore chyba przecenia mój gust modowy - powiedziała, ostatecznie przyjmując naszyjnik. - To... Zapiąłbyś? - zapytała już o wiele mniej pewnie, spoglądając na niego spod rzęs.

Newt nagle się speszył, choć oczywiście nie zamierzał jej odmówić. Odebrał więc naszyjnik, a gdy się odwróciła, wziął głęboki wdech. Niby nie było już czym się denerwować, a jednak...

Robiło mu się cieplej już wtedy, gdy jego ręce przypadkiem dotykały jej karku przy zapinaniu wisiorka. Jenna też nie mogła przestać się uśmiechać; to niby nie było nic wielkiego, a jednak stało się tak... Intymne.

Niewiele później Newt i Jenna - ku jego uciesze, w rozpuszczonych włosach - wchodzili już do pociągu, który miał zabrać ich do Niemiec. Tam czekali już na nich Kama, Bunty, Tezeusz i...

- Janet...! - zawołała Jenna na widok znajomej twarzy, rozdziawiając usta.

- Hej. - Żaneta uśmiechnęła się, witając się z nią już w wagonie, który urządzony był jak pomieszczenie w nawet eleganckim domu.

Jenna przystanęła na moment naprzeciw niej, by lepiej się jej przyjrzeć. Żaneta wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnim razem, gdy ją widziała - jej włosy były dłuższe i sięgały nieco dalej niż do jej ramion, lekko pofalowane, częściowo spięte z tyłu. Miała makijaż, i to naprawdę ładnie zrobiony, a także piękny, długi, szary płaszcz jakby skrojony na nią. W odsłoniętym przez włosy uchu widać było nawet mały, błyszczący kolczyk. Podsumowując, wyglądała absolutnie olśniewająco, do tego stopnia, że Jenna pomyślała, że z taką Janet to by się mogła nawet umówić.

- Ale ty normalnie... No tu wyglądasz... No wow - mówiła Jenna, nie umiejąc nawet znaleźć dobrych słów.

- Dzięki, ale bez przesady. - Żaneta wzruszyła ramionami. - Głównie zapuściłam włosy.

- Nie no co ty, wyglądasz teraz jak nie wiem, królowa balu. A jedziemy na śmiertelnie niebezpieczną misję.

Jej rozmówczyni zaśmiała się krótko, mimo wszystko wyraźnie ucieszona komplementem.

- Dziękuję, Jenna.

Ślizgonka rozejrzała się po wagonie i zobaczyła Tezeusza stojącego nieopodal, pogrążonego w rozmowie z Kamą.

- Miło by było jakby ktoś jeszcze - odkaszlnęła na tyle głośno, by przykuć ich uwagę - też to zauważył. Faceci to podobno wzrokowcy.

- Jenna...! - szepnęła przerażona Żaneta, na co brunetka machnęła ręką.

- Jak go nie ruszę, to do końca świata będziecie się na siebie gapić, Janet - szepnęła magizoolożka w odpowiedzi.

To nie był ostatni raz, gdy Jenna była wściekła na Tezeusza w czasie tej podróży. Nie mogła patrzeć, jak mężczyzna czytał artykuł Proroka Codziennego na temat zbliżających się wyborów - zredagowany zresztą przez jej własnego brata - zamiast porozmawiać z siedzącą w fotelu obok Żanetą, która sama siedziała ze słownikiem w rękach i powtarzała niemiecki.

Jenna spojrzała na stojącego przy niej Newta i pokręciła głową sama do siebie.

- Oni są jeszcze gorsi niż my - szepnęła do niego, rozbawiając go już kolejny raz tamtego dnia. Młodszy Scamander był poniekąd z siebie dumny, że poszło mu lepiej niż bratu, a z drugiej strony trochę tym wszystkim speszony. Tak czy siak, on też widział, co działo się pomiędzy nim a Janet, i też chciał jakoś ich zmusić do rozmowy, chociaż nie był w tym najlepszy.

- Co mówią w Ministerstwie? - zapytał Newt nagle. - Liu czy Santos?

Zarówno Tezeusz, jak i Żaneta oderwali się od swoich lektur.

- Oficjalnie nie mogę zabierać stanowiska - odparł mężczyzna, na co Jenna przewróciła oczami, że rzeczywiście zachowywał się jak ważniak.

- A nieoficjalnie oboje obstawiamy Santos - wtrąciła Żaneta, a wtedy ona i Tezeusz wymienili uśmiechy, co Jenna z Newtem uznali za sukces.

- No, ja to bym chciała, żeby wygrała kobieta - wtrąciła Jenna, chcąc podtrzymać rozmowę dla tamtej dwójki. - Janet mogłaby kandydować, prawda?

- Bez przes...

- Oczywiście, że by mogła - powiedział Tezeusz, na co obie kobiety o mało się nie zachłysnęły, choć z różnych powodów. - Ale teraz niestety jesteśmy w takiej sytuacji, że każdy będzie lepszy niż Vogel - skwitował, co wyraźnie poruszyło Kamę.

- Każdy?

Tezeusz spojrzał na fotografię Grindelwalda na tyle gazety, w którą wpatrywał się Kama i natychmiast zrozumiał.

- On to raczej nie jest na liście kandydatów, Kama. I przy okazji jest poszukiwanym zbrodniarzem.

- Czy jest jakaś różnica? - zapytał Kama, czym zarobił sobie dziwne spojrzenia całej czwórki.

Jenna już chciała zapytać, co strzeliło mu do głowy, gdy kominek w wagonie zalśnił na zielono, rozległ się świst, a ze środka wypadł...

- Jacob! - zawołał Newt radośnie, po czym rzucił się, by przywitać go uściskiem. - Witaj!

- Kowalski, nareszcie! - Rozweselona Jenna ruszyła zaraz za nim, by zrobić to samo.

- Byłem pewien, że profesor Hicks cię przekona - powiedział Newt, na co Jenna zmarszczyła brwi, bo tego nazwiska jeszcze jakoś nie słyszała.

- Ta... No, wiecie, o co chodzi, nie mogę odmówić dobrego świstoklika.

Sekundę później z kominka wyszła czarnoskóra kobieta w brązowym płaszczu, której Jenna nigdy w życiu nie widziała. Była atrakcyjna, jednak w tamtej chwili Ślizgonce jakoś nie widziało się chwalić jej tak jak Żanetę.

- Panie Scamander.

- Profesor Hicks! - powiedział Newt, patrząc na nią wielkimi oczami.

- Nareszcie! - powiedzieli jednocześnie, a Jennę zakłuło coś w sercu, jednak nie chciała pokazać tego na twarzy.

- Profesor Hicks i ja korespondowaliśmy przez wiele lat, ale nigdy się nie spotkaliśmy...

Oboje zaczęli chwalić książki tej drugiej osoby, co wprowadzało Jennę w jeszcze gorszy nastrój. Jacob wszystko widział i słyszał, przez co ukrył twarz w dłoniach; nawet Tezeusz i Żaneta wyglądali na nieco zakłopotanych. Jenna poczuła kolejne ukłucie w sercu; jakoś o tej korespondencji nigdy nie słyszała, ani w ogóle o tej kobiecie, Newt przecież nie wymienił jej nawet z imienia mówiąc o przekonywaniu Jacoba...

- Pozwolę sobie przedstawić - zaczął Newt, po czym po raz pierwszy od wejścia kobiety spojrzał na Jennę. Złapała go w gula w gardle, gdy zrozumiał, że nie wiedział, jak ją przedstawić.

Nazwać ją swoją dziewczyną? Czy w ogóle tak mógł? Czy to nie brzmiałoby trochę, jakby byli dziećmi? Z drugiej strony... Przecież nią właśnie była, prawda?

- To jest Jenna. Jenna jest... - zaczął nieporadnie, więc przerwała mu:

- Jenna Wharflock. Magizoolog. Miło poznać. - Posłała Hicks mały uśmiech, który definitywnie nie był szczery, nie wyciągając nawet do niej ręki.

- Wharflock? Słyszałam o tej rodzinie, to zaszczyt poznać. - Eulalie skinęła głową z uznaniem.

- Tak... - Zakłopotany Newt chciał jak najszybciej przejść do następnej osoby. - To jest Bunty Broadcare, moja niezastąpiona asystentka od...

- Roku i sześćdziesięciu czterech dni - przerwała mu kobieta, wywołując niemalże obrzydzenie na twarzy Jenny.

- Jak pani widzi, niezastąpiona - powiedział Newt do Eulalie, na co Jenna założyła ręce, a Żaneta i Tezeusz wymienili niezręczne spojrzenia. - A to jest...

- Yusuf Kama - skończył Kama. - Przyjemność po mojej stronie.

- Oczywiście zna pani Jacoba... O, a to jest Janet, jest Aurorem.

- Bardzo mi miło - powiedziała Żaneta od razu, na co Eulalie odparła jej tym samym.

Newt zdawał się zapomnieć o swoim własnym bracie, dlatego Tezeusz odchrząknął, by o sobie przypomnieć.

- Newt.

- A, tak, a to jest mój brat, Tezeusz. Pracuje dla Ministerstwa.

- Jestem właściwie szefem brytyjskich Aurorów - podkreślił Tezeusz, a Jenna była wtedy w na tyle parszywym humorze, że nawet się z niego nie zaśmiała.

- Ach tak? To muszę sprawdzić, czy moje pozwolenie na różdżkę jest aktualne - powiedziała Eulalie, co tym razem skonsternowało Żanetę, a Jenna to zauważyła.

- Tak. Choć to akurat nie leży w moich kompetencjach...

Jenna myślała, że zwróci swoje śniadanie na te słowa.

A ty co ważniak, flirtujesz z nią czy jak?

Eulalie uśmiechnęła się do niego, a Jenna pomyślała, że to może być długa podróż.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro