72🐍
- Jennie, ja nie widziałem cię takiej szczęśliwej od nie wiem kiedy.
Jenna siedziała w salonie swojego brata z ogromnym wyszczerzem na twarzy. Podczas gdy Carol układała Dianę do snu w jej pokoju, ona miała odwagę zwierzyć się bliźniakowi ze wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Poza tym, wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie, a Jenna wciąż jeszcze się zastanawiała, jak je zorganizować...
- Bo tak jest, Roger - przyznała brunetka, patrząc z rozmarzeniem gdzieś przed siebie. - Jestem po prostu... Nawet nie wiem, jak to ująć. Jest w końcu dobrze. A ty znowu ciągle w robocie siedzisz, co? - Wskazała głową na kartki na stole, nad którymi najwyraźniej pracował zanim przyszła.
- Wiesz, że zbliżają się wybory, mamy pełne ręce roboty. Notowania zmieniają się z dnia na dzień, zamieszki, kampanie, wszystko... Ale za to gazety sprzedają się jak świeże bułeczki, więc narzekać zbytnio nie mogę.
- Ech, wybory... - Jenna pokręciła głową. - Nie znoszę tego. Te kampanie, to krzyczenie... Wybierzcie kogoś szybko i dajcie żyć.
- Tak patrzę na ciebie... Nawet z wyglądu się trochę zmieniłaś. Jakaś zdrowsza jesteś - przyznał, przyglądając się siostrze tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
- Wiesz, ostatnio częściej noszę włosy rozpuszczone i zauważyłam, że nawet lubią się kręcić, gdy tak je zostawiam - przyznała, odrzucając je do tyłu. - Wcześniej zawsze je więziłam gumką... Tak jak matka mnie nauczyła, bo przecież rozwiązane włosy to jak u kurtyzany.
- No strój masz co najmniej nieprzyzwoity. - Zaśmiał się Roger, wskazując na ciemną, nieco przydużą koszulę oraz spodnie.
- Roboczy. Dopiero co wróciłam od zwierząt, tak? - wyjaśniła. - Z Newtem je ogarniamy, ale rąk i tak zawsze brakuje.
- Ty to musisz być tam w siódmym niebie - stwierdził, wiedząc przecież dobrze, jak bardzo jego bliźniaczka kochała zwierzęta.
Jenna nie była w stanie ukryć uśmiechu na samo wspomnienie gromadki, która czekała na nią wraz z Newtem.
- Żebyś wie...
Dziewczynie przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Zaraz po tym oboje usłyszeli głos, który sprawił, że włosy na ciele Jenny stanęły dęba.
- Roger! Carol! To ja!
Jenna spojrzała na brata z przerażeniem.
- Nie mówiłeś, że matka przyjdzie! - syknęła.
- Nie wiedziałem! - odparł Roger, który wyglądał na równie wystraszonego.
- Merlinie, chroń mnie. - Jenna złożyła ręce, a zaraz po tym w pokoju pojawiła się osoba, której wcale nie chciała zobaczyć.
- O, proszę, jest tu też i moja córka... Raczyła się pojawić chociaż u brata, bo do matki nigdy nie zajrzy - powiedziała Albine Wharflock na przywitanie, pojawiwszy się w pomieszczeniu.
Jenna westchnęła głęboko. Nie chciała nawet patrzeć na kobietę, która, jak zwykle ociekająca biżuterią i przepychem, w środku była kimś tak zepsutym.
- O wow, tego dawno nie było. Nie, żebym tęskniła.
- Jak ty wyglądasz, dziecko? I jak ty siedzisz? - powiedziała Albine, wpraszając się do salonu bez zwrócenia uwagi na syna.
Jenna, która miała już i tak szeroko rozstawione nogi, rozłożyła je jeszcze szerzej.
- Jak mi wygodnie - odparła bez zawahania.
- Czy ty sprzedałaś mieszkanie, które ci daliśmy? I dowiadujemy się o tym, pukając do jakichś obcych ludzi?!
Kolejne westchnięcie opuściło usta Jenny, która jak zawsze starała się opierać na stoickim, ślizgońskim podejściu.
- Mamo, uspokój się, usiądź... Chyba nie przyszłaś tu robić Jennie wykładów - powiedział Roger, wstając.
- Spokojnie, braciszku, ja bardzo chętnie naszej mamie wszystko wyjaśnię - mówiła Jenna powoli, z niemalże cynicznym uśmiechem na twarzy. - Jak słusznie zauważyłaś, mieszkanie jest przepisane na mnie, więc mogę robić z nim to, co mi się żywnie podoba. I nie, nie sprzedałam go, wynajęłam je, żeby sobie zarabiać na dłużej.
- I gdzie ty niby teraz mieszkasz? Pewnie się znowu szlajasz po ulicach.
- Mamo - wtrącił Roger wręcz ostrzegawczym tonem, a Jenna ugryzła się w język.
- Dziękuję za wiarę we mnie, mamusiu. W Londynie mieszkam, tyle ci wystarczy. I nie, nie w burdelu, jak pewnie myślisz.
Albine westchnęła, ostatecznie siadając w fotelu naprzeciw córki. Złapała się za serce, po czym zaczęła mówić bardziej do siebie niż do niej:
- Moja jedyna córka... Zamiast być damą, zajmuje się oskarżaniem własnej matki o coś takiego...
- Przestań z tą damą! - Jenna wybuchła ostatecznie, nie będąc już w stanie dłużej tego znieść. - Nigdy nie chciałam nią być! I gdybyś to zrozumiała, nie musiałabym od ciebie uciekać.
- Każda kobieta musi być damą! - odparła Albine z oburzeniem. - Spójrz na swoją bratową, ona...
- Ja nie jestem Carol! I nie jestem tobą! - wrzasnęła Jenna, zrywając się na równe nogi, a wtedy Roger wiedział, że już jej nie powstrzyma. - Jeśli chcesz wiedzieć, to mieszkam teraz z kimś, kto w przeciwieństwie do ciebie akceptuje mnie taką, jaka jestem!
Starsza kobieta zdała się przyswoić z tamtych słów tylko jedną informację:
- Z mężczyzną? Przed ślubem?!
- Nie, ja... Ja po prostu nie wierzę. - Brunetka złapała się za głowę. - Jak można ciągle robić wszystko, by twoje własne dziecko czuło się jak najgorzej?! Czy to, czy jestem szczęśliwa już w ogóle cię nie obchodzi?!
- Jenna, teraz już przesadziłaś. - Albine przyjęła niezwykle urażony ton. - Wszystko ci zawsze z ojcem dawaliśmy, a tobie jeszcze mało? Mówisz, że czujesz się źle?
- Mamo, jak możesz tak mówić? - wtrącił Roger, ale kobieta w ogóle nie zwracała na niego uwagi.
W Jennie wtedy coś pękło. Choć słyszała nieprzyjemności od lat, w tamtej chwili zwyczajnie się rozsypała, a cała jej pewność siebie rozpłynęła się w powietrzu.
Nikt nie był niezniszczalny. Nawet ona.
Wybiegła z salonu prosto w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie.
- Jenna, wracaj tu natychmiast! Ja nie... - Albine wstała, odwracając się w tamtym kierunku, po czym usłyszała trzask zamykających się frontowych drzwi. - Gdzie ona teraz mieszka, Roger?! - krzyknęła do syna, zwróciwszy się do niego.
- Ode mnie się tego nie dowiesz - odparł Roger z grobową miną. On też uważał, że czara goryczy się przelała.
- Roger...
- Wyjdź, mamo. Po prostu wyjdź - powiedział, wskazując jej na drzwi.
- Roger, jak możesz? Ja jestem twoją mat...
- A Jenna jest moją siostrą! - przerwał jej wściekle. - I nie pozwolę ci jej tak traktować.
W tym samym czasie Jenna stała już przed drzwiami mieszkania Newta, gdzie próbowała powstrzymać łzy, zanim wejdzie i go zobaczy - to było jednak bezcelowe. Miała już trzydzieści lat, a jednak wszystko wciąż bolało, i to chyba nawet bardziej niż wtedy, gdy była dzieckiem.
Było już zimno i ciemno, dlatego ostatecznie weszła do mieszkania, nawet jeśli łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Newt, który był wtedy w łazience, uśmiechnął się na dźwięk otwierających się drzwi. Tym szczerym uśmiechem chciał ją przywitać, jednak od razu zauważył, że coś było nie tak.
Płakała. A czy Jenna Wharflock kiedykolwiek płakała...?
- Jenna, co się stało? - zapytał natychmiast, po czym uklęknął przed nią, siedzącą na krześle.
Na jego widok dziewczyna rozsypała się jeszcze bardziej.
- Newt, dlaczego moja własna matka mnie nie kocha? - zapytała, a on już zrozumiał. Opowiadała mu przecież o niej; tłumaczyła, dlaczego nie chce go jej przedstawić.
Scamander nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, a Jenna ciągnęła:
- Nigdy nie będę dla niej wystarczająco piękna, zaradna, dobra, nigdy nie będę jej idealną córką... A czy to tak wiele, chcieć kochającej matki?
Newt nie był dobry w słowach i w tamtym momencie zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Pozostawało mu tylko złapać jej ręce
- Jenna... Jennie, spokojnie...
Zdrobnienie jej imienia sprawiło, że płacz na moment odszedł w zapomnienie, a ona spojrzała na niego zaszklonymi oczami zwyczajnie przepełnionymi miłością.
- Przynajmniej wiem, że nie pójdę tam na święta - wydusiła po chwili, nieco uspokojona jego dotykiem. - Niech sobie siedzą... Cała szczęśliwa, perfekcyjna rodzinka, bez Jenny, czarnej owcy.
Newt naprawdę przeklinał sam siebie za to, że nie był dobry w słowach i nie miał pojęcia, co jej powiedzieć, by poczuła się lepiej... Dopóki nie przypomniało mu się, w czym był dobry.
- Zaczekaj - powiedział, a następnie wręcz wybiegł z pokoju. Dziewczynę zaskoczyło to na tyle, że znowu na moment zapomniała o swoim problemie.
Nim się obejrzała, Newt wrócił do niej z armią zwierząt, które ją obsiadły. Jasper i Pickett wylądowali na jej dłoniach, wzdłuż ramion ułożył się żmijoptak, cała rodzina niuchaczy zainteresowała się błyszczącymi elementami jej butów, a sam Scamander umieścił Urwisa na jej kolanach. Jenna z każdej strony była otoczona tym, co naprawdę kochała...
- One wszystkie cię uwielbiają - powiedział Newt, wzruszając ją.
- No cześć, dzieciaki moje. - Zachichotała przez łzy, chcąc pogłaskać każdego zwierzaka jednocześnie, gdy Scamander ponownie złapał jej dłoń. Natychmiast poczuła, jak jej złość i bezradność sprzed chwili zaczynają odchodzić, bo choć matka jej nie akceptowała... To przecież miała osoby, które to robiły, i to bezwarunkowo.
Newt ścisnął jej dłoń, chcąc dać jej znać, że przy niej był.
- I ja też.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro