Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

72🐍

- Jennie, ja nie widziałem cię takiej szczęśliwej od nie wiem kiedy.

Jenna siedziała w salonie swojego brata z ogromnym wyszczerzem na twarzy. Podczas gdy Carol układała Dianę do snu w jej pokoju, ona miała odwagę zwierzyć się bliźniakowi ze wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Poza tym, wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie, a Jenna wciąż jeszcze się zastanawiała, jak je zorganizować...

- Bo tak jest, Roger - przyznała brunetka, patrząc z rozmarzeniem gdzieś przed siebie. - Jestem po prostu... Nawet nie wiem, jak to ująć. Jest w końcu dobrze. A ty znowu ciągle w robocie siedzisz, co? - Wskazała głową na kartki na stole, nad którymi najwyraźniej pracował zanim przyszła.

- Wiesz, że zbliżają się wybory, mamy pełne ręce roboty. Notowania zmieniają się z dnia na dzień, zamieszki, kampanie, wszystko... Ale za to gazety sprzedają się jak świeże bułeczki, więc narzekać zbytnio nie mogę.

- Ech, wybory... - Jenna pokręciła głową. - Nie znoszę tego. Te kampanie, to krzyczenie... Wybierzcie kogoś szybko i dajcie żyć.

- Tak patrzę na ciebie... Nawet z wyglądu się trochę zmieniłaś. Jakaś zdrowsza jesteś - przyznał, przyglądając się siostrze tak, jakby widział ją po raz pierwszy.

- Wiesz, ostatnio częściej noszę włosy rozpuszczone i zauważyłam, że nawet lubią się kręcić, gdy tak je zostawiam - przyznała, odrzucając je do tyłu. - Wcześniej zawsze je więziłam gumką... Tak jak matka mnie nauczyła, bo przecież rozwiązane włosy to jak u kurtyzany.

- No strój masz co najmniej nieprzyzwoity. - Zaśmiał się Roger, wskazując na ciemną, nieco przydużą koszulę oraz spodnie.

- Roboczy. Dopiero co wróciłam od zwierząt, tak? - wyjaśniła. - Z Newtem je ogarniamy, ale rąk i tak zawsze brakuje.

- Ty to musisz być tam w siódmym niebie - stwierdził, wiedząc przecież dobrze, jak bardzo jego bliźniaczka kochała zwierzęta.

Jenna nie była w stanie ukryć uśmiechu na samo wspomnienie gromadki, która czekała na nią wraz z Newtem.

- Żebyś wie...

Dziewczynie przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Zaraz po tym oboje usłyszeli głos, który sprawił, że włosy na ciele Jenny stanęły dęba.

- Roger! Carol! To ja!

Jenna spojrzała na brata z przerażeniem.

- Nie mówiłeś, że matka przyjdzie! - syknęła.

- Nie wiedziałem! - odparł Roger, który wyglądał na równie wystraszonego.

- Merlinie, chroń mnie. - Jenna złożyła ręce, a zaraz po tym w pokoju pojawiła się osoba, której wcale nie chciała zobaczyć.

- O, proszę, jest tu też i moja córka... Raczyła się pojawić chociaż u brata, bo do matki nigdy nie zajrzy - powiedziała Albine Wharflock na przywitanie, pojawiwszy się w pomieszczeniu.

Jenna westchnęła głęboko. Nie chciała nawet patrzeć na kobietę, która, jak zwykle ociekająca biżuterią i przepychem, w środku była kimś tak zepsutym.

- O wow, tego dawno nie było. Nie, żebym tęskniła.

- Jak ty wyglądasz, dziecko? I jak ty siedzisz? - powiedziała Albine, wpraszając się do salonu bez zwrócenia uwagi na syna.

Jenna, która miała już i tak szeroko rozstawione nogi, rozłożyła je jeszcze szerzej.

- Jak mi wygodnie - odparła bez zawahania.

- Czy ty sprzedałaś mieszkanie, które ci daliśmy? I dowiadujemy się o tym, pukając do jakichś obcych ludzi?!

Kolejne westchnięcie opuściło usta Jenny, która jak zawsze starała się opierać na stoickim, ślizgońskim podejściu.

- Mamo, uspokój się, usiądź... Chyba nie przyszłaś tu robić Jennie wykładów - powiedział Roger, wstając.

- Spokojnie, braciszku, ja bardzo chętnie naszej mamie wszystko wyjaśnię - mówiła Jenna powoli, z niemalże cynicznym uśmiechem na twarzy. - Jak słusznie zauważyłaś, mieszkanie jest przepisane na mnie, więc mogę robić z nim to, co mi się żywnie podoba. I nie, nie sprzedałam go, wynajęłam je, żeby sobie zarabiać na dłużej.

- I gdzie ty niby teraz mieszkasz? Pewnie się znowu szlajasz po ulicach.

- Mamo - wtrącił Roger wręcz ostrzegawczym tonem, a Jenna ugryzła się w język.

- Dziękuję za wiarę we mnie, mamusiu. W Londynie mieszkam, tyle ci wystarczy. I nie, nie w burdelu, jak pewnie myślisz.

Albine westchnęła, ostatecznie siadając w fotelu naprzeciw córki. Złapała się za serce, po czym zaczęła mówić bardziej do siebie niż do niej:

- Moja jedyna córka... Zamiast być damą, zajmuje się oskarżaniem własnej matki o coś takiego...

- Przestań z tą damą! - Jenna wybuchła ostatecznie, nie będąc już w stanie dłużej tego znieść. - Nigdy nie chciałam nią być! I gdybyś to zrozumiała, nie musiałabym od ciebie uciekać.

- Każda kobieta musi być damą! - odparła Albine z oburzeniem. - Spójrz na swoją bratową, ona...

- Ja nie jestem Carol! I nie jestem tobą! - wrzasnęła Jenna, zrywając się na równe nogi, a wtedy Roger wiedział, że już jej nie powstrzyma. - Jeśli chcesz wiedzieć, to mieszkam teraz z kimś, kto w przeciwieństwie do ciebie akceptuje mnie taką, jaka jestem!

Starsza kobieta zdała się przyswoić z tamtych słów tylko jedną informację:

- Z mężczyzną? Przed ślubem?!

- Nie, ja... Ja po prostu nie wierzę. - Brunetka złapała się za głowę. - Jak można ciągle robić wszystko, by twoje własne dziecko czuło się jak najgorzej?! Czy to, czy jestem szczęśliwa już w ogóle cię nie obchodzi?!

- Jenna, teraz już przesadziłaś. - Albine przyjęła niezwykle urażony ton. - Wszystko ci zawsze z ojcem dawaliśmy, a tobie jeszcze mało? Mówisz, że czujesz się źle?

- Mamo, jak możesz tak mówić? - wtrącił Roger, ale kobieta w ogóle nie zwracała na niego uwagi.

W Jennie wtedy coś pękło. Choć słyszała nieprzyjemności od lat, w tamtej chwili zwyczajnie się rozsypała, a cała jej pewność siebie rozpłynęła się w powietrzu.

Nikt nie był niezniszczalny. Nawet ona.

Wybiegła z salonu prosto w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie.

- Jenna, wracaj tu natychmiast! Ja nie... - Albine wstała, odwracając się w tamtym kierunku, po czym usłyszała trzask zamykających się frontowych drzwi. - Gdzie ona teraz mieszka, Roger?! - krzyknęła do syna, zwróciwszy się do niego.

- Ode mnie się tego nie dowiesz - odparł Roger z grobową miną. On też uważał, że czara goryczy się przelała.

- Roger...

- Wyjdź, mamo. Po prostu wyjdź - powiedział, wskazując jej na drzwi.

- Roger, jak możesz? Ja jestem twoją mat...

- A Jenna jest moją siostrą! - przerwał jej wściekle. - I nie pozwolę ci jej tak traktować.

W tym samym czasie Jenna stała już przed drzwiami mieszkania Newta, gdzie próbowała powstrzymać łzy, zanim wejdzie i go zobaczy - to było jednak bezcelowe. Miała już trzydzieści lat, a jednak wszystko wciąż bolało, i to chyba nawet bardziej niż wtedy, gdy była dzieckiem.

Było już zimno i ciemno, dlatego ostatecznie weszła do mieszkania, nawet jeśli łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Newt, który był wtedy w łazience, uśmiechnął się na dźwięk otwierających się drzwi. Tym szczerym uśmiechem chciał ją przywitać, jednak od razu zauważył, że coś było nie tak.

Płakała. A czy Jenna Wharflock kiedykolwiek płakała...?

- Jenna, co się stało? - zapytał natychmiast, po czym uklęknął przed nią, siedzącą na krześle.

Na jego widok dziewczyna rozsypała się jeszcze bardziej.

- Newt, dlaczego moja własna matka mnie nie kocha? - zapytała, a on już zrozumiał. Opowiadała mu przecież o niej; tłumaczyła, dlaczego nie chce go jej przedstawić.

Scamander nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, a Jenna ciągnęła:

- Nigdy nie będę dla niej wystarczająco piękna, zaradna, dobra, nigdy nie będę jej idealną córką... A czy to tak wiele, chcieć kochającej matki?

Newt nie był dobry w słowach i w tamtym momencie zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Pozostawało mu tylko złapać jej ręce

- Jenna... Jennie, spokojnie...

Zdrobnienie jej imienia sprawiło, że płacz na moment odszedł w zapomnienie, a ona spojrzała na niego zaszklonymi oczami zwyczajnie przepełnionymi miłością.

- Przynajmniej wiem, że nie pójdę tam na święta - wydusiła po chwili, nieco uspokojona jego dotykiem. - Niech sobie siedzą... Cała szczęśliwa, perfekcyjna rodzinka, bez Jenny, czarnej owcy.

Newt naprawdę przeklinał sam siebie za to, że nie był dobry w słowach i nie miał pojęcia, co jej powiedzieć, by poczuła się lepiej... Dopóki nie przypomniało mu się, w czym był dobry.

- Zaczekaj - powiedział, a następnie wręcz wybiegł z pokoju. Dziewczynę zaskoczyło to na tyle, że znowu na moment zapomniała o swoim problemie.

Nim się obejrzała, Newt wrócił do niej z armią zwierząt, które ją obsiadły. Jasper i Pickett wylądowali na jej dłoniach, wzdłuż ramion ułożył się żmijoptak, cała rodzina niuchaczy zainteresowała się błyszczącymi elementami jej butów, a sam Scamander umieścił Urwisa na jej kolanach. Jenna z każdej strony była otoczona tym, co naprawdę kochała...

- One wszystkie cię uwielbiają - powiedział Newt, wzruszając ją.

- No cześć, dzieciaki moje. - Zachichotała przez łzy, chcąc pogłaskać każdego zwierzaka jednocześnie, gdy Scamander ponownie złapał jej dłoń. Natychmiast poczuła, jak jej złość i bezradność sprzed chwili zaczynają odchodzić, bo choć matka jej nie akceptowała... To przecież miała osoby, które to robiły, i to bezwarunkowo.

Newt ścisnął jej dłoń, chcąc dać jej znać, że przy niej był.

- I ja też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro