Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44🐍

Kolejnego dnia Jacob znowu pojawił się w domu Newta, by poćwiczyć więcej zaklęć. Wtedy też Jenna, która czuła się już lepiej, zdecydowała się odwiedzić swojego brata, by dać mu znać, że wróciła do kraju, że była cała i zdrowa.

- Jesteś pewna, że ja też mam iść...? - zapytał Newt nieśmiało, gdy sprzątał z nią po obiedzie, oczywiście za pomocą magii. Jennę wyraźnie przygnębiły te słowa, co sprawiło, że Jacob uderzył się w czoło.

- Znaczy, jeśli nie chcesz, to w porządku... - zaczęła, nie patrząc mu w oczy i powoli opuszczając różdżkę. - Po prostu myślałam, że...

- Nie, nie, ja chętnie - poprawił się Newt, mimo że w środku wyjątkowo bał się tego spotkania. - Nie ma, nie ma w ogóle problemu - wydusił, zdając sobie sprawę, że raczej takiej odpowiedzi oczekiwała.

Wtedy Jenna posłała mu wdzięczny uśmiech, który rozgrzał go od środka.

- Jacob, ty też chodź z nami - zaproponowała, chcąc od razu zmienić temat. - Zobaczysz prawdziwy, magiczny dom... I magiczne dziecko.

- Dziecko?

- Moją chrześnicę - odparła Jenna dumnie. - Czystokrwistą. Zobaczysz, jak nawet małe dzieci wykazują oznaki magicznych mocy. Diana ma nieco ponad pół roku, a już wykazuje ich mnóstwo... A jak dzieci muszą je powstrzymywać, jak choćby Credence, to właśnie tworzą się Obskurusy, co widziałeś na własne oczy...

- Tak, widziałem, aż za dobrze... - mruknął Jacob, wzdrygając się na wspomnienie pościgu za niebezpiecznym stworzeniem.

- Jacob, tylko przy mojej bratowej nie zdradzaj, że jesteś mugolem. Dostałaby chyba zawału. - Jenna poprawiła swój wysoki kucyk, skończywszy myć naczynia.

- Jest uprzedzona? - zapytał zdumiony Newt.

- Nie, no co ty, Carol? - powiedziała z niedowierzaniem. - Ona by chciała zbawić świat. Ale jest bardzo ostrożna i wolałaby się nie narażać, jak ją znam. Ona woli się trzymać zasad i w ogóle.

- Nie no, jasne... Znam już zresztą zaklęcia, nie? To całe protecto na przykład...

- Protego - poprawił go Newt ze śmiechem.

- Jak coś, to będziemy go kryć, że to jakieś amerykańskie metody - stwierdziła Jenna. - Chodźmy - dodała od razu, wyciągając swoją rękę do Newta stojącego obok. Scamander przełknął ślinę, bo w większości przypadków deportowali się wspólnie po prostu łapiąc się za ramię, a trzymanie się za dłonie było według niego o wiele bardziej... Intymne.

Nie był to pierwszy raz, ale Newt wyjątkowo się denerwował. Splótł swoje palce z jej powoli i drżąco, a Jacob podszedł do nich, by tylko położyć dłoń na ramieniu Scamandera. Wkrótce cała trójka deportowała się przed dom Wharflocków w innej części magicznego Londynu, a tam Newt zauważył, że Jenna natychmiast go puściła, by zapukać do drzwi.

- Ktoś powinien być w domu - stwierdziła i, w istocie, już kilka chwil później otworzyła im kobieta o ciemnoblond włosach z niemowlakiem na rękach.

- Jenna! - zawołała radośnie, po czym ze zdziwieniem przyjrzała się jej towarzyszom. - Och, i...?

- Cześć, Carol. Um... To jest Newt, pamiętasz go, prawda...? - Jenna wskazała na Scamandera, który sądził, że zapadnie się pod podłogę.

- A, tak, jasne... Cześć... - przywitała się nieco zdezorientowana Carol.

- Cześć, cześć... - mruknął Newt, patrząc na nią tylko przez krótką chwilę.

- A to jest Jacob Kowalski, nasz nowy przyjaciel ze Stanów.

- Miło mi poznać - powiedział Kowalski.

- Również - odparła Carol, poprawiając ułożenie córeczki w swoich rękach.

- Jest Roger? - zapytała Jenna, a jej bratowa od razu pokręciła głową.

- Nie, jest w redakcji, wróci dopiero wieczorem.

- A, to my ci nie będziemy zawracać głowy, po prostu chciałam dać znać, że wróciłam, żyję i...

- Nie, wejdźcie, wejdźcie! - przerwała jej Carol od razu. - Mnie też głupio tak siedzieć samej, zresztą mam ciasto, zrobię herbaty... Chodźcie, proszę.

Tym sposobem Jenna, Newt i Jacob już kilka chwil później siedzieli św eleganckim salonie Wharflocków. Kiedy Jacob zauważył, że dwoje czarodziejów siadało na ciemnozielonej kanapie, prędko usadowił się w fotelu obok nich, by ich nie rozdzielać.

Carol oddała małą Dianę Jennie do potrzymania, a sama ruszyła do kuchni, by przygotować herbatę. Brunetka postanowiła to wykorzystać.

- Pokażę wam coś. Mała w ogóle się nie boi węży... Newt, potrzymasz ją?

- Ja? - Scamander zbladł. - Ale ja nie wiem, ja...

- Trochę tak, jakbyś trzymał niuchacza do karmienia - wyjaśniła Jenna, nachylając się w jego stronę, by przekazać mu Dianę, która przyglądała się wszystkim wokoło z zaciekawieniem. Tamte słowa jakoś rzeczywiście mu pomogły, bo ostrożnie ujął dziewczynkę w swoje ramiona.

Jacob patrzył na nich z boku, a uśmiech nie schodził mu z twarzy - niemowlę wyglądało tak, jakby naprawdę było ich dzieckiem.

Jenna przemieniła się w węża, a następnie wślizgnęła się na ramię Newta, z którego zaczęła zwisać nad buzią małej Diany. Dziewczynka przez chwilę patrzyła się na nią z zaciekawieniem, po czym roześmiała się, jakby widziała coś zabawnego, a nie groźnego. Scamander obserwował to z zaskoczeniem szczególnie, że nawet inne zwierzęta często bały się węży, a co dopiero niemowlę, podczas gdy Jacob nie mógł przestać sobie wyobrażać ich rodzinnego obrazka.

Diana uniosła swoją małą rączkę, próbując złapać węża, czy też raczej jego język. Jenna bawiła się przez moment z dziewczynką, zapominając się na moment i nie zauważając, kiedy jej bratowa wróciła do pomieszczenia,

- Jenna! Co ja ci mówiłam o takiej zabawie? - powiedziała surowo, lewitując filiżanki i talerzyki swoją różdżką.

Jenna prędko zeszła z Newta na kanapę, po czym przemieniła się z powrotem w człowieka.

- Carol, no naprawdę wyluzuj. Mała kocha węże! Będzie wzorowa Ślizgonka - zawołała zniecierpliwiona, odbierając Dianę od przerażonego Newta. Jenna ułożyła dziewczynkę pomiędzy sobą a nim, zapobiegając w ten sposób potencjalnemu upadkowi.

- Jak będziesz mieć swoje dzieci, to możesz je straszyć wężami - powiedziała Carol, odsyłając wszystkie naczyna na stolik.

- No ciekawe z kim - mruknęła Jenna, patrząc na Dianę, która, zdezorientowana, wciąż szukała węża.

Na te słowa Jacob spojrzał na Newta wymownie, jakby próbując mu coś przekazać przy pomocy legilimencji, choć zupełnie się na tym nie znał. Jeśli Scamander wcześniej był zażenowany, wtedy sądził, że na jego policzkach dałoby się coś usmażyć.

Carol pokręciła głową i na moment usiadła naprzeciw Jacoba, czekając, aż w kuchni zagotuje się woda.

- A... Co u ciebie, Newt, jeśli mogę zapytać? Dawno się nie widzieliśmy. Jenna pokazywała nam twoją książkę, oczywiście.

- Pokazywała...? - zapytał zdumiony, obawiając się, że pokazała też jego dedykację, która, przynajmniej dla niego, była bardzo personalna i przeznaczona tylko dla niej. Z drugiej strony, pomyślał, po co miałaby im pokazywać dedykację...?

- Tak. Jest świetna, naprawdę byliśmy pod wrażeniem - przyznała Carol. - Zainspirowałeś mnie trochę. Zastanawiam się, czy sama nie wydam książki, chociażby o mugolskich chorobach. Tak słabo są nam znane, a jednak są istotne...

Pomiędzy Newtem i Carol rozwinęła się krótka rozmowa na temat wydawania książek, dopóki kobieta nie usłyszała gwizdu czajnika i wróciła do kuchni w celu przygotowania herbaty.

- Dzięki, że ze mną przyszliście - wymamrotała Jenna, rozglądając się po pomieszczeniu tak, jakby ktoś w każdej chwili mógł ją zaatakować. - Jakoś... Dziwnie mi teraz chodzić samej - dodała, starając się skupić wzrok na Dianie, która szeroko ziewnęła. Nie chciała się przyznawać, że gdzieś głęboko w duchu wciąż obawiała się wizyty ludzi Martina.

Jacob spojrzał na Newta, a ten wydusił wtedy:

- Nie ma... Nie ma za co.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro