Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2🐍

Niespodzianka~

~

Pani Wharflock, która była poważną i bardzo tradycyjną kobietą, niemal zakrztusiła się przygotowaną przez nią pieczenią, gdy jej dorosła córka oznajmiła jej, że wyjeżdża na drugi koniec świata.

- Jak to: do Nowego Jorku? - wydusiła starsza kobieta, patrząc na czarnowłosą dziewczynę, ogromnymi oczami. - Czy ty już całkiem postradałaś zmysły? Nie pozwalam ci jechać tak daleko!

- To chyba ty postradałaś zmysły, mamo - odgryzła się Jenna, bo tak miała na imię. - Jestem dorosła, utrzymuję się sama i nie możesz mi niczego zabronić.

Wszyscy pozostali przy stole - a byli to pan Wharflock, brat Jenny i jego żona z ich córką na rękach - zamarli. Jenna była jedyną osobą w rodzinie, czy też może jedyną w całym kraju, która potrafiła sprzeciwić się surowej kobiecie. Wszyscy wiedzieli, że szykowała się wielka wojna.

- Tak się odzywasz do swojej matki? - burknęła kobieta. - Z ojcem cię wychowaliśmy, ja dziewięć miesięcy cię pod sercem nosiłam, a ty takie coś?! - tu starsza kobieta oparła się o męża, łapiąc się ręką za serce. - Edgar, powiedz, że mi się to śni - powiedziała tak, jakby miała zamiar zaraz zemdleć. Jenna zastanawiała się, jakim cudem nie dusiła się jeszcze w swoim jakże szykownym żakiecie od jej słodkich perfum, nie miała spuchniętych palców od tych swoich pierścionków...

- Wyobraź sobie, mamusiu, że poza tymi czterema ścianami - zaczęła Jenna ze sztuczną życzliwością, wskazując na ciemną, staromodnie urządzoną jadalnię - jest jakieś życie. I to, że ty od zawsze żyjesz w klatce i palca poza Anglię nie wystawiłaś, to nie oznacza, że ja będę tak robić!

- Dosyć tego! - krzyknęła pani Wharflock. - Edgar, czy ty słyszysz, co ona mówi?! Zrób coś! - zwróciła się do męża, ale nawet nie zdążył się odezwać.

- O tak, ja zdecydowanie mam dosyć - Jenna wstała od stołu, mrużąc swoje niebieskie oczy. - Dziękuję bardzo za obiad, no i dziękuję za to, że życzyliście mi miłej podróży - powiedziała ironicznie, po czym pospiesznie wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.

- Dobry Merlinie, i to nasza córka... - powiedziała pani Wharflock tak, jakby była w stanie przedzawałowym. - Co w nią wstąpiło... Edgar, idź z nią porozmawiaj...

- Może ja to zrobię? - zaproponowała Carol, która słynęła z najspokojniejszej natury pośród wszystkich członków rodziny. - Postaram się ją uspokoić...

- Och, Carol, dziecko, jakbyś tylko mogła... - powiedziała pani Wharflock, wyprostowując się i poprawiając swoje złote kolczyki. - Jak ja bym chciała mieć taką córkę jak ty... - dodała, wzdychając ciężko. - Roger, diament ci się trafił, prawdziwy diament - zwróciła się do syna, który wymienił z żoną krótkie uśmiechy.

Carol przekazała malutką Dianę jej ojcu, po czym wstała i ruszyła do starego pokoju Jenny, w którym ta agresywnie wrzucała swoje rzeczy do dużej, skórzanej walizki.

- Hej... Mogę wejść? - zapytała Carol, stając w drzwiach małego pokoju z ciemnoniebieskimi ścianami i mahoniowym zestawem mebli.

Jenna westchnęła i oparła się obiema rękami o walizkę, która leżała na brązowej komodzie. Kobieta nie spojrzała nawet na swoją szwagierkę, mruknęła tylko:

- Carol, ja cię szanuję, ale jak zaczniesz gadkę mojej matki...

- Spokojnie... Chciałam tylko spytać... Jesteś pewna tego wyjazdu, Jenna? - zapytała Carol, robiąc kilka niepewnych kroków w jej stronę.

Brunetka odrzuciła swoje długie włosy i odwróciła się przodem do szwagierki.

- W życiu nie byłam tak pewna, Carol - odparła Jenna. - Ja też jadę tam zrobić coś dobrego, a nie dlatego, że mam takie widzimisię. Jesteś lekarzem, wiesz, kim są Obskurodziciele. Mam informacje, że ktoś taki znajduje się w Nowym Jorku i chcę mu pomóc, a jednocześnie zebrać więcej informacji na temat Obskurusów. Czy to takie złe?

- Wręcz przeciwnie, to bardzo szlachetne, Jenna... - powiedziała Carol, na co brunetka prychnęła.

- No właśnie - odparła, zakładając ręce. - A szkoda, że dla mojej matki jestem nikim, o ile nie znajdę sobie odpowiedniego męża i nie będę mieć gromadki dzieci. Bo z takim zawodem i zachowaniem to ja sobie nikogo nie znajdę. Ciekawe, co by zrobiła, gdyby mój mąż mnie w tym popierał! - burknęła wściekle. - Jak mała trochę podrośnie, to też wam radzę wyjechać, Carol. Matka was wszystkich wykończy.

Ciekawe, jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się o Martinie...

Blondynka wzięła głęboki wdech. Wiedziała, że Jenna mogła mieć rację - już kilka razy bardzo nie spodobały jej się plany teściowej co do małej Diany, ale Carol miała po prostu zbyt dobre serce, by się jej przeciwstawić.

- W sumie masz trochę racji... - przyznała smutno kobieta. - Ja to bym chciała, żeby moja Diana skończyła szkołę... A potem bym ją wszystkiego nauczyła, zostałaby uzdrowicielką... Ale mama rzeczywiście nie przewiduje takiego planu...

Jenna wróciła do pakowania swoich starych rzeczy do walizki, kręcąc głową.

- Ty ją najlpiej naucz, żeby dziewczyna umiała sobie radzić w życiu. Żeby umiała się ustawić i nie dawała się nikomu zgnoić, zwłaszcza takim ludziom - mówiąc ostatnie słowa, ze złością zatrzasnęła walizkę mocniej, niż planowała.

- Na razie mamy chyba jeszcze czas... - powiedziała Carol, patrząc na szwagierkę ze smutkiem. - Przykro mi, że to tak wygląda, Jenna. Może spróbowałabyś...

- Nie twoja wina, Carol - przerwała jej brunetka. - Twój mąż jest spoko, ale teściowej to ci współczuję.

Jenna zabrała ręce ze swojej walizki i jeszcze raz westchnęła.

- Dobra. Pójdę jeszcze pożegnać się z Rogerem i spadam stąd, moja noga już tu na pewno nie postanie - stwierdziła brunetka i ruszyła z powrotem do jadalni razem ze swoją szwagierką.

Zanim jednak weszły do środka, obie kobiety usłyszały toczącą się w środku rozmowę.

- Ja wychowam Dianę na damę - mówiła pani Wharflock z dumą w głosie. - A jak podrośnie, to znajdę jej odpowiedniego kandydata na męża. Malfoyom niedawno urodził się syn, byłby idealną partią. Są zamożni i czystej krwi, prawdziwa arystokracja - tłumaczyła swojemu synowi z prawdziwym entuzjazmem.

Jenna patrzyła na swoją już nieco osiwiałą matkę przez szparę w drzwiach do jadalni i prychnęła.

- Arystokracja... - mruknęła pod nosem takim tonem, jakby to była najgorsza rzecz na świecie.

- Załatwię Dianie lekcje tańca - oznajmiła kobieta. - Etykiety i prowadzenia się nauczę ją sama. Och, i najlepiej by było, gdybyście zadbali o to, żeby nauczyła się jakiegoś języka. Najlepiej francuskiego.

- Mamo, Diana ma zaledwie kilka tygodni, jeszcze nie czas na to... - argumentował Roger, delikatnie kołysząc córkę w swoich ramionach.

- To najwyższy czas na to, mój drogi - powiedziała stanowczo kobieta. - Potem będzie nastolatką, jakiś chłopak czy przyjaciółki namieszają jej w głowie i skończy jak twoja siostra!

Carol spojrzała współczująco na Jennę, a ta tylko zaśmiała się żałośnie.

- Widzisz? Ja jestem chodzącym dowodem na to, jak moja matka świetnie wychowuje damy - powiedziała brunetka, a jej słowa wręcz ociekały sarkazmem. - Przyjdę do was jeszcze przed wyjazdem i się pożegnam jak człowiek, Carol, bo tu taki plebs jak ja nie jest mile widziany - syknęła Jenna, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła po swoją walizkę, chcąc jak najszybciej opuścić tamto miejsce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro