Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14🐍

- Skończone - powiedziała Jenna, otrzepując rękę o rękę po tym, jak wraz z Martinem postawiła na ziemi ciężką skrzynię wypełnioną workami z jedzeniem dla różnych zwierząt przy czymś w rodzaju zdemolowanej stodoły.

Dziewczyna westchnęła ze zmęczenia, przecierając czoło z potu. Czuła, jak niemal smażyła się w rzymskim słońcu i w duchu dziękowała sobie, że miała wysokiego kucyka, który dawał jej nieco ulgi. Martin stał obok niej bez koszulki, ujawniając wielki tatuaż ze skorpionem na swoim torsie i wyglądał na nieco mniej poruszonego upałem.

- Dzięki, Jen - mruknął, obdrzając dziewczynę pocałunkiem tuż obok ust, gdzieś w kąciku. - Jesteś silniejsza niż większość tamtych - dodał z zaskoczeniem i tu wskazał głową w kierunku oddalonego o kilkanaście metrów kamiennego domu, w którym Jenna wiedziała, że znajdowali się jego podwładni.

- A co, dziwisz się, że kobieta potrafi? - zapytała, zakładając ręce. Martin zaśmiał się, podchodząc do niej blisko.

- Gdyby to była jakaś inna kobieta, to bym się dziwił - przyznał z dziwnym uśmieszkiem. - Ale to ty, więc nie. Fascynuje mnie to w tobie.

- To też prawda, że śmieszą mnie te wszystkie paniusie w sukieneczkach i płaszczykach, co łażą po ulicach, krzyczą i myślą, że coś wskórają - powiedziała Jenna z pogardą. Była jedną z niewielu kobiet, które dumnie i pewnie decydowały się na chodzenie w spodniach, w dodatku od zawsze wykonywała prace, które w zamyśle były dla mężczyzn.

- Ale u was już przeszło prawo głosowania dla kobiet, nie? - zapytał Martin, a jego ciężki, włoski akcent przypomniał Jennie, że przecież żyli w zupełnie innych państwach.

- Ta, ale tylko głosowania - odparła Jenna, opadając ciężko na skrzynię. - Ale gdybym chciała zostać premierem, to niezbyt.

- A chciałabyś? - zapytał wciąż rozbawiony Martin, siadając obok niej. Jenna popatrzyła na niego z irytacją.

- Nawet gdybym chciała, to nie mogę - burknęła, kopiąc butem o piasek.

- Nie denerwuj się, Jen, ty akurat możesz wszystko - powiedział Martin, obejmując ją ramieniem. - Gdzie teraz lecisz?

- Chcę wykupić kilka zwierząt z rąk przemytników - odparła Jenna z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem. - Podobno szajka jakiegoś goblina, jak mu tam... Gnarlen... Gnarlug...

- Gnarlak? - zapytał Martin, unosząc brwi.

- O, to - powiedziała Jenna, podnosząc z ziemi butelkę wody, gdyż nie mogła już wytrzymać z pragnienia.

- Zaraz - chcesz się z nim targować? Z goblinami? - zapytał takim tonem, jakby uważał, że jego rozmówczyni zupełnie postradała zmysły. - Oszalałaś?

- Widziałeś kiedyś, jak się targuję? - zapytała Jenna nieco oburzonym tonem, odkładając wodę na bok. Była wtedy gotowa wykłócać się z Martinem o swoje umiejętności, jednak on nie wyglądał na złego, a wciąż zszokowanego

- Jenna, ale mówimy o goblinach - argumentował. - Ty chyba zwariowałaś. Idę z tobą.

- Nie traktuj mnie jak damę w opałach, Martin - syknęła zdenerwowana Jenna, wstając gwałtownie.

- Ale Gnarlak to gangster, rozumiesz? - kontynuował Martin, również podnosząc się ze skrzyni.

- Tak jak ty - odparła Jenna z uśmieszkiem, kładąc mu dłoń na policzku. Brunet mimowolnie też się uśmiechnął, dając jej niesamowitą satysfakcję.

- Jenna, ja teraz nie żartuję - powiedział Martin, próbując spoważnieć, co ciężko mu szło.

- A wygląda, jakbyś jednak to robił - odparła, nadal się z niego śmiejąc. - Poradzę sobie sama, mój drogi - dodała i już chciała zacząć odchodzić, ale Martin złapał ją swoją silną ręką za nadgarstek.

- Nie ma w ogóle takiej opcji - powiedział stanowczo i władczo, wykorzystując to, że był o ponad pół głowy wyższy od niej. - Zabieram chłopaków i idziemy wszyscy razem. Ten facet jest niebezpieczny, zresztą jak większość goblinów.

Jenna zaśmiała się. Patrzyła na Martina z niedowierzaniem - mężczyzna, którego bały się całe Włochy, teraz martwił się o nią jak matka o dziecko, chcąc wysłać z nią szajkę równie niebezpiecznych ludzi. Jednocześnie ją to bawiło, a jednocześnie wyjątkowo jej się to podobało.

- Czyli naprawdę jestem jedyną słabością Szakala? - zapytała zadowolona dziewczyna, na co jej rozmówca westchnął.

- Cholera, Jenna. Jesteś jedyną osobą, której ufam - wyznał Martin, najwyraźniej bijąc się sam ze sobą. - Nie pozwolę, żeby ten palant Scamander cię znowu zgarnął, albo żeby Gnarlak cię odstrzelił, rozumiesz? - powiedział cicho.

Zanim Jenna w ogóle zdążyła mu odpowiedzieć, Martin odwrócił się w stronę kamiennego domku, przed którym pojawiło się dwóch mężczyzn (dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy).

- Matteo, Alessandro, zbierać się, reszta też - zawołał stanowczo Martin, zupełnie innym głosem niż tym, którego używał do rozmowy z dziewczyną. - Idziemy z Jenną.

Teraz, sześć lat po tej rozmowie, Jenna wiedziała, że słowa Martina były stuprocentową prawdą, o czym przekonała się na własnej skórze. Teraz wiedziała też, że bez jego wsparcia mogła źle tam skończyć, a obecnie jej wsparcie praktycznie nie istniało. Dlatego też nie wierzyła sama sobie, gdy szła z Newtem, Jacobem, Queenie i Porpentyną do pubu o nazwie Ślepa Świnia, gdzie mieli spotkać się z Gnarlakiem. Cała sytuacja wydawała się jej wręcz absurdalna, ale postanowiła już tego nie kwestionować - mentalnie wciąż przygotowywała się na dobitne A nie mówiłam.

Wejście do pubu zdobił plakat z blondwłosą dziewczyną spoglądającą w lustro. Porpentyna i Queenie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, a następnie wyjęły swoje różdżki, by przemienić ich zwyczajne stroje w eleganckie suknie. Jenna zrozumiała, że zrobiły to zapewne dlatego, że w tamtym miejscu obowiązywały ścisłe zasady.

Porpentyna spojrzała wymownie na Ślizgonkę, a ta przewróciła oczami. Wyjęła nieśmiałka ze swojej kieszeni i posadziła na lewej dłoni, po czym niechętnie sięgnęła po różdżkę i przejechała nią od czubka swojej głowy aż do butów. Jenna nie nosiła spodni tylko wtedy, gdy musiała się ukrywać, jednak wciąż tego nie znosiła. Jej wygodne ciuchy zamieniły się w czarną, błyszczącą sukienkę, a kucyk w idealne, ciemne loki obwiązane czarną opaską. Zaklęcie dodało jej też nieco makijażu.

- Och, śliczna - powiedziała Queenie, spoglądając z zachwytem na sukienkę, na co Jenna nie odpowiedziała. Brunetka wyczarowała sobie dodatkową kieszeń w przedniej części stroju i delikatnie wsadziła do niej nieśmiałka.

- To dla ciebie, mały - powiedziała do kreatury, uśmiechając się na kilka sekund.

Na to wszystko wielkimi oczami patrzył Jacob - bo, naturalnie, magia nadal robiła na nim ogromne wrażenie - ale także Newt. Nie widział Jenny w czymś podobnym do sukni od czasów Hogwartu, gdy musiała nosić spódnicę od mundurku. Teraz wyglądała zupełnie inaczej, a Scamanderowi po cichu podobała się bardziej. Nic jednak nie powiedział, ignorując ciepło napływające do policzków, po czym poprawił różdżką własną muchę.

- Miejmy to już za sobą - poprosiła Jenna, na co Porpentyna zapukała w ścianę.

~
Dla jasności historycznej: w Wielkiej Brytanii prawo głosowania dla kobiet weszło w 1918, a prawo kandydowania w 1928. Rozmowa Jenny i Martina toczy się około 1920.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro