11🐍
- Jenna Ruth Wharflock... Notowana sześć razy, karana raz... No, ciekawa kartoteka.
Jenna siedziała z rękami związanymi za sobą naprzeciw biurka Percivala Gravesa, jednego z najważniejszych pracowników Macusy. Newt i Porpentyna stali za nią - Jacoba zabrano, podejrzewała, na czyszczenie pamięci.
Dla Jenny to zdecydowanie nie był pierwszy raz w takiej sytuacji. Wpadała już kilkukrotnie, czasem sama, czasem z Martinem, ale jeszcze nigdy za coś, czego tak naprawdę nie zrobiła. Przypomniały się jej te kilkugodzinne przesłuchania z Tezeuszem Scamanderem i aż mimowolnie przewróciła oczami na samo wspomnienie. Nie pałała do niego sympatią i czuła, że z panem Gravesem też się specjalnie nie zaprzyjaźni.
Ciężko było to jej przyznać samej przed sobą, ale bała się trochę o Newta. Sądziła, że on był trochę za delikatny na całą tę sytuację i wiedziała, że przez ten czas nie martwił się o siebie, tylko o zwierzęta w walizce, która była wtedy przeszukiwano. Ich losu również się obawiała - modliła się tylko o to, żeby nic im nie zrobili, żeby ich nie skrzywdzili... Żałowała też trochę Jacoba. Nigdy nie zaprzyjaźniła się bliżej z żadnym mugolem, a on wydawał się naprawdę w porządku.
Jenna jedynie nie przejmowała się losem Porpentyny. Chciała, żeby po prostu zniknęła i nie wtrącała się w to wszystko, najlepiej przy okazji natrafiając na jakieś cierpienia.
- Przestępca roku ze mnie - odparła Jenna Gravesowi, a jej słowa ociekały wręcz sarkazmem.
Już dawno straciła jakikolwiek respekt wobec władz. Newt słuchał tego wszystkiego trochę ze strachem, bo widział, że Graves nie wyglądał na kogoś, z kim powinno się zadzierać. Porpentyna w głowie malowała już obraz pogrzebu Jenny. Jednak gdyby nawet Ślizgonka była w stanie usłyszeć ich myśli, zbytnio by się nimi nie przejęła, wiedząc doskonale, jak to wszystko działało.
- Po co pani przybyła do Nowego Jorku? - zapytał Graves, pochylając się w jej stronę.
Jenna zaśmiała się żałośnie i pokręciła głową, po czym odrzuciła swojego kuca do tyłu.
- Chcę pan naprawdę wiedzieć? - odparła pytaniem na pytanie, patrząc w oczy mężczyzny z determinacją.
- Umieram z ciekawości - przyznał Graves prześmiewczo.
Jenna spoważniała, spojrzała kątem oka na Porpentynę (jakby chcąc sprawdzić, czy tamta słuchała), po czym sama nachyliła się w stronę Gravesa, lądując kilka centymetrów od jego twarzy.
- Pan doskonale wie, że w Nowym Jorku jest Obskurodziciel - powiedziała zniżonym głosem, ani na moment nie zrywając kontaktu wzrokowego. - Ja wiem, zaraz pan mi powie, że to bzdury, ale nie ma opcji. Macusa może nie widzi, ale i ja, i pan wiemy na pewno.
Graves nie odpowiedział. Patrzył na Jennę i jego mina minimalnie się zmieniła, co Wharflock uznała za najlepsze potwierdzenie jej słów. Wiedziała jednak, że takowego na głos nigdy nie usłyszy. Wycofała się i uderzyła plecami o oparcie krzesła, patrząc na Gravesa jakby z wyższością.
- Chciałam mu pomóc. Uwolnić go - powiedziała, przerywając napiętą ciszę.
Teraz to Graves zaśmiał się kpiąco.
- To niemożliwe - stwierdził, otrzymując tym samym podobną reakcję ze strony Jenny. Ona nie wyglądała na przekonaną, poza tym to kontakty Martina poinformowały ją o tym Obskurodzicielu, a jego ludzie w takich sprawach nigdy się nie mylili.
Jenna przyjrzała się chwilę swojemu rozmówcy. Wyglądał na typ, który wiedział, że miał władzę i nie tolerował fałszywych komplementów. Postanowiła zaryzykować.
- Pan nie wygląda na kogoś, kto wierzy, że magia ma jakieś ograniczenia - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Znowu zapadła chwila ciszy i swego rodzaju pojedynku na spojrzenia pomiędzy Jenną, a Gravesem. W powietrzu zawisła siekiera, która mogła w każdej chwili odciąć komuś głowę. Newt patrzył na Jennę wielkimi oczami i zastanawiał się, czy ona naprawdę wiedziała, co robi, czy po prostu było jej już wszystko jedno. Chciał jak najszybciej stamtąd wydostać zwierzęta, ją i siebie - w tej kolejności, bo po prostu czuł się winny za to wszystko, co się jej stało. Do Porpentyny czuł lekki żal... Ale jako Puchon również by jej tam nie zostawił w żadnym wypadku.
- I co pan ze mną zrobi, panie Graves? - zapytała Jenna, znowu przerywając tę straszną ciszę. - Wsadzicie mnie do tego waszego tak zwanego więzienia?
- Nie - mruknął Graves, po czym machnął ręką w stronę współpracowników, a ci złapali Jennę z obu stron i zmusili ją do wstania z krzesła.
- Umiem sama wstać, panowie dżentelmeni - burknęła do nich, jednak oni po prostu odprowadzili ją na tył pokoju i postawili (ku jej zrezygnowaniu) obok Porpentyny, po czym na krzesło przed Gravesem wsadzili Newta.
Jenna na początku wcale nie słuchała jego przesłuchania, tylko zastanawiała się nieustannie, jak można się stamtąd jak najszybciej wydostać. Nie znała struktur Macusy, ich zabezpieczeń, nawet pracowników i to był jej największy problem: brytyjskie ministerstwo przeszła już wdłuż i wszerz, dobrowolnie lub nie. Wiedziała, kto mógłby jej pomóc... Tylko jak miała tego kogoś zaalarmować?
- Co sprawia, że Albus Dumbledore tak pana lubi? - zapytał nagle Graves, a to pytanie wytrąciło Jennę z opracowywania planu ucieczki.
Co sprawia, że Leta Lestrange się go tak przyczepiła?
Pomyślała to, po czym westchnęła. Pytanie brzmiało, co on widział w Lecie? Jenna przyznawała sama przed sobą, że młodszego Scamandera raczej nie dało się nie lubić, w przeciwieństwie do Ślizgonki, która ją od zawsze drażniła.
- Nie jestem w stanie powiedzieć - wyszeptał Newt.
- Więc wypuszczenie na wolność kilkunastu niebezpiecznych zwierząt było wypadkiem, tak? - zapytał Graves.
- Dlaczego miałbym to zrobić celowo? - odparł Newt, wyraźnie zaskoczony tym pytaniem.
- By odkryć nasz świat. Spowodować wojnę pomiędzy magicznym, a niemagicznym światem.
Jenna nie potrafiła powstrzymać się od krótkiego parsknięcia śmiechem.
Czy pan kiedykolwiek widział Puchona?
- Ma pan na myśli masowe morderstwo dla wyższego dobra.
- Tak - przyznał Graves. - Mniej więcej.
- Nie jestem jednym z fanatyków Grindelwalda, panie Graves - powiedział Newt i Jenna sama była zaskoczona stanowczością w jego głosie. Graves jednak pozostawał niewzruszony.
- Zastanawiam się, co pan powie mi o tym, panie Scamander - powiedział i ruszył dłonią pod biurko, a następnie wyciągnął spod niego to, czego Jenna się obawiała: Obskurusa, którego Newt trzymał w walizce. Spojrzała kątem oka na Porpentynę, a ta wyglądała na jednocześnie zaskoczoną i przerażoną.
- To Obskurus - powiedział Newt, odwracając głowę w stronę obu z nich. - Ale nie taki, jak myślicie, oddzieliłem go od dziewczynki w Sudanie, próbowałem ją uratować. Zatrzymałem go, by go zbadać, ale jet niegroźny bez żywiciela, sam nie może nikogo skrzywdzić...
Jenna pomyślała, że jej wcale nie musiał się tłumaczyć, a jednocześnie przypomniała sobie, że przecież Goldstein nic z tego nie rozumiała.
- Więc jest bezużyteczny - powiedział Graves.
- Bezużyteczny? - powiedzieli Newt i Jenna w tym samym momencie tak, jakby ich obrażono.
Jenna próbowała się wyrwać, jednak strażnicy ją zatrzymali i nie usłyszała kolejnego kawałka przesłuchania. Spraliżowało ją wtedy, gdy Graves powiedział:
- Jest pan winien próby zdrady czarodziejów i czarownic, i skazany na śmierć.
- Nie, nie - zaczął Newt.
- One też - powiedział Graves, wskazując na Jennę i Porpentynę.
- Nie, nic nie zrobiły... - kontynuował Newt, podczas gdy Goldstein zaczęła płakać. Jenna tylko prychnęła.
- A, to fajnie, powiedzcie mojej matce, że jej nienawidziłam! - zawołała, patrząc na kobietę, która ich w to wkopała z taką nienawiścią, jakiej jeszcze nigdy w sobie nie miała.
- Wykonać natychmiast - nakazał Graves, a Goldstein zapłakała jeszcze bardziej.
Jenna przygryzła wargę i po raz pierwszy zwątpiła w to, czy na pewno uda jej się wywinąć. Modliła się tylko o nagłe objawienie ślizgońskiego sprytu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro