Rozdział 28
Kilka dni później
- Jak się czujesz? - zapytał Zack, gdy pomagał mi wiązać zbroję, a ja westchnęłam i odwróciłam się do niego.
- Boję się. Tam jest tyle potworów, że nie wiem, czy ta ilość czarodziei, choćby nie wiem jak doświadczonych, plus tylko dwóch Łowców, dadzą sobie radę. - odpowiedziałam.
- Uważasz się za Łowcę? - wzruszyłam ramionami.
- Jestem nim w większym stopniu niż czarodziejem i dobrze o tym wiesz, a jak jest z tobą? - zapytałam.
- Nigdy nie uważałem się za czarodzieja. To rodzice nie chcieli narażać mnie na niebezpieczeństwo i powiedzieli, że zapiszą mnie do akademii, jeśli spotkam innego łowcę i mnie nie rozpozna, będę musiał udać się do akademii. - skrzywił się - Oni nie rozpoznali łowcy w tobie, więc... Jeżeli po wojnie nie będziemy zmuszeni do przeniesienia do akademii dla łowców, to będzie cud. - skinęłam głową - Gotowa? - zapytał, gdy skończyłam przypinać swoją broń.
- Czy jeśli powiem nie, to nie będę musiała tam iść? - zapytałam, a rysy jego twarzy złagodniały i przytulił mnie, a ja wtuliłam twarz w jego tors.
- Nie dam cię im skrzywdzić, choćbym miał ryzykować własnym życiem. - popatrzyłam na niego.
- Nawet tak nie mów, musisz przeżyć, choćby nie wiem co. - wyjrzałam przez okno - Chyba powinniśmy iść. - Fisher splótł nasze palce i wyszliśmy ze szkoły.
Na dziedzińcu zebrało się już większość osób. Wszyscy mieli zbroje czarodziejów, składające się z czarnego płaszcza i kilku ochraniaczy na kolanach i rękach. Jane wyróżniała się spośród nich, wiedząc, że przez to zostanie odesłana do domu i zmuszona do pobierania elfickich nauk, ale teraz musiała walczyć.
Bond miała na sobie zielony płaszcz z kapturem z zapinką w kształcie liścia, wykonaną ze srebra. Włosy miała spięte w wysokiego kucyka, przez co wyraźnie było widać jej szpiczaste uszy. Na plecach miała kołczan ze strzałami, a w ręce księżycowy łuk. Była ubrana w białą wojenną elficką suknię z wycięciami po bokach nóg, które umożliwiały jej bieganie, a na stopach: zielone trzewiki. Skinęłam jej głową, gdy ta na mnie popatrzyła i odwzajemniła gest. Na jej twarzy nie było widać typowego dla niej uśmiechu, a jedynie oczekiwanie i zaciętość.
Spojrzałam na Zack'a, który szedł tłumem i zwracał na siebie uwagę wszystkich strojem typowym dla Łowcy. O ile elfy wkradające się do szkoły magii były jeszcze normalne, o tyle widok Łowcy w tych murach był dość niespotykany.
Zack miał na sobie podobny rynsztunek do mojego; naramienniki z kolcami, napierśnik z wygrawerowaną sceną, w której łowca wbija miecz w demona, zarękawia i rękawiczki, które wyglądały jak łapy smoka, oraz nagolennice z rozmaitymi wzorami. Za nim powiewała ciemnogranatowa peleryna. W pasie miał przewiązany pas z mieczem, oraz dwa sztylety. Twarz miał zaciętą, a oczy szukały wroga. Dzięki mocy Łowcy, swoim wzrokiem mógł już być mile stąd, szukając nieprzyjaciela.
Zbiegłam po schodkach i sama wyszłam przed linię uczniów, robiąc to samo co Zack.
- Będą tu za kilka minut. - szepnęłam w tej samej chwili, w której Fisher obwieścił to reszcie uczniów. Patrzyłam na przeróżne stworzenia i przypisywałam im poszczególne gatunki.
Strzygi - demony podobne do kobiet z ptasimi szponami. Gdy wydawały z siebie jakiś dźwięk, widoczne były dwa rzędy zębów. Z ich pleców wyrastały sowie skrzydła, a same strzygi biegały na czterech łapach. Miały bardzo długie włosy, oraz dłuższe niż u skrzatów szpiczaste uszy. Ich twarze były wychudzone z bardzo widocznymi kośćmi policzkowymi i dużymi oczami.
Erynie - kolejne kobiece demony. Miały piękne kobiece twarze i ciała z czerwonymi tęczówkami i ustami, a ich cery były śnieżnobiałe. Włosy były również ogniste, tak samo jak kolor piór w ich wielkich skrzydłach. Ich ręce były zakończone szponami, a zamiast zębów, były tam wielkie kły, którymi rozszarpywały swoje ofiary. Poza tym mogły atakować pazurami, które były na końcach ich skrzydeł.
Wampiry - demony, które były przystojnie i równie piękne co Erynie. Mieli nienaturalnie białe ciała, oraz skrzydła spowite cienką warstwą ich skóry, które nie potrafiły ich unieść, ale przyśpieszały ich ruchy. Z ust wystawały białe kły, a ręce zakończone szponami, służyły do przytrzymania ofiary, gdy ci chcieli wypić ich krew.
Wilkołaki - demony mężczyźni, którzy byli wyżsi od ludzi, ale nie było aż tak dużej różnicy. Mieli wilcze pyski, łapy i ogony, oraz porośnięte sierścią całe ciało, ale chodzili na dwóch nogach, które były wygięte w przeciwną stronę niż kolana ludzi, a ich kły były widoczniejsze niż u wampirów.
Straciłam z oczu wojska, gdy ktoś złapał mnie za ramię, rozpraszając mnie. Zack.
- Oni zaraz tu będą. - szepnęłam, a ten tylko smutno skinął głową.
Położyłam mu rękę na ramieniu, stanęłam na palcach i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Zack westchnął przytulając mnie i opierając brodę na czubku mojej głowy.
- Obiecaj trzymać się blisko mnie, żebym mógł cię ochronić. - poprosił, a ja pokiwałam głową.
- Obiecuję. - odpowiedziałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro