Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Na polu do ćwiczeń poszliśmy w swoje strony, a mnie natychmiast dopadła Jane.

- O czym rozmawialiście? - zapytała prosto z mostu i miała iskierki w oczach, a ja przewróciłam oczami.

- Zerwaliśmy. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy być przyjaciółmi. - odpowiedziałam i zauważyłam, że obok nas przechodził Zack. Właściwie to wyszedł zza mnie, kierując się do jednego ze swoich kumpli. Skrzywiłam się - Słyszał to? - spytałam, na co ruda pokręciła głową.

- Raczej nie, miał głowę wysoko w chmurach. - uspokoiłam się - Poćwiczymy razem? - uśmiechnęłam się w odpowiedzi.

- Co powiesz na wieczorny wypad na miasto? Potrzebuję trochę luzu. - pokiwała energicznie głową.

- Na zakupy? - pisnęła, a ja się roześmiałam.

- Uwierz mi, że robię to niechętnie: tak. - pisnęła i zaczęła skakać jak mała dziewczynka, na co wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.

*

Po kolacji nadszedł czas na obiecane zakupy. Postanowiłyśmy jechać Toyotą Celicą Jane.

- Gdzie? - zapytałam, gdy wylądowałyśmy w normalnym wymiarze.

- Do centrum handlowego, a gdzie indziej? - pokiwałam głową i pogłośniłam radio.

Pięć minut później, zaparkowałam na prawie pełnym parkingu i wyszłyśmy z auta.

- Czyli rozumiem, że teraz nie wyjdę stąd przez najbliższe godziny, mam rację? - Jane tylko wyszczerzyła zęby w odpowiedzi i pociągnęła mnie do najbliższego butiku - Ej, nastawiłam się tylko na ciuchy! - zaprotestowałam, ale ta tylko zgromiła mnie wzrokiem i już nie zwracała uwagi na moje lamenty.

- Spoko, później będziemy musiały wstąpić do pewnego sklepu w naszym wymiarze. - powiedziała rudowłosa oglądając różne szpilki. Popatrzyłam na nią niezrozumiale, więc zaczęła wyjaśniać - Musimy zaopatrzyć się w jakąś zbroję nie? Chociaż małe ochraniacze na ręce, to już będzie coś. Będę czuła się bezpiecznie, ty pewnie też.

- Tak, masz rację. - zgodziłam się.

- O, ale piękne! - krzyknęła i chwyciła czarne szpilki na delikatnym podwyższeniu obkutym złotem.

- A cena? - zapytałam studząc jej entuzjazm, na co machnęła ręką - Czarodzieje mają tu zniżki. Jak widzisz, pracują tu elfy. - wskazała ekspedientkę za kontuarem.

Rzeczywiście była to elfka. Miała włosy "pofarbowane" na żywy fiolet, który w rzeczywistości był jej naturalną barwą. Była niskiego wzrostu, szczupła i miała lekko skośne oczy, które były cechą charakterystyczną, natomiast ich tęczówki, na jej szczęście, były niebieskie. Uszy zakrywała włosami, ale dobrze wiedziałam, że kończyły się szpicami.

- Hm, no nieźle. Jak bardzo?

- Pięćdziesiąt procent. - puściła mi oczko, a ja uśmiechnęłam się.

- Wszystkie sklepy w tym centrum?

- Wszystkie! - pisnęła, a ja zachichotałam.

- Dobra, może sama coś sobie kupię? - powiedziałam do siebie i zaczęłam chodzić między półkami.

Trzy godziny później zakończyłyśmy zakupowy szał. Jane skończyła z siedmioma wielki torbami, plus jedną z butiku, a ja jedną z butami i dwie z ubraniami. Jednym słowem: misję pod kryptonimem zakupy, uważam za zakończoną powodzeniem.

- Czyli co, teraz zbroje? - pokiwała głową na moje pytanie.

Wrzuciłyśmy rzeczy na tylne siedzenia Toyoty i zaczęłyśmy rozmawiać na błahe tematy, kiedy ja prowadziłam do naszego wymiary. Kiedy znalazłyśmy się w naszym świecie, Jane zaczęła mnie prowadzić do sklepu ze zbrojami, bo ja nie miałam zielonego pojęcia, gdzie on się znajduje.

- Okey, zatrzymaj się tutaj. To już tu. - wskazała stary budynek z poobdzieranym tynkiem w niektórych miejscach. Nad dębowymi drzwiczkami widniał napis Sklep ze zbrojami i broniami. bardzo pomysłowe, pomyślałam kąśliwie i ruszyłam za rudą.

- Dzień dobry, czym mogę służyć? - usłyszałyśmy skrzekliwy głos. Jak się okazało, biznes prowadził skrzat. Mógł mieć niecały metr wzrostu. Miał duże szpiczaste uszy, siwe włosy, długi orli nos i był raczej otyły. Na sobie miał kamizelkę w zielone i brązowe romby, czarne spodnie i tego samego koloru obuwie. Na nosie widniały okrągłe okulary, zza których wychodziły małe czarne oczka.

- Szukamy zbroi dla czarodziei. - powiedziała Jane - Dla mnie dla pół czarodziejki i pół elfa a dla niej...

- Dla łowcy, rozumiem. - Jane posłała mi pytające spojrzenie, a ja poczułam jak przyśpiesza mi puls. Wzruszyłam ramionami, próbując się ogarnąć - Po prawej powinny być dla ciebie, a na tyłach powinienem mieć jeszcze coś dla łowców. - skinęłyśmy głowami i poszłyśmy we wskazanych kierunkach.

Na samym końcu zauważyłam jeden jedyny manekin, na którym wisiała zbroja łowcy. Składała się ona z naramienników, karwaszy, rękawic, nagolenników (bez nagolennic) i trzewików. Wszystko było wykonane ze szlachetnie zdobionego metalu. Do zestawu była granatowa, prawie czarna, bluzka z dekoltem w kształcie serca, zakończonego czerwoną wstążką, skórzane spodnie, tego samego koloru co bluzka, przylegające do ciała oraz czarne buty za kolano, na które powinno się założyć trzewiki i nagolenniki.

Do tego dobrałam jeszcze bronie, a mianowicie: pas zapinany na udzie z zestawem sześciu noży ze szpikulcami w kształcie serca i cienkimi uchwytami; pas wraz z pochwą oraz mieczem półtora ręcznym z czarną skórzaną rękojeścią, zakończoną metalową ozdobą i szpikulcem.

Ze wszystkimi rzeczami przeszłam do początku sklepu i położyłam swój rynsztunek na kontuarze.

- Zaszalałaś. - powiedziała Jane z uśmiechem, chociaż ona nie miała mniej rzeczy ode mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro