Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Dwa tygodnie później

Szłam korytarzem, wspominając wczorajszy wieczór, który był dość... Dziwny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Zack zabrał mnie na Iluzję 2, ponieważ okazało się, że oboje uwielbiamy pierwszą część. Miał iść z bratem, ale Nathan zachorował, więc gdyby nie to, nie wiedzielibyśmy, że gustujemy w tych samych filmach. Gdy wracaliśmy, co postanowiliśmy zrobić na piechotę, bo istnieje i takie przejście, ucięliśmy sobie pogawędkę na temat serii Harrego Pottera, ponieważ w Iluzji, grał właśnie Daniel.

- Która część była według ciebie najlepsza? - zapytał Zack.

- Chyba Zakon Feniksa, a twoja?

- To lub Czara ognia. - odparł.

- Kogo najbardziej kupiłeś z całej serii?

- Syriusza, Snape'a i Hagrida. A ty? - uśmiechnęłam się półgębkiem.

- Lunę, Syriusza, Snape'a i Voldemorta. Hagrid był też spoko, a jeżeli chodzi o Harrego, to niezbyt za nim przepadałam. - przyznałam.

Chwilę szliśmy w milczeniu, obserwując gwiazdy.

- Pamiętasz, jak kiedyś szukaliśmy własnych konstelacji? - zapytał patrząc w nieboskłon.

- Tak, pewnie, ze pamiętam! Kiedyś znalazłam pandę! - zaśmialiśmy się z tego - Wiesz, brakowało mi tego.

- Czego?

- Wspólnego spędzania czasu. Nieraz żałowałam, że wyjechaliśmy stamtąd. Przez to urwał się nam kontakt. - spojrzałam na niego.

- Tak, nie jesteś... - Zack nie dokończył, bo akurat w tym momencie pod mimo nogami pojawił się wystający korzeń drzewa, którego nie zauważyłam i upadłabym, gdyby nie interwencja Zack'a, który złapał mnie w pasie i przywrócił do pionu - ...jedyna. - dokończył wcześniej zaczęte zdanie.

Fisher nadal mnie trzymał, a ja patrzyłam na niego, niepewna co zrobić. Brunet patrzył na mnie, szukając czegoś na mojej twarzy. Odpowiedzi na nieme pytanie, a ja nie wiedziałam jak zareagować, jak powinna brzmieć odpowiedź. Zack zaczął przybliżać twarz do mojej, a ja nie protestowałam. Gdy prawie stykaliśmy się nosami, w jego oczach ponownie dostrzegłam pytanie. Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, trąciłam nosem jego nos, mając nadzieję, ze zrozumie przekaz. Niepewnie objął mnie za szyję i w momencie, w którym jego usta miały dotknąć moich, koło moich nóg coś przebiegło. Pisnęłam i przytuliłam się do Zack'a.

- Spokojnie, to tylko wiewiórka. - powiedział i odsunął się ode mnie, patrząc mi w oczy. Gdy na niego spojrzałam, przypomniałam sobie masz niedoszły pocałunek, przez co spuściłam głowę i spojrzenie do ziemi, czując wypieki na policzkach.

- Przepraszam. - szepnęłam.

- Nie masz za co. To ja powinienem przeprosić, to moja wina. - odpowiedział, a gdy na niego spojrzałam, posłał mi prawie przekonujący uśmiech. Prawie dla kogoś kto widzi ten uśmiechów po raz pierwszy, a ja wiele razy widziałam go w dzieciństwie, gdy nie chciał urazić młodszego brata. Po prostu nauczyłam się odróżniać szczery uśmiech Zack'a od tego wymuszonego - Idziemy? - pokiwałam głową i ruszyliśmy dalej.

Oprzytomniałam, gdy na kogoś wpadłam.

- Przepraszam. - powiedziałam widząc rozsypanie książki na podłodze i natychmiast pomogłam komuś je zbierać.

- Nie na za co. - odparł mi dziewczęcy głos.

Wzięłam część książek do rąk i wstałam.

- Gdzie je zanieść?

- Och, nie musisz mi pomagać. - dopiero teraz zwróciłam uwagę na rozmówczynię.

Była to dziewczyna mniej więcej w moim wieku, może o rok młodsza. Jej długie, gęste rude loki skakały za każdym razem, gdy poruszała głową lub chodziła. Była niewielkiego wzrostu, mogła mieć maksymalnie 1,60m. Miała duże fiołkowe oczy, które popadały w różowy przy źrenicy. Nie miała piegów, za to nieskazitelną białą cerę. Nos drobny i lekko zadarty co nadawało jej lalkowego wyglądu. Na sobie miała czerwoną koszulę w kratę, czarne długie spodnie i białe trampki. Na nadgarstku widniała złota bransoletka w kształcie gałązek z liśćmi. Zapewne był to jej magazynek magicznej energii.

- Ojciec elf, ale tego dyrektor nie musi wiedzieć. Chcę jeszcze się tu uczyć. - wyjaśniła, gdy zauważyła, iż przyglądam się jej tęczówkom - Na prawdę nie musisz mi pomagać. Nie jestem zbyt lubiana więc jeśli chcesz mieć jeszcze życie w tej szkole, uciekaj. - poradziła rozglądając się, czy nikt nas nie widzi. Wzruszyłam ramionami.

- Też nie jestem zbyt lubiana. Nazywam się Ina. Ina Collins. - wyciągnęłam rękę do rudej.

- Jak uważasz. Jestem Bond. Jane Bond. - błysnęła uśmiechem i uścisnęła moją dłoń.

- Rozumiem, że córka agenta 007? - zapytałam i zaśmiałyśmy się.

- Ależ oczywiście. Rodzice z poczuciem humoru. A wracając do twojego pytania: do biblioteki. Miałam rozpakować nową dostawę i oto ona. - uniosła książki.

- Zostało ci coś jeszcze? - pokręciła głową.

- Ostatnie atlasy. - odparła z uśmiechem ulgi.

Przez całą drogę do biblioteki rozmawiałyśmy na różne tematy.

- Dziękuję ci za pomoc, Ino. - powiedziała z uśmiechem Bond.

- Nie masz za co. A tak w ogóle z którego roku jesteś?

- Twojego. Mamy razem alchemię i obronę przed czarną magią. Raczej mnie nie widziałaś, bo zwykle siadam na samym końcu. - wyjaśniła.

- W takim razie na następnych zajęciach zapraszam do siebie. - dodałam z uśmiechem.

- Ale ty już chyba masz parę.

- Mój przyjaciel jest już dużym chłopcem, są sobie radę. - obiecałam - Do zobaczenia? - spytałam w progu biblioteki.

- Tak, do zobaczenia. - pożegnała się z niepewnym uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro