Rozdział 13
Dwa tygodnie później
Szłam korytarzem, wspominając wczorajszy wieczór, który był dość... Dziwny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Zack zabrał mnie na Iluzję 2, ponieważ okazało się, że oboje uwielbiamy pierwszą część. Miał iść z bratem, ale Nathan zachorował, więc gdyby nie to, nie wiedzielibyśmy, że gustujemy w tych samych filmach. Gdy wracaliśmy, co postanowiliśmy zrobić na piechotę, bo istnieje i takie przejście, ucięliśmy sobie pogawędkę na temat serii Harrego Pottera, ponieważ w Iluzji, grał właśnie Daniel.
- Która część była według ciebie najlepsza? - zapytał Zack.
- Chyba Zakon Feniksa, a twoja?
- To lub Czara ognia. - odparł.
- Kogo najbardziej kupiłeś z całej serii?
- Syriusza, Snape'a i Hagrida. A ty? - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Lunę, Syriusza, Snape'a i Voldemorta. Hagrid był też spoko, a jeżeli chodzi o Harrego, to niezbyt za nim przepadałam. - przyznałam.
Chwilę szliśmy w milczeniu, obserwując gwiazdy.
- Pamiętasz, jak kiedyś szukaliśmy własnych konstelacji? - zapytał patrząc w nieboskłon.
- Tak, pewnie, ze pamiętam! Kiedyś znalazłam pandę! - zaśmialiśmy się z tego - Wiesz, brakowało mi tego.
- Czego?
- Wspólnego spędzania czasu. Nieraz żałowałam, że wyjechaliśmy stamtąd. Przez to urwał się nam kontakt. - spojrzałam na niego.
- Tak, nie jesteś... - Zack nie dokończył, bo akurat w tym momencie pod mimo nogami pojawił się wystający korzeń drzewa, którego nie zauważyłam i upadłabym, gdyby nie interwencja Zack'a, który złapał mnie w pasie i przywrócił do pionu - ...jedyna. - dokończył wcześniej zaczęte zdanie.
Fisher nadal mnie trzymał, a ja patrzyłam na niego, niepewna co zrobić. Brunet patrzył na mnie, szukając czegoś na mojej twarzy. Odpowiedzi na nieme pytanie, a ja nie wiedziałam jak zareagować, jak powinna brzmieć odpowiedź. Zack zaczął przybliżać twarz do mojej, a ja nie protestowałam. Gdy prawie stykaliśmy się nosami, w jego oczach ponownie dostrzegłam pytanie. Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, trąciłam nosem jego nos, mając nadzieję, ze zrozumie przekaz. Niepewnie objął mnie za szyję i w momencie, w którym jego usta miały dotknąć moich, koło moich nóg coś przebiegło. Pisnęłam i przytuliłam się do Zack'a.
- Spokojnie, to tylko wiewiórka. - powiedział i odsunął się ode mnie, patrząc mi w oczy. Gdy na niego spojrzałam, przypomniałam sobie masz niedoszły pocałunek, przez co spuściłam głowę i spojrzenie do ziemi, czując wypieki na policzkach.
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Nie masz za co. To ja powinienem przeprosić, to moja wina. - odpowiedział, a gdy na niego spojrzałam, posłał mi prawie przekonujący uśmiech. Prawie dla kogoś kto widzi ten uśmiechów po raz pierwszy, a ja wiele razy widziałam go w dzieciństwie, gdy nie chciał urazić młodszego brata. Po prostu nauczyłam się odróżniać szczery uśmiech Zack'a od tego wymuszonego - Idziemy? - pokiwałam głową i ruszyliśmy dalej.
Oprzytomniałam, gdy na kogoś wpadłam.
- Przepraszam. - powiedziałam widząc rozsypanie książki na podłodze i natychmiast pomogłam komuś je zbierać.
- Nie na za co. - odparł mi dziewczęcy głos.
Wzięłam część książek do rąk i wstałam.
- Gdzie je zanieść?
- Och, nie musisz mi pomagać. - dopiero teraz zwróciłam uwagę na rozmówczynię.
Była to dziewczyna mniej więcej w moim wieku, może o rok młodsza. Jej długie, gęste rude loki skakały za każdym razem, gdy poruszała głową lub chodziła. Była niewielkiego wzrostu, mogła mieć maksymalnie 1,60m. Miała duże fiołkowe oczy, które popadały w różowy przy źrenicy. Nie miała piegów, za to nieskazitelną białą cerę. Nos drobny i lekko zadarty co nadawało jej lalkowego wyglądu. Na sobie miała czerwoną koszulę w kratę, czarne długie spodnie i białe trampki. Na nadgarstku widniała złota bransoletka w kształcie gałązek z liśćmi. Zapewne był to jej magazynek magicznej energii.
- Ojciec elf, ale tego dyrektor nie musi wiedzieć. Chcę jeszcze się tu uczyć. - wyjaśniła, gdy zauważyła, iż przyglądam się jej tęczówkom - Na prawdę nie musisz mi pomagać. Nie jestem zbyt lubiana więc jeśli chcesz mieć jeszcze życie w tej szkole, uciekaj. - poradziła rozglądając się, czy nikt nas nie widzi. Wzruszyłam ramionami.
- Też nie jestem zbyt lubiana. Nazywam się Ina. Ina Collins. - wyciągnęłam rękę do rudej.
- Jak uważasz. Jestem Bond. Jane Bond. - błysnęła uśmiechem i uścisnęła moją dłoń.
- Rozumiem, że córka agenta 007? - zapytałam i zaśmiałyśmy się.
- Ależ oczywiście. Rodzice z poczuciem humoru. A wracając do twojego pytania: do biblioteki. Miałam rozpakować nową dostawę i oto ona. - uniosła książki.
- Zostało ci coś jeszcze? - pokręciła głową.
- Ostatnie atlasy. - odparła z uśmiechem ulgi.
Przez całą drogę do biblioteki rozmawiałyśmy na różne tematy.
- Dziękuję ci za pomoc, Ino. - powiedziała z uśmiechem Bond.
- Nie masz za co. A tak w ogóle z którego roku jesteś?
- Twojego. Mamy razem alchemię i obronę przed czarną magią. Raczej mnie nie widziałaś, bo zwykle siadam na samym końcu. - wyjaśniła.
- W takim razie na następnych zajęciach zapraszam do siebie. - dodałam z uśmiechem.
- Ale ty już chyba masz parę.
- Mój przyjaciel jest już dużym chłopcem, są sobie radę. - obiecałam - Do zobaczenia? - spytałam w progu biblioteki.
- Tak, do zobaczenia. - pożegnała się z niepewnym uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro