Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Droga minęła nam bardzo przyjemnie. Przez większość czasu rozmawialiśmy na błahe tematy, lub podśpiewywaliśmy znane nam piosenki, które leciały w radiu. Nie poruszaliśmy już tematu mojego ojca, ponieważ stwierdził, że powiem mu jak będę gotowa.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział, gdy zaparkowaliśmy na parkingu szkolnym.

- Jakoś szybko zleciało. Zarówno dzień wczorajszy jak i dzisiejszy - przyznałam wysiadając z samochodu.

- Tak, masz rację. Strasznie szybko, ale ma to swoje mocne strony. Dowiedzieliśmy się, że żadne z nas nie zmieniło się zbytnio przez te 7 lat i wróciliśmy do dawnej relacji - poczułam rumieńce na twarzy, ale mogłam zrzucić winę na lekki mrozek panujący w tym miejscu. Do starej relacji? Oj, nie wiesz o czym mówisz, pomyślałam.

- Tak, to rzeczywiście mocne strony tego wyjazdu. A teraz pora wrócić do szarej rzeczywistości i... - skrzywiłam się - Pozaliczać zaległe egzaminy. - Zack zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu - To co, idziemy? Idziesz dzisiaj na zajęcia, czy robimy sobie wolne?

- Jeszcze pytasz? Mogę mieć wolne od zajęć, to już lecę! - odparł ze śmiechem.

- Jakiś pomysł, gdzie możemy pójść? - zapytałam opierając się o maskę Dodge'a, a Zack uśmiechnął się.

- Wpadło mi do głowy pewne miejsce, które mógłbym ci pokazać.

- Daleko? - zapytałam. Nie miałam sił, żeby chodzić godzinami.

- Dziesięć minut piechotą i ani minuty dłużej. - zapewnił, na co odetchnęłam ulgą.

- Dobrze, więc prowadź. - odparłam z uśmiechem i ruszyliśmy w kierunku lasu - Co to za miejsce? - spytałam próbując wyciągnąć jakieś informacje.

- Jedyne w swoim rodzaju. - zapewnił.

Szliśmy lasem, który otaczał całą szkołę, gdy nagle wyłoniliśmy się na polanie. Zmarszczyłam brwi.

- Co to za miejsce? - spytałam, nie do końca wiedząc czego się spodziewać.

- To jeszcze nie tutaj, ale już niedaleko.

Jak się okazało, miejscem naszej podróży był piękny wodospad. Woda spływała jasnymi falami pomiędzy kwiatami we wszystkich odcieniach niebieskiego, a w dole tworzyła niewielką sadzawkę otoczoną kamieniami. Wodospad był ukryty wśród drzew, a miejsce samo w sobie było magiczne.

- Och. - tylko tyle wyrwał mi się z ust, gdy ogarnęłam wzrokiem całe to miejsce - Tu jest niezwykle. - szepnęłam.

- Jak byłem mały, często babka zabierała mnie do tego wodospadu. Nie wiem dlaczego, ale tutaj wszystko stawało się łatwiejsze.

- Cieszę się, ze podzieliłeś się że mną tym miejscem. Jest wyjątkowe. - przyznałam z zachwytem, na co brunet uśmiechnął się.

- Cieszę się, że ci się podoba.

Po chwili Zack pociągnął mnie za sobą na największy kamień nad sadzawką i na nim usiedliśmy. Zdjęłam buty, które odstawiłam za siebie, po czym zanurzyłam stopy w ciepłej wodzie.

- Czy będę mogła tu przychodzić? Oczywiście nie z kim popadnie, bo to miejsce jest zbyt wyjątkowe, ale chociażby sama? - popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

- Jeszcze pytasz? Pewnie, że możesz. To miejsce jest zbyt piękne, żebym zabronił ci tu przebywać. Możesz potraktować je jako azyl, miejsce do ucieczki przed problemami. - odparł, a ja wiedziałam, że to nie o mnie mówi.

- Jak byłam młodsza, często jeździłam z ojcem nad wodospady. - zaczęłam - Dzień przed jego misją, zabrał mnie nad jeden z wodospadów i obiecał, że jak wróci, zabierze mnie na wycieczkę do Indii, bo znalazł tam piękne wodospady. Niestety, obietnica nie mogła dojść do skutku. - szepnęłam, zapatrzona w gładką taflę i uśmiechnęłam się, wspominając. - Zawsze mówił, że jeśli będę odpowiednio cicho i zachowam bezruch, zobaczę małe leśne duszki wychodzące z ukrycia. - dodałam i pokręciłam głową z uśmiechem - Miał bujną wyobraźnię. Zawsze opowiadał mi wymyślone przez siebie bajki na dobranoc. - uśmiechnęłam się, próbując powstrzymać łzy - Zawsze byliśmy duetem, nie sądziłam, że rozpadnie się przez jego pracę. Pamiętam, jak sprawdzałam z mamą listę poległych i zobaczyłam tam jego imię i nazwisko. - ledwo zdołałam powstrzymać łzy, które zbierały się pod powiekami.  Zack widząc to, objął mnie ramieniem i przycisnął mają głowę do swojej piersi.

- Został wezwany do wojska dzień po moich urodzinach. - kontynuowałam - Obiecał mi, że to przeżyje, obiecał... - dokończyłam szeptem i bardziej wtuliłam się w chłopaka.

Brunet obrócił się w moją stronę, pozwalając się wtulić w jego pierś, co chętnie zrobiłam. Fisher objął mnie ramionami, na co ciaśniej do niego przylgnęłam. Zacisnęłam ręce na jego koszuli, gdy wstrząsnął mną szloch. Szarooki zaczął kołysać nami, próbując mnie uspokoić, ale to nie pomagało. Zack zaczął nucić jakąś piosenkę, a ja wsłuchałam się w bicie jego serca, które biło w jej rytm. Jego łagodny tembr głosu i uspokajające bicie jego serca, powoli sprawiało, że płacz przechodził wraz z bólem. Nawet nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale w końcu przestałam płakać, ale nadal trwałam w jego uścisku.

- Już okej? - zapytał szeptem, na co jedynie skinęłam głową.

- Tak, ale mam prośbę. - szepnęłam.

- Słucham.

- Nie puszczaj mnie jeszcze. - poprosiłam, na co poczułam, że uśmiechnął się.

- Nie zamierzałem. - odparł i zacieśnił uścisk.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro