Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Następnego dnia, mama zawołała mnie na śniadanie o godzinie 7 rano.

- Cześć kochanie, jak się spało? - zapytała z uśmiechem.

- Dobrze, a tobie? O której wróciłaś z wesela?

- Równie dobrze, dziękuję. Poczekałam do końca i pożegnałam się z Christiną jak należy. O której wyjeżdżacie? - miałam odpowiedzieć, gdy ktoś zapukał do drzwi. - Otworzysz? - skinęłam głową.

Spojrzałam przez wizjer, w którym ukazał się John. Dostrzegłam, że na podjazd podjeżdża znajomy Charger i wysiada z niego Zack.

Kiedy otworzyłam drzwi, w progu stali już oboje.

- Witaj, John. - skinęłam mu głową, a on powitał mnie tym samym gestem - Mama jest w kuchni. Wejdź. - Zaprosiłam go i zrobiłam mu miejsce w drzwiach. - Cześć, Zack. Zjem śniadanie i możemy jechać do szkoły. Wejdziesz?

- Tak, dziękuję. - powiedział i wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.

Po chwili zaprowadziłam go do salonu, w którym siedzieli już dorośli.

- Dzień dobry, pani Collins. - powiedział i skłonił jej głowę.

- Och, cześć, Zack. Ina zaproponuj coś do jedzenia lub picia. - przewróciłam oczami i pociągnęłam go za rękę do kuchni.

- Coś do picia? Jedzenia? - zapytałam otwierając szafkę i wyciągając z niej kubek.

- Nie, dzięki.

Włączyłam ekspres i zaczekałam na kawę, w tym czasie przyrządzając mały stosik kanapek. Zrobiłam więcej, wiedząc, że zapewne skuszą Zack'a.

Usiadłam przy wyspie kuchennej, na przeciwko bruneta, z kubkiem parującego napoju i talerzem napełnionym kanapkami.

- Częstuj się. - powiedziałam i postawiłam przed nim pusty talerz i sobie również jeden wzięłam. Szarooki zmrużył oczy.

- Zrobiłaś to specjalnie. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

- Może tak, a może nie? - puściłam mu oczko - Smacznego.

Dziesięć minut później czekałam na Zack'a, bo ten się uparł, że po nas pozmywa, zamiast mnie. Kiedy skończył, przeszliśmy do salonu, gdzie mama wraz z Johnem oglądała jakiś film w telewizji.

- My już jedziemy. - powiedziałam i stanęłam obok kanapy. Dorośli podnieśli się, aby nas pożegnać.

- Cześć, skarbie. - powiedziała mama i przytuliła mnie, a gdy się odsunęła, skinęła głową Zackowi.

- Trzymaj się, młoda.

- Dzięki, John. - odparłam i uścisnęłam mu rękę, co po chwili zrobił również Zack.

- Odezwij się jak dojedziecie! - usłyszałam jeszcze krzyk mamy, gdy wyszliśmy z domu.

Popatrzyłam na Zack'a i zauważyłam, że bije się z myślami, czy o coś zapytać.

- Pytaj śmiało. - odpowiedziałam, gdy szliśmy w stronę samochodu.

- Kim jest John? Przepraszam, to źle zabrzmiało, ja... - podniosłam rękę.

- Rozumiem. - zapewniłam - John to chłopak mamy. Ojciec zmarł na wojnie. - wyjaśniłam.

Zack spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja nie zdołałam pohamować łez. Rana była zbyt świeża. Nie szlochałam, jedynie łzy bezgłośnie spadały mi po policzkach. Pozwoliłam, żeby brunet przygarnął mnie do siebie i zaczął głaskać uspokajająco po włosach. Bardziej wtuliłam się w Fishera chcąc, żeby jego uścisk zabrał ból po stracie ojca.

Zack POV

Kiedy ją objąłem, zrozumiałem jaka jest krucha. Ina wtuliła twarz w mój tors, a ja przycisnąłem usta do czubka jej głowy, zastanawiając się co mógłbym jej powiedzieć. W końcu pocałowałem ją we włosy i zacząłem:

- Nie wiem jak to jest stracić kogoś tak bliskiego sercu, ale wiem, że masz wokół siebie osoby, które pomogą ci udźwignąć ten ciężar; tobie i twojej mamie. Pani Collins ma ciebie i Johna, a ty masz mamę, Mike'a, Rica - zawahałem się czy jeszcze coś dodać, ale nie mogłem się powstrzymać - mnie... - odsunęła się ode mnie i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej nikły cień uśmiechu. Starłem łzy z jej policzków i uśmiechnąłem się ciepło.

- Dziękuję. - zmarszczyłem brwi.

- Nie masz za co.

- Wiesz, nie każdy lubi gdy ktoś rozpada się w jego ramionach. - odpowiedziała, a ja przewróciłem oczami i z powrotem przyciągnąłem ją do siebie.

- Nie wiem czy zdążyłaś zauważyć, ale nie, nie przeszkadzało mi kiedy się rozpadłaś, bo za każdym razem powstaniesz silniejsza. - pokręciła przecząco głową.

- Nie powstanę silniejsza, nie mam tyle siły. - szepnęła. Podniosłem jej podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.

- Masz tyle osób, które dodadzą ci siły. Nie zostawią cię złamanej. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ci pomoże wstać i iść dalej. - zapewniłem, na co Collins tylko się uśmiechnęła i oparła czoło o moje ramię. Westchnęła głęboko, ale nie podniosła głowy.

- Dziękuję ci. Potrzebowałam słów otuchy - to powiedziawszy, podniosła głowę i spojrzała na mnie z radosnymi iskierkami w oczach - Dziękuję.

- Nie masz za co. Za dużo razy już dzisiaj użyłaś tych słów skierowanych do mojej osoby.

Ina przetarła swoją twarz i odsunęła się ode mnie.

- Jedziemy? - skinąłem głową i wsiadłem do samochodu, wcześniej otwierając drzwi Inie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro