Rozdział 1
Cześć, nazywam się Ina Collins. Mam 18 lat i pochodzę z Oregonu. Uczęszczam do zwykłego liceum i jestem jedną z lepszych uczennic w klasie. Niestety, moje liceum nie jest do końca normalne, ponieważ...
- Uważaj jak chodzisz, pokrako. - oprzytomniałam, kiedy upadłam na kafelki. Spojrzałam do góry i przewróciłam oczami. Przede mną stał mój wróg. Brunet z krótkimi, postawionymi do góry czarnymi włosami i 1,75m wzrostu, oraz brązowymi, dużymi oczami, dokładniej: Nathan.
- To ty na mnie wpadłeś. - warknęłam i zostałam nagle podniesiona z podłogi.
- Daj spokój, Ina. Nie warto. - spojrzałam w zielone tęczówki Mike'a. Blondyn był moim przyjacielem od początku liceum. Uspokoiłam się i uśmiechnęłam do chłopaka - Idziemy. - powiedział i zostałam odciągnięta od Nathana, który został trącony barkiem przez Mike'a.
- Musiałeś. - bardziej stwierdziłam niż spytałam.
Wracając. Moje liceum nie jest do końca normalne, ponieważ uczniowie są czarodziejami. Każdy dowiaduje się o tym w wieku 15-16 lat. Jest to niespodziewane, ponieważ nikt nie wie czy nim będzie. To nie jest dziedziczne, ale nie wiem od czego dokładnie to zależy. Mike jak i Nathan również są czarodziejami.
Nasze moce nie biorą się ani z różdżek, ani z nas samych, wbrew wszystkim stereotypom. Każdy z nas dostał jakiś "magiczny dodatek", o ile mogę to tak nazwać, w którym kumuluje się określoną ilość magicznej energii. Nikt nie dostaje więcej, niż jest w stanie utrzymać na wodzy, ponieważ moc chce być wolna, a naszym zadaniem jest ją utrzymać w tym miejscu i wykorzystywać w zaklęciach.
Kolejnym obalonym przez nas stereotypom jest latanie na miotłach. Nie wiem skąd się to wzięło, ale to nie jest prawdą. Okay, mamy miotły w szkole, ale służą one do porządków. My poruszamy się zwykłymi środkami lokomocji, tyle że mamy pewien specjalny guzik, który sprawia, że pojazd staje się niewidoczny i potrafi latać.
Ja na przykład mam swój własny sportowy samochód, a dokładniej, replikę Bugattiego Veyrona Super Sportu. Jest to replika, ponieważ w świecie magii mamy takie same pojazdy, tyle że z tymi przyciskami. Jeżeli chodzi o dodatek, w którym trzymam magię, jest to naszyjnik. Dokładniej: złota róża na cienkim łańcuszku. Mimo swoich niewielkich rozmiarów, potrafi pomieścić wiele energii.
W tym liceum jest również przejście do specjalnego piętra, na którym są umieszczone sypialnie dla czarodziei, ponieważ do tej szkoły uczęszczają czarodzieje z całej północnej części kraju, przez co nie byłoby dla niektórych wygodne dojeżdżanie tutaj.
- Co teraz mamy? - zapytałam Mike'a.
- Obronę przed zaklęciami - skinęłam głową.
- Cześć - powiedział uśmiechnięty Rico.
Był to mój drugi przyjaciel, którego znałam tak samo długo jak Mike'a. Rico miał krótkie rude włosy i niebieskie oczy, które wyraźnie odznaczały się na jego bladej karnacji.
- Dawno się nie widzieliśmy - stwierdziłam ze śmiechem, a on przewrócił oczami.
- Tak, całe TRZY kwadranse, to niedopuszczalne - mówił rozbawiony.
- To ja jestem ten normalny - powtarzał Mike, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem - No co? - dopytywał zielonooki, a my nadal nie mogliśmy opanować śmiechu.
- Wmawiaj to sobie dalej - powiedziałam klepiąc przyjaciela po ramieniu, po czym ruszyliśmy na wspólne zajęcia.
- Dobrze, może na początek... Panna Ina i pan Nathan - przyjaciele posłali mi pokrzepiające spojrzenia i uśmiechy, po czym wyszłam na środek sali.
- Może najpierw małe przypomnienie. Możecie używać zaklęć obronnych jak i ataku, pod warunkiem, że będą to tylko te, które przerabialiśmy, zrozumiano? - skinęliśmy głowami i zajęliśmy pozycje - Zaczynajcie.
Przywołałam trochę błękitnej energii, która owinęła się wokół mojej całej ręki niczym wąż. Wyrzuciłam w stronę Nathana zaklęcie, ale ten bezproblemowo je zablokował. Próbowałam ataku jeszcze parę razy, ale niektóre również zostały odparte. Muszę popracować nad przewidywalnością, pomyślałam. Zauważyłam jak jego ręka pokrywa się ognistymi iskierkami, więc wyrzuciłam przed siebie tarczę wodną, która spotkała się z elektrycznym płomieniem. Odskoczyłam porażona do tyłu i zgasiłam ochronę, ciężko oddychając.
- To nie było czyste zagranie - warknął Rico.
- Rycerz na białym koniu się znalazł - powiedział, przewracając oczami, Nathan.
- Dajcie spokój, nie warto - powiedziałam, gdy zauważyłam, że przyjaciele chcieli coś powiedzieć.
- Panno Collins, jak się pani czuje?
- Wszystko dobrze, mogę to dokończyć - odpowiedziałam stając na poprzednim miejscu.
- Jak pani uważa - powiedział profesor i cofnął się kilka kroków.
Zadałam podstawowe zaklęcie ataku, które zostało odparte, a chwilę później leżałam na ziemi, nie zdążywszy zakodować kiedy zaatakował. Zamknęłam oczy, przypominając sobie pewną taktykę z zajęć i wstrzymałam powietrze.
- Ee, Ina? - usłyszałam głos bruneta, który znalazł się obok mnie i dotknął mojego ramienia.
Załapałam go za rękę, wykręciłam ją, po czym posłałam do niego zaklęcie unieruchamiające.
- Na zajęciach profesora Browna trzeba uważać. Ma kilka naprawdę ciekawych taktyk - powiedziałam i mrugnęłam do niego z uśmiechem, po czym podeszłam do zadowolonych przyjaciół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro