2
Nie jestem zestresowana. Ano trochę. W ogóle.
Wizualizowanie sobie celu wcale nie pomaga. Ani trochę. Bella denerwowała się. I to coraz bardziej a wszystko przez spotkanie z Anną. Co tydzień w sobotę zachodziła do sklepu gdzie kupowała wszystkie rzeczy z listy jaką przesyłali jej w piątek wieczorem po czym rowerem jechała do stadniny. Teoretycznie mogliby robić to samo, ale Elsa cierpiała na fobię społeczną, a Anna... Anna była typowym przypadkiem niezorganizowania się. Podobno w dzieciństwo podejrzewano, że ma ADHD i nic dziwnego. Wszędzie było jej pełno. A wysłanie jej na zakupy równe było z samobójstwem. Tylko nie wiadomo było - samobójstwem Anny, jej rodziny czy może osób pracujących w sklepie. Nikt jednak nie miał najmniejszej ochoty, by to sprawdzić.
Skinęła głową i uśmiechnęła się na przywitanie do Elsy. Jak zawsze stała w pewnej odległości. Pamiętała, że na początku ją to strasznie irytowało. Czuła się jakby blondynka budowała między nimi mur. Dopiero gdy Kristoff wyjaśnił jej, że proszą ją o robienie zakupów nie dlatego, bo nikt nie może tego robić - w końcu przecież on był - ale po to by pomóc Elsie się przełamać. Zaakceptowała więc nieme powitania dziewczyny i cieszyła się z każdego ruchu jaki wykonywała. Jak na przykład z tego uśmiechu, który był szczery i radosny. Zawsze jednak kończyło się na tym, że dawała dziewczynie zakupy, a ta uciekała do kuchni. Zostawała sama z Anną. Tak samo było dzisiaj. Oczywiście musiał wyjść temat szukania pracy przez Bellę, a więc i tego, że dostała pewną propozycję.
- Rumpelsztyk?! Oszalałaś? Życie ci nie miłe? Ten facet jest niebezpieczny. Nikt o zdrowych zmysłach do niego nie podchodzi gdy nie musi, a co dopiero idzie na śmierć!
- Ale ja nie idę na śmierć. - Za to nieśmiałe wtrącenie Anna spiorunowała ją wzrokiem. Tak samo patrzyła tylko na ludzi, którzy śmieli obrazić jej siostrę. I na Hansa, który nadal miał nadzieję na przejęcie stadniny oraz zbudowania tam ogromnego centrum handlowego czy hotelu.
- Praca u niego jest jak śmierć. To nie jest człowiek. - By dopełnić efektu uderzyła dłonią o stół. I udało jej się. Bella oczywiście nie uciekła, za bardzo zależało jej na możliwej pracy, ale miała chyba sto zawałów na minutę. Panikowała. Była jednak uparta. Dlatego teraz stała przed drzwiami sporej willi na obrzeżach miasta. Z dala od zgiełku, blisko lasu. Piękna, wręcz idealna okolica. Sama mogłaby mieszkać w takim miejscu. Po wzięciu kilku uspakajających oddechów nacisnęła dzwonek. Zastanawiała się kto jej otworzy - Rumpelsztyk czy lokaj? Nie zdziwiłaby się jakby miał osobnego kamerdynera na każdy dzień. Otworzył jej jednak pan Gold, ubrany w ciemny garnitur. Miała ochotę go spytać czy nie ma w szafie innych ciuchów, no bo kto chodzi nawet po domu w garniturze?
- Dzień dobry. Ja w sprawie pracy. Wczoraj dał mi pan wizytówkę. Miałam przyjść. - Spojrzała mężczyźnie w oczy, przezwyciężając strach. Nie widziała w nim bestii. Miał piękne, brązowe oczy, lecz smutne i wyblakłe. Chciała spytać dlaczego, ale nie znała go przecież. Jednak nie widziała w nim bestii, zdolnej zabić. Nie odpowiedział tylko odsunął się, wpuszczając ją do środka. Była lekko speszona i nawet odrobinę żałowała, że nie wzięła tego noża co proponowała jej Anna. Może wtedy byłaby spokojniejsza. Prawie podskoczyła gdy wyczuła, że mężczyzna stoi za nią, ale szybko ją wyminął.
- Potrzebuję kogoś kto będzie pilnował porządku. Co dwa tygodnie przyjeżdża ktoś, by posprzątać, ale chodzi mi o takie codziennie sprawy. Gotowanie, zmywanie, pranie. Sprzątanie w razie potrzeby.
- W ciągu dnia mam zajęcia. Dodatkowe. - Szybko dodała, bo zauważyła, że mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. Mało kto chodził na jakiekolwiek zajęcia w wakacje, ale to wszystko było dla niej ogromnie ważne. Chciała w trakcie roku osiągać jak najlepsze wyniki, by dostać się do jakiejś dobrej pracy i uniezależnić się od rodziców. Taki miała plan. I zamierzała go osiągnąć.
- Idź do kuchni zrobić herbatę. Będę czekał w jadalni. Drugie drzwi w prawo - powiedział, wskazując jej ręką pomieszczenie i odszedł nawet na nią nie spoglądając. Była troszkę tym zaskoczona, ale posłusznie udała się do kuchni. Spodziewała się pomieszczenia rodem z katalogu, a zamiast tego poczuła się jak w domu. Pełno pudełek, pudełeczek, każde z nich podpisane. Wiele wyglądało na ręcznie robione. Kosze, koszyczki. Świeże owoce i warzywa. Chociaż dom wydawał jej się na pierwszy rzut oka zimny, bezosobowy, to jego serce - kuchnia - żyło. Chwilę jej zajęło znalezienie herbaty i wybranie tej odpowiedniej - pan Gold miał jej naprawdę wiele rodzajów. Nie wiedziała czy dodawał coś do napoju więc na znalezioną tackę położyła cukierniczkę, talerzyk z plasterkami cytryny oraz mlecznik. Do tego czajniczek ozdobiony uroczo wyglądającymi, drobnymi błękitnymi kwiatkami i dwie filiżanki. Szła bardzo powoli, by się nie zgubić, ale w miarę szybko udało jej się odnaleźć jadalnię. Wszystko postawiła przy panu Goldzie.
- Przepraszam, że tak długo, ale nie wiedziałam czy słodzisz... czy pan słodzi, a wolałam nie zgubić się, szukając znowu kuchni. - Uśmiechnęła się lekko nalewając mu herbaty. O dziwo mężczyzna odwzajemnił to.
- Ależ oczywiście, nic się nie stało. Za to w nocy będę musiał odreagować, więc jutro będziesz musiała posprzątać krew z posadzki - powiedział i zrobił to w bardzo złym momencie. Dziewczyna akurat miała mu podać filiżankę, ale z szoku i strachu upuściła ją. Ta upadła na ziemię jak przy ich spotkaniu.
- P-przepraszam. Wyszczerbiła się. Ale tylko trochę. Prawie nie widać. - Plątał jej się język, a serce biło jej jak szalone. Rumpelsztyk aż prawie żałował, że zażartował sobie z niej, ale gdy zobaczył jak reaguje na niego, nie mógł się powstrzymać. To oczywiste, że się bała. Jeżeli wcześniej nie wiedziała kim jest, to musiała się tego dowiedzieć od kogoś i takie były tego efekty.
- To tylko filiżanka. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko jakby zawstydzona swoim zachowaniem odstawiła przedmiot na stół i westchnęła. Nalała herbaty do drugiego naczynia i podała mu. Nadal wydawała się lekko wystraszona. Naprawdę, bawiło go to, choć wiedział, że nie powinien żartować sobie z tej dziewczyny, która planowała przyjąć pracę u niego. Jeszcze ucieknie nim zacznie i co wtedy? A fakt, że przecież jeszcze wczoraj planował ją zbyć krótkim "Rozmyśliłem się" teraz się nie liczył.
- Spokojnie. Do twoich obowiązków będzie należało robienie obiadu i kolacji. Dostosuję się do odpowiadających tobie godzin, jednak proszę by były one stałe. Do tego robienie prania, zmywanie oraz pobieżne porządki. Tak by wyglądało, że jest czysto. Sto dolarów dziennie jeżeli będziesz wywiązywać się z obowiązków, płacić ci będę w niedzielę. Za dni świąteczne, wolne od pracy, płacę podwójnie. O braku możliwości przyjścia od razu mnie informujesz, ale nie toleruję lenistwa, więc radze z tym nie przesadzać. Wszystko jasne? - Była lekko skołowana, więc tylko pokiwała głową. Wcześniej nie liczyła na to, że w końcu dostanie pracę i będzie mogła utrzeć nosa rodzicom. Bo to zawsze był ich argument przeciwko usamodzielnieniu się Belli - "Nie poradzisz sobie". A teraz miała dowód, że umie sobie radzić. Że da radę.
Dlatego szybko wzięła się do pracy. Pozmywała, nastawiła pranie, przeszła się po domu i ścierała kurze. Rozwiesiła pranie i wstawiła kolejne, bo na brudy składały się głównie czarne garnitury. Zastanawiała się czy mężczyzna nosił inne ciuchy. Wyniosła śmieci, sprzątnęła z suszarki, zrobił na kolację pyszną jajecznicę - a przynajmniej z miny pana Golda wywnioskowała, że jemu smakuje tak samo jak jej - i na koniec pozmywała po kolacji. Była z siebie dumna, nawet jeżeli posada sprzątaczki - a może bardziej gosposi - nie była zbyt zjawiskowa. Ale przynajmniej mogła trochę zarobić oraz poznać kogoś kogo chyba nikt nie chciał poznawać.
- Do widzenia panno French. - Pan Gold odprowadził ją do drzwi. Zastanawiała się czy jest uprzejmy, czy może po prostu jeszcze jej nie ufał i bał się, że coś ukradnie.
- Bella - powiedziała, wyciągając rękę. Zaraz tego pożałowała, bo nie mogła odczytać z miny mężczyzny czy jest zły za to, czy może nie. Na pewno wydawał jej się zaskoczony tym ruchem. Zaraz jednak uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się lekko.
- Rumpelsztyk.
I jak ona mogła widzieć bestię w tym słodkim uśmiechu i delikatnych zmarszczkach, które wtedy się na jego twarzy pojawiały?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro