Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Kiedy pierwszy raz spał na jednym łóżku z Tomem, oczywiście, że pomyślał o seksie, każdy by w takiej sytuacji pomyślał. Zastanawiał się czy mógłby oszacować jakiś termin, czy mógłby się jakoś do tego przygotować. Po długich wewnętrznych debatach stwierdził, że jest totalnym idiotą i nie ma czegoś takiego jak dobry moment czy czas. Nigdy nie wiadomo jak to wszystko się potoczy, ludzie nie umieją przewidywać przyszłości. Jedno co mógł, to mógł się do tego przygotować. Badał teren, co jakiś czas posuwał się o jeden krok do przodu. A to wsunięcie dłoni pod koszulkę, pociągnięcie za pasek, ściśnięcie pośladka, z każdym kolejnym razem był bardziej pewny siebie.

Ruchy przestały być chaotyczne, nie drgał, nie panikował, pomału we własnym tempie poznawał swoje ciało. Z dumą odkrył, że jest w tym coraz lepszy, że mógłby pójść dalej. Dalej. Nie planował, że wydarzy się to tego konkretnego dnia, oczywiście byłoby magicznie w świąteczny poranek obudzić się nago ze swoim chłopakiem na torsie, ale był realistą, starał się za bardzo nie ekscytować. To samo jakoś tak wyszło. Odkąd postanowił poeksperymentować z gestami, wiedział jedno. Że gdy nadejdzie ta chwila, pójdzie w to na całego, nie wycofa się tylko świadomie podejmie decyzję.

Wyznanie Toma tylko to potwierdziło. Zrobił dosłownie i w przenośni krok naprzód.

Zaraz po wejściu do mieszkania, a raczej po wtoczeniu się do niego, jedną ręką zamknął drzwi na klucz, a drugą ściągał płaszcz z chłopaka, prawie, że ogóle nie oderwali się od siebie, gdy po ciemku wdrapywali piętro po piętrze do siebie. Do siebie.

W przedpokoju zostawili na podłodze płaszcze, buty i koszule, trochę to gryzło Jake'a z tyłu głowy, bo miejsce tych rzeczy na pewno nie było na ziemi, ale miał ważniejsze rzeczy w tej chwili, a uściślając na rękach. Kiedy minęli salon z pięknie mieniącą się choinką, Tom wskoczył na mężczyznę, tak było zdecydowanie łatwiej iść do sypialni, objął go mocno nogami w talii, a Gyllenhaal ścisnął w dłoniach oba pośladki chłopaka, mocno i konkretnie.

Cholera, to było dobre.

Pasek od spodni z pomocą Toma z brzdęknięciem spadł na panele, a za nim spodnie. Holland również błyskawicznie pozbył się swoich, oboje teraz byli tylko w bokserkach, pierwszy raz widzieli siebie bez ubrań. Dotykać, a zobaczyć to dwie różne sprawy. Mężczyzna poczuł, że chłopak chyba próbuje zmienić ich pozycję, położyć go na plecy, zrozumiałe, w końcu to on zawsze grał tę bardziej czynną rolę, tym razem jednak Jake chciał zrobić to inaczej.

Wodząc językiem po jego szyi zbliżył się do ucha.

– Nie tym razem, mój drogi. Pozwól mi się tobą zająć.

Tom westchnął, gdy jego sutek znalazł się pomiędzy palcami mężczyzny.

– Nie będę się teraz kłócił, jestem cały twój Jake, cały twój.

Chyba właśnie polubił tę rolę, słysząc poddanie w głosie chłopaka zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. To niesamowite uczucie, gdy ktoś pozwala ci na wszystko, ufa ci bezgranicznie, pragnie ci się oddać w całości.

Tobie. 

Wyobrażając sobie tę sytuację nie raz (tak, tak było) widział siebie na górze, aczkolwiek obawiał się, że przeceni swoje możliwości i ostatecznie spanikuje na samym początku. Składając pocałunki na torsie chłopaka starał się pozwolić ciału działać tak jak ono chciało. Starał się słuchać dźwięków partnera, nawet jeśli tak bardzo wytrącały go z równowagi, obserwować reakcje, czy zwiększyć nacisk czy trochę zwolnić, kiedy przyspieszyć, a kiedy jest moment, by pójść na całego.

Holland wił się jak wąż na materacu, kołdra już dawno zleciała na podłogę, wbijał paznokcie w materac, gdy mokre pocałunki drażniły wewnętrzną stronę ud. Boże, pomyślał Jake, chyba dostanie zawału jak będzie jutro zmieniał pościel i znajdzie te zadrapania, będzie musiał ulżyć sobie w łazience, chyba że ktoś będzie chętny mu pomóc. Nie chciał być zbyt okrutny i za długo pastwić się nad spragnionym dotyku tam chłopakiem, gdy poczuł palce w swoim włosach, wiedział, że teraz już może zerwać łańcuchy.

Może dziwnie to zabrzmi, ale z tym też eksperymentował, niby ssanie jest dla ludzi naturalne, aczkolwiek w takiej chwili nie wszystko jest oczywiste. Na pomysł wpadł podczas jednych z tych szybkich zakupów w spożywczaku, zgarnął kilka dużych, kolorowych lizaków do koszyka i szybciutko wrócił do domu, sprawdzić swoją teorię. Kiedy używasz do jedzenia lizaka tylko języka trochę to trwa zanim dojdziesz do słodkiego środka, jednak gdy włożysz go całego do buzi i uruchomisz ślinianki, cóż, idzie to zdecydowanie szybciej. W przypadku członka swojego chłopaka, postanowił nie bawić się w półśrodki i od razu użyć całego swojego potencjału.

Jęki Toma, bardzo głośne i powtarzanie jego imienia jak zacięta płyta, mówiły same za siebie. Zacisnął mocno dłonie na udach chłopaka, stabilizując sobie podstawę i nie przestawał, boże, jakby chciał z niego wyssać życie. Chciał tylko orgazm, ale czasami definicje się pokrywały. Długo to nie trwało, albo Jake był tak dobry w tym co robił albo Tom był bardzo napalony tego dnia, uznał w myślach skromnie, że pierwsza opcja brzmiała lepiej.

Kurwa, nie wierzył w to, ale przełknął wszystko, naprawdę wszystko. Było to trochę obrzydliwe, niehigieniczne w cholerę i gdyby nie to, że chłopak od razu pociągnął go do pocałunku, pewnie wisiał by teraz nad umywalką, ale przecież jakby nie patrzeć, to była część Toma, a nim nigdy się nie brzydził i nie zamierzał. Gorący język Hollanda zresztą posmakował resztki, która w jego buzi jeszcze została, zniknęło wszystko co do kropelki.

Euforia sięgnęła zenitu, wciąż czuł ją wszędzie, w całym swoim ciele. Tom nie pozostawał dłużny, jak tylko wylizał z ust mężczyzny co się dało, jego ciekawskie palce zjechały po umięśnionym brzuchu, w końcu odnajdując swój cel. Jake zawarczał opierając czoło na mokrym od potu barku chłopaka, dyszał i warczał. Wciąż był na górze, ale cholera, tak mu było dobrze, chciał leżeć na nim gdy będzie posuwał jego dłoń. Desperacko szukał tarcia, Holland, tak jak on sam wcześniej, słuchał jego ciała, słuchał jego jęków.

Tom, cholera!

– Tak, skarbie, tak się nazywam.

– Kocham cię, Tom. Bardzo cię kocham.

Holland aż kwiknął, nie spodziewał się chyba tych słów tak szybko. Jake wiedział, że chłopak nie oczekuje żadnego vice versa, był cierpliwy i zaczekałby na nie, choćby nawet lata, ale on nie chciał czekać. Tom to był ten jedyny, od samego początku zdawał sobie z tego sprawę, z nikim innym nie było mu tak dobrze i z nikim innym by mu się nie udało. Nie było drugiego takiego jak Tom Holland, pasowali do siebie idealnie, jak przysłowiowe puzzle czy połówki jabłka. Gyllenhaal choć zawsze sceptycznie podchodził do zjawiska „przeznaczenia", w tym przypadku wszelkie dowody naukowe musiał odrzucić, bo jeśli coś ściągnęło go do Richmond, to właśnie to.

Chłopak przegryzł jego wargę i mocno zacisnął dłoń, to w połączeniu z palcami błądzącymi po jego karku między włosami posłało Jake'a w kosmos. Gdyby miał ramę w tym łóżku pewnie pod naciskiem dłoni drewno by pękło, dobrze, że ściana była cała, Jake drobnym facetem w końcunie był. Padł na chłopaka dysząc bardziej niż po kilku kółeczkach w parku. Może czas zmienić ćwiczenia?

Oparł podbródek na splecionych dłoniach wpatrując się w swojego chłopaka jak w obrazek.

– Pytanie za sto punktów. O czym myśli pan Tom Holland?

Chichot.

– Nie zgadniesz.

– Hm, czyżby o mnie?

– Pieprzony jasnowidz się znalazł.

Oboje parsknęli śmiechem.

– Myślę, bo wiesz - Tom zgiął rękę i włożył sobie ją pod kark, by lepiej widzieć mężczyznę. – Poszlibyśmy wziąć prysznic, bo kleimy się niemiłosiernie, ale z drugiej strony potem drugi raz go brać, to tak nieekonomicznie, prawda?

Gyllenhaalowi rozszerzyły się źrenice. Rozplątał dłonie i zawisł tuż nad jego ustami.

– Wesołych Świąt, Tom.

– Wesołych Jake, a teraz daj mi te cukrową laskę.

Życzenie zostało spełnione.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro