Część 5 - Golden Freddy
Stróż. Dzieci. Śmierć. Ona. Noc. Kłamstwa. Roboty. Wątp. Stróż. Dzieci. Śmierć. Ona. Noc. Kłamstwa. Roboty. Wątp. Stróż. Dzieci. Śmierć...
Nie wiem już kim jestem. Nie wiem co tu robię. Ledwie pamiętam co znaczą słowa które powtarzam. W tym momencie siedzę na zapleczu. Jestem jednym z aktorów. W pizzerii gram Złotego Freddy'ego, krótko mówiąc specjalną wersję szefa zespołu. Kim konkretnie jestem można zgadywać, bratem bliźniakiem, alter ego czy co to tam może być, nie pamiętam żeby ktokolwiek wyjaśniał to, więc wszystko zależy od własnego pomysłu. Problem polegał jednak na tym, że to wszystko było kłamstwem. Nie byłem aktorem. Nikt z nas nie był. Ktoś kazał nam w to wierzyć. I ten ktoś sprawiał, że zapominaliśmy prawie wszystko. Gdy coś się wydarzyło, następnego dnia pamiętaliśmy to przez mgłę, dwa dni później wcale. Chyba że były to pozytywne rzeczy, zgodne z rozkładem, związane z pracą. Minęło wiele lat, które przepracowałem w tym miejscu. Nawet więcej, pamiętam wszystkie dzieci które tutaj przychodziły. Nie wiem co się z nami dzieje, ale ktoś każe nam wierzyć w kłamstwo.
Dwa dni temu w nocy wszyscy zostali zniszczeni. Zapisałem to sobie. Postanowili dowiedzieć się czemu tak się stało. Ale nie udało im się to. Jednak, poczuli że dostali satysfakcjonującą odpowiedź. Coś próbuje nas wszystkich uśpić, powiedzieć że wszystko jest dobrze. Każdego dnia budzę się ze świadomością że wszystko jest już skończone. Że mogę przestać. Ale to nie jest prawda. Skąd to wszystko pamiętam? Nie tylko powtarzam sobie codziennie najważniejsze rzeczy, ale i zapisuje je na ścianie. Jedyne czego nie wiem, to co dzieje się z nami w nocy. Tracimy nad sobą kontrolę. Nie jesteśmy już sobą. W tym momencie nie pracuję razem z resztą i zrobiłem to całkowicie umyślnie. Po prostu dobrze udaję. Od jakiegoś czasu przyglądam się wszystkiemu z boku i widzę, że mam rację. Pamiętam różne dziwne rzeczy. Wiem że stało się tutaj coś okropnego. Pamiętam piątkę dzieci. Pamiętam gazety, coś im się stało, zaginęli. Stróż nocny ma z tym coś wspólnego. Pamiętam że pierwsze dziecko było inne. Mówili że zaginęło w pizzerii, ale stało się coś z nią... Zginęła wcześniej. Od niej się zaczęło, z tego powodu zabił. Nie wiem nawet skąd to wiem, gdybym chociaż rozróżniał moje wspomnienia! Nawet gdy zdaje mi się że coś wiem, nie potrafię tego wyjaśnić w żaden sposób.
Dzisiaj w nocy wydarzyło się coś okropnego. Nie potrafię podać zbyt wielu szczegółów ale przyglądając się, widziałem że Foxy został silnie zniszczony, a cała jego scena została zamknięta. Wszyscy byli bardzo zdołowani, nie dziwię się czemu. Nie pozwolili Foxy'emu występować. Musiał być załamany. Wszyscy pozostali też byli okropnie zasmuceni cały ten czas. Przykro mi było z tego powodu. Rozumiałem to nawet bardziej niż bym chciał. Ja zawsze siedziałem z boku, choć nie było to niczym wyjątkowym, taki mam po prostu charakter. No i pasuje do miejsca, w którym się w tej chwili znajduję. Samotnie, z boku. Pamiętam że w jednym momencie samotność bardzo mnie zraniła i obiecałem sobie radzić sobie z tym lepiej.
Czas mi się kończył. Zbliżała się noc. Zaraz znowu zapomnę. Zaraz znowu będę musiał sobie przypominać. Zaraz wszystko zacznie się od nowa. A ja nie dowiedziałem się niczego nowego. Właśnie do pizzerii wkroczył stróż nocny. Stojąc w pustym korytarzu przyglądałem się mu. Miał zdecydowanie duży związek z tym wszystkim. Ale nie mam pojęcia jaki. Wydaje się znajomy. Bardzo znajomy. Z całą pewnością ma związek z moimi wspomnieniami. Tylko nie wiem jaki. Ale w końcu się dowiem! Przypomnę sobie! Stróż rozglądał się po miejscu, dużą uwagę przykuwały zawsze dla niego animatroniki. Głupio się im przyglądał, jakby znaczyły coś dla niego. Nie potrafiłem tego nigdy wyjaśnić. Możliwe że ma to związek właśnie z tym, co działo się w nocy. Musiałem wiedzieć. Tymczasem moi przyjaciele się zatrzymali w miejscu. Przestali rozmawiać, przestali myśleć. Zaraz do nich dołączę... Ale... Ale staram się z tym walczyć... Wiem... Wiem, że trzeba... Radzę sobie... Ale nie na długo... Gdybym tylko był silniejszy... Gdybym mógł...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro