Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Smutek Troskfala (opowieść bosmana)

Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o Jerzyźwierzu III, władcy Zoolandy. Wcale się nie dziwię, że nigdy o nim nie słyszeliście. Nie był nawet królem, a jedynie księciem wysepki tak mało znaczącej, że nie miała swojej nazwy. Jej mieszkańcy mówili o niej po prostu Wyspa, a marynarze mówili o niej „ten duży kamień na zachód od Botaniki". Wcześniejszym władcom jakoś to nie przeszkadzało. Lubili ciche i skromne życie, nie pragnęli ani sławy, ani bogactwa.

Książę Jerzyźwierz był przeciwieństwem swoich przodków. Myśl o tym, że jego imię nie trafi do podręczników historii spędzała mu sen z powiek. Dlatego postanowił uczynić ze swego królestwa jeden wielki ogród zoologiczny. Zaczął sprowadzać różne egzotyczne gatunki zwierząt z całego świata, a wyspę nazwał Zoolandą.

Od tamtego czasu w ogrodach królewskich można było spotkać zachwycające rajskie ptaki i niezbyt dostojne dront dodo, uważane za wymarłe. W oczkach wodnych dziobaki grały w piłkę z wydrami, a po drzewach skakały lemury. Największą atrakcją Zoolandy było to, że zwierzęta były oswojone i można było do nich podejść i je pogłaskać. Z tego też powodu wyspa stała się niebywałą atrakcją dla szkół i domów seniora z całego archipelagu. Niestety, reszcie świata Zoolanda nadal pozostała nieznana.

Aż wreszcie, podczas pewnej bezsennej nocy książę Jerzyźwierz III przypomniał sobie starą pieśń o troskfalu, którą babunia śpiewała mu, żeby go uspokoić. Owszem, wiedział, że troskfale, to postaci z miejscowych legend, ale przecież każda legenda zawiera ziarno prawdy. Wynajął więc najlepszych naukowców z Botaniki i kazał im zbadać sprawę.

Intuicja go nie myliła. Po miesiącach żmudnych poszukiwań naukowcy orzekli, że zwierzę nazywane troskfalem jest najprawdopodobniej jakimś nieznanym nauce gatunkiem, występującym na jednej ze skrajnych wysp archipelagu. Wskazali nawet możliwe miejsce występowania – Płaczliwą Wysepkę.

Księciu więcej nie było trzeba. Natychmiast zorganizował wyprawę poszukiwawczą. Minęły kolejne miesiące, zanim statek powrócił. Na jego pokładzie, w ogromnym akwarium znajdował się najprawdziwszy troskfal. To cudowne zwierzę kształtem przypominało ciemnobłękitną fokę z białymi, falbaniastymi płetwami. Z czoła wystawał szafirowy, spiralnie skręcony róg, długi na kilka centymetrów.

Książę był wniebowzięty. Kazał zbudować dla troskfala specjalny basen w sali tronowej. Potem polecił wysłać zaproszenia do wszystkich ważnych naukowców i władców na oficjalną prezentację legendy. I trzeba przyznać, że Jerzyźwierz wywołał niemałe zamieszanie. Naukowcy, przedstawiciele władzy, a przede wszystkim dziennikarze z niecierpliwością oczekiwali na Święto Troskfala, które książę ogłosił z tej okazji. Dla zbudowania większego napięcia przez cały tydzień nie wpuszczano na wyspę żadnych statków z zewnątrz.

Noc przed otwarciem dostępu do Zoolandy była niezwykle burzliwa. Mimo to liczne statki zgromadziły się na wodach granicznych, by skoro świt przybić do wyspy i na własne oczy zobaczyć legendarnego troskfala. Ja sam znajdowałem się na jednym licznych statków i z niecierpliwością wyczekiwałem spotkania z tym mitycznym stworzeniem. Gdy słońce wreszcie wzeszło, flota książęca rozwinęła żagle i ruszyła w stronę wyspy, za nią zaś wszyscy pozostali. Niestety, do Zoolandy nigdy nie dotarliśmy. W miejscu, gdzie powinna znajdować się wyspa znaleźliśmy tylko łodzie pełne ludzi.

W ten oto sposób wyprawa na uroczystość zmieniła się w misję ratunkową. Przyjęliśmy milczących rozbitków na swój statek i odstawiliśmy do najbliższego portu na Botanice. Jeden z uratowanych, młody marynarz, który tamtej pamiętnej nocy pełnił służbę w porcie Zoolandy, postanowił zaciągnąć się do pracy na nasz statek. To właśnie od niego dowiedziałem się, co się wtedy wydarzyło.

Według niektórych pieśni śpiew troskfali sprowadza ciemność i rozpacz. Marynarz, Perełka, potwierdził, że odgłosy legendarnego stworzenia przypominały śpiew i przenikały do głębi serca. Miał wrażenie, że wypełnia go tęsknota, z każdym dniem coraz bardziej rozpaczliwa. Towarzyszył jej również nieokreślony smutek, który nie tyle prowadził do rozpaczy, co raczej do poszukiwania w sobie źródła prawdziwej nadziei. I to właśnie nadzieja sprawiła, że ludzie znaleźli się tej nocy w łodziach. Wszyscy, z wyjątkiem księcia.

Tęsknota troskfala za domem sprowadziła z jego rodzinnej wyspy inne legendarne stworzenie: posłańca nadziei. Perełka wydział go jedynie z daleka i nie do końca dowierzał własnym oczom. Przekonałem go, że to nie było złudzenie, bo ja również widziałem go tamtej nocy i to z bliska. Był to motyl wielkości ludzkiej dłoni, emanujący złotym i zielonym światłem. Miałem go na wyciągnięcie ręki i wydało mi się to tak niemożliwe, że uznałem go wtedy za bardzo realistyczny sen. Ale to musiał być on. Nie tylko świadectwo Perełki mnie o tym przekonała. Według legendy trzepot skrzydeł posłańca nadziei potrafi wywołać sztorm, a nawet trzęsienie ziemi. A to właśnie stało się z wyspą. Zatrzęsła się w posadach i zatonęła w odmętach fal, zwracając w ten sposób troskfalowi wolność.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro