Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kajuta tajemnic

– Mówiłem ci, że ten dzieciak z gilem znowu na nas naskarży – powiedział zziajany Kuba.

– A ja ci mówiłem, że zabawa w szalupie ratunkowej to zły pomysł – odparł Tymon. Był bardziej wysportowany od kolegi, ale i tak bieg zaczynał go już męczyć. Robili właśnie trzecie okrążenie wokół pokładu, uciekając przed Januszem.

– W lewo! – zaskrzeczała mewa. Wcześniej ostrzegła ich przed zbliżającym się Januszem, a teraz towarzyszyła im w szaleńczej ucieczce. I całe szczęście, bo naprzeciwko nich pojawił się jakiś marynarz. Jego kwaśna mina świadczyła dobitnie, że był w zmowie z Januszem.

Chłopcy skręcili za Nicitą w zaułek prowadzący do schodów. Myśleli, że mewa zaprowadzi ich na wyższy pokład. Zamiast tego ptak usiadł na stercie drewnianych skrzyń i zaskrzeczał. Chłopcy wcisnęli się między skrzynie i dopiero wtedy dostrzegli przejście zasłonięte szarą kotarą. Tak im się przynajmniej wydawało, bo kiedy ją odsłonili, nie znaleźli żadnych drzwi, a jedynie wnękę tak ciasną, że ledwie się w niej zmieścili. Kuba, przytulając się do ściany wstrzymał oddech, Tymon natomiast pospiesznie poprawiał kotarę. Zdążył w samą porę.

Po chwili chłopcy usłyszeli ciężkie kroki. Ktoś się zatrzymał tuż naprzeciwko ich kryjówki. Kuba wyobraził sobie, jak ten ktoś się rozgląda uważnie w poszukiwaniu śladów, jakiegoś włosa albo skrawka materiału. Może nawet węszył?

– Masz ich? – zapytał Janusz. – Na jego głos obaj chłopcy omal nie pisnęli ze strachu.

– Pewnie zbiegli na niższy pokład – odpowiedział marynarz.

– Więc co tu jeszcze robisz?

– Bo mewa poleciała do góry, więc nie mam pewności...

– Zorganizuj sobie kogoś do pomocy i ich znajdź. Masz godzinę. W przeciwnym razie sam będziesz obierał ziemniaki.

– Tak jest!

Obaj mężczyźni rozeszli się, każdy w inną stronę. Po chwili chłopcy ostrożnie wzięli oddech, a znacznie później odważyli się odezwać szeptem.

– Myślisz, że jesteśmy już bezpieczni? Ten facet oddychał głośno, jak jakiś dementor. Aż mnie ciarki przeszły po plecach.

– Słyszałeś, co powiedział. Będą na nas polować, co najmniej przez godzinę. Na wszelki wypadek zaczekałbym, aż się ściemni.

– Co? – jęknął Kuba. – Tu jest strasznie niewygodnie! W dodatku coś mi się wbija w żebra.

To coś okazało się być mosiężną klamką pokrytą ozdobnymi literami, tkwiącą z boku wnęki. Kuba zobaczył ją, kiedy Tymon zrobił mu trochę miejsca i odsunął kotarkę.

– Dziwne – powiedział Kuba. – Klamka w ścianie? Ciekawe, czy coś otwiera.

– Na twoim miejscu bym jej nie ruszał...

Kuba oczywiście nie posłuchał. Chwycił klamkę i spróbował ją najpierw przekręcić, a potem wcisnąć. Kiedy to nie poskutkowało, pociągnął ją mocno do siebie... i tylna ściana wnęki uniosła się do góry ukazując jakieś zagracone pomieszczenie. Wydawał się wręcz stworzony na kryjówkę przed Januszem, dlatego chłopcy bez wahania weszli do środka. Nie było to zbyt rozsądne, bo zaraz potem przejście się zamknęło i znaleźli się w całkowitych ciemnościach. No, prawie. W głębi migotało jakieś światełko, a wokół niego stało kilka osób. Wszyscy gapili się na nich.

– No, hej... – powiedział Kuba, starając się ukryć strach. – Co robicie?

Nikt mu nie odpowiedział, ale też nikt ich nie zaatakował. Właściwie, to zostali całkowicie zignorowani. Kimkolwiek byli ludzie ukrywający się w tej tajnej graciarni, usiedli na podłodze i zajęli się... czymś.

Tymon jako pierwszy odważył się podejść bliżej. Potykając się o leżące na podłodze graty zatrzymał się o krok od grupy i przyjrzał się zgromadzonym. Były to dzieci w podobnym do nich wieku. Dwie dziewczynki i trzech chłopców. Jeden z nich był chyba ciemnoskóry, ale w tym oświetleniu nie dało się tego dobrze poznać. Cała piątka siedziała wokół jakiejś gry. Na planszy przypominającej mapę skarbów znajdowały się figurki z kolorowego szkła. Chłopiec siedzący najbliżej Tymona rzucił kośćmi.

– Znika, gdy wypowiesz jej imię – powiedział i przesunął swój pionek na kolejne pole. Tymon spojrzał na Kubę, który właśnie stanął obok. Ten tylko wzruszył ramionami i zaczął się przyglądać grze, która trwała dalej. Nikt już niczego nie powiedział. Tymon zauważył, że wokół planszy jest jeszcze akurat tyle miejsca, że mogliby się razem z Kubą dosiąść i dołączyć do gry. Spróbował, ale został powstrzymany przez siedzącą obok dziewczynkę.

– Kości są w kościach ukryte – powiedziała broniąc ręką dostępu do gry.

– A woda w twojej głowie – odpowiedział ze złością. Spodziewał się jakiejś reakcji. Myślał, że może nawet któryś z chłopaków wstanie i uderzy go pięścią w twarz. Nikt się nawet nie ruszył, co rozzłościło go jeszcze bardziej. Czuł się jak intruz i nie było to miłe uczucie. W szkole też go nikt nie lubił, ale to dlatego, że często dokuczał innym. Ci tutaj nawet go nie znali i nie lubili go za nic. Miał ochotę zabrać im te kości i wyrzucić w najciemniejszy kąt. Nie zrobił tego tylko ze względu na Kubę. Był pierwszą osobą, z którą udało mu się zaprzyjaźnić. Razem z Laurą pomagali mu być milszym dla innych ludzi, co nie było łatwym zadaniem.

– Myślę, że to jakiś szyfr. – powiedział Kuba. – Albo zagadki, jak w książkach.

– I co niby mają znaczyć?

– Pierwszą chyba pamiętam. Odpowiedź brzmi cisza...

Gdy wypowiedział to słowo, jeden z graczy wstał i wręczył im po jednym pionku, po czym wrócił do gry.

– Czyli żeby dołączyć do gry, musimy jeszcze znaleźć kości? – upewnił się Tymon przyglądając się zielonej ośmiornicy.

– Najwyraźniej – odparł Kuba. Jego pionek był koloru fioletowego i miał kształt rozgwiazdy.

Poszukiwanie kości w zagraconym pomieszczeniu i przy słabym świetle było czynnością dosyć bolesną. Co chwila się o coś potykali albo uderzali głową w jakąś wystającą skrzynię. W dodatku starali się robić jak najmniej hałasu, co spowodowało, że byli jeszcze bardziej hałaśliwi niż zwykle. Kubie udało się nawet przewrócić regał z garnkami.

Wreszcie udało im się znaleźć jakieś kości, a nawet cały szkielet. Kuba najpierw się go przestraszył, a potem zaczął się z niego śmiać. Owszem, był to szkielet człowieka, ale taki plastikowy, jaki można spotkać w klasach biologicznych. Jego śmieszność polegała na tym, że na głowie miał elegancki, damski kapelusz z piórkiem, a na ramieniu błyszczącą torebkę. W zębach natomiast trzymał trzy kości do gry, takie same jak te, którymi posługiwały się zagadkowe dzieci.

– Witamy w Kajucie Tajemnic, siedzibie Tajnego Bractwa Nietonika – powiedział czarnoskóry chłopak. – Nagrodą za rozwiązanie pierwszych zagadek jest kilka tajemnic, ułatwiających życie na statku. Pierwszą z nich jest to, że bosman Szczęsny i Janusz to bracia.

– Niemożliwe...

– Owszem, możliwe. I bardzo pomocne, bo wredny Janusz musi słuchać się swojego starszego brata, dlatego w razie kłopotów najlepiej uciekać do bosmana.

– Tajemnica druga dotyczy naszego statku – powiedziała jedna z dziewczynek. – Niewiele osób wie, że jest on młodszym bratem Titanica.

– Jest jeszcze wiele innych tajemnic, odkrytych i czekających na odkrycie. Wystarczy, że do nas dołączycie.

– No, nie wiem – odpowiedział Tymon. – Czy to na pewno legalne? Janusz i dzieciak z gilem to aż nadto kłopotów.

– Nie bój żaby – powiedziała najmniejszy z chłopców. – Mamy agenta w załodze. Poza tym, pani kapitan Dawson to moja mama.

– W takim razie chyba nie zaszkodzi spróbować.

– W takim razie musicie jeszcze przejść próbę zaufania – powiedział syn pani kapitan. – W grupie takiej jak ta nie możemy sobie pozwolić na wzajemną niechęć i złośliwości z jakiegokolwiek powodu. Dlatego żeby wstąpić do bractwa trzeba podać rękę Taru.

– Tylko tyle? – zdziwił się Kuba. – Spodziewałem się jakiegoś pływania z rekinami, czy czegoś podobnego.

– Nie wiesz jeszcze wszystkiego. Taru lubi brukselkę. Wręcz kocha wszystkie warzywa, ale jego największym przysmakiem jest brukselka. Jesteście w stanie przyjaźnić się z kimś takim?

Tymon bez wahania uścisnął dłoń chłopca, który odpowiedział łamaną polszczyzną, że pochodzi z Indii, a potem dodał po angielsku, że miło mu go poznać. Po nim przywitali się z nim pozostali. Siostry Youko i Misaki, których mama pochodziła z Japonii, Tomek z Gdańska i John z Chicago.

– Kuba? Na co czekasz?

– Wiesz, właściwie te ich tajemnice nie są specjalnie ciekawe – powiedział, patrząc nieufnie na Taru. Zamiłowanie do brukselki to bardzo poważny zarzut. – Może gdyby Nietonik był jakimś starym żaglowcem, na którym ciąży klątwa...

– Nie wspomniałem o najważniejszym – odparł Tomek. – Moja mama jest też poszukiwaczką skarbów.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro