Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bambusowa piosenka

Pierwsze dwa dni dzieciaki spędziły na zwiedzaniu statku i rysowaniu mapy, na której zaznaczały miejsca szczególnie nadające się do zabawy. Wycieczkowiec „Nietonik" był właściwie małym, pływającym miastem. Oprócz pokładu z kajutami, czyli pokojami dla pasażerów, był też pokład ze sklepami i restauracjami, oraz pokład rozrywkowy z salą zabaw dla dzieci oraz dyskotekami i salami tanecznymi. Było też dużo miejsca do biegania i zabawy na świeżym powietrzu, z czego dzieci korzystały najchętniej. Przynajmniej do pierwszej afery.

– Ja się poskarżę do rzecznika praw dziecka – powiedział chłopiec płucząc mop w wiadrze z wodą. Złociste loki lepiły mu się do czoła mokrego od potu. – Czytałem kiedyś o czymś takim. To się nazywa mopping w miejscu pracy. Za to szef może pójść do więzienia.

– Nie marudź Kuba, tylko mopuj, bo inaczej do wieczora tego nie skończymy – odparł jego kolega, szorujący pokład zwykłą szmatką, którą Janusz nazwał „mopem bezprzewodowym". – Poza tym to nie jest żaden mopping tylko zwykła kara.

– Karze się za coś złego, a my przecież tylko się bawiliśmy.

– Niby tak – odezwała się nieśmiało ich koleżanka – ale przy okazji pomalowaliśmy pokład farbami.

– A widzisz Tymon? Mówiłem ci, żeby użyć kredy!

– Że to niby moja wina? W takim razie Laura też jest winna, bo to ona przyniosła farbki!

– Możecie się kłócić trochę ciszej? – zapytał starszy od nich chłopiec, który właśnie przyniósł wiadro ze świeżą wodą. – Inne dzieci pomyślą, że to faktycznie jest nasza wina. W końcu to my zaczęliśmy tę zabawę.

Narysowanie gigantycznej planszówki na jednym z pokładów wydawało się być całkiem niezłym pomysłem. Wręcz wspaniałym. Obserwowało ich kilkoro dzieci, które w pewnym momencie postanowiły im pomóc. Niektóre mówiły po polsku, inne nie, ale to nie stanowiło problemu. W razie potrzeby Florek służył pomocą w tłumaczeniu z angielskiego, choć w większości dzieci rozumiały się bez słów. Język zabawy był uniwersalny i rozumiało go każde dziecko na świecie.

Niestety, dorośli nie zawsze byli tak wyrozumiali. Kiedy zabawa trwała w najlepsze, a niektórzy już zbliżali się do mety, zjawił się on – mężczyzna w japonkach i białych skarpetkach. Początkowo dzieci go zignorowały. Wzięły go za typowego polskiego Janusza na wakacjach. Dopiero kiedy mężczyzna zaczął krzyczeć coś o porządku i o rodzicach, wszystkie zamarły z przestrachu. Okazało się, że ów niszczyciel marzeń jest w rzeczywistości członkiem załogi, odpowiedzialnym za dyscyplinę na statku. Kiedy się przedstawił jako Janusz Nowicki, kilkoro dzieci parsknęło śmiechem. Wtedy opalony na czerwono mężczyzna zrobił się jeszcze bardziej czerwony, wezwał rodziców i za ich zgodą kazał dzieciom posprzątać cały bałagan. Odgrodził nawet teren specjalną taśmą, żeby im nikt nie zaczął pomagać.

A pomoc bardzo by się przydała, bo żadne z dzieci nie wiedziało, jak się myje podłogę. Florek, jako jedyny, potrafił posługiwać się mopem. Miał już czternaście lat i był animatorem w oratorium, więc potrafił nie tylko zorganizować zabawę, ale również po niej posprzątać. Próbował nawet nauczyć tego kilkoro dzieci, ale z marnym skutkiem. Przede wszystkim brakowało tu współpracy, przez co sprzątanie przypominało bardziej rozmazywanie brudu.

– Rany, faktycznie źle to wygląda – powiedział jakiś nastolatek w stroju marynarza. – Nic dziwnego, że Janusz się tak wściekł.

– A ty coś za jeden? Szpieg? – zapytał niezbyt uprzejmie Tymon.

– Jestem Bartek, ale możecie mi mówić Bambus. I nie, nie jestem szpiegiem. Choć chyba faktycznie ktoś na was naskarżył. Widziałem jakiegoś chłopca, który rozmawiał z Januszem. Wydało mi się to dziwne, bo dzieci raczej go nie lubią i starają się go unikać.

– Chłopiec? – zapytał Kuba. – Taki mały i zasmarkany?

– No, chyba tak...

– Wiedziałem, że ten dzieciak z gilem narobi nam kłopotów. Trzeba było mu pozwolić się z nami bawić.

– Był za mały, więc odesłałem go do rodziców, żeby zapytał ich o zgodę – bronił się Tymon.

– Mógłbyś nam jakoś pomóc? – zapytał Florek. – Inaczej noc nas tu zastanie.

– Rany, chciałbym, ale za piętnaście minut mam dyżur na zmywaku – odparł Bambus.

– To może masz jakiś super mop, który pozmywa wszystko za nas?

– Właśnie, taki samochodzik ze szczotkami! – wykrzyknął Kuba. – A najlepiej to całą flotę samochodzików! Urządzilibyśmy sobie wyścigi i przy okazji posprzątali na błysk cały pokład!

– Przykro mi. Chociaż, jest coś, co mogłoby wam ułatwić pracę. Macie przy sobie telefon z dyktafonem?

Sposobem okazała się piosenka, którą dawni marynarze śpiewali, by ułatwić sobie pracę. Pomagała im utrzymać wspólny rytm, co było bardzo ważne przy wyciąganiu kotwicy albo wiosłowaniu. Bambus nagrał się Florkowi na telefon i podpowiedział, jak powinno się myć pokład. Tymon nie był zbyt przekonany do tego pomysłu. Metoda pracy wydawała się sensowna, ale nie wierzył, że Florkowi uda się przekonać pozostałe dzieciaki do współpracy. Szczególnie, że wymagało to wspólnego śpiewu.

Ku jego wielkiego zdziwieniu, dzieci szybko załapały, o co chodzi. Piosenka była prosta i rzeczywiście pomagała w pracy, a czego Florkowi nie udało się wytłumaczyć słowami, udało mu się pokazać. W efekcie już po kilkunastu minutach ze zbieraniny przypadkowych dzieciaków stali się całkiem zgranym zespołem śpiewająco-sprzątającym, a kiedy znudziło im się śpiewanie wciąż tych samych dwóch zwrotek, zaczęli wymyślać swoje.

Swoją ciężką pracę skończyli przed przyjściem Janusza. I całe szczęście, bo gdyby zobaczył, że ich ciężka kara zaczyna bardziej przypominać zabawę, mogłoby mu się to nie spodobać. I tak był niepocieszony widząc, że dzieci są podejrzanie zadowolone. Gdy wracały do swoich rodziców, w głowach wciąż brzmiała im słowa refrenu:

Hej ho! Hej, ho! Przygoda wzywa nas!

Przygotuj się na pełen wrażeń czas!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro