Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

-Kai-

Zamknęła je. Zamknęła oczy. ZAMKNĘŁA TE CHOLERNIE PIĘKNE OCZY.

Ale nadal oddychała. Jest jeszcze szansa. Ponownie dzisiaj wziąłem Stu w ramiona i niosłem ją w stronę pałacu Chena. Nie spotykałem na swojej drodze żadnych strażników, co jest conajmniej dziwne. Szwendałem się po korytarzu, wołając imiona przyjaciół. Ręce zaczęły mi drżeć. Poczułem, że za chwilę ją upuszczę, więc usiadłem pod ścianą i zacząłem płakać. Wszyscy mnie opuścili.

Położyłem głowę Stu na moje kolana i zacząłem głaskać jej mokre od krwi włosy. Wyglądała tak spokojnie. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała. Nadal żyje, to najważniejsze. Usłyszałem jakieś głosy, więc natychmiast podniosłem Stutter i podążyłem w stronę dźwięku. Jak się okazało, byli to moi przyjaciele i mistrzowie żywiołów. Shade uśmiechnął się na widok zakrwawionej dziewczyny. Lloyd strzelił sobie facepalma i krzyknął:

- Prawie zapomniałem! Zane, chyba umiesz... emm... operować?

- Niestety, nie mam takiego programu - odparł smutno android.

Jay podbiegł do mnie i ze złością na twarzy wpatrywał się w swoją kuzynkę.

- Kto to zrobił?! - zapytał, a na sali zrobiło się cicho - Daj mi ją, znam się na opatrywaniu ran.

Podałem dziewczynę kumplowi i patrzyłem, jak się z nią oddala. Na moich rękach była jej krew. Nie mogłem na to patrzeć, więc wytarłem je o najbliższe ściany z grymasem na twarzy. Ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem Lloyda ze smutkiem na twarzy.

- Zniszczyliśmy kryształ. Chen, Skylor i jego słudzy uciekli - oznajmił.

Zmarszczyłem brwi.

- To Skylor była szpiegiem? A zaczynałem ją lubić - zaśmiałem się krótko.

- Ta... - spuścił wzrok, zamyślony.

- Coś się stało? Możemy wrócić do Ninjago, prawda? - zapytałem łagodnie. Lloyd nie odpowiedział - Prawda? - zacisnąłem zęby, starając się nie okazywać negatywnych emocji.

- Zaklęcie... - szepnął.

- Co z nim nie tak?

- Bo... - westchnął i przeczesał włosy palcami - Zaklęcie służy do tego, by Chen i jego armia zamienili się w anakondowców.

Zamarłem. Anakondowcy? To niemożliwe.

- Ale... Zniszczyliście kryształ, każdy odzyskał swoje moce, prawda? - spytałem pełen nadziei.

- No tak... Ale jeszcze nie wiemy, czy Chen wpadł na to, by odebrać moc Skylor. Jest mistrzynią bursztynu i przyswoiła moc każdego z nas... - odwrócił wzrok.

- Mamy przesrane - burknąłem i podeszłem do pochylającego się nad Stu Jaya.

-Stutter-

Spróbowałam otworzyć oczy, ale nie udało mi się to. Jako, że zawsze uparcie dążę do celu, spróbowałam jeszcze kilkanaście razy, ale nie udało się. Gdybym mogła, to bym teraz westchnęła z irytacją. No nic, spróbowałam poruszyć ręką. Nic. Jakbym śniła, że śpię. Może i zabawne, ale nie dla mnie. Poczułam zimne dłonie na moich ranach. Może jestem w szpitalu? Operują mnie? A może wszystkie moje przygody z ninja to był sen? Taaa... chciałabym. Jak tylko udało mi się otworzyć oczy, ujrzałam krzywą mordę Jaya.

- Boże... - jęknęłam - Coś ty mi dał?

- Zastrzyk z adrenaliną - wzruszył ramionami.

- Zwariowałeś?! - krzyknęłam - Mam słabe serce, mogłeś mnie zabić!

- Ale żyjesz - uśmiechnął się cwaniacko. Przewróciłam oczami. Drugą osobą, jaką ujrzałam, był Kai. Patrzył na mnie z troską. Tuż obok niego krzątała się dziewczyna, która wtedy z nimi była. Gdy zauważyła, że się obudziłam, prawie krzyknęła z radości.

- Pytanie dnia - rzekł Jay - Kto ci to zrobił?

Zamilkłam na chwilę, patrząc na ziemię. Nie jestem kablem, nie będę nikogo wkopywać. Poza tym, już dobrze się czuję. Czyli, że nic się nie stało.

Jay westchnął. Ujął mój podbródek i skkerował moją twarz w jego stronę.

- Powiedz. Kto. To. Był. - rozkazał, dając nacisk na każde wypowiedziane słowo.

- Nie pamiętam - skłamałam, ponownie patrząc na ziemię.

- Kłamiesz - odparł - Kto to był, Stutter? Kto?

- Shade, okej?! - krzyknęłam, że każdy zwrócił na mnie swoją uwagę - Wtedy, w dżungli... Eh.

Zauważyłam chęć mordu w oczach Kaia i Jaya. Co im tak zależy? Czarnowłosa wpatrywała się we mnie z troską. Kai wybiegł z sali, w której się znajdowaliśmy. Jay mocno zacisnął pięści.

- Nie mówcie, że... - nie dokończyłam. Cisza wystarczyła mi jako odpowiedź. Szybko wybiegłam z sali. Nadal byliśmy w pałacu Chena. Na dworze było całe mnóstwo mistrzów żywiołów. Pomimo rannej nogi, udało mi się dobiec do bijących się chłopaków - Kaia i Shade'a.

- Przestańcie! - krzyknęłam - Kai, zabijesz go!

~~~

Heeej! To było jasne, że Stu się obudzi, więc nie oczekuję od Was zdziwienia XD Sam rozdział może być trochę nudny, ale w ostatnich będzie więcej akcji :D Tak, kochani, zbliżamy się do końca. Jeszcze 3-4 rozdziały. Jeśli jeszcze Wam nie mówiłam, to mówię teraz - będzie druga część na 100%. No to co? Pozdrawiam Was i dobranoc :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro