Wyspa
Wiatr przybrał na sile. Drobne krople jesiennej mżawki stawały się powoli wielkimi kroplami coraz to gwałtowniejszego deszczu zwiastującego ulewę. Niebo ze swojego zwyczajnego jasnego koloru nabrało granatowo-fioletowych odcieni. Woda w zatoce, tak zwykle spokojna, zaczęła się burzyć. Mieszkańcy wyspy kończyli pośpiesznie zabezpieczać swój majątek, grupka przejezdnych z niepokojem zaczęła pokazywać sobie nawzajem ciemne chmury. Ogólnie krajobraz rodem z opowieści która ściągała na nią grupę turystów. W pewien sposób stało się to Tradycją. Rok w rok jeden z hotelarzy jeździł na Ląd i opowiadał „Legendę o Wyspie". O tajemniczych zjawiskach, stworzeniach i starszej niż najstarszy członek wyspiarskiej społeczności – tajemnicy – miejscowi uważali, że ich Wyspa jest nową Atlantydą.
Obraz Wyspy, jak na tak ciekawą reklamę był... dość zwyczajny – jesienna burza jak co roku miała nawiedzić to miejsce. Rolnicy, pasterze i inni mieszkańcy Wyspy znali jej przebieg na pamięć, większość turystów początkowo było zaskoczona, jednak to zaskoczenie z biegiem czasu poczęło zmieniać się w fascynację. Żaden z nich nie denerwował się psującą pogodą – turyści podróżujący „lat minute" wiedzieli, że miejsce do którego jadą jest jesienią nieco niebezpieczne. Większość z nich przybywała na Wyspę potem jak Deszcz zmienił się w Ulewę. Wszystkie istoty żywe schowały się w ciepłych i bezpiecznych murach miasta.
Cóż... poza jednym wyjątkiem...Na jednym z nisko posadzonych gałęzi drzewa, która zwisała nie całe dwa trzy nad wodą siedziała dziewczyna. Była ona bardzo drobna, o ciemnej oliwkowej karnacji, długich falowanych włosach o dziwnym czarno-brązowym kolorze oraz o zielonych oczach, które jednak, według wielu osób były piwne. Dziewczyna nosiła imię – Chara – które po grecku oznacza radość – jak na ironię. Mało kto wiedział Charę uśmiechającą się. Z opowieści jej rodziny można było wywnioskować, że Chara była kiedyś bardzo radosnym, miłym dzieckiem skłonnym do pomocy – jednak, gdy wraz z rodzicami przeniosła się na Wyspę miała już piętnaście lat i nie pozwoliła się do siebie nikomu zbliżyć, zresztą – jej cyniczne zachowanie, sarkastyczne i często wredne odzywki do osób próbujących ją poznać skutecznie zniechęciło okoliczną młodzież do prób nawiązania z nią kontaktu. Osobliwe zachowanie nigdy nie było dobrze widziane przez małą zamkniętą społeczność Wyspy. Nie docierały tu żadne nowinki techniczne ani żadne one informacje ze świata zewnętrznego – ludzie mieszkali tu jak pod szklanym kloszem. I nie lubiono tu dziwolągów. A Chara tym dziwolągiem niezaprzeczalnie była. Chodziła w spodniach (osoby odwiedzające Ląd twierdziły, że jest to normalne Tam, na co starsi ludzie kiwali zgorszeni głową mówiąc coś o zgubnej cywilizacji...) Lubiła czytać, skończyła szkołę (a dziewczyna przecież nie powinna zbyt dużo się uczyć bo jeszcze zacznie myśleć) i nie pokazywała się na potańcówkach co powodowało powszechne zgorszenie – to miejsce przecież było idealne na znalezienie sobie partnera. A Chara przecież miała już dwadzieścia parę lat i nie młodniała...
Ale tym co wywoływało największe zgorszenie wokół osoby Chary i powodowało szeptanie modlitw i kreślenie znaku krzyża było to, że Ona nie bała się pytań ani Morza. Społeczeństwo było przyzwyczajone do spokojnej zatoki, ale mało kto wypływał w głąb za horyzont, a oczy Chary nieustanie uciekały w tamtym kierunku. Teraz również. Siedząc zdecydowanie zbyt blisko wody wpatrywała się w horyzont. Nagle poderwała się wskakując do wody. Po chwili wynurzyła się dzierżąc w dłoni coś dziwnego co kształtem przypominało widelec. Odwróciła się w stronę ludzi i rozkazała im uciekać. Coś w tonie głosu jakim mówiła i siła z którą wydała rozkaz sprawiło, ze w ciągu paru minut jedyną będącą nie chroniącą się osobą była Chara. Uśmiechnęła się w stronę morza.
- Vgaíno éxo (1)- jak za dotknięciem różdżki z toni wody wyłonił się Wodny Rumak. Skłonił się przed swoją Panią i pozwolił dosiąc się dziewczynie. Razem pognali na spotkanie z Mrokiem, który pod osłoną Deszczu chciał zniszczyć Wyspę.
- Nie tym razem – mruknęła Chara i poprawiając trzymany Trójząb zaczęła szeptać greckie wezwanie wojowników - Éla, ta thémata mou, efthygrammísou mazí mou kai níkise ton echthró mazí mou (2) - i wtedy z wody wyłonili się Oni, zupełnie jak żołnierze malowani w bajkach o Atlantydzie. Przeciw nim wyłoniły się wojska Mroku. Większe, mocniejsze i silniejsze niż kiedykolwiek. I wyłonił się On. Mrok. Ujrzał Charę i gdy spojrzeli sobie w oczy wiedzieli, że teraz jest Czas Ostateczny. Rozgorzała się walka. Mrok mieszał się z wysłannikami Atlanty. I gdy szala zwycięstwa coraz szybciej wskazywała na wygraną Mroku Chara zdała sobie sprawę co musi zrobić. Zdjęła swój Medalion i zawiesiła go na Trójzębie. Zwołała swe wojska. Atlanci doskonale zdawali sobie sprawę co ich dowódca chce zrobić. I skinęli głowy w zgodzie. Złączyli swe dłonie w krąg i patrzyli jak Ostatni Wódz Atlanty przebija swoje serce bronią z Głębi Hadesu. I wszytko ustało. Chara poświęcając swoje życie, lud i państwo – które razem z jej śmiercią zmieniło się w morską pianę – uratowała obcy i nieprzychylny jej Świat – na czele z Wyspą jej dzieckiem, która przez ostatnie lata była jej więzieniem.
***
Na Wyspie nastał poranek. Skończyła się co roczna Burza, której przebieg w tym roku był wyjątkowo ostry. I jak rok w rocznie urządzono z tej okazji tańce. Jednak gdy zbliżyli się do brzegu Morza by złożyć mu ofiarę – odnaleziono dziewczęce, zimne, martwe ciało.
Ciało dziedziczki Atlantydy, założycielkę Wyspy i ich Wybawicielkę.
- Ach to tylko ona – rozległ się pogardliwy głos dowódcy Wyspy – wywalcie to coś – polecił i splunął z pogardą. I tak też się stało. Ciało Chary zostało wyrzucone w Morze i spoczęło na dnie Morza. Tam gdzie kiedyś było jej Państwo. I nikt po niej nie zapłakał.
(1) Z greckiego -"wychodź"
(2) Z greckiego - „przybądźcie poddani moi, stańcie ze mną w szeregu i razem ze mną pokonajcie wroga"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro