Rozdział 4
- Ej, Ina! Idziesz? - usłyszałam krzyk, więc wychyliłam się przez okno i zobaczyłam uśmiechniętego bruneta.
- Już idę! - odkrzyknęłam i ruszyłam biegiem do wyjścia - Mamo, mogę wyjść z... O, dzień dobry pani, pani Fisher.- przywitała się z uśmiechem.
- Pewnie, Zack już czeka. - odpowiedziała roześmiana mama, na moje niedokończone pytanie.
- To są chyba jakieś żarty. - jęknęłam i potarłam czoło dłonią. Przede mną stał brat mojego wroga, Nathana.
- Czyli jednak pamiętasz Zack'a? - spytała moja mama, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, tylko patrzyłam na niego. Poczułam rumieńce na twarzy, gdy przypomniałam sobie, że kiedyś byłam w nim beznadziejnie zakochana. Ach, ta szczenięca miłość. Właściwie, gdy byłam mała, też nie przepadałam za jego bratem.
- Inna? - zapytał, a ja przypomniałam sobie, że zawsze nazywał mnie Inna, zamiast Ina. Uśmiechnęłam się delikatnie, na co twarz Zack'a rozświetlił wielki uśmiech i po chwili znalazłam się w jego ramionach. Roześmiałam się beztrosko i odwzajemniłam uścisk. Mama klasnęła w dłonie, gdy brunet postawił mnie na ziemi.
Zack był bardzo podobny do Nathana, ale był wyższy od młodszego brata. Fisher miał czarne włosy i szare oczy, które barwą przypominały moje oczy.
- Moja kuzynka bierze ślub za trzy dni, właśnie to chciałam ci powiedzieć, Ino. - dokończyła mama, wcześniej zaczętą informację - Zaprosiła również rodzinę Fisherów. Może zabierzecie się razem?
- Nie jestem przekonana.
- Tak. - powiedział w tym samym czasie co ja.
- Świetnie! - powiedziała uradowana mama - W takim razie... Do zobaczenia! Trzymaj się skarbie - powiedziała i przytuliła mnie pokrótce - Miło było cię znowu widzieć, Zack.
- Wzajemnie. - odparł i uścisnął jej rękę.
- Trzymaj się. - powiedział John i odszedł za mamą.
- To... Ja muszę lecieć, na razie. - powiedział, puścił mi oczko i ruszył do swoich kumpli.
- Cześć...
- Czy ty właśnie rozmawiałaś z Zackiem i nic sobie nie zrobiliście? - zapytał zdziwiony Mike, a ja opowiedziałam mu co odkryłam, pomijając fragment o zakochaniu - Wow, to się nazywa szczęście. - prychnęłam.
- Tak, ale przynajmniej spotkałam starego przyjaciela. Poza tym, za tydzień moja ciotka bierze ślub, a on na być moja osobą towarzyszącą. - popatrzył na mnie zdziwiony.
- Ale jak to "ma być"? Czy osoby towarzyszącej nie powinno się wybrać samemu? - spytał zdziwiony blondyn.
- Jak widać mama dokonała wyboru za mnie. - przyznałam niechętnie.
- Eh, mogło być gorzej. Mogła kazać ci iść z Nathanem. - wzdrygnęłam się.
- Nawet nie gadaj. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy, co dziwne, bo jest w moim wieku, a Zack jest starszy. - zauważyłam.
- A on będzie na ślubie?
- Jak cała rodzina Fisherów. - odparłam, a on tylko pokiwał głową.
- Masz strój? - spojrzałam na niego zaskoczona i wtedy do mnie dotarła powaga sytuacji.
- Za trzy dni ciotka ma ślub, a ja nie mam sukienki ani prezentu! - krzyknęłam łapiąc się za głowę - Będę musiała skonsultować się z Zackiem. - Mike popatrzył na mnie niezrozumiale - Para, pomińmy jak to brzmi, powinna dać razem prezent, a moja parą jest Zack.
- O wilku mowa - szepnął konspiracyjnej tonem, na co zachichotałam i odwróciłam się.
- Cześć Inna. - powiedział brunet, a w odpowiedzi zaliczył kuksańca, ale i tak zaczęłam się śmiać.
- Cześć rybo*. - puściłam mu oczko, a ten tylko przewrócił oczami.
- Przypomnienie o starej przyjaźni... Jakie są tego skutki? - zapytał i westchnął teatralne zielonooki - Dobra, ja spadam. Idziesz ze mną?
- Um, nie. Powinnam porozmawiać z Zackiem. Później się zgadamy. - Mike tylko skinął głową i odszedł w kierunku budynku szkolnego.
- Rany, my tylko rozmawiamy. Nie musi być zazdrosny. - spojrzałam na niego niezrozumiale.
- Mike? Jesteśmy przyjaciółmi, nie parą. - spojrzał na mnie uważnie.
- Ty to wiesz, a on? - nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Zawsze on, Rico i ja byliśmy jak trójka rodzeństwa.
- Przewidziało ci się.
- Niewykluczone. - odparł zamyślony - Więc o czym chciałaś porozmawiać, Inna? - uśmiechnęłam się i znowu poczułam się tak jakbyśmy nadal byli przyjaciółmi. W końcu przyjaźniliśmy się przez 5 lat.
- A, wiesz... Takie tam, rybko. - prychnął, a ja zachichotałam.
- Zabawne, że tak łatwo wrócić do relacji. - zauważył.
- A tak poważnie, to chciałam wiedzieć kiedy wybierzemy się na zakupy do miasta, żeby coś kupić ciotce na prezent. A tak w ogóle, to masz garnitur? - zauważyłam jak jego uśmiech zrzedł.
- Dlatego nie lubię ślubów. - prychnął, a ja poklepałam go po ramieniu.
- Współczuję wybrance twojego serca, gdy na wasz ślub przyjdziesz w podartych jeansach i zwykłym topie. - zaśmialiśmy się - Dobra, musisz zabrać kogoś i w końcu pójść po garniak. - powiedziałam i chciałam odejść, ale on złapał mnie za nadgarstek.
- Masz sukienkę? - pokręciłam głową, a on uśmiechnął się szerzej - Jutro o 15, przed szkołą. - nie miałam szansy odpowiedzieć, bo Zack został zgarnięty z przed nosa przez chłopaków. Dosłownie. Pokręciłam głową i wróciłam do szkoły.
*rybo, ponieważ w nazwisku jest cząstka Fish
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro