Rozdział 10
Następnego dnia, mama zawołała mnie na śniadanie o godzinie 7 rano.
- Cześć kochanie, jak się spało? - zapytała z uśmiechem.
- Dobrze, a tobie? O której wróciłaś z wesela?
- Równie dobrze, dziękuję. Poczekałam do końca i pożegnałam się z Christiną jak należy. O której wyjeżdżacie? - miałam odpowiedzieć, gdy ktoś zapukał do drzwi. - Otworzysz? - skinęłam głową.
Spojrzałam przez wizjer, w którym ukazał się John. Dostrzegłam, że na podjazd podjeżdża znajomy Charger i wysiada z niego Zack.
Kiedy otworzyłam drzwi, w progu stali już oboje.
- Witaj, John. - skinęłam mu głową, a on powitał mnie tym samym gestem - Mama jest w kuchni. Wejdź. - Zaprosiłam go i zrobiłam mu miejsce w drzwiach. - Cześć, Zack. Zjem śniadanie i możemy jechać do szkoły. Wejdziesz?
- Tak, dziękuję. - powiedział i wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
Po chwili zaprowadziłam go do salonu, w którym siedzieli już dorośli.
- Dzień dobry, pani Collins. - powiedział i skłonił jej głowę.
- Och, cześć, Zack. Ina zaproponuj coś do jedzenia lub picia. - przewróciłam oczami i pociągnęłam go za rękę do kuchni.
- Coś do picia? Jedzenia? - zapytałam otwierając szafkę i wyciągając z niej kubek.
- Nie, dzięki.
Włączyłam ekspres i zaczekałam na kawę, w tym czasie przyrządzając mały stosik kanapek. Zrobiłam więcej, wiedząc, że zapewne skuszą Zack'a.
Usiadłam przy wyspie kuchennej, na przeciwko bruneta, z kubkiem parującego napoju i talerzem napełnionym kanapkami.
- Częstuj się. - powiedziałam i postawiłam przed nim pusty talerz i sobie również jeden wzięłam. Szarooki zmrużył oczy.
- Zrobiłaś to specjalnie. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Może tak, a może nie? - puściłam mu oczko - Smacznego.
Dziesięć minut później czekałam na Zack'a, bo ten się uparł, że po nas pozmywa, zamiast mnie. Kiedy skończył, przeszliśmy do salonu, gdzie mama wraz z Johnem oglądała jakiś film w telewizji.
- My już jedziemy. - powiedziałam i stanęłam obok kanapy. Dorośli podnieśli się, aby nas pożegnać.
- Cześć, skarbie. - powiedziała mama i przytuliła mnie, a gdy się odsunęła, skinęła głową Zackowi.
- Trzymaj się, młoda.
- Dzięki, John. - odparłam i uścisnęłam mu rękę, co po chwili zrobił również Zack.
- Odezwij się jak dojedziecie! - usłyszałam jeszcze krzyk mamy, gdy wyszliśmy z domu.
Popatrzyłam na Zack'a i zauważyłam, że bije się z myślami, czy o coś zapytać.
- Pytaj śmiało. - odpowiedziałam, gdy szliśmy w stronę samochodu.
- Kim jest John? Przepraszam, to źle zabrzmiało, ja... - podniosłam rękę.
- Rozumiem. - zapewniłam - John to chłopak mamy. Ojciec zmarł na wojnie. - wyjaśniłam.
Zack spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja nie zdołałam pohamować łez. Rana była zbyt świeża. Nie szlochałam, jedynie łzy bezgłośnie spadały mi po policzkach. Pozwoliłam, żeby brunet przygarnął mnie do siebie i zaczął głaskać uspokajająco po włosach. Bardziej wtuliłam się w Fishera chcąc, żeby jego uścisk zabrał ból po stracie ojca.
Zack POV
Kiedy ją objąłem, zrozumiałem jaka jest krucha. Ina wtuliła twarz w mój tors, a ja przycisnąłem usta do czubka jej głowy, zastanawiając się co mógłbym jej powiedzieć. W końcu pocałowałem ją we włosy i zacząłem:
- Nie wiem jak to jest stracić kogoś tak bliskiego sercu, ale wiem, że masz wokół siebie osoby, które pomogą ci udźwignąć ten ciężar; tobie i twojej mamie. Pani Collins ma ciebie i Johna, a ty masz mamę, Mike'a, Rica - zawahałem się czy jeszcze coś dodać, ale nie mogłem się powstrzymać - mnie... - odsunęła się ode mnie i spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej nikły cień uśmiechu. Starłem łzy z jej policzków i uśmiechnąłem się ciepło.
- Dziękuję. - zmarszczyłem brwi.
- Nie masz za co.
- Wiesz, nie każdy lubi gdy ktoś rozpada się w jego ramionach. - odpowiedziała, a ja przewróciłem oczami i z powrotem przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie wiem czy zdążyłaś zauważyć, ale nie, nie przeszkadzało mi kiedy się rozpadłaś, bo za każdym razem powstaniesz silniejsza. - pokręciła przecząco głową.
- Nie powstanę silniejsza, nie mam tyle siły. - szepnęła. Podniosłem jej podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
- Masz tyle osób, które dodadzą ci siły. Nie zostawią cię złamanej. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ci pomoże wstać i iść dalej. - zapewniłem, na co Collins tylko się uśmiechnęła i oparła czoło o moje ramię. Westchnęła głęboko, ale nie podniosła głowy.
- Dziękuję ci. Potrzebowałam słów otuchy - to powiedziawszy, podniosła głowę i spojrzała na mnie z radosnymi iskierkami w oczach - Dziękuję.
- Nie masz za co. Za dużo razy już dzisiaj użyłaś tych słów skierowanych do mojej osoby.
Ina przetarła swoją twarz i odsunęła się ode mnie.
- Jedziemy? - skinąłem głową i wsiadłem do samochodu, wcześniej otwierając drzwi Inie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro