Rozdział 7. Panika.
Nie wiem jak długo szedłem. Wymiotowałem już kwasem żołądkowym, a głowa mnie bolała aż z bólu płakałem. Nawet kręciło mi się w głowie, a co najważniejsze było mi cholernie zimno. W pewnej chwili usłyszałem wybuch, a kilkanaście metrów dalej zauważyłem ogień i dym. Jakiś kawałem metalu we mnie leciał kiedy spojrzałem do góry. Ale chybił. Gdybym stał dwa kroki w lewo bym był trupem. Pośpiesznie zacząłem iść prawie biegnąc. Widząc samolot, a raczej jego palący się wrak zacząłem biec.
-V-Victor!- Krzyknąłem lecz nagle o coś się potknąłem i upadłem. Usłyszałem jakieś krzyki i poczułem jak ktoś po chwili podnosi mnie.
-Cholera. Dajcie ratowników! Mamy poszkodowanego!- Krzyknął policjant, a ja na upartego starałem się wstać co policjanci mi uniemożliwiali. Jednak kiedy ratownicy chcieli mnie zabrać do karetki zacząłem się szamotać aż ostatecznie zwróciłem ponownie kwas żołądkowy.
-Dobra... Kenji zabierz pana do informacji. Może się tam uspokoi.- Powiedział lekarz podając ratownikowi plecak oraz torbę. Mężczyzna podparł mnie i zaczął ze mną iść do danego namiotu.
-Panie Takahashi mam rannego.- Powiedział mężczyzna wchodząc ze mną do namiotu. Zauważyłem jak mężczyzna za postawionym stołem patrzy na różne papiery.
-Kenji trzeba z tym chłopakiem do karetki.- Powiedział mężczyzna przyglądając się mojej osobie. Pękłem i ponownie zacząłem płakać.
-N-Nigdzie nie idę! N-Nie pójdę puki nie dowiem się czy on żyje!- Krzyknąłem z płaczem. Ratownik zdjął mi powoli plecak po zdjął ze mnie przemoczoną kurtkę i nałożył mi.
-Czekaj.- Powiedział pan Takahashi i podszedł do mnie. Podwinął mój rękaw bluzy. Skrzywiłem się.- Opatrz to.- Powiedział mężczyzna patrząc na ratownika który wziął się za usztywnianie mojej ręki. Prawdopodobnie dowodzący akcją zdjął z siebie kurtkę i okrył mnie nią następnie dając plastikowy kubek gorącego napoju.- To herbata. Tylko ostrożnie bo gorąca.- Powiedział, a ja lekko pokiwałem głową kiedy ratownik dawał mi lek na uspokojenie i przeciwwymiotny.- Dobrze, a teraz na spokojnie. Nazywam się Yoshi Takahashi. Powiedz mi. Skąd się tu wziąłeś i jak się nazywasz?- Zapytał mężczyzna, a ja wziąłem głęboki oddech mimo, że wargi strasznie mi drżały.
-K-Katsuki Yuri. Ja... Jechałem tu by dowiedzieć się czy tu jest mój narzeczony. W pewnej chwili odebrałem telefon od kolegi i... D-Dowiedziałem się, że tu jest mój narzeczony ja... J-Ja muszę wiedzieć co z nim.- Powiedziałem zdenerwowany kiedy ratownik opatrzył moje częściowe rany badając mnie przy okazji.
-Chłopie ty masz dwa żebra złamane i... Chwila. To twoje auto walnęło w drzewo?- Zapytał, a ja pokiwałem głową.- Musisz do szpitala możesz mieć obrażenia wewnętrzne.- Kiedy to powiedział pokręciłem głową.
-N-Nie jadę. Nie puki nie dowiem się co z Victorem.- Powiedziałem trzęsąc się z nerwów. Pan Yoshi Takahashi wstał ze swojego miejsca i zaczął przeglądać dokumentacje.- Odnaleziono pięćdziesięciu ocalałych. Piętnastu zostało zidentyfikowanych. Zaraz zapytam się czy kogoś jeszcze znaleźli.- Pokiwałem głową na słowa mężczyzny. Napiłem się nieco herbaty jednak aż podskoczyłem słysząc głośniejszy i prawdopodobnie o wiele większy wybuch samolotu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro