Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Mia 

Od dwóch tygodni leżę w łóżku i nigdzie nie wychodzę. Nicholas bardzo się mną opiekuje i bardzo mu za to dziękuję. Gdyby nie on, popadłabym w depresję. Choroba pomału ustaje. Najgorsze jest to, że nie mogę uprawiać seksu z mężem, a cholernie mi tego brakuje. Dzięki niemu się otworzyłam po swojej złej przeszłości, bałam się i mimo to, zrobiłam to, bo przy Nicku czuję się bezpiecznie. Z moich myśli wywodzi mnie mój mąż, który właśnie wszedł do pokoju. Wrócił z pracy.

— Witaj kochanie. Myślę, że się nie nudziłaś, gdy mnie nie było, co? — zapytał.

— Nie, wcale się nie nudziłam, leżałam, leżałam, trochę czytałam książkę i do toalety szłam co jakiś czas. Więc wcale się nie nudziłam. — westchnęłam.

— Zawsze coś, ja niestety zawarłem umowę ze współpracującą firmą, której kierownikiem okazał się James. — westchnął głęboko i usiadł obok mnie. — A co najgorsze, kazał mi ciebie wyrzucić z pracy. Oczywiście tego nie zrobię, to niedorzeczne.

— Oni, nigdy nam nie dadzą spokoju, mimo, że pozbyliśmy się jednego, przychodzi następny. Jesteśmy małżeństwem i trzymamy się razem. — Nick uśmiechnął się na moje słowa.

— A mówiłem ci już, że cię kocham i to bardzo mocno? — zapytał.

— Coś ostatnio za mało to od ciebie słyszę. Wiesz jak mi cholernie ciebie brakuje w nocy? — przygryzłam wargę, Nick doskonale wie, że ta czynność na niego mocno działa, to jest jego słaba strona. Przynajmniej tłumaczyć mu nie musiałam.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, a mój mąż zachłannie się wbił w moje usta. Droczyłam się z nim, nie dając mu wejść, do moich ust. W końcu mu uległam i otworzyłam usta, dając mu dostęp. Nasze języki toczyły walkę. Ten pocałunek nie był taki jak zawsze, był pełen tęsknoty. Czułam, że zaraz kichnę. Niestety musiałam przerwać pocałunek. Bo mój nos nie wytrzymał. Kichnęłam z całej siły, a Nick lekko się zaśmiał.

- Chorej nigdy nie widziałeś, że się tak śmiejesz? - zapytałam po okropnym ataku kichania.

- Widziałem, ale musiałaś akurat w takim momemcie? - zapytał krzyżując ręce.

- To nie ode mnie zależało, dla twojej wiadomości. - powiedziałam.

- Przecież żartuję. Lepiej odpoczywaj. - powiedział i przykrył mnie kołdrą. - Muszę iść jeszcze coś załatwić w biurze. Będę za godzinę. - dodał i pocałował mnie w czoło.

- No dobrze. Niech będzie. Będę czekać. - odpowiedziałam i posłałam mężowi całusa.

☆☆☆

Nick

Miałem być godzinę w tym głupim biurze. Już mam dość tej roboty, a szczególnie kiedy jest tyle rzeczy na głowie. Najpierw umowa z drugą firmą, która będzie nas wspierać, potem ten głupek Josh, który za wszelką chce mi odebrać biuro a po trzecie jeszcze choroba mojej żony. W prawdzie dochodzi do siebie, ale jeszcze nie jest w pełni zdrowa. Siedzę już dwie i dostałem tysiące wiadomości od Mii. Nie dziwię się. Odpisałem jej, że nic mi nie jest, że nadal jestem w biurze. Nie ukrywam nic przed moją żoną. Nawet problemów w pracy, bo w końcu ona też tu pracuje.

Po skończonej pracy, postanowiłem pojechać jeszcze na zakupy. Mia w takim stanie, nie wychodzi z domu, więc pewnie lodówka i pomieszczenie gospodarcze świecą pustkami. Pojechałem do najbliższego marketu i zrobiłem potrzebne zakupy. Po wyjściu nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Ujrzałem pobitą przyjaciółkę Mii - Emily. Bałem się, że to jej narzeczony. Obym się mylił. Schowałem zakupy do bagażnika i podbiegłem do niej.

- Emily, kto ci to zrobił? - zapytałem oglądając jej twarz.

- Pobiłam się dzisiaj z pacjentem, nie chciał słuchać. - powiedziała od razu.

- Pacjent takiej rzeczy by nie zrobił. Mów szybko. Adwokatem może nie jestem, ale mi możesz powiedzieć, jesteśmy przyjaciółmi.

- Masz rację. Otóż zrobił mi to... Szef. - rzekła drżącym głosem. Nie wierzę.

- Szef pobił własną pracownicę? To nienormalne! - podniosłem głos, a Emily aż wzdrygnęła. W tej chwili sobie uświadomiłem, że przyjaciółka została ofiarą próby gwałtu.

- Musisz iść z tym na policję, Emi. Ten gościu chciał cię zgwałcić. - ledwo wypowiedziałem te słowa.

- Ciszej, proszę. Nie mogę iść na policję, groził mi. Boję się. - wtuliła się we mnie.

- Załatwię to, znam najlepszych prawników. Nie będę siedział z założonymi rękoma i patrzył jak moja przyjaciółka cierpi. - powiedziałem. Otworzyłem drzwi od pasażera. - Wsiadaj, podwiozę cię do domu. Nie będziesz szła sama w takim stanie przez miasto.- dodałem.

- Dobrze i dziękuję. - odparła i usiadła na miejsu pasażera.

Włączyłem silnik od samochodu i wyjechaliśmy z miasta. Emily wyglądała strasznie. Twarz miała całą w siniakach. Nie mogłem na to patrzeć. Włączyłem sprzęt głośno mówiący.

- John Smith, słucham?

- Witaj John, tu Nicholas. Mam do ciebie wielką prośbę. - popatrzyłem na Emily, która się domysliła z kim rozmawiam.

- Witam Nicholas. Do usług. Słucham, w czym mogę pomóc?

- Potrzebuję ochrony dla Emily. Ona nie może być sama w domu. Zajmiesz się tym?

- No jasne, że tak. Zrobię to od razu po rozmowie. Jak Emily wróci do domu, ochroniarze będą czekać pod domem.

- Dzięki wielkie, zawsze mogę na ciebie liczyć.

- Od tego się ma przyjaciół.

- Dzięki jeszcze raz, do zobaczenia.

Rozmowa się zakończyła, a Emily patrzyła na mnie z przerażeniem. Wiedziałem, że się boi, ale nic innego nie może teraz jej pomóc. Musi być pod ścisłą ochroną, dwadzieścia cztery godziny na dobę.

- Nick, ale mi niepotrzebna ochrona. Szef nie wie gdzie mieszkam. Poradzę sobie sama. - rzekła.

- Poradzisz sobie sama, jak do tej pory tak? Emily, ja nie żartuję, twój stan jest poważny. Nie możesz tak ryzykować, będziesz miała ochronę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie słyszę odmowy. Jesteś przyjaciółką mojej żony i nie pozwolę aby coś ci się stało.

- Wiem i dziękuję. Obawiam się tylko, co powie na to Jacob. - powiedziała.

- Twój narzeczony zrozumie i bardzo się tobą zmartwi. Będziesz miała lepszą opiekę. Będzie dobrze zaufaj. - powiedziałem i dodałem gazu. Emily tylko kiwnęła głową.

Po paru minutach dojechaliśmy pod dom Emily. Jak mówił John, pod domem stali ochroniarze. Wyszedłem z auta i przedstawiłem się. Poznali mnie od razu.
Odprowadziłem Emily pod dom i wyjaśniłem wszystko ochronie.

Wsiadłem z powrotem do auta i ruszyłem do domu. Nie sądziłem, że ten dzień się tak skończy. Miałem jeszcze więcej myśli niż wcześniej. Nie wiedziałem od czego zacząć.
Dojechałem do domu, zaparkowałem w garażu i udałem się do domu.

- Jestem! - krzyknąłem aby nie zamartwiać już Mii.

- Okey, jestem w kuchni! - odpowiedziała, to oznacza, że przestrzega poleceń od lekarza - Emily. Bardzo mnie to cieszy.

Podszedłem do niej i położyłem głowę na jej obojczyku. Marzyłem tylko o spaniu w tym momencie. Mia się uśmiechnęła i splotła nasze ręce. Odwróciła się w moją stronę. Popatrzyła na mnie i w moich oczach ujrzała ogromne zmęczenie i smutek.

- Wszystko gra, Nick? - zapytała.

- Byłem zrobić zakupy i przed marketem zobaczyłem Emily. - zaczęłem. Zapomniałem o zakupach. Rano je wezmę.

- Właśnie, co u Emily? - zapytała a ja postanowiłem jej powiedzieć.

- Została pobita przez szefa. Ale wszystko już jest pod kontrolą. Załatwiłem jej ochronę całodobową więc póki co nic jej nie grozi.

- Boże, Nick. Znowu jesteś moim bohaterem, ale dzisiaj szczególnie Emily. Dziękuję. - powiedziała i pocałowała mnie w usta. Uśmiechnąłem się.

- Nie ma za co, czego się nie robi dla przyjaciół. - odparłem.

Mia się uśmiechnęła i usiadła przy stole. Teraz zauważyłem, że jest naszykowana kolacja. Ucieszyłem się. Byłem mega głodny.
Ciężki dzień dzisiaj. Usiadłem do stołu i zacząłem wcinać kanapki.

Po skończonej kolacji udałem się do łazienki aby się odprężyć po ciężkim dniu. Krople wody spływające po moim ciele działały na mnie kojąco. Umyłem wlosy malinowym szamponem a ciałko migdałowym. Wykąpany wyszedłem z kabiny i ubrałem wcześniej przygotowane rzeczy.
Wchodząc do pokoju ujrzałem śpiącą Mię. Położyłem się obok niej i odpłynąłem w krainę Morfeuszy.


~*~
Takich mieć przyjaciół to skarb
Dziewczyny pamiętajcie, nie dajcie sobą pomiatać, walczcie nie ważne co by się stało, nie dajcie się! Czekam na Wasze opinie. Myślę, że się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro