#8 Rytuał i wspomnienia
- Rozpoznano: B07, Tigress.
Weszłam do Strażnicy. Dziś Raven miała nas przenieść do innego wymiaru. Byłam tym bardzo zestresowana. Nie miałam zielonego pojęcia co może nas tam spotkać. Przetarłam twarz, wzięłam głęboki oddech, poprawiłam ciężką torbę wiszącą mi na ramieniu i ruszyłam do sali treningowej, gdzie miało się odbyć ostatnie zebranie przed podróżą.
Kiedy wyszłam do pomieszczenia, zobaczyłam, że są tam wszyscy. Niektórzy jak na przykład Garfield czy Dick przebrani byli w swoje kostiumy. Ich śladem poszły również wszystkie czarodziejki. Zatanna miała na sobie biały gorset, rękawiczki oraz muszkę. Standardowo ubrała czarne krótkie spodenki i marynarkę z długim zakończeniem. Raven ukryta była pod ciemną peleryną, a jej twarz przysłaniał kaptur. Jinx natomiast miała na sobie fioletową chustę przewiązaną przez klatkę piersiową oraz biodra. Poza tym obwieszona były złotymi i wisiorami, które migotały co jakiś czas sprawiając wrażenie magicznych. Nie mogłam uwierzyć w to, że w takiej chwili, tak się stroi.
- Artemis dobrze, że już jesteś - Dick podszedł do mnie i uścisnął mnie - Jak się czujesz? Trochę lepiej?
- Trochę - ostatni tydzień spędziłam włócząc się po Starling City, z dala od Ligi - Musiałam spędzić trochę czasu sama. Rozumiesz?
- Pewnie.
Odeszłam od Dicka i udałam się w kierunku Zataro. Miałam jej coś bardzo ważnego do powiedzenia.
- Możemy pogadać? - złapałam czarnowłosą za ramię.
- Oczywiście. Jinx zostawisz nas na chwilkę same?
- Pewnie - łysa kobieta wzruszyła ramionami i mrucząc coś pod nosem odeszła kilkanaście kroków dalej, spoglądając na mnie spode łba.
- Przepraszam. Nie miałam prawa tak do ciebie mówić. Po prostu... - zaczęłam, ale Zatanna mi przerwała.
- Nie masz za co przepraszać. Byłaś zła, rozgoryczona. Wszystko zwaliło ci się na głowę. Będzie dobrze - przytuliła mnie mocniej, po czym powoli się ode mnie odsunęła - Wybacz mi, ale myślę, że warto zająć się tym o co nas prosiłaś.
- Masz rację.
Obie usiadłyśmy na jednej w ławek i czekałyśmy na przemówienie Dicka. A tak przynajmniej mówiła Zatanna. Kiedy wszyscy członkowie Ligi zebrali się w jednym miejscu, Grayson stanął na środku i poprosił o ciszę.
- Jak dobrze wiecie dziś niektóre osoby z naszej drużyny wybiorą się na niebezpieczną misję. Idziemy uratować Wally'ego. Rzadko robimy takie spotkania przed misjami, ale tym razem to co innego. Nie wiemy gdzie się wybieramy i na jak długo. Może zajmie nam to kilka dni, a może kilka lat. Dlatego ponawiam pytanie: Czy każdy członek drużyny na pewno chce się na to pisać? - kilka osób kiwnęło głową lub odkrzyknęło - Świetnie. Przygotujcie się i przebierzcie jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Wyruszamy.
Po sali przeszedł pomruk szeptów. Wszyscy wstali, a osoby wyznaczone do misji zaczęły zbierać się w jednym miejscu. Karen, Gar, Dick, Zatanna, Jinx , Rachel i ja. To nasza siódemka miała za zadanie uratować Wally'ego.
Czarodziejki stanęły naprzeciwko siebie na planie trójkąta. Pomiędzy nimi wytworzyła się bariera, przez którą przeszli pozostali. Serce biło mi jak szalone. Za nami weszła jeszcze M'gann chcąca pożegnać Gara.
- Uważaj na siebie - przyklękła i przytuliła go mocno do siebie
- Spokojnie. Dam sobie radę - Garfield uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje białe zęby.
- Wiem braciszku, ale i tak się martwię. Poszłabym tam z wami, ale...
- Nie wiadomo jaka tam będzie temperatura - zielony dokończył za nią - Nie martw się. Jak wrócimy opowiem ci wszystko ze szczegółami.
- Będę tęsknić. Karen, Artemis, dbajcie o niego - Marsjanka spojrzała na nas.
- Nie ma sprawy - Bumblebee przyciągnęła Gara do siebie i rozczochrała mu włosy. Zielony skrzywił się i jednym susem odskoczył od niej. Karen zaśmiała się.
- Zaczynamy - usłyszałam głos Zatanny. Megan wyszła za barierę i stanęła z innymi. W jej oczach zabłysnęły łzy. Spojrzałam na jej brata. On również miał zaszklone oczy, ale trzymał się twardo. Nie chciał rozpłakać się przy innych. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Czasem Garfield tak bardzo przypominał mi Wally'ego. Tak samo zabawny, z poczuciem humoru i zawsze nieugięty. Tak jak on wolał obrócić wszystko w żart niż zdobyć się na łzy. Był bardzo odważny.
Raven zaczęła. Uniosła się w powietrzu i skrzyżowała nogi. Jej śladem poszły pozostałe. Wokół nich pojawiła się gęsta, ciemna mgła, która powoli zmierzała ku nam. Odruchowo spięłam mięśnie. Pod moimi nogami rozbłysło światło. Podłoga zaczęła płonąć żywym ogniem. Odskoczyłam podobnie jak pozostali. Jednak płomienie mnie nie oparzyły. Zaczęły oplatać moje nogi oraz resztę ciała. Czułam, że są ciepłe, ale jednocześnie dawały mi dziwne uczucie chłodu wewnątrz mnie. Wzdrygnęłam się.
Całe pole widzenia zasłoniła mi mgła. Mogłam jednak usłyszeć słowa Rachel. Nic z nich jednak nie rozumiałam. Za nią powtarzały Zatanna oraz Jinx. Wszystko tworzyło wrażanie echa odbijającego się w nieistniejącej powierzchni. Przerażało mnie to, a szczególnie dlatego, że płomienie zdążyły pochłonąć już ponad połowę mojego ciała i zbliżały się do szyi. Podłoga nadal płonęła i zaczęły się na niej pojawiać symbolem kół. Jedno z nich było prosto pod moimi nogami.
Nagle zaczęłam się dusić. Ogień dosięgnął mojej twarzy. Zasłonił mi oczy, nos i usta. Desperacko próbowałam złapać oddech i się uwolnić. Na nic. W końcu poczułam, że tracę władzę na ciałem. Byłam przerażona. Zaczęłam wrzeszczeć a w oddali słyszałam krzyk Gara i Dicka. Kiedy moje ciało zostało całkowite strawione przez demoniczny ogień, przestałam oddychać. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by rytuał mnie pochłonął.
***
- Wally pomóż mi w końcu!
- Przecież wiesz, że się na tym nie znam...
- A ja to niby się znam? Skąd mam wiedzieć, które kolczyki spodobają się Megan?
- Jesteś dziewczyną co nie?
- Ale nie noszę kolczyków!
Obeszłam sklep jeszcze kilka razy. Wally ciągnął się za mną, co chwilę narzekając na to, że jest głodny. Jak dziecko. Miałam go już serdecznie dość, podobnie jak sklepu, w którym nie mogłam znaleźć niczego co by pasowało do Megan. Oglądnęłam już chyba każdą parę kolczyków, każdy naszyjnik i każdą bransoletę. Nic, ale to nic nie mogłam znaleźć.
- Szlag by to! Oczywiście Atremis! Zostaw wszystko na ostatnią chwilę, a potem narzekaj! - zdenerwowałam się sama na siebie, za to że nie pomyślałam o prezencie szybciej!
- Ej Arty!
- Co znowu? Jeść? Pić? Siku? - wykrzyczałam do chłopaka, całkowicie już wkurzona.
- Myślę, że to ci pasuje - chłopak podał mi srebrną bransoletę z małą zawieszką w kształcie serca. Była naprawdę ładna - Mają też taką z gwiazdą. Może kupisz ją Megan? Miałybyście wiesz... takie prawie identyczne bransolety przyjaźni czy jakkolwiek wy to tam nazywacie...
- Jest idealna - pocałowałam chłopaka w policzek - Wiedziałam, że zabranie cię tu to świetny pomysł.
Od autorki:
Bardzo dziękuję Wam wszystkim za 200 wyświetleń. Nie spodziewałam się, że tak dużo osób natknie się i przeczyta tę książkę. Jesteście wspaniali!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro