Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#4 Przeciwnik

- Tigress obudź się! Słyszysz! Szlag by to! Wstawaj!

 Czyjaś dłoń raz po raz uderzała mnie delikatnie po twarzy. Niezbyt docierały do mnie słowa postaci.

- Wstawaj! Artemis musimy iść!

Po raz kolejny dostałam w twarz. Jęknęłam cicho. Zaczęłam powoli otwierać oczy, ale jedyne co widziałam to ciemność. Zamrugałam kilkukrotnie. Przede mną zmaterializowała się Cheshire. Chciałam się podnieść, ale jak tylko uniosłam się na łokciach zaczęło mi się kręcić w głowie. Siostra to zauważyła i podała mi rękę. Wstając, oparłam się na jej ramieniu. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i na mojej twarzy pojawił się grymas.

- Nieźle ci ktoś przywalił. Wiesz kto to był? Z tego co widzę nie był to zwykły strażnik - Jade szła przed korytarze ze mną uwieszoną na jej ramieniu. Co jakiś czas ukrywała się za ścianami, by uniknąć patroli strażników. Nie chciała wdawać się w walkę.

- Tak mi się wydaje... Ale z drugiej strony to nie może być... On nie żyje.

- Kto nie żyje?

- J... Zresztą nieważne. Pewnie i tak miałam zwidy.

- Skoro tak uważasz - Jade pokręciła głową - A teraz złaź już ze mnie. Chyba dasz sobie radę?

Biegłyśmy przed labirynt korytarzy, aż w końcu dotarłyśmy do właściwych drzwi. Wisiał nad nimi wielki napis "Projekty Beta". Jade użyła karty ukradzionej wcześniej, lecz tym razem nie zadziałała ona. Wyglądało na to, że William nie miał uprawnień do tego pomieszczenia.Próbowałyśmy wyważyć drzwi, ale te ani drgnęły. W międzyczasie przybyło paru mężczyzn, którzy próbowali nas obezwładnić. Bezskutecznie.

Cheshire wyjęła krótkofalówkę i kazała Royowi się pośpieszyć i przynieść wybuchowe strzały. Łucznik odrzekł, a właściwie wykrzyczał, najwyraźniej nadal walcząc, że będzie dopiero za paręnaście minut. Pozostało nam tylko czekać. Oparłyśmy się o drzwi i westchnęłyśmy głośno. Chciałam zdjąć maskę, ale uznałam, że jak napatoczy się tu jakiś strażnik, to lepiej, żeby nie wiedział kto ich okrada.

Usłyszałam kroki dochodzące z oddali. Ktoś do nas biegł. Natychmiast zerwałam się na równe nogi, lecz w tym samym czasie usłyszałam coś jakby puszkę toczącą się po podłodze. W następnej sekundzie nastąpił wybuch i cały korytarz został wypełniony gęstym dymem, który całkowicie likwidował widoczność.

Ktoś podciął mi nogi i wylądowałam na ziemi. Posadzka była twarda i natychmiast poczułam ból w okolicach brzucha i klatki piersiowej. Napastnik chciał zadać kolejny cios, ale w ostatniej sekundzie zobaczyłam jego rękę i złapałam ją. Potem szybko się podniosłam i wciąż unieruchamiając rękę przeciwnika wycelowałam w twarz. Trafiłam w powietrze. Agresor zdążył uwolnić dłoń i znowu mnie zaatakował trafiając mnie w policzek. Chciałam go złapać, ale zaczął mi uciekać. Zaczęłam biec za nim, gubiąc się we wciąż gęstym dymie.

- Tigress mam go! - usłyszałam głos Jade i natychmiast udałam się w prawą stronę, z której wołała siostra.

Dym zaczął powoli opadać, a ja widziałam coś więcej niż swoją wyciągniętą dłoń. Zobaczyłam zarys dwóch postaci. Jedna wyraźnie wyrywała się drugiej. Zaczęłam biec, aby pomóc Jade przytrzymać przeciwnika. Złapałam mężczyznę za ręce i trzymałam najmocniej jak potrafiłam. Siostra złapała go za brzuch. Mimo to uderzył ją łokciem, a mnie kopnął nogą. Zabolało, ale nadal go trzymałyśmy. Jade zdzieliła go pięścią w twarz, licząc na to, że uda jej się go powalić. Chciałam pomóc siostrze. W tym samym momencie puściłyśmy go, a następnie uderzyłyśmy go w czaszkę. Mężczyzna zachwiał się, ale w następnej chwili zaczął uciekać. Rzuciłyśmy się za nim w pościg, ale był od nas szybszy i zwinniejszy. Nagle usłyszałyśmy świst wypuszczanych strzał. Z dymu wyszedł Roy.

- Złapałeś go? - zapytała Cheshire

- Kogo? To wy tak zadymiłyście to miejsce?

- Nie. Zrobił to ten, który nam zwiał. Nie mów, że go nie widziałeś. Przecież wypuściłeś strzały! - Jade zaczęła krzyczeć.

- Wydawało mi się, że ktoś obok mnie biegnie, ale nikogo nie widziałem. Dobra zresztą nie mamy na to czasu. Biegnie za mną całkiem dużo strażników, więc lepiej otwórzmy te drzwi i zmywajmy się.

 Red Arrow wymienił strzałę na tą z ładunkiem wybuchowym i wycelował w... ścianę?

- Mówiłeś, że mamy otworzyć drzwi - zaczęłam mówić, przyglądając się poczynaniom Roya.

- Tak. Ale ze ścianą pójdzie łatwiej - uśmiechnął się po czym wypuścił strzałę. Ta przyczepiła się do ściany i po chwili wybuchła pozostawiając na swoim miejscu sporą dziurę. Zaczął wyć alarm.

- Dopiero teraz? - zdziwił się łucznik - Zresztą... Ruchy!

Przeskoczyłyśmy przed otwór i znalazłyśmy się w wielkiej sali wypełnionej mikroskopami, analizatorami, komputerami i sterczącymi wszędzie fiolkami.

- Szukajcie w sektorze "Anomalie". Tam to znajdziemy. Z tego co wiem jest to doświadczenie Z-330.

Pobiegliśmy wszyscy do wyznaczonego sektora. Z-119, Z-126, Z-160. Kto to numerował? Byłam pewna, że w życiu tego nie znajdziemy. Gubiłam się w labiryncie półek wypełnionych fiolkami, pudełkami i dziwnie parującymi substancjami. Wszędzie widniały oznaczenia, ale nigdzie nie było tajemniczego Z-330.

- Znalazłam! - krzyknęła Cheshire wymachując do mnie strzykawką. Zaraz potem schowała ją i kilka innych strzykawek do niewielkiej torby - Uciekajmy stąd.

Ucieczka zajęła nam niedużo czasu. Na drodze stało kilku mężczyzn i kobiet starających się nas zatrzymać, ale szybko daliśmy im radę. Wybiegliśmy z budynku wciąż gonieni przez kilka osób i udaliśmy się w kierunku samochodu. Wsiedliśmy do niego tuż przed tym jak strażnicy otworzyli do nas ogień. Kilka kul trafiło w drzwi i okna, ale żadna nie uszkodziła samochodu poważnie. Roy odpalił silnik i z piskiem opon odjechaliśmy z miejsca zdarzenia. Wzięłam łuk Arrowa i posłałam w stronę ludzi jeszcze kilka strzał dymnych tak by nie widzieli dokąd odjeżdżamy. Nasza misja dobiegła końca.

Oparłam się wygodnie w siedzeniu i zdjęłam maskę, oddychając głęboko. Wyjrzałam przez okno. Widok, który zobaczyłam sprawił, że wydałam zduszony krzyk. Niedaleko nas na motorze jechał ciemnowłosy mężczyzna ubrany w czarny kostium i skórzaną kurtkę. Jednak tym co najbardziej mnie zdziwiło, była czerwona maska, którą włożył kiedy skręcał w stronę miasta.








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro