Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#15 Szum wody

Stanęliśmy przed wielkimi, zdobionymi drzwiami, strzegącymi wejścia do ruin, które już stąd wydawały się nawiedzone. Wrota były lekko uchylone i z wnętrza ogromnego korytarza usłyszeć można było ciche głosy, odbijające się głucho od kamiennych ścian.

Przełknęłam wielką gulę w gardle i jeszcze raz spojrzałam na niebo. Magiczna burza, niszcząca wszystko na swojej drodze była coraz bliżej nas. Z każdą chwilą było coraz chłodniej. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

- Wiem, że się boisz, Arty - spokojny głos Dicka dodał mi nieco otuchy. Chłopak starał się zachować zimną krew bez względu na wszystko. Dobrze jednak wiedziałam, że w głębi duszy bardzo się martwił o naszą wyprawę, a w szczególności o Zatannę, która już od dłuższego czasu była w śpiączce. Z każdym dniem jej zapasy magii kurczyły się, więc mogła ona umrzeć w każdym momencie. Nie chciałam tak o tym myśleć, ale sytuacja nie pozostawiała mi zbyt dużego wyboru - Ale te katakumby to nasza jedyna szansa.

- Zaszyjemy się w jakimś kącie, przeczekamy burzę i ruszymy dalej, tak? - zapytał nas Garfield, a jego głos drżał. Z nas wszystkich to on się bał najbardziej. Już jakiś czas temu zrzucił maskę, którą starał się utrzymać przez całą naszą podróż. Próbował zgrywać twardziela, jednak w rzeczywistości był tylko nastolatkiem.

Zagryzłam wargę. Nie powinnam go tu przyprowadzać. Obiecałam M'gann, że będę się nim opiekowała, ale z dnia na dzień słowa tej obietnicy bladły, pozostawiając w mojej głowie nieprzyjemne uczucie, że kogoś zawiodłam. Nie byłam w stanie ochronić Gara przed tymi wszystkimi niebezpieczeństwami, które na nas czekały. Nie mogłam go też zostawić tutaj, kiedy szalała burza. Utknęłam w martwym punkcie i z każdą decyzją, coraz bardziej narażałam życie całej drużyny w tym Garfielda.

- Musimy iść - ponagliła nas Rachel. Spojrzałam na nią przelotnie. Krótkie włosy miała roztrzepane, a w jej oczach dostrzegłam niepokój. Czułam, jak gula w moim gardle rośnie. Jeśli nawet demon, który nas tu sprowadził, bał się tych katakumb, to jakie mieliśmy szanse na przeżycie? - Jeśli zaraz nie ruszymy, to burza nas zabije.

***

W katakumbach panował chłód. Nie było to jednak przyjemne zimno jak podczas wiosennej mżawki. Było w nim coś, co sprawiało, że przechodziły mnie dreszcze, a po głowie zaczęły pałętać się dziwne myśli. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

Razem z Dickiem niosłam Zatannę. Przewiesiliśmy jej ręce przez nasze szyje i z trudem ciągnęliśmy jej ciało za sobą. Czarodziejka nie była ciężka, ale droga, po jakiej szliśmy, bardzo utrudniała nam zadanie. Sufit i ściany zdawały się przeciekać, bo wszędzie panowała wilgoć i rozlane były kałuże.

Zewsząd było słychać kapanie, a krople odbijały się od kamiennej podłogi. Ta przeklęta burza potrafiła przesiąknąć nawet do podziemi.

Jinx leżała przerzucona przez grzbiet Garfielda. Zmienił się on w niedużego konia i podjął zadania przetransportowania kobiety. Mimowolnie spojrzałam na nią. Jej skóra była jeszcze bledsza, a ręce zwisały bezwładnie, dotykając ziemi opuszkami palców. Oczy miała zamknięte od kilku dni i nic nie wskazywało na to, że ma się to zmienić. Jinx wyglądała strasznie. Jak trup.

- Tędy.

Powietrze wypełnił szept Rachel. Dziewczyna prowadziła nas przez wilgotne korytarze, oświetlając je światłem, dochodzącym z jej dłoni. Co jakiś czas mówiła nam, gdzie mamy iść, ale odkąd weszliśmy do katakumb, staraliśmy się zachować ciszę. Nie mieliśmy żadnego pojęcia, jakie potwory czają się w ciemnościach. Każdy krok był na wagę złota, ale wszechobecne kałuże i znikome oświetlenie znacznie utrudniało nam bezszelestne poruszanie.

- Artemis?

- Hm?

- Słyszysz to?

Obróciłam głowę w stronę Dicka i posłałam mu zdziwione spojrzenie. Niczego nie słyszałam, a jeśli chłopak chciał mnie nastraszyć, to naprawdę wybrał sobie na to kiepski moment.

- O czym ty mówisz? - syknęłam, najciszej jak potrafiłam. Zmarszczyłam brwi, szukając na twarzy Dicka jakichkolwiek oznak rozbawienia. Jednak jego oczy wciąż pozostawały skupione.

- Wsłuchaj się.

Zmrużyłam oczy i nieznacznie kiwnęłam głową. Szłam dalej, starając się wywoływać jak najmniej hałasu i nasłuchiwałam, chcąc dowiedzieć się, o co chodziło Dickowi. Już miałam odpowiedzieć, że mu się zdawało, ale parę chwil potem do moich uszu dobiegł dziwny, ale bardzo znajomy dźwięk. Przez chwilę zastanawiałam się, skąd go znam, ale szybko zrozumiałam, czym on jest.

To był szum wody. Rwącej wody, która z każdą sekundą była coraz bliżej nas.

- Zalewa korytarz!

I to były ostatnie słowa, które udało mi się usłyszeć. Obejrzałam się do tyłu i to, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Ogromna fala, potężnej wody płynęła prosto na nas, zalewając po drodze całe pomieszczenia. Woda odrywała od podłogi, ścian i sufitu wielkie, kamienne płyty, pozwalając im swobodnie płynąć z nurtem.

Dick momentalnie podniósł Zatannę i rzucił się z nią w ucieczkę. Nie myślałam wiele i zaczęłam biec za nimi. Buty obijały się o mokrą podłogę, rozbryzgując wszędzie brudną wodę z kałuży. Ledwo co widziałam światło i pomieszczenia. Rachel była daleko przede mną i za każdym zakrętem była coraz dalej mnie. W końcu zaczęłam biec na oślep, obijając się o wilgotne ściany. Fala była za mną. To była kwestia kilkudziesięciu sekund, zanim zmiecie mnie z powierzchni tego wymiaru.

Nagle poczułam ostry ból, a moje ciało wylądowało na podłodze. Głową uderzyłam w wystający kamień i czułam, jak po czole zaczyna spływać ciepła krew. Wszystkie kości bolały mnie i z trudem przewróciłam się na drugi bok, podpierając się prawą ręką. Druga rwała mnie niemiłosiernie i byłam niemalże pewna, że ją złamałam, próbując zamortyzować upadek.

- Jinx?

Tuż obok mnie leżała czarodziejka. Musiała ona spaść z grzbietu Garfielda, kiedy ten starał się uciec przed nadciągającą falą. Wciąż była nieprzytomna, a z jej nosa zaczęła sączyć się krew. Szaty miała porwane, a jedną z nóg wykrzywioną pod dziwnym kątem. Nawet gdyby udałoby się ją obudzić, nie byłaby w stanie uciec.

Z trudem podniosłam się na klęczki i usiadłam obok czarodziejki. Złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam delikatnie.

Zero reakcji. Tsunami było coraz bliżej.

Potrząsnęłam mocniej, tym razem powtarzając co chwil imię kobiety.

Nadal nic.

- Jinx! Arty! - podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą Garfielda. W jego oczach dostrzegłam panikę. Nie wiedział, czy ma ratować mnie, czy czarodziejkę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie był w stanie uratować nawet siebie.

- Uciekaj! Ja z nią zostanę!

Odepchnęłam Garfielda, a ten jeszcze raz spojrzał na mnie przerażonymi oczami. Chciał wyciągnąć do mnie dłoń. Odtrąciłam ją i popchnęłam go, zmuszając do biegu. Chłopak omal nie upadł na ziemię, ślizgając się po mokrej posadzce. Podparł się ręką i biegł dalej, ocierając się o ścianę. Chwilę potem zmienił się w wielkiego orła, znikając za rogiem korytarza.

Syknęłam z bólu, łapiąc się za krwawiące czoło. Moja głowa upadła na podłogę, uderzając z pluskiem o kałużę. Chwilę potem cała posadzka pokryta była czerwoną cieczą.

Z trudem przekręciłam głowę w stronę Jinx. Leżała tam nieprzytomna, nawet nieświadoma tego, że czeka ją śmierć. Wyciągnęłam w jej stronę dłoń i chwyciłam ją mocno za rękę. Była chłodna.

Jakby już była martwa.

Czemu to zrobiłam? Dlaczego z nią zostałam, skoro nawet za nią nie przepadałam? Nie tak wyobrażałam sobie ostatnie sekundy mojego życia. Miałam je spędzić przy boku Wally'ego i naszych dzieci, leżąc w wielkim łóżku. Obok miały stać kwiaty i pierwsze rysunki naszych wnuków dedykowane specjalnie dla dziadków.

Dlaczego więc zostałam z Jinx, zamiast próbować się ratować?

Może po prostu nie chciałam umierać sama. Tak. Zdecydowanie nie chciałam umierać sama.

To trwało dosłownie sekundę.

Woda otoczyła moje ciało, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ruch. Zawładnęła mną fala, sterująca wszystkim, co się wokół mnie działo. Uchyliłam powieki, pozwalając wodzie wlać mi się do oczu. Od razu poczułam nieprzyjemne pieczenie. W zamglonym obrazie dostrzegłam unoszącą się w wodzie Jinx. Wyglądała jak nimfa, otoczona pięknymi szalami, opływającymi jej bezwładne ciało.

Moje płuca zaczęła wypełniać woda. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę z tego, co się działo.

Ja i Jinx TONĘŁYŚMY.

Złapałam Jinx w pasie, obejmując ją mocno. Nie mogłam jej puścić, za wszelką cenę musiałam ją wydostać. Machałam nogami, najmocniej jak potrafiłam. Nie byłam w stanie nabrać tchu, a moje mięśnie rwały niemiłosiernie mocno. Przed sobą widziałam krew, rozpływającą się w wodzie. Brakowało mi sił.

Szarpnęłam kobietą, chcąc podciągnąć się do góry. Wymachiwałam nogami, próbując przebić się przez powierzchnię. Już niemalże czułam, jak udaje mi się wypłynąć.

Gwałtownie nabrałam powietrza. Znowu byłam na powierzchni. Woda szalała wokół mnie niczym sztorm, zalewając coraz większą część katakumb. Przyciągnęłam do siebie Jinx, wyciągając jej głowę z rwącej rzeki. Nogi pulsowały mi z bólu i wysiłku, który wkładałam w utrzymanie na powierzchni siebie i Jinx.

Głowa pulsowała mi od bólu, a czoło znów zrobiło się gorące od krwi. Próbowałam normalnie oddychać, ale jedynie plułam wodą. Chciałam się jej pozbyć z płuc, chociaż miałam wrażenie, że jest ona teraz wszędzie w moim ciele. Było mi ciężko. Ledwo utrzymywałam się na powierzchni, a nieprzytomna Jinx niesamowicie mi ciążyła. Jej ciało wyślizgiwało mi się ze zmęczonych rąk. Woda zmagała mnie po twarzy, zamazując mi pole widzenia.

Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się wody wlewającej mi się do oczu. Gorączkowo szukałam jakiegoś miejsca lub punktu zaczepienia, w którym mogłabym się uchronić przed niechybną śmiercią. W końcu moim oczom ukazał się rozmazany obiekt z daleka przypominający wystającą z górnej części ściany cegłę. Nie byłam w stanie ocenić tego, czy na pewno wytrzyma ciężar mój i Jinx, ale to była moja jedyna opcja ratunku.

Zebrałam w sobie wszystkie siły i zaczęłam powoli przesuwać się w jej kierunku. Dookoła mnie panował sztorm, a woda płynąca przez korytarz nie traciła na sile. Deszcz na zewnątrz musiał być naprawdę potężny. Z każdą sekundą traciłam coraz więcej energii, a ciało Jinx stawało się coraz cięższe.

Złapałam Jinx mocniej, obejmując ją tylko jedną ręką. Przez moje ciało momentalnie przeszła fala bólu. Nie mogłam się jednak poddać. Przepłynęłam już tak daleko, a od wystającej cegły dzieliły mnie dosłownie centymetry. Czułam jej powierzchnię, smagając ją opuszkami palców.

Następna sekunda przesądziła o moim losie. Nie miałam nawet szansy, żeby uciec. Jedyne co mogłam zrobić to wtulić się w ciało Jinx i schować głowę w jej plecach. Nie miałam nawet pewności, czy czarodziejka wciąż żyła.

Następna fala była potężna. Znacznie potężniejsza niż wszystkie poprzednie. Uderzyła we mnie z całą swoją mocą i pociągnęła na samo dno. Płuca ponownie wypełniły się wodą, a ja straciłam dech. Szarpałam się z niewidzialnym wrogiem, próbując wydostać się na powierzchnię. Prąd rzeki bawił się moim ciałem jak marionetką, rzucając mną na wszystkie strony. Moja głowa zetknęła się z twardą powierzchnią zalanej podłogi, a ostatnią rzeczą, którą pamiętałam była pływająca wokół mnie krew, zasłaniająca wszelki widok.


Od autorki:

Trochę mnie tutaj nie było, ale wracam z nowym, świeżutkim rozdziałem. Liczę na to, że Wam się podobał i zachęcam do zostawienia komentarza.

Zostawiam Wam również pytanie: Lubicie Harry'ego Pottera i fanfiction z nim związane? Polecacie jakieś?

RavenVo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro