Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#13 Wyznania

Oparłam się o dziwnie wyglądającą skałę i przetarłam wciąż zaspane oczy. Obok siebie położyłam sztylety, a w ręku trzymałam niedużą kuszę. Nie byłam ubrana w strój Tigress - zdjęłam go jeszcze przed snem. Póki nie wędrowaliśmy nie był mi on potrzebny.

Zwróciłam wzrok w kierunku śpiących towarzyszy. Garfield chrapał, ale najwyraźniej nie na tyle głośno, by obudzić pogrążoną w śpiączce Zatannę. Westchnęłam smutno. Sen czarodziejki był dla nas ciosem. Widok nieprzytomnej przyjaciółki nie napawał mnie optymizmem, a fakt, że nawet Raven nie jest w stanie jej pomóc, tylko pogarszał moje myśli. Jedyną otuchą był fakt, że mimo śpiączki czarodziejki, Rachel wciąż potrafiła znaleźć wyjście z tego dziwnego miejsca. Nie było się jej co dziwić. Będąc demonem musiała często podróżować przez wymiary.

Polana, na której spaliśmy napawała mnie dziwnymi uczuciami. Jednocześnie niepokojem, ale też czymś w rodzaju... szczęścia. Było tu naprawdę pięknie, a świat ten w tej odległości od portalu znacznie różnił się od Wymiaru Snów. Mimo, że w ciemnościach trudno było dojrzeć wiele rzeczy, to zobaczyć mogłam, że trawa, drzewa a nawet skały miały żywe kolory. Obok nich latały ptaki, oświetlające swoimi podbrzuszami skrawek przestrzeni pod nimi.

Niebo było ciemne, spowite jakby różową mgłą, co jakiś czas migoczącą na fioletowo. Dało się dostrzec dwa, albo nawet trzy księżyce. Nawet nie chciałam myśleć, jak daleko od domu musieliśmy się znajdować. Ktoś mi kiedyś powiedział, że pojęcia "wymiaru", tak naprawdę nie da się zrozumieć. Nie, gdy jest się śmiertelnikiem. Miał on całkowitą rację. Za cholerę nie rozumiała, jak mamy znaleźć się blisko Wally'ego, uciekając tak daleko od miejsca, w którym zginął.

***

Minęło już pół godziny mojej warty. Ochota na sen całkowicie mi już przeszła, więc skupiłam się na dochodzącej do mych uszu muzyce. Z początku zastanawiałam się, skąd ona dochodzi i czy ktoś nie chce nas przypadkiem zaatakować. Kiedy jednak po kilku minutach poszukiwań nic nie znalazłam, uznałam, że nic mi się nie stanie, gdy po prostu będę słuchała melodii, uważnie przyglądając się otoczeniu.

Nagle moją uwagę przykuł czyjś gwałtowny ruch. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na przyjaciół. Ciało Dicka trzęsło się raptownie, a z czoła chłopaka spływał pot. Opuściłam pozycję i ostrożnie podeszłam do niego, łapiąc go delikatnie za ramię.

- Dick? - zapytałam cicho, gdy chłopak nie zareagował na mój dotyk - Dick! Obudź się!

Chłopak musiał usłyszeć mój głos dość wyraźnie, gdyż momentalnie podniósł się z ziemi, ciężko oddychając. Oczy miał otwarte szeroko, a jego czarne włosy były w nieładzie.

- Artemis?

- Szarpałeś się przez sen - powiedziałam, siadając obok chłopaka - Wszystko gra?

- Tak, jest w porządku - odpowiedział chłopak, rozmasowując czoło i odsuwając z niego przyczepione włosy.

- Dick - zmusiłam chłopaka do spojrzenia mi w oczy - Jeśli coś cię gryzie, to mi to powiedz.

- Arty jest w porządku - odparł, ale dobrze wiedziałam, że kłamie.

- Dick - naciskałam.

- Serio...

- Dick!

- Posłuchaj... po prostu nie chcę o tym gadać, okej? - chłopak spojrzał mi błagalnie w oczy - To trochę... krępujące.

- Daj spokój Dick - pokręciłam głową - Przecież jestem twoją przyjaciółką. Możesz mi powiedzieć wszystko.

- No nie wiem... Ale dobrze - chłopak westchnął ciężko - Miałem koszmar. Taki bardzo realny, jakbyśmy snów byli w Wymiarze Snów. Byłem w Górze Sprawiedliwości. Obok mnie stałaś ty, Wally, Kaldur, M'gann, Connor i... Zatanna. Dziwne, co? Tak jakbym cofnął się w przeszłość.

- Racja. W przeszłość - dodałam smutno, spuszczając głowę w dół.

- Coś świętowaliśmy. Chyba twoje urodziny. Był tort, świeczki, prezenty, muzyka i balony. Na początku świetnie się bawiliśmy. Tańczyliśmy, otworzyłaś prezenty, zjedliśmy tort. Zaczynało się już ściemniać i usłyszeliśmy jak komputer informuje o awarii. Razem z Zatanną poszliśmy się tym zająć, a wy mieliście dalej się bawić. Chodziliśmy po bazie jakiś czas, jednak niczego nie znaleźliśmy. Ale gdy wróciliśmy do was... - chłopak urwał, jakby nie chcąc mówić co było dalej.

- Dick? Co było dalej? - zapytałam, patrząc na Nigtwinga i czekając na jego reakcję.

- Byliście martwi - Dick wznowił opowieść - Bez oczu i bez serc. Nad wam lewitowała zakapturzona postać, a wokół niej kłębił się czarny dym. Kiedy się do nas obróciła... bił od niej chłód. Złapała Zatannę za szyję i rzuciła nią o ziemię. Przebiła jej serce sztyletem, a potem po prostu zniknęła. Chciałem podbiec do was, pomóc jakoś wam... pomóc Zatannie. Ale nie mogłem się ruszyć. Byłem bezsilny. Tak jak teraz. Powinienem znać jakiś sposób, aby ją obudzić, powinienem jej jakoś pomóc...

- Richard - położyłam rękę na jego ramieniu - To nie twoja wina, że nie umiesz jej pomóc. Nikt na razie nie umie.

- To mnie dobija - chłopak oparł czoło o dłoń, wzdychając głośno.

- Zależy ci na niej, prawda?

- Na kim?

- Na Zatannie - wskazałam na śpiącą czarodziejkę - Wciąż coś do niej czujesz.

- Możliwe - Dick uśmiechnął się smutno - Ale to i tak nie ma teraz znaczenia.

- Uczucie zawsze ma znaczenie Dick - odparłam - Ono może zmienić wszystko. Tak jak teraz. Wyruszyłam, żeby uratować Wally'ego. I dokładnie to samo zrobimy z Zatanną.

***

- Żartujesz sobie? - zapytałam ze zrezygnowaniem w głosie. Dick siedział, oparty o kamień, przysłuchując się rozmowie.

- Obawiam się, że nie - odpowiedziała cicho Rachel. Siedzący obok niej Garfield, przyglądał się leżącej postaci ze zrezygnowaniem w oczach.

- To nie może się dziać! - wykrzyknęłam, nie próbując opanować złości i rozgoryczenia - To są jakieś żarty! To się nie dzieje! To się NIE MOŻE dziać!

Przed nami leżała Jinx. Jej różowe oczy pozostawały zamknięte, a purpurowe szaty okrywały nieruchome ciało. Klatka piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała. Jinx spała.

- Wymiar Magii - powiedziała cicho Raven - Odbiera istotom magicznym moce.

- I TERAZ nam o tym mówisz?! - wrzasnęłam na dziewczynę, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Nie wiedziałam - załkała cicho - Naprawdę nie wiedziałam...

- Możemy znaleźć inną drogę, możemy...

- Nie - stanowczo zaprzeczyła Raven - To jedyna droga.

- Skąd to wiesz? - prychnęłam - Przed chwilą mówiłaś, że nie wiesz gdzie jesteśmy.

- Tego wymiaru nie powinno tu być - dziewczyna otarła łzę - Powinniśmy być teraz w Wymiarze Mentis. Ktoś zamienił ich miejsca.

- Tak się w ogóle da? - zapytał Beast Boy, bacznie przyglądając się Raven.

- Znam jedną istotę, która potrafi naginać wymiary w ten sposób - ciemnowłosa zmarszczyła brwi - I uwierzcie mi. Lepiej żebyśmy jej nie spotkali.

Od autorki:

Na początek chcę podziękować za tysiąc wyświetleń. To już drugi raz, gdy taka liczba pojawia się na moim profilu i jestem Wam za to bardzo wdzięczna <3. Po drugie mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał. Po trzecie... chyba nie ma po trzecie. Miłego dnia!

RavenVo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro