#1 Siostry
Wrześniowy wiatr zawiewał mi włosy na twarz. Mogłam wyczuć ostatnie promienie Słońca, które leniwie sunęło ku zachodowi. W oddali słyszałam pojedyncze kroki ludzi, którzy tak jak ja przyszli odwiedzić bliskich. Na ziemi kłębiły się pojedyncze liście, które spadły ze złocistych drzew. Wieczór był niewątpliwie piękny. Mimo to nie byłam w stanie zdobyć się na uśmiech.
Moje buty stukały głucho o brukowany chodnik. W rękach trzymałam małą wiązankę. Wzrok miałam zwrócony ku ziemi. Po chwili marszu dotarłam do marmurowego grobu, przyozdobionego kolorowymi kwiatami i świecami, oświetlającymi przestrzeń. Podeszłam bliżej i złożyłam kwiaty tuż obok napisu "Wallece Rudolf West". Mimo, że chciałam być silna, do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. Usiadłam na ławce obok grobu. Płakałam coraz głośniej. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nikt nie przyszedł tu, aby go wspomnieć. Nikt się nigdy nie dowie o jego poświęceniu. Tak jak nikt nie dowiedział się o poświęceniu Tuli i śmierci Jasona.
W głowie miałam tysiące myśli, chciałam mu tak dużo powiedzieć... a mimo to z moich ust wydobywał się tylko szloch. Jak mogłabym mówić do pustej trumny? Pochowali go bez ciała. A ja głupia siedzę teraz i płaczę, podczas gdy Wally... on jest daleko. Nie wróci. Muszę się z tym pogodzić. Dalej Tigress. Weź się w garść. Płacz na nic się tu nie zda. Przeszedł mnie zimny i bardzo nieprzyjemny dreszcz.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Drgnęłam, a moje dłonie zacisnęły się w pięści. Czekałam na ruch przeciwnika.
- Przykro mi - odezwała się Jade zaciskając swoją dłoń mocniej.
- Czemu? Nawet go nie znałaś - nie spojrzałam na siostrę, tylko wciąż uparcie wpatrywałam się w grób.
- Wiem - odrzekła - ale ty go znałaś. To mi wystarcza. Jesteś w końcu moją siostrą, czyż nie?
- W sumie... - zamyśliłam się. Odwróciłam wzrok od marmuru i spojrzałam w niebo. Tańczyły na nim odcienie różu, pomarańczu i granatu, który powoli opatulał wszelkie inne kolory. W oddali widziałam wschodzący Księżyc. Wieczór taki jak ten zdarzał się rzadko. Albo to ja nigdy nie zwracałam uwagi na zachody Słońca. Żyjąc w ciągłym pośpiechu i niebezpieczeństwie nie miałam czasu na podziwianie nieba. Nie wiem czy tego żałowałam. Wiem tylko, że w tym momencie całą moją uwagę pochłonęły złote chmury leniwie sunące na purpurowym tle. Nagle coś sobie uświadomiłam. Skierowałam się ku Jade.
Jej twarz była ponura. Oczy zdawały się być puste i jeszcze bardziej czarne niż zazwyczaj. Były podkrążone. Wyglądała tak jakby od wielu dni nie zaznała snu. Na policzku widniał fioletowy siniak.
- Jade, co ci się stało?
- Ja... ja... czuję się tak głupio, że muszę cię o to prosić - głos jej się załamywał. Nie poznawałam własnej siostry - To Lian. Ona... jest ciężko chora. To przez te kosmiczne anomalie. Była na nie wystawiona. Nie wiem jakim cudem to się stało... W ten dzień kiedy umarł Wally i świat został ocalony ona była z matką. Była za blisko tych kosmicznych generatorów czy cokolwiek to było. Odbiło się to na jej zdrowiu. Od początku chorowała, wiesz to przecież.
- Wiem. Ale co to wspólnego z tym? - dotknęłam palcami jej policzka. Na twarzy Jade pojawił się grymas.
- Próbowałam znaleźć lekarstwo. Musiałam wyciągać informacje siłą. Wiem co teraz sobie myślisz. Ale zrozum, że nie każdy ma tyle pieniędzy i szczęścia co Batman czy Wonder Woman. Ja i Roy musimy radzić sobie inaczej. I nie mów, że otrzymalibyśmy pomoc. Wszyscy się nas wyparli. Jego odtrąciliście wy, a ojciec w końcu uznał, że nie jestem mu potrzebna, a dziecko to mój problem. Więc szukałam informacji o leku wszędzie. Ochrona była dobra. Walki były trudne. A leku i tak nie znalazłam.
- Jade, ja nie wiedziałam - wyciągnęłam dłoń, by położyć ją na ramieniu siostry, ale ta stanowczo odtrąciła gest.
- Jak miałabyś wiedzieć? - spojrzała mi prosto w oczy. Znowu przeszedł mnie dreszcz - Mimo to udało mi się zdobyć jedną informację. Byłam wtedy w Starling City. Powiedzieli, że we Francji niedaleko Paryża zaczęto produkować lek na anomalię. Nie wiadomo czy działa. Jest dopiero w fazie testów. Ale to moja jedyna nadzieja. Temmie musisz mi pomóc. Błagam. Wiem, co o mnie myślisz, ale zrób to dla Lian.
Moje myśli zaczęły się ze sobą kłócić. Nie chciałam znowu działać poza prawem. Z drugiej strony Jade była moją siostrą. A i Lian w niczym nie zawiniła. Pogrążyłam się w myślach. Siostra wciąż patrzyła na mnie czekając na odpowiedź. Jej twarz pełna była bólu i smutku, ale w jej oku dostrzegałam niewielki płomyk nadziei. Nadziei, że pomogę jej ocalić córkę. Jej całe życie.
Odkąd Jade urodziła Lian zmieniła się. Może ona tego nie dostrzegała ale ja tak. Bardziej troszczyła się zarówno i życie innych jak i o swoje. Przestała tak ryzykować. Musiała wziąć na siebie obowiązek wychowania córki bez ojca. Szukała Roya wszędzie. Kiedy go znalazła po pewnym czasie znowu zaczęli być razem. Nie wiem czy ze względu na starą miłość, małżeństwo czy córkę. Kiedy "umarłam" Jade za wszelką cenę chciała mnie pomścić. Właśnie. Zrobiła coś dla mnie.
- Rozumiem - odezwała się po chwili Jade robiąc kilka kroków wstecz - Też nie chciałabym mieć do czynienia z kimś takim jak ja.
- Jade! - krzyknęłam za nią - Pomogę ci.
Od dawna nie widziałam na jej twarzy tak szczerego uśmiechu.
Od autorki:
Pierwszy rozdział mojej pierwszej książki na Wattpadzie jak i pierwszego opublikowanego Fanfiction. Enjoy :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro