3: Chcę zniknąć
Wjechaliśmy na najwyższe piętro.
Trzymałam Nari mocno za rączkę gdy szłyśmy długim korytarzem do drzwi po prawej stronie.
Ochroniarz wpuścił mnie do środka.
Za dębowym biurkiem siedział dobrze mi znany menager Stray Kids.
-Witam panią. Proszę usiąść- wskazał na fotel przedemną.
Postawiłam przy nogach nosidełko z Mią a Lily wzięłam na kolana.
-Zanim zaczniemy, pozwoli pani, że moja sekretarka zajmie się na chwilę dziećmi. Chciałbym aby nasza rozmowa odbyła się w jak najmniejszym gronie.
Do biura weszła kobieta w średnim wieku a ja z wielkim zaufaniem przekazałam jej swoje dzieci.
Nari chciała zostać ale uprosiłam ją aby poszła z panią.
-Słucham o co chodzi?- zapytałam gdy zostaliśmy już sami w pomieszczeniu (nie licząc ochroniarza przy drzwiach).
-Dosłownie parę minut temu powiadomiono nas o zniknięciu nowo nabytych, brylantowych naszyjników dla naszego zespołu. Przepytaliśmy personel oraz przeszukaliśmy wszystkich jednak nic nie znaleźliśmy. Jedna z pracownic powiedziała nam, że prócz nich na miejscu zdarzenia była też pani. Poleciłem aby jeden z ochroniarzy zatrzymał panią przed wyjściem abyśmy mogli na spokojnie porozmawiać.
-Czyli mam rozumieć, że sugeruje mi pan kradzież?
-Niestety jest pani w gronie podejrzanych.
-Ja niczego nie ukradłam- zaprzeczyłam od razu.
-Ja rozumiem, i nie osądzam pani lecz konieczna jest rewizja. Czy zgadza się pani jej dokonać?
-Oczywiście- westchnęłam.
Mężczyzna gestem przywołał ochroniarza bliżej nas.
-Proszę wstać- rozkazał mi.
Przeszukał moje kieszenie lecz nic w nich nie znalazł. Zaczął zaglądać do mojej torebki. Szperał w niej dłuższą chwilę, aż w końcu na jego twarzy pojawił się zwycięski uśmieszek.
Z dumą wyjął kosztowny naszyjnik obracając go delikatnie w palcach i ukazując go swojemu przełożonemu.
-Mamy naszego ptaszka- szepnął i posłał mi groźne spojrzenie.
-Ale..ja..- zaczęłam się jąkać gdy zaraz wyciągał kolejne kolie.
-Przykro mi proszę pani- westchnął menager- znaleźliśmy nasze przedmioty w pani torebce co jest wyraźnym dowodem pani winy.
-To nie ja!- krzyknęłam- nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego!
-Panno Bang proszę zachować spokój.
-Ktoś musiał mi to podrzucić! Przysięgam.
-Proszę natychmiast przestać!- wrzasnął uderzając pięściami o stół.
Uciszyłam się natychmiastowo i na nowo zajęłam swoje miejsce.
Menager ochłonął wypuszczając mocno powietrze z ust.
-Niestety- wysapał- jestem zmuszony panią zawiesić.
-Co?- szepnęłam.
-Jako iż jest pani na zwolnieniu macierzyńskim nie mogę pani zwolnić. Lecz po powrocie z urlopu proszę się nie spodziewać, że pani posada będzie jeszcze czekać- mówił chłodno.
-Nie..
-Zakończyliśmy rozmowę, proszę wyprowadzić ją- rozkazał.
Facet wziął mnie za ramię i wyszliśmy. Zostawił mnie samą na korytarzu.
Na trzęsących się nogach usiadłam na pobliskim krześle.
Jak to możliwe, że te naszyjniki znalazły się akurat u mnie?...
To nie moja wina...
Ale jednak to ja jestem ukarana za czyjś wybryk...
To jest... po prostu nie sprawiedliwe.
-Mama!- usłyszałam z oddali.
Moim oczom ukazała się Nari, która podbiegła do mnie i przytuliła mocno. Za nią szła sekretarka z nosidełkiem. Postawiła je obok i odeszła kłaniając się.
-Mama płacze?- zapytała Lily dotykając mojego policzka.
-Nie, nie ja wcale nie płaczę- starłam mokre ślady, których nawet nie zauważyłam jak powstały- chodźmy z tąd.
Pociągnęłam nosem i wzięłam małą za rękę.
꧁𑁍꧂
Po wejściu do domu, aby nie martwić więcej Nari udawałam, że wszystko w porządku.
Przez cały dzień bawiłyśmy się razem w 3 (no z małą przerwą na 2 drzemki Mii). Chciałam zapomnieć o tym co stało się parę godzin temu.
Gdy nadeszła godzina spania umyłam obydwie dziewczynki a później zajęłam się usypianiem ich.
Z Mią było mi dość trudno ponieważ mocno płakała lecz po dobrej godzinie zasnęła.
Gdy poszłam do pokoju Nari aby poczytać jej obiecaną bajkę, zobaczyłam jak śpi z książką na poduszce.
Nie wytrzymała..
Podeszłam tylko aby przykryć ją szczelniej i zgasić lampkę.
Pocałowałam ją w czoło wychodząc zamknęłam drzwi.
W kuchni odetchnęłam I nalałam sobie wody do szklanki.
To nie był najlepszy dzień...
Byłam zmarnowana i dobita.
Przetarłam oczy.
Jak to się wogóle stało z tymi naszyjnikami?
Nie mam pojęcia kto to zrobił ale mam ochotę ukręcić mu łeb.
Czemu to zrobił?
Czym mu zawiniłam?
Nic z tego nie rozumiem...
Spojrzałam na zegar tykający na ścianie. Dochodziła 22... Chana dalej nie było.
Stwierdziłam, że pójdę się umyć a potem ewentualnie poczekam na niego jeszcze parę minut. Jeżeli do 23 nie wróci pójdę spać.
Wzięłam szybki prysznic, który ukoił moje zszargane nerwy. Umyłam zęby I nałożyłam krem na noc dla skóry twarzy.
Z ręcznikiem na głowie wyszłam z łazienki. W tym samym momencie doszedł do mnie płacz z sypialni.
Mia się przebudziła.
Gdy weszłam do środka przez chwilę się uspokoiła ale potem dalej zalała się łzami.
-Może ma kolkę?- pomyślałam gdy wzięłam ją na ręce.
Pomasowałam jej brzuszek, kołysając w ramionach.
-Ciii..- szeptałam aby znów Zasnęła.
Trochę mi to zajęło niestety.
Odłożyłam ją do łóżeczka gdy wybiła 23.
Zeszłam jeszcze szybko na dół aby zgasić światło i po drodze zgarnęłam telefon z przedpokoju.
Gdy miałam iść na górę, nagle zadzwonił.
To Mama.
-Tak, słucham?- odezwałam się po polsku.
-Y/N kochanie myślałam, że nie odbierzesz ze względu na późną godzinę.
-Jeszcze nie śpię. Czemu wstałaś tak wcześnie? U was jest dopiero 7 a mamy weekend- podrapałam się po karku.
Usłyszałam westchnięcie w słuchawce i pociągnięcie nosem.
-Jak się czujesz? Co u dziewczynek?- jej głos zadrżał.
-Wszystko dobrze. Mamo dzieje się coś? Wszystko w porządku?
-Y/N ja.. muszę ci coś powiedzieć- ledwo już mówiła przez zaciśnięte gardło.
-Czy ty płaczesz?- zaniepokoiłam się.
-Skarbie posłuchaj mnie uważnie.
-Mów.
Długa cisza...
-Jesteś tam?
-Babcia.. zmarła..- wypaliła.
Momentalnie cała krew ze mnie spłynęła a ja byłam biała jak papier. Zrobiło mi się zimno..
-Co..- szepnęłam.
-Przed godziną... wezwano mnie do szpitala.. Nie czuła się najlepiej od paru dni.. aż w końcu odeszła..
-Nie..
-Y/N jest mi tak przykro, że to ja musiałam Ci to powiedzieć.
-Nie..- ciepłe łzy zaczęły mi spływać po policzkach- to się nie dzieje..
-Też nie mogę się z tym pogodzić.
-CZEMU!?-krzyknęłam nie zważając na śpiące dzieci.
-Uspokój się- prosiła Mama.
-NIE!
-Y/N proszę!
-To nie jest prawda!
-Kochanie..
Rozłączyłam się I rzuciłam telefon na podłogę.
Gorzko płakałam na zimnej posadzce w korytarzu przy schodach.
Brakowało mi tchu tak bardzo łkałam.
Moja ukochana osoba.. Nie ma już jej..
-Babciu..- jęknęłam i znowu ryczałam.
Drżałam i miałam gęsią skórkę. Bolało mnie w klatce a głos miałam zdarty. Niewyobrażalne cierpienie ogarnęło moją duszę i ciało.
Nie dość, że cała ta sytuacja w pracy to teraz to.. I to jednego dnia.
Los mnie nie nawidzi.
Mam ochotę coś rozwalić.
Bezradna siedziałam na ziemi wylewając ostatnie łzy.
Spuchnięte oczy zaczęły piec.
Poszłam do salonu po chusteczki aby wytrzeć zasmarkany nos.
Zużyłam praktycznie połowę opakowania.
Zdecydowanie do jednych z najgorszych uczuć jest utrata bliskiej osoby.
Już nigdy jej nie spotkam, nie przytulę, nie usłyszę jej głosu ani nie poczuję zapachu.
Z czasem wszystkie wspomnienia z nią związane zatrą się w mej pamięci a ja nie będę już tak płakać.
Poprostu zapomnę...
Nie chcę tego.
Kocham cię babciu.. I tęsknie za tobą...
Leżąc na kanapie I opłakując swoją sytuację usłyszałam jak drzwi zostają odkluczone i ktoś wchodzi do domu.
Po cichu zdejmuje buty i dokłada płaszcz na wieszak a potem wchodzi do pokoju.
-Y/N?- woła cicho Chan.
Unoszę się do siadu patrząc na niego.
Na mój widok lekko się przeraża i podchodzi bliżej.
-Dlaczego płaczesz?
Milczę.
-Czy to przez to co stało się w pracy?
-Już wiesz?
-Oczywiście i nadal nie mogę w to uwierzyć. Chciałem zadzwonić ale nie mogłem. Przepraszam cię
-W porządku- przecieram oko.
-Wszystko będzie dobrze jakoś to wyjaśnimy.
-Nie, nie będzie!- zdenerwowałam się- tu nie chodzi tylko o pracę.
-To o co jeszcze? powiedz mi, tylko proszę już nie krzycz.
-Babcia nie żyje..
Otworzył szerzej usta i oczy.
-O mój Boże...-zakrył twarz ręką.
-Nie na widzę Życia..
-Nawet tak nie mów!- pogroził mi i wziął w objęcia.
Brakowało mi tego..
Bliskości.
Jego tulasy zawsze poprawiały mi humor.
Mężczyzna gładził włosy wytatuowaną ręką i mocno przyciskał mnie do siebie.
Jego perfumy łaskotały mnie w nos.
-Tak bardzo mi przykro- mówił.
Nie odpowiadałam tylko bardziej się wtuliłam.
Miałam już dość...
Chcę zniknąć...
꧁𑁍꧂
Słowa (1315)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro