Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13: Dlaczego?

Z samego rana po włączeniu internetu w komórce, zalała mnie fala artykułów o wypadku Chrisa.

Każdy z reporterów wylewnie rozpisywał się nad zdarzeniem i o tym jak dzielnie mój mąż obronił własne dziecko.
Pisano też o moim udziale i niestety ale udostępniono mój wizerunek...

Teraz cały świat patrzył na mnie i na moją tragedię.

Dostałam mnóstwo wiadomości i telefonów od internautów w sprawie tej akcji ale zignorowałam je.

Zadzwonili też do mnie zmartwieni teściowie z zapytaniem jak z Chanem, czy już się obudził oraz czy jego obrażenia są poważne. Zapytali też o dziewczynki.

Musiałam im wszystko wytłumaczyć, jak doszło do wypadku oraz tego co dowiedziałam się w szpitalu.
Mama Chrisa zapewniła mnie, że gdy tylko uda jej się kupić bilety, wsiada w samolot i przylatuje do Korei.

Po zakończeniu rozmowy z nimi obudziła się Nari, której zrobiłam śniadanie i pomogłam się ubrać.

-A pojedziemy do taty?

-Tak, dzisiaj go odwiedzimy. Narysuj mu jakąś ładną laurkę to mu zaniesiesz.

Mała pokiwała głową i szybko pobiegła po schodach do swojego pokoju. Jej już nieco przydługi, ciemny warkoczyk- który zaplotłam, podskakiwał z każdym jej ruchem.

Pozbierałam brudne naczynia po śniadaniu i wrzuciłam do zmywarki nastawiając odpowiedni program.

Rozległ się dzwonek do drzwi.

Podeszłam je otworzyć a gdy już zobaczyłam kto za nimi stoi, przeżyłam nie małe zaskoczenie.

-Pani Bang?- zapytała młoda policjantka.

-Tak to ja. O co chodzi?

-Jest pani wezwana na przesłuchanie w sprawie potrącenia pana Christophera Banga jako świadek zdarzenia.

-Pójdzie pani z nami- tym razem odezwał się drugi, nieco starszy i umięśniony policjant.

-Ale..- już chciałam coś powiedzieć gdy przybiegła Nari.

Na widok policjantów skuliła się za mną i pobladła.

-Może pani zabrać ze sobą dziecko, zajmiemy się nią.

Mimo tego, że miałam ochotę zaprotestować to sztywno pokiwałam głową na zgodę I zabrałam torebkę oraz płaszczyk Nari.

Policjanci zaprowadzili nas do radiowozu i posadzili na tylnich siedzeniach.

Droga minęła nam w grobowej ciszy.
Przez cały ten czas, przytulałam do boku Nari, która ściskała w rękach rysunek dla Chana a po policzkach leciały jej łzy.

Po zaparkowaniu na parkingu przed posterunkiem poprowadzili nas do korytarza przed salami przesłuchań.

-Y/N Bang- wyłonił się z jednego z takich pomieszczeń mężczyzna wyczytując moje nazwisko.

Wtedy podeszła do nas ta sama policjantka, która przyjechała do naszego domu.

-Zaopiekuję się pani córką- zapewniła.

Wstałam z krzesła a potem ukucnęłam przed Nari.

-Kotku, pójdziesz z tą miłą panią na chwilę? Mama musi porozmawiać..

-Ja nie chcę- dygotała.

-Proszę cię, to tylko na chwilkę..

-Mamo nie zostawiaj mnie!- rzuciła mi się rozpaczliwie na szyję.

-Nie zostawię..- wyszeptałam- wrócę po ciebie..

-Hej..-zaczepiła policjantka- chciałabyś zobaczyć jak pracuję? Pokazałabym ci super miejsce- próbowała mi pomóc.

-Widzisz? chodź będzie fajnie..

Nari na początku skwasiła się ale wkońcu wzięła panią za rękę I poszła z nią w drugą stronę.

Ja skierowałam się na przesłuchanie.
Zajęłam czarne krzesło, i usiadłam przed szarym stołem.
Cały pokój był utrzymany tylko w tych kolorach.
Widziałam też lustro weneckie, za którym napewno obserwowało mnie paru komisarzy.

Wtedy do pomieszczenia wszedł mężczyzna, który mnie wywołał.

Położył na stole jakaś teczkę i usiadł naprzeciw mnie.

-A więc, pani Bang, jest pani małżonką poszkodowanego. Była pani na miejscu wypadku męża tak samo jak córka.

-Tak- potwierdziłam.

-Czy mogłaby pani mi opisać okoliczności tego zdarzenia? Jak do tego doszło?

Westchnęłam głęboko zanim zaczęłam opowiadać.

-Nasza starsza córka- Nari, zniknęła z placu zabaw. Zaczęliśmy jej szukać w okolicy, zauważyliśmy ją dopiero na ulicy. Mąż już do niej podchodził gdy rozpędzony samochód jechał w stronę dziecka. Gdy ją ratował, sam został potrącony... i.. - Nie mogłam powstrzymać łez na samo wspomnienie- przepraszam..

Policjant pokiwał tylko głową, wyciągając z kieszeni paczkę chusteczek i mi ją podał.

Wytarłam oczy i pociągnęłam nosem.

-Czy sprawca udzielił pomocy pani mężowi?

-Nie, odjechał zaraz po incydencie. Nawet nie mam pojęcia, kto to był.

Zanotował coś na papierach.

-Jest jeszcze jeden szczegół tej sprawy...

Zatrzymał długopis w połowie pisania zdania i skupił na mnie całą swoją uwagę.

-Gdy potem rozmawiałam z córką... mówiła coś o kobiecie, która wyprowadziła ją z placu zabaw na ulicę. Kazała jej za sobą iść aż tam.

-Czy podejrzewa pani, kto to mógł być?

-Nie..

Znów pokiwał głową, zrobił notatkę i zamknął teczkę.

-Przejżelismy nagrania z kamer publicznych z tamtego miejsca. Po odczytaniu rejestracji pojazdu udało nam się namierzyć i aresztować osobę odpowiedzialną za wypadek pani męża.

Na jego słowa otworzyłam szerzej oczy.

-Zaraz ją tu przyprowadzę abyście porozmawiali- odparł I wyszedł zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.

Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko i skutecznie udało im się to załatwić. Minęły ledwie 24 godziny od wypadku.

Czekałam, odbijając nogą z nerwów aż przyprowadzą tego kogoś...

Kiedy otworzono wejście, uniosłam spojrzenie.

Moim oczom ukazała się skuta w kajdanki.... Park Lien.

Muskularny facet posadził ją naprzeciwko mnie, przykuł do stołu a następnie stanął z boku.

Patrzyłam z niedowierzaniem na młodą dziewczynę, która z mordem w oczach lustrowała mnie od góry do dołu.

Nie miałam słów na nią.

Jej osoba rozczarowała mnie jeszcze bardziej.

-Znów się spotykamy- warknęła.

-Dlaczego?...- wydusiłam.

Prychnęła i spojrzała w bok a potem znowu wbiła we mnie swoje ciemne jak smoła oczy.

-Miałam plan, okej? Chciałam Ci odbić męża. Ja miałam być na twoim miejscu, nie ty!

Jej odpowiedź tak mnie rozbawiła, że aż zaśmiałam się głośno.

-To nie jest śmieszne!- krzyczała- On miał być mój! Mój!

-Jesteś chora- wytarłam łzę rozbawienia.

-Chciałam zawalczyć o niego! Miałam zrujnować ci życie zabierając ci męża i pracę!

-A więc to ty podrzuciłaś mi te kolie..- wysapałam.

-Ze zdradą mi nie wyszło, był zbyt lojalny...- kontynuowała- Nie mam pojęcia, co on widzi w tobie.. cholernej- splunęła na blat- europejce.

-Czy ty jesteś wogóle poważna?- popukałam się w czoło- przez ciebie mógł zginąć!

-Pierwotnie to nie on był moim celem, tylko mała- uśmiechnęła się cwanie- to ja ją wyprowadziłam z placu zabaw, i to ja ustawiłam ją tam na ulicy.

Przysłuchiwałam się jej niepoczytalnym zwierzeniom z suchym gardłem.

-Wsiadłam w samochód, który stał za rogiem... miałam ją zabić... Ale wtedy on wyskoczył i wszystko zepsuł.

-Jesteś nienormalna...

-Jeśli nie może być mój, to będzie niczyj! Niech zginie w piekle! Życzę mu jak najgorzej! Chcę, żeby umarł!- wrzeszczała.

Jej widok mnie drażnił. Była niepoważna i zaślepiona przez swoje chore marzenia i cele.
Patrzyłam na nią wyniośle aż w końcu nie wytrzymałam, wstałam i wymierzyłam jej siarczystego policzka.

Policjant w rogu tylko się wzdrygnął jakby chciał zareagować ale w ostatniej chwili się powstrzymał.

Na mój ruch kobieta uspokoiła się zwieszając głowę w dół i zakrywając się kurtyną jasno brązowych włosów.

-Aż szkoda mi strzępić język na taką żałosną poczwarę jak ty- powiedziałam ponuro- niech cię tu zamkną i nigdy nie wypuszczą...

Wyszłam z sali ciężkim krokiem czego nikt mi nie zabronił.

Stukot moich butów odbijał się głucho od ścian korytarza.

Gdyby moje spojrzenie mogło ciskać gromy to tak właśnie by było.

Wkurzona jak nigdy dotąd odebrałam Nari od policjantki i wypuszczono nas z posterunku.

Park Lien, była niczym diabeł wcielony, nie wachajacy się użyć żadnych sposobów aby zdobyć to czego chce...

I to najbardziej mnie w niej przerażało...

꧁𑁍꧂

Japierdole już 3..


Słowa(1166)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro